______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 14.05.1993 ISSN 1067-4020 nr 75 ________________________________________________________________________ W numerze: Jorge Luis Borges - Kilka wierszy Juliusz Fuss - Doktryna Franka Sinatry czyli mozg wyprany Andrzej Oseka - Trylogia a Szwejk Jurek Karczmarczuk - Kacik Kulinarny: Bitwa wokol ognia Leszek Zuk - Bajki dla doroslych: O zabie w ksiezniczke zamienionej ________________________________________________________________________ [Wybor z "Antologii Osobistej", Wyd. Literackie, Krakow, 1974. Przepisal, a potem skomentowal (za co z gory nieszczerze przeprasza) J.K_uk] Jorge Luis Borges KILKA WIERSZY ============= w tlumaczeniu Edwarda Stachury. Labirynt (El laberinto) -------- Nie bedzie nigdy wyjsciowych drzwi. Jestes we wnetrzu, a twierdza obejmuje wszelki punkt wszechswiata i, ni awersu, ni rewersu nie posiada, ni zewnetrznego muru, ni tajnego centrum. Nie oczekuj, ze niezlomnosc twej marszruty, co uporczywie sie rozwidla, co uporczywie sie rozwidla, miec bedzie kres. Z zelaza los twoj ukuty jak i twoj sedzia. Nie sadz, ze bedzie nacieral byk, co jest czlowiekiem i ktorego zadziwiajaca forma mnoga karmi przerazeniem gaszcze z niekonczacego sie utkane kamienia. Nie istnieje. Niczego sie nie spodziewaj, nawet w czerni zmroku najdzikszego zwierza. Zegar piaskowy (El reloj de arena) -------------- Jest dobrze, ze mierzy sie on przy pomocy iglicy, co w sloncu rzuca cien albo uplywem wody z rzeki tej, w ktorej Heraklit szalenstwo nasze zoczyl. Czas. Albowiem do czasu podobne jest jedno, a do przeznaczenia podobne to drugie: imponderabilne dziennego cienia smugi i nieodwolalny szlak wody wzdluz szlaku wodnego. Jest dobrze, lecz czas na pustyniach wynalazl inna substancje, skondensowana i gladka, ktora jakby zostala wymyslona na to, by odmierzac plyniecie czasu umarlych. Tak sie wylania alegoryczne urzadzenie z rycin encyklopedii, kalendarzy, przedmiot, ktory antykwariusze starzy zgodnie wypedza w popiolow domene: gonca nie do pary, mieczow bez ostrzy, zamazanego, calego w plamach teleskopu, sandalowego drzewa zzartego przez opium, podkladow kurzu, przypadku i nicosci. Ktoz nie zatrzymal sie przed tym ponurym i srogim instrumentem, co towarzyszy bogu i jego kosie, po prawicy, i ktorego ksztalty Duerer byl powtorzyl? Przez otwor w szczycie odwrocony stozek przesypuje drobiazgowa piasku materie, zloto stopniowo oddziela sie, by zapelnic wklesly krysztal swoim sypkim przestworzem. Jest jakas przyjemnosc w podpatrywaniu sekretu piasku, gdy slizga sie i stacza, a, kiedy juz ma spasc, wiruje i obraca sie z pospiechem, tak jak calkiem w ludzkim jest zwyczaju Piasek kolejnych cyklow jest ten sam niezmiennie, a jego historie nie mierzy sie granicami; tak wiec, pod twymi dobrymi lub zlymi losami, nie do zranienia wiecznosc podziwia sama siebie. Nie zatrzymuje nigdy sie kaskada. To ja sie wykrwawiam, nie krysztal. Bezkresny jest rytual ukladania o piasku piesni i z piaskiem zycie nasze sie zatraca. W tych uplywajacych spadaniem ziaren minutach jakby kosmiczny czas odczuwac mi sie zdaje: historie, ktora wiezi w swoich lustrach pamiec lub ktora Leta magiczna w niepamiec rozpuszcza. Kolumna dymu i kolumna ognia, Kartagina i Rzym, krwawy miedzy nimi boj, Szymon Mag oraz siedem stop ziemi, ktore krol saksonski norweskiemu ofiarowal: wszystko rozwloczone i pogubione zostaje przez te nieznuzona nitke wielolicznego piasku. Nie uratuje sie i ja, przypadkowy twor czasu, czasu, co zbudowany z materii jest nietrwalej. Morze (El mar) ----- Zanim sen (lub zgroza) poczal tkac mitologie oraz kosmogonie, zanim czas zaklinowal sie w dniach bylo juz i bylo zawsze morze. Kim jest morze? Kim jest ta istota porywcza i antyczna, podgryzajaca slupy globu, ktora jednym jest morzem i wieloma pospolu, i jest: otchlan i wiatr, i przypadek i iskra? Kto na nie