______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 18.03.1994 ISSN 1067-4020 nr 99 _______________________________________________________________________ W numerze: Adach Smiarowski - Sceny z zycia malzenskiego i pozamalzenskiego Szymon Wlodarski - Fenomen emigracji Zbigniew Tyrlik - Medytacje Aleksander Matejko - Sukces edmontonskiej inwestycji w Polsce A. Guzik, J. Strzalka - Lepiej sie smiac niz plakac - Lista polskich kompaktow _______________________________________________________________________ Adach SmiarowskiSCENY Z ZYCIA MALZENSKIEGO I POZAMALZENSKIEGO ============================================= Winietka 1 ---------- Tlum kotlowal sie na sali, az tu nagle w srodku kotla zawrzalo i buchlo. Do huku trzyosobowego ensemblu "Wazowie" dolaczyl pomruk rozjuszonych samcow i pisk samic. Najpotezniejszy ryk wychodzil z gardla pana Cieciorki, ktory z werwa pral po pysku zastepce kierownika, magistra Szczypatego. Akcja odbywala sie w trakcie czegos w rodzaju tanga i zastepca kierownika nie mogl sie bronic, bowiem rece mial pelne pani Cieciorkowej, z ktora zdarzylo mu sie czule obejmowac. Nie mogl takze mowic, bo co otwieral gebe, to mu ja pan Cieciorka zamykal zrecznym sierpowym. A gdy sie pranie pana magistra zakonczylo, kibice ruszyli koic nerwy przy bufecie. - Strasznie zlomotany nasz Szczypaty! Ledwo dyszy. - Nalezalo mu sie. Moglby sie zachowywac kulturalniej i nie podszczypywac mezatki. - Mezatka czy nie, ale numer dobry. Chlop musi babe pilnowac na kazdej zabawie, bo zaraz mu cos na boku wywinie. W zeszlym tygodniu ksiegowy Labadek dostal po pysku od Cieciorki. - Co tam Labadek! Dwa tygodnie temu sam kierownik odjechal na sygnale. - Czego to ludzie po pijanemu nie nawywijaja. Magister Szczypaty koil nerwy eterycznie, spiac gleboko na sali zabiegowej miejscowego pogotowia ratunkowego. Chirurg niemrawo gmeral w chrzastkach magistrowego nosa. Cieciorkowa odwozila do domu Cieciorke, ktory ani byl pijany, ani potrzebowal ukojenia. - Dobrze mi poszlo. Nochala mu ubilem na plasko. Widzialas jak ten glupi pysk rozdziawial, szmaciarz jeden? - Zebys sobie tylko znowu palca ktoregos nie wybil. Musisz uwazac. Ktos jeszcze zostal? - W komisji byl ten wszarz Pieczatkowski. Kawal chlopa, bedziesz go musiala mocno trzymac. Tez glosowal przeciwko. Winietka 2 ---------- Tego dnia trzeba bylo zostac po godzinach. Pan Gegawy dojadl buleczke z drugiego sniadania i potulnie zabral sie za wypelnianie rubryk w fakturach kwartalnych. Bylo juz po siodmej wieczor kiedy wreszcie udalo mu sie wyruszyc do domu. Glod gral mu blyskotliwe solo na trzewiach. Malzonka pana Gegawego, pani Ziutka, przygotowywala sie wewnetrznie na przyjscie meza od godziny piatej, kiedy to obiad wystygl byl ostatecznie i cholera na spoznionego Gegawego wypelnila do sufitu watrobe, sledzione i pozostale kiszki zacnej pani Ziutki. O szostej trzydziesci obiad zostal schowany do lodowki, a po kuchni miotal sie tylko nobliwy zenski korpus wypelniony zloscia, ktora gladko zajela miejsce po dawno juz zimnym sentymencie, schlodzonym dodatkowo zwykloscia dnia powszedniego. - Acha! - znaczaco powitalo pana Gegawego. Po tym subtelnym wstepie pani Ziutka wytoczyla najciezsze kolubryny damskiej zgryzliwosci i jela sypac na glowe meza grad kartaczy utyskiwan, kul kasliwosci i bomb placzow i umieran. Pan Gegawy byl glodny. A pani Ziutka akurat umyslila sobie znecac sie nad nim do upadlego. Do upadlego Gegawego. Coraz to nowe uszczypliwosci wymyslala i ani na krok nie zblizala sie do kuchni. Pan Gegawy byl glodny nie na zarty. Spojrzal tesknie w strone lodowki zaslonietej wspaniala figura jejmosci, przelknal sline. Byl naprawde glodny. A glodny Gegawy to nie Gegawy najedzony. I gdy maltretowanie rozwijalo sie w najlepsze, zawarczalo w chlopie. Zgrzytnal, parsknal i tylem sie odwrocil. - Pozwolisz, mila - rzekl powoli i otworzyl szafe. Pani Ziutka ani myslala pozwolic. Pan Gegawy wyciagnal jej jesionke i podszedl z boku. Pani Ziutka byla nieco zaskoczona i chcac nie chcac pozwolila sie ubrac. - Wychodzimy. Pani Ziutka odzyskala wene dopiero w samochodzie. - Myslisz sobie, ze sie wylgasz, ze mnie uprosisz? Sam sobie idz do glupiej restauracji, ja sie nawet nie rusze. Nie rusze! Ha, ha! Kiedy skrecili w Karolkowa, pani Ziutka czemus zaniemowila. Pan Gegawy zaparkowal na chodniku i wylaczyl samochod. Wyszedl pierwszy i elegancko otworzyl drzwi zonie. Pani Gegawa wyszla dosc butnie i spojrzala w twarz meza ni to strasznie, ni to potulnie. Pan Gegawy byl glodny. - Pozwolisz? - podal reke pani Ziutce. - Dokad to? - zapytala, troche drzaco i niepewnie. Pan Gegawy nie odpowiedzial. Byl bardzo glodny. Weszli do bramy. Pani Ziutka czula sie dziwnie. Nerwowo trzymala sie ramienia meza i wpijala wzrok w jego ledwo widoczny profil. Na klatce bylo ciemno, ale pani Ziutce, wrecz przeciwnie, zaczynalo switac. Weszli na drugie pietro. Pan Gegawy zadzwonil do drzwi. Pani Ziutka miala nogi jak z waty i trzymala sie obiema rekami mezowskiego rekawa. Za drzwiami zaszelescilo, blysnelo swiatlo i po chwili pojawil sie pan Szczypinski. Stal w szlafroku, z rozdziawionymi ustami i wzrokiem utkwionym w panstwa Gegawych. - Szanowny panie Szczypinski - powiedzial grzecznie i cicho pan Gegawy. - Pan bedzie tak uprzejmy. Tu ujal delikatnie pania Ziutke i popchnal ja do srodka. - Uzywasz pan w polowie - rzekl ciagle cicho pan Gegawy - to uzeraj sie pan z laski swojej rowniez w polowie. Pan Gegawy schodzil powoli do samochodu. Byl bardzo glodny. Ale zadowolony. Winietka 3 ---------- Po latach staran, przesuwania papierow, wreczania bombonierek i podlizywania, pan Rypka otrzymal nagle skierowanie na wczasy pracownicze. Nie tylko, ze sam je otrzymal, ale pani Rypkowa nie otrzymala wcale. Gdy tylko wyparowal zapach perfum, ktorymi skropila sie na pozegnanie pani Rypkowa, pan Rypka jal srozyc sie okrutnie, rozgladac po autobusie i wietrzyc jak pies za suka. Takiez zamiary posiadal. Od skromnej mlodosci do ozenku pan Rypka nie wyszumial sie, bo zbyt byl jak ten Joziu, dla ktorego obce byly wyrazy milosne choc mial w sercu milosne zapaly. Nigdy nie byl tez odwazny wzgledem kobiet i pierwszy jego wyczyn na tym polu skonczyl sie tragicznie w okowach malzenskich. Od tamtego czasu zycie pana Rypki bylo jednym pasmem szczesliwego pozycia. Autobus dziwnym zrzadzeniem dotarabanil sie przed sam dom wczasowy "Piedzimezyk". Towarzystwo wczasowiczow powoli wygruzalo sie i podreczny majdan. Pan Rypka wykorzystal skwapliwie okazje i na sile pomagal uroczej blondynce, ktora wypatrzyl sobie za wczasu. Zostawil swa wlasna, skromna walizke w czelusci autobusu, w rece wzial damska walize sasiadki, puzdro, a na plecy zapodal podluzny worek z kieckami. Tak objuczony dotarl do pokoju pani, ktora sie w miedzyczasie przedstawila jako Lala. Pani Lala okazala wdziecznosc laskawym usmiechem, co nie przeszkodzilo panu Rypce wyglosic nastepujaca, przygotowana juz w autobusie, mowe: - O, piekna! Czuje sie ujmujaco. Czy pozwolisz, ze zaprosze cie na niezobowiazujaca kawe. - Kawe? - Kawe na lawe - zadowcipkowal pan Rypka. - Dzis wieczor, po kolacji. - No, nie wiem - ociagnela sie zwyczajowo pani Lala. - Moze po szostej. Pan Rypka odplynal z ta odpowiedzia. W poszukiwaniu autobusu zalazl na zaplecze i wcisnal sie od tylu do kuchni. Przy samych drzwiach siedziala panienka i obierala ziemniaki. Na ow widok, a jeszcze bardziej na niewidok pulchnej zawartosci wybrzuszajacej tu i owdzie powalany fartuch, pan Rypka zajarzyl sie jak 500 watowa jarzeniowka. - Ziemniaczki sie skrobie, acha! - Czego? - zapytala rzeczowo panienka, nie podnoszac wzroku znad michy. - Zginela mi waliza. Gdzie jest autobus? - rownie rzeczowo zapytal pan Rypka. Panienka oderwala sie na moment od zajecia, zeby poskrobac sie po glowie. Spojrzala przy tem na pana Rypke, ktory od tego spojrzenia rozkleil sie do reszty. - Nie wiem - odpowiedziala. - O, piekna! Czuje sie ujmujaco. Czy pozwolisz, ze zaprosze cie na niezobowiazujaca kawe. - Ze co? - Ze kawa. Dzis wieczorem bede na ciebie czekal. Jestem Edek. A ty? - Co cie to obchodzi? - Zycie bym dal, tak mnie obchodzi. Ale ty jestes Mariola. - No to co? - Mariola wzruszyla ramionami i wrocila do obierania ziemniakow. - Mariolu, a wiec po pracy? To znaczy o ktorej? - panu Rypce brak kooperacji nie przeszkadzal w wygrywaniu scenariusza do konca. Mariola podrapala sie po szyi. - O wpol do osmej - odparla po prostu. Pan Rypka znalazl swoja walizke u kierownika, zabral ja ze soba i roztasowal sie w pokoju na mansardzie. Wlozyl dresy i trampki i ruszyl sportowo na plaze. Wialo od zachodu i pan Rypka ciagnal lagodnym truchtem pod wiatr. Z jednego z koszy sciagnietych pod wydmy wystawala para nog. "Damskie!" - zawyl niezawodny instynkt pana Rypki i jeszcze niezawodniej skierowal Rypkowa busole na kosze. - Nie przeszkadzam? - zapytal pan Rypka wsadzajac glowe do kosza. - Bynajmniej - powiedziala co najmniej wieloznacznie zawartosc kosza. Rodzaj: zenski, znak szczegolny: okulary. - Jak tu przytulnie w tym koszu, nic nie wieje - gdakal pan Rypka i wsunal sie wraz z trampkami w sfere bezwietrzna. Zaraz tez naprezyl sie i zatokowal: - O, piekna! Czuje sie ujmujaco. Czy pozwolisz, ze zaprosze cie na niezobowiazujaca kawe. - Nie - brzmiala krotka odpowiedz. Po pietnastu minutach pan Rypka galopowal po plazy w strone domu wczasowego "Piedzimezyk". Z Dziunia mial randke na plazy, o dziewiatej. Przed kolacja pan Rypka zrobil piecdziesiat pompek, wzial prysznic i sporzadzil skrupulatny rachunek sumienia. "Trzy po trzy" - myslal sobie. - "Jest szansa, ze Rypka cos dzisiaj zahaczy." Zachichotal, zawarczal okrutnie i najezyl sie caly. Musialo to zrobic silne wrazenie na Mojrach, bo z tego wszystkiego rozwiazal im sie worek z niespodziankami. Po kolacji pan Rypka rozpytywal sie o kawiarnie. Nic nie bylo w poblizu, wiec pani Lala na takie placzliwe dictum postanowila zaparzyc kawe u siebie. W pokoju pan Rypka zabral sie do dziela jak filmowy amant, ale okazalo sie, ze pani Lala miala stargane nerwy i nie lubila czczej gadaniny. - Jestem kobieta czynu! - tak powiedziala. Przez najblizsza godzine pan Rypka przekonal sie na wlasnym ciele co to znaczy. Kiedy wybil kwadrans po siodmej, Lala miala na tyle ukojone nerwy, ze slodko zasnela. Pan Rypka tez nie byl od tego, ale pomyslal, ze na to bedzie mial jeszcze czas. Wymknal sie wiec cicho i nieco powloczac nogami poszedl do kuchni. Mariola siedziala na stolku