spoglada, widzi je zawsze po raz pierwszy. Z tym zdumieniem, jakie wzbudzaja pierwotne zjawiska: urodziwe wieczory, ksiezyc, ogien plonacego ogniska. Kimze morze? Kimze ja? To mi bedzie wiadomym w ten dzien kolejny, co nastapi po agonii. Szachy (Ajedrez) ------ W swoim powaznym kacie gleboko zaszyci gracze manewruja powolnymi figurami. W srogim kregu do switu w szachu sa trzymani przez dwa kolory pelne wzajemnej nienawisci. Magiczna scisloscia promieniuja formy: wszechzbrojna krolowa, homerycka wieza, krol ostatni w szyku, skoczek lotna bestia, goniec skosny oraz napastliwe piony. Kiedy juz bedzie tak, ze gracze wyszli kiedy juz bedzie tak, ze czas ich zniszczyl, na tym sie pewnie nie skonczy ceremonial. Na Wschodzie owa wojna zaplonela, ktorej widownia dzis jest cala ziemia. Tak jak i tamta, ta gra jest nieskonczona. Delikatny krol, chytry pion, przekatny goniec, krwawa krolowa, wieza prostolinijna, tak po bialych, jak i po czarnych goscincach poszukuja sie i staczaja bitwy zbrojne. Nie wiedza tego, ze z gory prowadzona dlon gracza kieruje ich przeznaczeniem; i ze jest rygor, ktoremu niewzruszenie poddany jest ich tor oraz wolna wola. Takoz i gracz za wieznia sie liczy (autorem sentencji jest Omar) na innej szachownicy, tej z dni bialych oraz czarnych nocy. Bog wprawia w ruch gracza, ten zas figure. Jaki bog zza plecow Boga rozpoczyna fabule z pylu i czasu, i snow i agonii? Labirynt (Laberinto) -------- Zeus nie zdolalby rozsuplac kamiennych sieci, co mnie oplataja. Nie pamietam ludzi, ktorymi dawniej bylem; ide dalej znienawidzonym szlakiem wzdluz murow niezmiennych, co sa moim losem. Proste galerie zakrzywiajace sie w kregi niewiadome z uplywem lat. Balustrady poszczerbione opieraniem sie na nich codziennym. W zoltawym kurzu rozszyfrowalem slady, ktorych sie lekam. Powietrze przynioslo mi w popoludniach wkleslych jakoby zwierza ryk lub tego ryku echo pelne rozpaczy. Wiem, ze gdzies w cieniu jest ten Drugi, a jego cel to zameczac moje dlugie samotnosci tkajace i prujace Hadesu wlosci, i trwozyc moja krew, pozerac moja smierc. Szukamy sie wzajem. Oby to byl ten oczekiwania ostatni dzien. ------------------------------------------------------------------------ [Komentarz J.K_uka. W miare uplywu lat coraz czesciej zauwazam, ze aby sobie cos przeregulowac w glowie, np. nauczyc sie nowego algorytmu, nie wystarczy mi go przeczytac, musze to przepuscic na wylot, np. przepisac. Dedykuje wiec te moja prace tym, ktorzy pisza do nas, ze nie moga tracic czasu na przepisywanie. Bo dziwne, ale ja nie mam wrazenia, ze go trace, wrecz przeciwnie, *wykorzystuje*. Jestem wtedy Benedyktynem, jestem trybikiem, ktory dzieki sprzezeniu z innymi, wiekszymi, obrocil sie nieco wokol wlasnej osi. Poniewaz tamte trybiki sa wieksze ode mnie, niewiele im trzeba ruchu, aby mna zakrecic. A teraz jestem Borgesem i widze te nieprawdopodobna jednorodnosc jego tworczosci, widze, ze jego poezja i proza to jest *to samo*, zarowno w plaszczyznie skojarzen i alegorii, jak i bardzo glebokiej ontologii. Jestem Borgesowskim Ju Tsunem, jestem Al-Mutasimem, a raczej tym, ktory go poszukuje, co *oczywiscie* jest wszystko jedno. Poczytajcie "Fikcje", czy "Alefa" dla czystej estetyki literackiej. Jest to literatura fantastyczna i ta fantastyka przenika do szpiku kosci nawet jego krytyczne felietony poswiecone cudzej literaturze calkowicie `powaznej', tak ze nie zawsze wiadomo, czy jakis rzekomy madry cytat nie jest kpina. Ale wiedzcie tez, ze te `siedem stop ziemi' wspomniane w wierszu o czasie i zegarze, ta linijka, nad ktora zaden z Was nie zatrzymal dluzej oka, to nie jest czysto poetycki bulgot, a jest w duzej mierze praprzyczyna aktualnego stanu swiata. Dotyczy to wojny miedzy Haraldem Hardraada, a krolem Haroldem brytyjskim. Wiking przegral i tyle tej ziemi angielskiej dostal. Ale tak oslabil armie Harolda, ze pare tygodni