i malowala sobie paznokcie. - Znalazles walize? - Znalazlem. - Dobrze. - Pojdziemy na kawe? Mariola zakrecila lakier. - Musze sie najpierw przebrac. Mariola miala sluzbowke w sasiednim budynku. Tam niespodzianie ukazala panu Rypce wszystko to, co mu sie tak podobalo pod usmotruchanym fartuchem. Okazalo sie tez, ze wyobraznia przewyzszala rzeczywistosc, a zamiar sily. Mariola miala dziwne wyobrazenia o miastowych. W zaden sposob nie byla kobieta czynu, wrecz przeciwnie, byla bezczynna, ale okazala sie rownie uciazliwa, a nawet ciezka. Oboje sie okropnie spocili. Mariola myla sobie twarz i pare innych detali. Pan Rypka skorzystal i wysunal sie na korytarz. W przeciwnym wypadku grozil mu dancing z Mariola w restauracji "Ludowa". Powlokl sie teraz nad morze i wkrotce swieza bryza orzezwila go na tyle, ze przypomnial sobie o randce w koszu. "Isc, nie isc" - myslal sobie. "Taka romantyczna i bron Boze inteligentna kobieta ta Dziunia, na pewno na serio nie przyjdzie." Tak sie pocieszal pan Rypka, niemniej postanowil zajrzec w kosze z czystej ciekawosci. Dziunia musiala miec podobny sentyment, bo wlasnie nadchodzila plaza. W reku niosla cieply koc. - Lubie siedziec noca nad morzem i patrzec w ksiezyc - westchnela marzycielsko gdy juz usadowila sie w koszu. Pan Rypka pomogl jej owinac sie kocem i sam tak jakos zasuplal sie tuz obok. Siedzieli czas jakis, a potem juz nie, bo Dziunia byla ogromnie romantyczna i jeszcze bardziej inteligentna. I po dlugiej, dlugasnej godzinie, jeszcze szukali okularow w piasku kolo kosza, ale pan Rypka malo juz na co reagowal. Nastepnego dnia pan Rypka nie pojawil sie na sniadaniu ani nawet na obiedzie. Pod wieczor wymknal sie z pokoju i kupil w pobliskim kiosku pocztowke, zaadresowal ja do zony i napisal: Pozdrowienia znad morza Edek P.S. Jest mi tu bez Ciebie bardzo zle. Adach Smiarowski ____________________________________________________________________ Szymon Wlodarski FENOMEN EMIGRACJI ================= Bedac jeszcze w kraju i uczeszczajac do liceum ogolnoksztalcacego nigdy ani ja ani moi przyjaciele nie przywiazywalismy uwagi do pojec polskiej kultury, folkloru i literatury. Oczywiscie lekcje jezyka polskiego wypelnione byly rozwazaniami i analiza calego okresu polskiej tworczosci literackiej, zaczynajac od "Bogurodzicy" a konczac na czasach wspolczesnych. Zajecia z historii rowniez poswiecone byly glownie sprawom polskim (prosze sobie wyobrazic, ze uczono nas o Cudzie nad Wisla). Nigdy jednak jako uczniowie nie zauwazalismy piekna i bogactwa naszej kultury, fascynowaly nas amerykanskie filmy i samochody, zachodnie produkty i zwyczaje. Bylo w modzie nie sluchac polskiej muzyki, uwazajac, ze to co najlepsze jest zachodnie. W jak wielkim bylismy bledzie. Czy bylo to zjawiskiem zwyklym dla mlodych ludzi? - nie sadze. Wiekszosc "doroslych" w owym czasie podzielala nasze poglady, a moze powinienem napisac odwrotnie, to my podzielalismy poglady starszych (pomijam cala polityke i sytuacje owczesnej PRL). Mlodzi, ktorzy wyrastali, tworzyli grupe ludzi, dla ktorych pojecie Polska, oznaczalo tylko codzienne zycie pozbawione kolorow hollywoodzkich bajek. Z pewnoscia i ja bylem taki sam, a zapewniam wszystkich, ze wtedy bez wahania oddalbym wszystko za motor Harley Davidson. Emigracja to czas zmiany i zycia w kompletnie innych warunkach. Czlowiek traci pewnosc rzeczy, ktore go otaczaja, pierwsze zderzenia z obca kultura, nieznanym jezykiem i zwyczajami powoduja, ze niektorzy czuja sie zagubieni. Zmienia sie spojrzenie na swiat, czlowiek poznaje nowe rzeczy i odkrywa u siebie nowe reakcje na otaczajace go srodowisko. Wtedy to rowniez siega po to co mu szczegolnie bliskie - polskie. Normalnym odruchem jest potrzeba tego co kiedys bylo znane, a teraz jest utracone. Kupujemy polskie gazety, smiejemy sie ogladajac po raz kolejny "Samych swoich", czytamy polskie ksiazki, posylamy dzieci do polskiej szkoly i harcerstwa. Wtedy to przypominamy sobie, ze juz kiedys cos takiego slyszelismy, ale nie zwrocilismy na to uwagi bedac w kraju. Dopiero po "stracie" danej rzeczy odkrywamy jej piekno, glebie i jakze odczuwalna dla nas bliskosc. Znam osobiscie wiele ludzi, ktorzy dopiero po wyjezdzie z kraju zaczeli interesowac sie polska ksiazka i filmem, polska historia i sztuka. Sam uwazam siebie za wlasnie doskonaly przyklad tytulowego "fenomenu emigracji". To czego bedac w kraju nie dostrzegalem, tu, z dala od ojczyzny odkrywam na nowo. Idac w przeszlosc jeszcze dalej, lektury licealne, ktorych nigdy nie przeczytalem, teraz doslownie "polykam", interesuje mnie polska literatura i historia (nie tylko ta z II WS). Przegladajac swoje ksiazki i notatki przywiezione z kraju co rusz natykam sie na nowe-znane fakty. Ostatnio wpadl mi w rece krotki dwuwiersz Mikolaja Reja: "Cudze chwalicie swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie" Hmm, jakze slusznie ujeta prawda zyciowa. Widac nie tylko moje pokolenie ulegalo tendencji zachwycania sie nad obcym, innym (czytaj: lepszym) zyciem. Emigracja zdaje sie byc pozytywnym czynnikiem powodujacym zapotrzebowanie na uswiadomienie sobie podstawowych pojec, co to jest ojczyzna, Polska, moja kultura, skad wyroslem, jakich mam przodkow. Mozna by zaryzykowac stwierdzenie, ze na emigracji ludzie staja sie lepszymi Polakami, lepiej poznaja swoje dziedzctwo narodowe i kulture. Czyz nie jest to zjawisko powszechne, nazwijmy to zjawisko "fenomenem emigracji"? Czyz emigracja nie powoduje "otworzenia oczu" i zauwazenia, ze filmy amerykanskie to po prostu kolorowe bajki, ze wiele obcych zwyczajow po prostu nam nie pasuje, ze nasze polskie Swieta Bozego Narodzenia to cos wiecej niz tylko Boxing Day, ze pojecie przyjaciela to dla nas cos wiecej niz "friend" w znaczeniu jezyka angielskiego, ze film "Rejs" to klasyka kina, a Mickiewicz nie byl wcale oderwany od rzeczywistosci poeta, ale wieszczem narodowym. Jako Polacy odziedziczylismy wielki skarb narodowy przeszlych pokolen, niezmierzone bogactwo artystyczne, sztuke europejska i ponad tysiacletnia historie. Nie powinno byc w nas miejsca na wstyd i kompleksy, ze jestesmy Polakami. Powinnismy byc dumni, ze z Polski pochodzimy. Oczywiscie nie ma regul bez wyjatkow. Sporo ludzi po wyjezdzie z Polski stara sie jak najszybciej zasymilowac z nowym otoczeniem, zapominajac o swoich korzeniach i tradycjach. Zjawisko nie tyle smutne co po prostu ludzkie, jacy jestesmy zalezy od nas samych i nikt nie daje nam prawa do oceniania innych. Ale... Artykul ten nie ma na celu nawolywania do negacji wszystkiego z czym spotkamy sie bedac na emigracji. Wiele dobrego mamy do zawdzieczenia Kanadzie i naprawde powinnismy zaliczac sie do ludzi szczesliwych, ktorym dane jest zyc w kraju Klonowego Liscia. Powinnismy tym bardziej wlaczac sie w zycie tego kraju dajac przyklad innym, moze troche niesmialym rodakom. A do czytania i studiowania polskiej literatury zachecam wszystkich goraco w zaciszu domowym kazdego z nas. Szymon Wlodarski ________________________________________________________________________ Zbigniew J. Tyrlik MEDYTACJE ========= ( Dla Wojtka Eichelbergera ) Siadam na ziemi. Powoli, powoli, staram sie wyprostowac kregoslup. Przed oczami szarosc sciany, to dobrze, nic wyraznego. swietlny ekran. teraz glowa, wyprostowac, osadzic, ulozyc rece. skupic sie na oddechu, wdech... wydech... jeden...dwa... Zaczynam byc swiadom otoczenia. Slysze jakies dzwieki, skrzypienie podlog, podmuchy wiatru. Pozwol temu przeminac, nie zatrzymuj mysli, obserwuj swoje mysli a nie zatapiaj sie w nie.. wdech...wydech.. jeden... dwa.. teraz wyrazniej dociera do mnie moja fizycznosc, uwieranie nog, napiecie grzbietu, zaciskanie podbrzusza, rownoczesnie narastajacy niepokoj, obawa ze ktos mnie zobaczy, obawa przed smiesznoscia.. pozwol temu przeminac, nadaj temu imie, spojrzyj w oczy i pozegnaj.. nazywam cie wstyd, wstyd placzacego, przerazonego dziecka... splycam oddech i zaczynam sie dusic... nie jestem malym chlopcem, ale wciaz pamietam jego wstyd... wdech..wydech..jeden...dwa... niepokoj.. niepokoj.. blizej niesprecyzowany, cos nie wyszlo, jakies niedookreslone plamy przed oczami.. boli, boli!!! jestem sam.. dlaczego nikt nie chce mi pomoc.. otwieram oczy i napotykam szarosc.. czuje wilgoc lez... fala ognia w zoladku zalewa zloscia.. dusze sie.. wdech..wydech.. coraz wyrazniej, coraz blizej aby dotknac tych slow i wreszcie je wykrztusic... rece spoczywaja na udach, zlozone w kolyske; nogi szeroko rozlozone aby zapewnic stabilna podstawe... obrazy z przeszlosci pojawiaja sie przed oczami, rownoczesnie powoli dociera do mnie powiew powietrza... mantra oddechu jest ogniwem laczacym nas ze swiatem.... zlosc ustepuje miejsca smutkowi, wiecej lez... ktos wchodzi do pokoju, powoli otwiera drzwi... wdech.. wydech...kolejny przystanek na trasie wspomnien... znacznie lzej oddychac, dopiero teraz powracaja zapachy... kwiaty i pot.. jestem w stanie doswiadczyc wyraznie palcow, skory twarzy i plecow.. posladki sa scierpniete, ale to dobre zmeczenie.. jestem w stanie rozciagac sie wydechem.. wdech...wydech...powolne kolo zycia... czas wracac, pochylam glowe w poklonie.. jak zawsze klaniam sie innym i sobie, klaniam sie wszystkim zyjacym istotom.. spogladam przed siebie, poprzez plomien swiecy opieram wzrok na twarzach bliskich., scierpniete nogi ledwo trzymaja mnie w pionie. wdech...wydech...i poklon przed nauczycielem. _zjt, Cleveland, 14.09.93 ______________________________________________________________________ Aleksander J. Matejko SUKCES EDMONTONSKIEJ INWESTYCJI W POLSCE ======================================== Niedawno goscilismy w Polsko-Kanadyjskiej Izbie Biznesu w Edmontonie pana Jelle Braaksma, kierownika dzialu miedzynarodowego w tutejszej firmie Northgate Trailer Industries Ltd. Firma ta istnieje juz od 1970-ego roku i specjalizuje sie w produkowaniu przenosnych pomieszczen mieszkalnych, glownie dla przemyslu naftowego. Pan Braaksma to bardzo sympatyczny Kanadyjczyk pochodzenia holenderskiego, ktory z entuzjazmem wyraza sie o stworzonym przez siebie i kolegow w 1992 roku przedsiebiorstwie Kan-Bud w Kakolewie kolo Leszna, gdzie pracuje juz 128 Polakow z powodzeniem dla nich samych (ich przecietny zarobek miesieczny wzrosl z Kan$ 125 - na poczatku - do obecnie Kan$ 250-350, plus Kan$ 20-25 premii za kazde terminowo zrobione zamowienie), a firma przynosi 30% lub wiecej zysku i szybko sie rozwija. Edmontonscy Polacy tez znalezli