pozniej, pod Hastings, Wilhelm Zdobywca, ktory wyruszyl stad, z Normandii, tamtego pokonal i zabil. I historia Europy, a potem i swiata potoczyla sie na przyklad tak. A gdzie indziej, na innej drozce "Ogrodu o rozwidlajacych sie Sciezkach", ewentualnie na innej karcie "Biblioteki", czy w innej celi Labiryntu, zupelnie inaczej. W jednej z tych rzeczywistosci napisalem (a moze dopiero napisze?) nieco dluzszy felieton o Borgesie. Ale nie wiem, czy to ja, czy to ten Drugi, i czy to w tej samej rzeczywistos- ci, ktora gosci "Spojrzenia". Jurek K_uk] ________________________________________________________________________ [Tekst ponizszy ukazal sie w ubieglym roku w "Pacyfiku", dwutygodniku wychodzacym w Vancouver, B.C. Przekazuje go, po pewnych poprawkach i uzupelnieniach autorskich. Cytaty z artykulu Stanislawa Baranczaka "Annus Mirabilis" - "Salmagundi", nr 85-86, 1990 - w tlumaczeniu Mirka Bielewicza. Kostek Malczyk] Juliusz Fuss DOKTRYNA FRANKA SINATRY CZYLI MOZG WYPRANY ========================================== Wodolejstwo i pustoslowie pseudointelektualne zdaja sie dzisiaj zalewac rowno i Polske i Polnocna Ameryke. W tej powodzi slow jedyne co ja moge uczynic to nie udawac. Nie bede zatem udawal, iz moje ple ple ple czyms sie wyroznia, albo wrecz zmierza pod jakis niezbyt weglug mnie chwalebny prad. Prawda bowiem jest taka, ze jesli juz uda mi sie jakos ustawic wobec czegos, to moze najwyzej bokiem. Albo jeszcze dosadniej - okrakiem. Okrakiem czy to na kobyle (szkapie?) najnowszej historii, czy po prostu okrakiem na przyslowiowym, z angielskiego biorac, plocie, nie wiedzac po ktorej jego stronie chcialbym sie akurat znalezc. I Stanislaw Baranczak, analizujac znamiennosc roku 1989 dla Europy i dla calego swiata, nie ustrzegl sie jednej zlosliwosci wobec bliznich, a nawet i wobec samego siebie. Tej mianowicie, iz az tylu madrych tego swiata, z nim samym prawie ze na czele, nie potrafilo przewidziec tak gwaltownego przeobrazenia Europy srodkowo-wschodniej w ciagu tylko drugiej polowy 1989 roku. "Jesien Ludow", jak Baranczak nazwal ten `rok nieustajacej satysfakcji', omal ze mu nie umknela w jego tworczosci eseistycznej. Bo mial wtedy napisac esej o Vaclavie Havlu, siedzacym w komunistycznym wiezieniu czechoslowackim. A tu `nim zdolalem pozbierac mysli', pisze nasz wielki poeta i jeszcze wiekszy tlumacz szekspirowski, `moj bohater przeprowadzil sie z celi wieziennej do palacu prezydenckiego'. Tego, ze zostal on prezydentem panstwa o natychmiast zmienionej nazwie: Czecho- Slowacji, Baranczak juz nie powiazal z nieunikniona krotkotrwaloscia tej prezydentury. Czy dzisiaj zarzucilby sobie i ten brak w zdolnosciach przewidywania najblizszej przyszlosci? Tego nie wiemy jeszcze, a w ogole to wrocmy lepiej do podsumowania `roku nieustajacej satysfakcji', bo ten juz jest i za nami i za Baranczakiem. Swiat 1989 roku, w przeciagu prawie ze jednej nocy, wywinal kozla i stanal na glowie, a raczej w koncu na nogach. Stalo sie to wbrew przepowiedniom, ba, wbrew zyczeniom wielu politologow, futurologow czy innych sowietologow, mocno od lat osadzonych w okowach `zimnej wojny'. Zas zakonczenia `zimnej wojny' tworcy tego terminu nie wyobrazali inaczej niz poprzez wywolanie najpierw wojny `goracej'. Co prawda, zwyczajny chlopski rozum nakazywal dostrzezenie tu jakiegos odwrocenia logiki: wywolywac wojne `goraca' po to, by zakonczyc wojne `zimna'? Niemniej, taki a nie inny scenariusz zostal rozpisany i przez ponad czterdziesci lat trwala jego pracowita realizacja. Z plenerem juz ponoc przez historie wybranym, Polska, z miejscowymi statystami - to zeby bylo taniej. Scenografii tylko nic nie braklo na przepychu: produkowaly ja radosnie i w nadmiarze przemysly zbrojeniowe panstw kilku kontynentow. Odbywalo sie to czesto kosztem tak wielkiej czesci ich dochodow narodowych, ze obywatelom tych panstw, dochod ten