zatrudnienie w tutejszej siedzibie firmy i sa cenieni przez kierownictwo. O ile na poczatku 85% surowcow sprowadzano do Polski z Kanady, to teraz juz te wlasnie 85% zakupuje sie na miejscu; po prostu koszty przewozu sa zbyt wysokie, a zakupy w Polsce nie sa juz tak utrudnione. Cala rzecz w tym, ze zapotrzebowanie na przenosne pomieszczenia jest duze i wciaz rosnie (glownymi klientami sa inwestorzy zachodni w Rosji). Powodzenie w Polsce sklonilo firme edmontonska do rozszerzenia dostaw na inne czesci swiata. Zreszta wytwornia w Polsce jest wieksza od edmontonskiej i dalej sie rozwija (17 akrow powierzchni starczylo nawet na otwarcie na miejscu zyskownego sklepu z materialami budowlanymi oraz podnajecie czesci pomieszczen innym przedsiebiorcom). Trzeba bylo polski personel gruntownie przeszkolic, gdyz prefabrykowane pomieszczenia byly dla miejscowych ludzi czyms nowym; jednakze ci wlasnie ludzie latwo przyswoili sobie nowe umiejetnosci, sa lojalni i uczciwi; ci, co nie nadawali sie, poszli gdzie indziej, miedzy innymi dzieki temu, ze nasycenie okolicy firmami zagranicznymi rosnie. Liczba Kanadyjczykow pracujacych na miejscu zmniejszyla sie z pieciu do dwoch (ci ostatni wymieniaja sie) i wzajemne stosunki miedzy nimi i polska zaloga ukladaja sie bardzo dobrze, w czym pomocna jest polska para malzenska zatrudniona w charakterze kierownikow i pelniaca z duzym powodzeniem role lacznika. Wytwornie w Kakolewie czesto odwiedzaja cudzoziemcy z calego swiata i firma wyrobila sobie bardzo dobra marke nawet w Chinach. Intencja kierownictwa jest miedzy innymi dac przyklad konstruktywnego patronatu w sensie swiadczenia na miejscowe potrzeby (na przyklad dano materialy budowlane dla miejscowej szkoly). Inwestycja w Polsce stanowi dla omawianej tutaj firmy kanadyjskiej wrecz zasadniczy krok. Zaczeto we wczesnych latach siedemdziesiatych od naprawy ruchomych pomieszczen mieszkalnych glownie dla lokalnego przemyslu naftowego i dostarczania ich wlascicielom czesci zamiennych. Od 1973 roku rozpoczeto takze te pomieszczenia wynajmowac. Od 1976 roku firma przystapila do produkcji tych pomieszczen na wlasna reke. Wreszcie w 1992 roku sprobowano ze znakomitym wynikiem uruchomic produkcje w Polsce, i tutaj bardzo pomoglo przyjazne i pomocne podejscie ze strony miejscowych polskich wladz i ludnosci. Dla polskiego budownictwa przyklad dany przez Kan-Bud udowodnil, ze fatalna opinia miejscowa o budownictwie barakowym, zreszta uzasadniona, musi ulec zasadniczej modyfikacji. Zastosowanie nowoczesnych izolacji pozwolilo na zwielokrotnienie wartosci cieplnej scian. Jak sie okazuje, mozna budowac tanio i dobrze, bez poronionej koncepcji centralnego doprowadzenia ciepla z wielkimi jego stratami zarowno po drodze jak i na miejscu (na marginesie wspomne, ze obecnie w tysiacach mieszkan w Warszawie jest zimno glownie wskutek kryzysu wywolanego wielkimi zaleglosciami w placeniu za cieplo dostarczane centralnie). Moze pod wplywem przykladow dawanych miedzy innymi przez Kan-Bud zmieni sie wreszcie generalne podejscie do rozwiazania problemu mieszkaniowego w Polsce? Miejscowy personel w Kakolewie nawykl juz do norm jakosciowych wymaganych przez kanadyjskiego wlasciciela. Inne firmy na miejscu przeorientowuja sie w podobnym kierunku. W Polsce istnieje, zreszta czesciowo uzasadniona, podejrzliwosc w stosunku do zachodnich inwestorow. Z drugiej strony nie zawsze jest tym inwestorom latwo. W stosunku do funduszu plac firma ponosi 68% obciazenia podatkami i swiadczeniami. Zysk jest obciazony podatkiem czterdziestoprocentowym, i wprawdzie w przypadku eksportu ulega zwroceniu, ale dopiero po kilku tygodniach, co jest finansowo uciazliwe, bo bardzo zmniejsza plynna gotowke. W miare nasycania sie danego terenu inwestycjami trzeba placic ludziom coraz wiecej, aby zabezpieczyc dla siebie dobra sile robocza (tak w kazdym razie jest w Kakolewie). Kan-Bud chetnie werbuje sobie pracownikow zewszad w Polsce i nawet malej ich czesci (ok. 10 rodzin) podnajmuje wlasne pomieszczenia. Kanadyjscy inwestorzy przewiduja wielkie korzysci wlasnie z polskiej inwestycji, planujac eksport swych wyrobow z Kakolewa nie tylko na Wschod ale i do Afryki, krajow arabskich i jeszcze dalej. Ci inwestorzy cenia sobie polska sile robocza, goscinnosc i zyczliwosc, oraz dobra wole wladz terenowych. Na zakonczenie naszej rozmowy, ktorej tresc powyzej podsumowalem, J. Braaksma skierowal wyrazy zachety do przedsiebiorcow polskiego pochodzenia, aby podejmowali w Polsce podobnego rodzaju inicjatywy, zwlaszcza na prowincji, gdzie nieraz mozna znalezc bardzo korzystne warunki i mozliwosci, jak o tym swiadczy przyklad Kan-Budu wlasnie w Kakolewie. Niewatpliwie, znaczne zapotrzebowanie z zewnatrz na produkty Kan-Budu stalo sie glownym zrodlem sukcesu. Ale przeciez klienci nie byliby skorzy skladac zamowien, gdyby jakosc produktu byla licha, dostawy opoznialy sie, nie bylo zapewnionego uruchomienia urzadzen na miejscu dostawy (Kan-Bud to gwarantuje), lub gdyby kierownictwo bylo mierne fachowo. Kultura biznesowa Polski ciagle jeszcze pozostaje slaba i bardzo potrzeba na miejscu firm dajacych dobry przyklad, jak szkolic personel, stworzyc klimat wzajemnego zaufania miedzy przelozonymi i podwladnymi, reklamowac sie przede wszystkim autentycznie wysoka jakoscia produktu i uslug z nim zwiazanych, a nie tylko goloslownymi obietnicami, traktowac powaznie obowiazki przedsiebiorcy w stosunku do lokalnego srodowiska. Wizytacje firmy i rozmowe przeprowadzil na miejscu w Edmontonie Aleksander J. Matejko _______________________________________________________________________ "Tygodnik Powszechny" 44/1993, skroty red. niezaznaczone. LEPIEJ SMIAC SIE NIZ PLAKAC =========================== Z Costa-Gavrasem rozmawiaja Anna Guzik i Jan Strzalka TP - Kiedy po raz pierwszy zetknal sie Pan z "Mala Apokalipsa" Tadeusza Konwickiego i czy bez problemu wyrazil on zgode na zrealizowanie tego filmu? CG - Dosyc dawno przeczytalem jego ksiazke i od razu mialem ochote zrobic wedlug niej film. Skontaktowalem sie wiec z Konwickim, powiedzialem, o co mi chodzi - wtedy byla to jeszcze bardzo ogolna idea i uzyskalem zgode. Wczesniej duzo dyskutowalismy, wypilismy razem duzo wodki, ale Konwicki zgodzil sie, rzecz jasna, nie tylko ze wzgledu na te wodke. Mysle, ze zaakceptowal moja idee. - Mianowicie? - W powiesci pojawia sie idea wykorzystania samobojstwa - prywatnej, indywidualnej tragedii - do celow ideologicznych, dla "Sprawy publicznej". Jak mowi jedna z postaci, zarowno w filmie jak i w ksiazce: "Spraw, by twoja smierc na cos sie przydala". Zaintrygowalo mnie to. Spodobal mi sie poza tym ton ksiazki: zdesperowany humor, groteskowy, a jednoczesnie niezwykle sarkastyczny. To mnie urzeklo, a poza tym od dawna chcialem zrobic film o mediach. A dla mnie ten film mowi wlasnie o mediach. - Czwarta wladza? - Oczywiscie! Zwlaszcza media wizualne. Prosze zwrocic uwage, jak traktowane sa one nie tylko przez odbiorcow, ale nawet przez przedstawicieli innych mediow, ktore instynktownie wyczuwaja swoja podrzednosc. Na przyklad przed chwila okolo 15 dziennikarzy oczekiwalo na konferencje prasowa, a tu zjawia sie ekipa telewizyjna i zaczyna krecic swoj material. Mialo to trwac kilka minut, trwalo znacznie dluzej, ale dziennikarze z gazet czekali cierpliwie, bez sprzeciwu i nikt nawet nie usilowal przywolac telewizji do porzadku. Sami uznaliscie panstwo, ze oni sa wazniejsi, ze maja pierwszenstwo. - W jakim stopniu, Pana zdaniem, media manipuluja nasza swiadomoscia, na ile im sie poddajemy? - Mysle, ze uzalezniamy sie od nich coraz bardziej. Coraz bardziej ich sluchamy. Wkraczaja w nasze zycie i nie tylko staja sie podstawowym zrodlem naszych opinii, ale wrecz wplywaja na to, co sami myslimy o sobie. To odbywa sie w znacznym stopniu podswiadomie. - Czy "faszyzm mediow" uwaza Pan za najwieksza bolaczke wspolczesnego swiata? Czy nie mialby Pan ochoty na nakrecenie prawdziwej tragedii, takiej jaka obserwujemy np. aktualnie w b. Jugoslawii? - Skoro wspomnieliscie Panstwo o Jugoslawii, to moim zdaniem do tej akurat tragedii media przyczynily sie w duzym stopniu. A abstrahujac od ich roli w podsycaniu konfliktu, to prosze zanalizowac sposob relacjonowania wydarzen z tej wojny. Moim zdaniem jest on przejrzyscie koniunkturalny... Faszyzm mediow jest w tym wypadku tematem jak najbardziej zwiazanym z ta wojna... A wracajac jeszcze do kwestii wyboru ksiazki Konwickiego... Lubie w niej to, co we Francji nazywamy humorem Europy Srodkowej. I jesli polscy widzowie dostrzegaja jakies podobienstwo klimatu filmowej "Malej Apokalipsy" do sztuki waszego regionu, to dlatego, ze jest to film Europy Srodkowej. Nawet jesli w warstwie fabularnej filmu daleko odeszlismy od powiesci, to jednak w jego glebszej strukturze zachowalo sie wiele cech wspolnych. Poza tym moj wspolpracownik, [scenarzysta] Jean-Claude Glumberg jest Zydem pochodzacym z Polski... - Oprocz watku paryskich lewicowcow zahacza Pan tez o polskie srodowiska emigracyjne w Paryzu. Czy zna Pan te kregi? - Ja nie portretuje srodowiska emigracji polskiej w Paryzu. To epizody. Ale znam troche to srodowisko. - Czy Stan, glowny bohater, uosabia stereotyp polskiego uchodzcy? - Na pewno nie. - Pana film, pomijajac temat mediow, to rowniez groteskowy portret pokolenia Maja '68. Czy mozna powiedziec, ze Henri i Jacques, para glownych bohaterow, to w pewnym stopniu autobiograficzny portret Pana i Glumberga, czyli ludzi nalezacych do kregu lewicy, dzis z odrobina dystansu oceniajacych doswiadczenia mlodosci? - Jest oczywiscie cos z nas w tych postaciach, ale nie mozna powiedziec, ze sa to nasze portrety. - Czy zatem generacja francuskich lewakow, komunistow... - Nalezy tu dokonac istotnego zroznicowania. To jest film o pokoleniu lewicujacym. Ale trzeba zaznaczyc, ze lewacy, czyli goszysci, byli bardzo antykomunistyczni. To byly wrogie sobie grupy. Eksperymenty wschodnioeuropejskie pozwolily spojrzec socjalistom na komunizm w inny sposob i zrozumiec, czym on w istocie byl. Gdyby pewnego dnia komunisci francuscy doszli w Paryzu do wladzy, musieliby zagwarantowac, ze nie doprowadza do tego, co zrobili w Polsce czy tez w innych krajach. Nie mieliby przywileju stawiania nas przez zaskoczenie przed faktami dokonanymi. - Czy "Mala Apokalipsa" jest rowniez osobistym rozrachunkiem z Panskim doswiadczeniem lewicowym? - Jest to spojrzenie z dystansu. Nie sa to rozrachunki. Jest to spojrzenie