wypracowujacym, zostawalo tylko na nieco kartkowej kielbasy czy na miske ryzu. A i te nierzadko pochodzily z international food aid czy z innych datkow miedzynarodowych. Ta smutna w sumie zabawa trwala, jak rzeklem, ponad czterdziesci lat. Trwalaby zapewne jeszcze nastepne tyle, gdyby jeden z partnerow tej zabawy w wojne nie wyrzekl w koncu slow, ktore zle wychowane dzieci, wymeczone jakas zabawa, czesto wypowiadaja: pieprze, wiecej sie z toba nie bawie. Wlasciwie to, zeby oddac prawde historii, tej szkapie przemyslnej, sygnalem do zmian w Europie Wschodniej byly troche inne slowa. Wypowiedziec je mial, i to po angielsku, w 1989 roku Giennadij Gierasimow, owczesny rzecznik owczesnego prezydenta owczesnego imperium o prawie juz zapomnianej nazwie ZSRR, Michaila Gorbaczowa. Gierasimow, uczestniczacy w swiatowej konferencji pokojowej w Paryzu, w odpowiedzi na pytanie dziennikarza o tzw. doktryne Brezniewa, mial wypowiedziec cos, co brzmialo mniej wiecej tak: `My dzisiaj w Zwiazku Radzieckim raczej wyznajemy juz doktryne Franka Sinatry niz Brezniewa. Polega ona na tym, ze zgodnie z tym co Sinatra spiewal w swoim przeboju: "I did it my way", przywodcy ZSRR uznaja teraz prawo krajow Europy Wschodniej do stanowienia o sobie *their way*, czyli wedle ich uznania.' Po tej wypowiedzi sytuacja zaczela sie rozwijac raczej lawinowo i to nie tylko w Polsce, po `okraglym stole' i po wyborach 4 czerwca. Rowniez Niemcy Wschodni ruszyli, dla odmiany, na zachod, rozbierajac po drodze mur berlinski. Czecho-Slowacy, Wegrzy, Rumuni oraz Bulgarzy i Mongolowie tez sie ochoczo zalapali na `doktryne Sinatry'. Nawet Albania i Jugoslawia dolaczyly do Jesieni Ludow, same bezposrednio nie bedac pod wplywem ani doktryny Brezniewa ani Sinatry. Jugoslawia zreszta z marszu przeszla od Jesieni Ludow do nie-Ludzkiej Zimy i dalej, do piekla prawdziwego, obracajac historyczne niesnaski etniczne w barbarzynskie czystki etniczne. W niektorych z tych krajow nikt nigdy za wiele nie slyszal o jakichkolwiek `autentycznych, wymierzonych przeciwko totalizmowi' zorganizowanych ruchach. Dzialo sie tak nie dlatego, jakby chcial Baranczak, ze `tworcy konserwatywnej opinii i polityki na Zachodzie' byli `niezdolni do odkrycia' tych ruchow, tylko ze ich po prostu nie bylo. A nawet jakby i zostaly, przy pomocy CIA, `odkryte' (ze juz pozostaniemy przy tym eufemizmie, wiedzac bardzo dobrze o co chodzi), to co dalej? - chcialoby sie zapytac naszego najnowszego wieszcza i tlumacza. Zalozyc dziesieciomilionowy zwiazek zawodowy? Wyslac Marines? Nie wypada jednak takich pytan zadawac, przy okazji zachwytow nad `rokiem nieustajacej satysfakcji'. Tak samo zreszta, jak nie bardzo chyba wypada przypominac, ze to jako bezposredni rezultat tej cudownej Jesieni Ludow tocza sie dzis, i to na calego, wojny w bylej Jugoslawii oraz w niektorych bylych republikach bylego ZSRR. Doszlo bowiem do niesamowitego paradoksu: to nie w wyniku wojny `goracej', jak przewidywal wspomniany wyzej scenariusz, zakonczono wojne `zimna'. Wojny `gorace' zaczely wybuchac dopiero po `refolucji' 1989 roku, czyli chlopski rozum znow zatriumfowal. Odwrocenie logiki, choc przetrwalo 45 lat, musialo odejsc, jak zawsze przedtem, w niebyt historii. A swiat powrocil, `z nieustajaca satysfakcja', do tak dobrze od kilku tysiecy lat znanej metody ksztaltowania stosunkow miedzynarodowych: metody obfitego rozlewu krwi, popartego dla pewnosci ludobojstwem i masowymi grobami. Wrocmy jednak do `autentycznych ruchow' Baranczaka: objawily sie one szybko jak tylko sie okazalo, ze zaczela obowiazywac nowa `doktryna'. I do dzisiaj sie licytuja, ktory byl pierwszy, ktory jest prawdziwy, a ktory przemalowany. Bo ruchow czy struktur starych juz nigdzie nie uswiadczysz: nie ma doktryny Brezniewa, nie ma ustroju, nie ma `swietlanej' partii. Te w Rosji juz dawno zdelegalizowano, choc moze nie ze 100 