sarkastyczne, dlatego ze wiele osob zyje w konflikcie z soba, w rozdarciu, sa pelni sprzecznosci. Ich dawne zycie, ich wiara, w konfrontacji z ich obecna filozofia przynosi im niejednokrotnie gorzkie poczucie zgody na zbyt wiele kompromisow. Mieli nadzieje, ze zmienia swiat, a ostatecznie sie do niego dostosowali. Chcieli stworzyc nowy porzadek na miare swego idealizmu, ale ich idealizm przegral z konformizmem. Nalezy zmieniac swiat, ale nie mozna go jednak zmienic gwaltownie. I nie mozna chyba zbyt wiele oczekiwac. - Jest Pan rozczarowany rzadami socjalistow we Francji? - Wielu Francuzow jest rozczarowanych. Ja rowniez. Ale jesli mam mowic powaznie, to uwazam, ze rzad socjalistyczny zrobil duzo dobrego dla Francji, choc niewatpliwie nie spelnil wszystkich swoich obietnic i oczekiwan... Niestety. - Czy w rzeczywistosci ocenia Pan rownie surowo pokolenie '68 jak uczynil Pan to w przerysowanej karykaturze, jaka jest "Mala Apokalipsa"? Czy wszyscy oni to albo idioci albo hipokryci? - Nie mowie, ze to idioci. - Nie twierdze, ze Pan tak mowi, ale prosty widz tak interpretuje postacie bohaterow... - Nie, to niekoniecznie hipokryci. To ludzie, ktorzy zamiast tworzyc historie, a takie mieli przeciez ambicje, poddali sie jej biegowi. - Panska "Mala Apokalipsa", ostra satyra na "kawiorowych socjalistow" we Francji, to troche odgrzewany temat... - Nie robie reportazy. Nie robie tez komentarzy do aktualnosci politycznych. Ani filmow historycznych, co zaznaczam, bo i z takimi opiniami sie zetknalem. Film z trudem nadaza za biezacymi wydarzeniami, te role spelnia telewizja. - Sadzi Pan, ze farsowa konwencja filmu bardziej przystaje do ducha czasu, w ktorym przyszlo nam zyc? - Nie robilbym z takich stwierdzen dogmatu. Wydawalo mi sie, ze w tym momencie i dla tego tematu jest to konwencja najwlasciwsza. We Francji powiada sie, ze z pewnych spraw lepiej sie smiac niz nad nimi plakac. I jest to idea, ktora przypadla mi do gustu. - Ale efekt jest dosc kontrowersyjny, szczegolnie kiedy dochodzi do sceny licznych samospalen na placu sw. Piotra. - Hmmm, plac sw. Piotra... Nie traktujmy pojawienia sie tego miejsca w filmie jako obrazoburstwa. Wiem, ze Papiez jest waszym bohaterem narodowym. Ale plac sw. Piotra dla mediow jest chyba najbardziej widowiskowym miejscem swiata i jesli chcialem, robiac film o mediach, uzyc pewnej metafory, to miejsce doskonale nadawalo sie do tego celu. Jesli natomiast wyczuwacie panstwo w tej scenie troche ironii, to moze rzeczywiscie sie ona tam pojawia. Ta ironia jednak dotyczy calego zachodniego swiata. Wyglaszamy niekonczace sie humanitarne przemowy, akcje i apele, a wiecej niz polowa ludzi na swiecie niezmiennie zyje w nedzy... Mowiac o Kosciele czy Papiezu nie mam oporu mowic o tym otwarcie, odczuwajac jednak do tej instytucji szacunek. Jestem agnostykiem, lecz pochodze z rodziny chrzescijanskiej i sadze, ze Kosciol moze odegrac wazna role w spoleczenstwie, ale kiedy wkracza w polityke, kiedy umacnia swoj integryzm, to jego oddzialywanie moze byc szkodliwe. - Moze zmienimy temat. Jakie kino Pan lubi, oprocz swojego? - Nie jestem w pelni przekonany, ze lubie swoje filmy. Lubie bardzo Woody Allena, rozsmieszyl mnie "Park jurajski" Spielberga, ale dlatego, ze jest to film kompletnie idiotyczny. - Czyli jako widza nie interesuje Pana tylko i wylacznie polityczne kino zaangazowane? - Nie wiem, co to jest kino zaangazowane. A wszystkie filmy sa w jakims sensie polityczne. Kiedy mamy do czynienia z publicznoscia, jest to akt polityczny. Kiedy mowisz publicznie jakiekolwiek glupstwo, to wkraczasz na obszar odpowiedzialnosci politycznej. - Czy w takim razie moglby Pan udowodnic swoja teze o wszechobecnosci polityki w filmie na przykladzie wspomnianiego juz "Parku jurajskiego"? - Smiejemy sie przez dwie godziny projekcji z kompletnych idiotyzmow, ale pozniej wielu wychodzi z kina z przeswiadczeniem o zagrozeniu zwiazanym z inzynieria genetyczna. Filmowa bzdura wplywa na zbiorowa swiadomosc. - Zastanawiam sie, czy kino polityczne, poza nielicznymi wyjatkami - jak np. Panskie dziela - zdola przetrwac. Ilu widzow to interesuje? Ilu rezyserow deklaruje zainteresowania tematem politycznym? Nawet artysci ze Wschodu, ktorych specjalnosc stanowilo kino polityczne, uciekaja w tematy nieskazone polityka - Kieslowski. - Jezeli chodzi o kino polityczne, to czesto bywa ono dobre. Ale znacie dobrze ten fenomen, ze ludzie, zwlaszcza stad, maja juz dosyc polityki. Ja wierze tylko w to, ze filmy sa dobre albo zle. Albo interesuja widzow, albo nie. Choc bywa, ze czasami i zle filmy interesuja publicznosc... - Dziekujemy. ----------------------------------------- Notka red. "Tygodnika Powszechnego": Costa-Gavras - rocznik 1933, jest francuskim rezyserem greckiego pochodzenia. Specjalizuje sie w kinie politycznym. Debiutowal filmem sensacyjnym "Przedzial mordercow" (1965). Swiatowy sukces przyniosl mu thriller polityczny "Z" (1969, nagroda specjalna w Cannes, Oscar dla najlepszego filmu zagranicznego) demaskujacy grecka junte wojskowa. W "Zeznaniu" (1970) jako pierwszy w kinie zachodnioeuropejskim ujawnia prawde o procesach stalinowskich (sprawa Slansky'ego). "Sekcja specjalna" (1975) jest opowiescia o kolaborantach francuskich z Vichy. W 1982 realizuje glosnego "Zaginionego" (Zlota Palma w Cannes), to z kolei oskarzenie chilijskiej junty Pinocheta. Aktualnie w Polsce wyswietlana jest "Pozytywka" (z 1990 r., nagroda Zlotego Niedzwiedzia na festiwalu w Berlinie), powiesc o faszystowskim zbrodniarzu wojennym; jego postac nasuwa skojarzenia z Iwanem Demjaniukiem, ktory mial byc "Iwanem Groznym" z Treblinki. 