procentowym skutkiem. No i oczywiscie nie ma Imperium Zla. Wszyscy zas, szczegolnie na terenach bedacych do niedawna pod wplywem tego Imperium, radosnie buduja ustroj nowy i sadzac po jego dotychczasowej formie, to moze i nosi on jakies znamiona Franka Sinatry, wielkiego przeciez przyjaciela Nancy i Rona Reaganow. Ze juz nie wspomne jego rzekomych koneksji z najwiekszym businessem miedzynarodowym, rodem z Sycylii. Business ten ostatnio ponoc rozkwita i na obszarach do niedawna dlan niedostepnych z powodu jakiejs tam, dzis prawie ze zapomnianej, kurtyny ... Ten Gierasimow to mial wyobraznie. II General Wojciech Jaruzelski wydal nie tak dawno temu ksiazke, a nawet i dwie, gdyz jedna w Paryzu, a druga w Polsce. Z tej to okazji udzielil sporo wywiadow, zarowno na prawo, jak i na lewo, nie baczac na orientacje polityczne srodkow przekazu, wywiady te przeprowadzajacych. Wszystko w ramach promocji ksiazek. Z wywiadow wynikaloby, ze za jego rzadow w latach 80-tych system i ustroj w Polsce byly gruntownie zmieniane. Zabraklo jednak reformatorom wyobrazni, stwierdzil general, nikt nie potrafil dojrzec horyzontu, do ktorego zmierzano. I stad to zapewne jego przeswiadczenie: `bylem prezydentem przegranej sprawy'. Z tym ostatnim stwierdzeniem trudno sie nie zgodzic. Wyglada tez na to, ze i horyzont latwiej by bylo dojrzec, gdyby wiadomo bylo, ze nadchodzi, w tym cudownym roku 1989, zmiana obowiazujacych doktryn. Niestety, tego przed Gierasimowem nikt nie zapowiedzial, choc wiele nadziei wiazano z Gorbaczowem juz od polowy lat 80-tych. Dzisiaj zatem wolno nie tylko Walesie i Havlowi sadzic, iz to oni doprowadzili do `refolucji' 1989 roku. Rowniez Jaruzelski chcial sie zalapac na samodzielnego reformatora, ktoremu tylko wyobrazni zabraklo. I jak to general ujal: `a komu jej wowczas wystarczalo?' Chyba tylko Giennadijowi Gierasimowowi, i to dopiero pozniej. III Narzekania na stronniczosc srodkow masowego przekazu nie sa niczym nowym. Kanadyjska siec telewizyjna CBC notorycznie sie posadza o sklonnosci lewicowe i pan Tadeusz Pruss okazal sie chyba nastepnym w tej dziedzinie odkrywca Ameryki w "Masowym Praniu Mozgow", tekscie opublikowanym w "Pacyfiku", z wielce wymownym nadtytulem "Pod prad". W swojej krucjacie zbawienia Zachodu od czerwonej zarazy, prowadzonej od dluzszego juz czasu na lamach niektorych pism polonijnych, nasz kolega po piorze jest dosc konsekwentny, a nawet i gaf wiekszych udaje mu sie nie popelniac zbyt czesto. Niestety, w "Masowym Praniu Mozgow" stal on sie tak okrywczy, ze az sie w tym wszystkim zaplatal i to dosyc zdrowo. Otoz zwalil on wine za wyniki ostatnich wyborow w Brytyjskiej Kolumbii - wygrala socjaldemokratyczna NDP, Nowa Partia Demokratyczna - na rzekoma lewicowosc sieci telewizyjnych w Kanadzie, CTV i CBC. Manewr ten jest znamienny, wrecz odkrywczy, i to z kilku powodow. Po pierwsze, calkowicie pomija on fakt, iz NDP byla, jako jedyna wowczas partia opozycyjna, jedyna alternatywa dla skorumpowanej i w mroki dziejow przez wyborcow odsylanej partii. Juz nawet jej nazwa, Social Credit, byla kompromitujacym balastem: zostala wymyslona w latach trzydziestych przez sily prawicowo-klerykalne, przeciez nie w izolacji od tego, co sie wowczas w Europie zachodniej dzialo. Balast ten nie mogl pomagac w przyciaganiu do jej platformy politycznej nie tylko dzisiejszych, czy to prawicowych czy lewicowych dziennikarzy, ale i zwyklych wyborcow. A elektorat w B.C. chcial zmiany rzadu od lat przynajmniej czterech, tj. od czasu nastania slawetnego Vander Zalma, co zreszta pomiary opinii publicznej wykazywaly niezmiennie przez ostatnie lata. Po drugie, p. Pruss ustawil sie tutaj ponad przecietnym narzekaczem na konspire socjalistyczna. Przecietny bowiem narzekacz, choc wszedzie weszy, podobnie jak i p. P., socjalistyczny spisek, to jednak uwaza prywatna CTV za zdrowsza, jesli nie calkiem zdrowa, alternatywe panstwowej CBC. A nasz kolega - buch je do jednego wora! Nie na tym jednak polega jego glowna odkrywczosc. Bo oto w tym samym czasie dopatrzyl sie on paradoksu: konserwatysci wygrali ostatnie wybory federalne pomimo lewicowych pogladow az 42% dziennikarzy. Ten jednak `paradoks' pozostawil poza swoja analiza, zajmujac sie wylacznie zagrozeniem wynikajacym z lewicowosci mass mediow. `Paradoksy' jeszcze bardziej wymowne, ot chocby tylko takie jak: trzy pelne kadencje konserwatywnej prezydentury w USA, czy nieustajacy od az czterech kadencji `thatcheryzm' w Anglii - konserwatywny nastepca "Iron Lady" premier John Major ciagnie czwarta juz dla Torysow kadencje - nie sa nawet wspomniane. No bo te fakty, oraz wiele innych, np. zwyciestwo konserwatystow we Francji, rzady konserwatywnej koalicji w Niemczech, zwrot na prawo w Szwecji, itp., slabo jakos by przystawaly do teorii zagrozenia lewicowego na Zachodzie. Nie mowiac juz o tym, ze nawet i same rzady niby `socjalistyczne' NDP, czy to w Ontario, czy w Saskachewan, czy w samej Brytyjskiej Kolumbii, dosyc dzisiaj slabo przystaja do teorii `hord socjalistycznych u bram'. Stephen Langdon, posel federalny z Ontario z ramienia NDP, niedawno otwarcie i bardzo publicznie oskarzyl socjaldemokratyczny rzad ontaryjski o zwiekszanie bezrobocia w celu zmniejszenia deficytu budzetowego. Tego po rzadzie lewicy to pan. P. chyba sie nie spodziewal! `Tym gorzej dla faktow', blyskotliwie, choc niezbyt odkrywczo odwraca kota ogonem nasz plodny autor. A ja nawet domyslic sie nie moge, czym mozna tlumaczyc jego uparte gloszenie iz `konserwatywni kandydaci gdziekolwiek w Ameryce' w ogole nie moga sie `przebic przez zasieki frontu ideologicznego srodkow przekazu'. To komuchy juz rzadza w Ameryce? Jak zatem nalezy odczytywac dzisiaj np. wciaz zywy jeszcze fenomen Rossa Perrot - bez precedensu w USA! - trzeciego liczacego sie, a przy tym ultrakonserwatywnego kandydata na prezydenta? Jako dowod czy tez jako zaprzeczenie tezy o czerwonej konspirze amerykanskiej? Zaraz, zaraz, a co inni twierdza na ten temat? No i otoz to. Dwaj profesorowie amerykanscy, Edward S. Herman i Noam Chomsky, w glosnej ksiazce pt. "Manufacturing Consent", a jest i film o tymze tytule, zupelnie co innego dowodza, i to na podstawie faktow, a nie goloslownych przeklaman. Twierdza oni, wyprowadzajac na wszystko dosc spojny dowod, ze w Stanach Zjednoczonych istnieje silny i dawno juz uksztaltowany model propagandy. Mass media amerykanskie sluza tym `special interests', ktore dominuja dzialalnosc panstwa i prywatnej inicjatywy i praktyka ta trwa od lat. Inny amerykanski znawca tej dziedziny, dziennikarz Walter Lippman, juz w latach 20-tych tego wieku odkryl istnienie zorganizowanej propagandy prawicowej, wymierzonej na `manufacturing of consent', wyprodukowanie przyzwolenia w spoleczenstwie na to wszystko, co istniejacy ustroj, przeciez nie socjalistyczny, ludziom niosl. Lewicujace ogniwa tego modelu systemu propagandy sa jego czescia skladowa i tez maja swoja role do spelnienia. Stwarzajac pozory obiektywizmu zawartego w tym modelu, jednoczesnie sluza one jako `safety valves', zawory bezpieczenstwa na ujscie spolecznego niezadowolenia. IV I tak dobrnelismy do prawdziwego paradoksu. Z jednej strony niby wiemy, ze zlo wynikajace z lewicowych teorii skonczylo sie z wraz obaleniem czy upadkiem - tu pelnej jasnosci nie ma, i ani Baranczak ani Jaruzelski jednoznacznej odpowiedzi na to nie daja - komunizmu w cudownym roku 1989. Z drugiej jednak strony padaja glosy, ze jakies zagrozenie lewicowe, wrecz komunistyczne, wciaz istnieje, i Brytyjska Kolumbia jest tego niby wymownym przykladem. Zeby jednak sprawe jeszcze bardziej pogmatwac, lewicy rowniez przypisuje sie role `safety valve' w systemie kapitalistycznej propagandy `manufacturing consent'. To zas juz przemienia lament o zagrozeniu