18.10.93. odbyla sie premiera najnowszego filmu Costy-Gavrasa - "Malej Apokalipsy". Nie jest to adaptacja powiesci Tadeusza Konwickiego. Powstal oryginalny scenariusz zainspirowany jedynie glownym tematem dziela Konwickiego, tj. samospaleniem sie bohatera. Tadeusz Konwicki, jeszcze przed premiera, powiedzial, ze bedzie to dzielo klotliwe. Spory moze bowiem budzic wszystko: poczawszy od swobodnego potraktowania literackiego pierwowzoru, przez satyryczny obraz polskiej emigracji w Paryzu, kpine z francuskich lewakow, az po final - zamiane Palacu Kultury i Nauki w Warszawie na plac sw. Piotra w Rzymie, gdzie przed kamerami telewizji, podczas audiencji papieskiej, ma splonac bohater. Tragedia zamienila sie w farse. Powstal film kontrowersyjny i budzacy namietnosci. I choc jest to, jak powiedzial przed premiera rezyser, historia francuskiej malej apokalipsy, to polskiego widza film zmusza rowniez do powaznego potraktowania tej komedii. ----------------------------------------- [Krotka notka przepisywacza dyz.: Filmy C.-G. maja niezwykly dar przekonywania i emocjonalnego angazowania widza. Poglady polityczne rezysera, jak wnioskuje, przesunely sie ostatnio nieco blizej centrum niz kiedys byly. Ale na naiwnosc polityczna, wydaje sie, nawet czas nie jest lekarstwem. Szczegolnie rozczulil mnie fragment o komunistach francuskich, ktorzy, gdyby wygrali wybory czy zdobyli wladze w inny sposob, cytuje: "musieliby zagwarantowac, ze nie doprowadza do tego, co zrobili w Polsce czy tez w innych krajach." J.K-ek] _______________________________________________________________________ LISTA POLSKICH KOMPAKTOW ======================== Ponizej prezentujemy liste nagran z muzyka polska dostepnych w jednej z firm z Mid-Westu (adres na koncu). Pomimo, ze lista ta ma charakter reklamy, zadecydowalismy sie ja - bezplatnie oczywiscie, ale tez bez zadnej gwarancji i odpowiedzialnosci - zamiescic w "Spojrzeniach", gdyz jakby nie bylo, jest to kawalek polskiej kultury. Z firma owa nic nas nie laczy. 2 Plus 1 18 greatest hits MSON 2 Alibabki Wesolych Swiat - Koledy MPNCD 202 Aya RL Sabotaz MCDLP 010 Bajm The very best of MIS 040 Bolter The best of MPNCD 158 Budka Suflera Cien wielkiej gory MAATZ 002 Czerwone Gitary The best of MPNCD 130 Ewa Demarczyk Live MWCD 015 Marek Grechuta Krajobraz pelen nadziei MPNCD 097 Ocalic od zapomnienia MPNCD 125 Anna Jantar Nic nie moze wiecznie trwac MPNCD 139 Krzysztof Klenczon Muzyka z tamtej strony dnia MPNCD 109 Kombi 15 Lat -- The best of MPNCD 090 Mira Kubasinska & Breakout Ogien MDIG 120 Kult Posluchaj to do ciebie MCD 002/91 Your Eyes MCD 6/91 Janusz Laskowski Kolorowe jamarki MPNCD 156 Lombard Welcome Home MADD 1001 Lady Pank Zawsze tam, gdzie ty MLP-3-CD Marcel & Herve Bardzinski Ensemble Wesolosc i radosc OMUS197052 Tanczmy do switu OMUS198992 Mazowsze / Slask Najpiekniejsza jest nasza ojczyzna MPNCD 146 Koledy - Christmas Carols MPNCD 010 Tadeusz Nalepa Bluesbreakout MPNCD 094 Niebiesko-Czarni Czy bedziesz sama dzis wieczorem MALCD 006 Czeslaw Niemen Enigmatic MDIG 108 Echa Ojczyzny Medley of popular folk and army songs MPNCD 088 Papa Dance Nasz ziemski eden MCD T-015 Perfect 1981-1989 MCDPL 005 1977-1991 Vol 2 MIS 021 Klaus Schultze Blackdance RCAR1806 Time wind RCAR1807 Skaldowie Greatest Hits Vol 1 MPNCD 101 Greatest Hits Vol 2 MPNCD 102 Jimmy Sturr & His Orchestra All in my love for you MCD LP 570 Piotr Szczepanik Ricercar' 64 Najwieksze przeboje MPNCD 157 T. Love Dzieci rewolucji 1982-92 -- The best of MPOMCD 017 Violetta Villas Napiekniejsze koledy MCDPL 049 Stasiek Wielanek i Kapela Warszawska Piosenki lwowskie i o Lwowie MPNCD 169 Mieczyslaw Wojnicki Zakochani sa wsrod nas MPNCD 165 Jacek Zwozniak Ragazza Da Provincia MJMC 05 Various Zlote Przeboje -- Vol 1 60s & 70s MIS 026 Zlote Przeboje -- Vol 2 70s & 80s MIS 027 Zlote Przeboje -- Vol 3 60s & 70s MIS 028 Bizony, Tajfuny, Dzamble, Nurt - 60s & 70s MALCD 005 Polish Folk Music: Mazowsze - Ukochany Kraj MPNCD 053 Polish Folk Music: Songs and music from Rzeszow Region MPNCD 049 Polish Folk Music: Songs and music from various Regions MPNCD 048 Polish Folk Music: Slask MPNCD 054 Polkas from Poland: The original melodies of Polka MPNCD 023 The Double Life of Veronika - By Zbigniew Preisner MSID 001 Dekalog - By Zbigniew Preisner MPOMCD 018 Echa Ojczyzny MPNCD 088 Zlote Przeboje '50-'60 Vol 2 MIS 044 --------------------------- Ceny w granicach 13-17 US $. Blizsze informacje od: World CDs Inc. 103 Wood Street Westerville, OH 43081, USA Phone: (614) 523-0691 Fax: (614) 267-4661. e-mail: cmoez@valhalla.cs.wright.edu ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Krzystek 1994. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.191.30), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 99____________________________