lewicowym na tym kontynencie w zwyczajny chichot, a dalsze na ten temat wywody prasowe w jeszcze zwyczajniejszy belkot. Belkot mozgu wypranego. Nadeslal Kostek Malczyk ________________________________________________________________________ [Gazeta Wyborcza z 17-18.04.93. przepisal J.K_uk] Andrzej Oseka TRYLOGIA A SZWEJK ================= Po raz pierwszy zetknalem sie z tym dylematem cwierc wieku temu w czasach "Praskiej Wiosny". Nie pamietam czy bylo to po najezdzie wojsk Ukladu Warszawskiego na Czechoslowacje, czy tez przed najazdem, kiedy wszyscy zastanawiali sie, czy nastapi on, czy nie. W srodowiskach zwanych tworczymi (z pogranicza literatury, sztuki i dziennikarstwa) nie bylo wcale na ten temat jednomyslnosci. Wielu patrzylo na to, co dzieje sie u Czechow i Slowakow z niechecia. Janusz Wilhelmi, owczesny redaktor naczelny tygodnika "Kultura" (gdzie pracowalem) powiedzial: `Nie mozna pozwolic, zeby zwyciezyl Szwejk'. Klocilem sie z nim, oburzony i na jego niezyczliwosc wobec praskich wydarzen, i na argumentacje, ktora wydawala mi sie bezsensowna. Dopiero znacznie pozniej spostrzeglem, ze Wilhelmi wiedzial, o czym mowi. Rozmawialem tez z paroma studentami, ktorzy akurat przechodzili szkolenie wojskowe. Byli to aktorzy, a z takich usilowano zrobic oficerow politycznych i ksztalcono glownie w ideologii. To, czym czestowal politruk-wykladowca, osadzilem jako czysty idiotyzm. Teraz widze w tym precyzyjnie przemyslana i - co wiecej - skuteczna indoktrynacje. Omawiajac sytuacje polityczna za poludniowa granica wykladowca nie skupial sie na zagrozeniach dla socjalizmu, potrzebie walki z rewizjonizmem etc. Opowiedzial on swym elewom historie o kapciach. Mialo z niej wynikac, ze Pepiki - to inny, gorszy rodzaj ludzi i nie ma co ich oszczedzac. Byl on kiedys mianowicie u swych czeskich kolegow, oficerow politycznych i ci, kiedy odwiedzal ich prywatne mieszkania, prosili, by zdejmowal buty, a zakladal kapcie. Zolnierz, oficer - ma kapcie zakladac! On, rodem z tych, co szturmowali pod Somosierra, a jeszcze wczesniej pod Wiedniem - ma sie osmieszac przy ludziach! Jego honor wymaga, by na koniu wjechac albo choc wejsc, tupiac glosno i brzeczac ostrogami. I tak sprawa kapci, urazajacych dume naszego wojska, w oczywisty sposob usprawiedliwiala zajecie przez Ludowe Wojsko Polskie miasta Hradec Kralove. W przedmowie do ksiazki Andrzeja Jagodzinskiego "Banici", na ktora zlozylo sie ponad 40 wywiadow z czeskimi pisarzami emigracyjnymi, Antoni Pawlak pisal: `Czech lub Slowak w mlodosci, w okresie budowania swej wewnetrznej tozsamosci, siega po "Przygody dobrego wojaka Szwejka"... W tym samym czasie mlody Polak z palajacymi policzkami kartkuje "Trylogie" Henryka Sienkiewicza...'. Dalej Pawlak zastanawia sie, czy bohater "Trylogii" bylby w stanie dogadac sie z zolnierzem c.k. armii Jozefem Szwejkiem? Pytanie to nie jest rownoznaczne z kwestia, czy Polacy moga sie z Czechami porozumiec? Jedni moga, inni nie. Mimo kanonu lektur nie wszyscy Czesi sa trzezwo myslacymi kpiarzami, nie wszyscy Polacy pozbawionymi humoru imitacjami rycerza. Ludzie z KORu i ludzie z "Karty-77" potrafili sie dogadywac znakomicie. Ich wzajemne dazenie ku sobie mialo charakter spontaniczny i naturalny, nie wymuszony antykomunistycznym sojuszem. W ksiazce "Zaoczne przesluchanie" Vaclav Havel (jeszcze jako nie prezydent; ksiazke wydala NOW-a w 1989 roku) opowiada o reakcjach Czechow na sierpniowa inwazje. Pewien znany aktor wystapil wowczas z patetycznym projektem, by powolac trybunal narodowy i postawic przed nim Bilaka, Indre oraz innych, ktorzy wezwali interwentow do "braterskiej pomocy". Havel z nim wowczas polemizowal wskazujac, ze nalezy trwac przy czyms skromniejszym, ale realnym, jak chocby solidarnosc srodowisk tworczych wobec przemocy. Po niedlugim czasie solidarnosc ta, do ktorej sie wszyscy poczatkowo zobowiazali, zostala zlamana, zas ow smialy aktor pobiegl do telewizji, by stamtad z pasja opluwac swych pozostajacych w opozycji kolegow. Havel pisze: `Trzezwa wytrwalosc jest skuteczniejsza niz entuzjastyczne emocje, ktore bez trudu dadza sie przypiac codziennie do czego innego'. Swiete slowa: dawno powinnismy sie zorientowac, ze entuzjastyczne emocje maja te wlasciwosc, ze sa przenosne. Ci, ktorzy dzis leca slepo za jednym wodzem lub jedna idea - jutro bez oporu dadza sie uwiesc komus, lub czemus innemu. Jedno tylko pozostanie w tym stale: przekonanie, ze sie jest niezlomnym, ze sie broni wartosci i najlepszych narodowych tradycji. W imie husarskiego ducha, z pogarda dla mieszczanskich kapci - mozna bylo usprawiedliwiac napasc na Praska Wiosne. Lista brzydkich uczynkow i pomowien, jakich sie teraz dokonuje w imie najszlachetniejszych idealow jest dluga. Ci, ktorzy chcieliby slusznej sprawy porywczoscia i szlachetnoscia - ryzykuja, ze sie znajda, zanim sie spostrzega, w jednym pochodzie z oszolomami. Bohaterowie "Trylogii" i zapalczywy Kmicic, i niezlomny, pozbawiony humoru Wolodyjowski, i po szlachecku rubaszny Zagloba - mogliby teraz, przy calej swej uczciwosci, narobic mase szkody. Zawsze jednak przyda sie ktos taki jak Szwejk. Andrzej Oseka ------------------------------------------------------------------------ [Trzy grosze zecera dyzurnego. Konflikt miedzy postawami pozytywistycznymi a romantycznymi jest stary i bedzie trwal wiecznie. Nie ma co gloryfikowac jednej z postaw. Pozytywizm pomogl nam przetrwac niewole, romantyzm nas wyzwolil. Pragmatyczne podejscie do swiata lepiej pasuje do budowy kapitalizmu, a takze do tworzenia sie mafii i gangsterstwa. To znaczy, ze o ile oszolom moze nagle zmienic front, tak trzezwy kpiarz bedzie bezlitosnie okradal kazdego, kto sie nawinie. A normalny czlowiek i tak go nie odrozni od romantyka, bo trzezwy pragmatyk w razie potrzeby bedzie swietnie udawal ideologa. (Literatura uzupelniajaca: wspomnienia niejakiego Sokorskiego.) Podzial na Kmicicow i Szwejkow jest kompletnie ortogonalny wzgledem podzialu na Czarnieckich i ks. Radziwillow, czy podzialu na oberzystow Palivcow z "Pod Kielichem" i uczeszczajacych tam tajnych agentow Bretschneiderow. O tym wszystkim Oseka pewnie dobrze wie. Tylko nie zgadzam sie z twierdzeniem, ze indoktrynacja polityczna na studium wojskowym byla skuteczna. Moze ktos ma inne doswiadczenia, ale z obserwacji moich i moich kolegow wynika, ze te ideologiczne idiotyzmy lekcewazyli wszyscy, samych politrukow nie wylaczajac. J.K_uk.] _________________________________________________________________________ Z cyklu: Kacik Kulinarny Jurek Karczmarczuk BITWA WOKOL OGNIA ================= Potrawa ta nazywa sie Tai-Pin-Lio, co znaczy to co w tytule. Po naszemu: "Fondue chinoise". Kazdy wie co to jest "Fondue". Dwa najklasyczniejsze warianty to fondue bourguignonne (podaje nazwy francuskie, przeciez nie bede tlumaczyl tego na chinski!), w ktorym kawalki poledwicy zanurza sie we wrzacym oleju, oraz fondue savoyarde, serowe, gdzie kawalki bulki macza sie w gotujacej sie masie winowo-serowej. Oba dania sa klopotliwe i dosc ciezkostrawne. Najwazniejsze to to, ze stanowia osnowe Wydarzenia Towarzyskiego, spotkania przy wspolnym posilku wokol stolu, i jedzenia - w pewnym sensie - ze wspolnej misy potraw, ktore robia sie na naszych oczach. Na tej samej zasadzie dziala japonskie sukiyaki; mam nadzieje, ze ktorys z naszych czytelnikow z Japonii zechce nam podac oryginalny i sprawdzony osobiscie przepis. A dzisiaj chinska wersja tego samego motywu. Jest to po prostu fenomenalne danie, dajace nieskonczone pole do tworzenia wariantow, a przy tym, o ile sie chce, dosc dietetyczne. Na srodku stolu stoi palnik, a na nim kociolek z gotujacym sie rosolem. Palnik? Kociolek? Oczywiscie to dla takich kulisow jak Ty i ja. Jesli u kogos w zylach krew mandarynow plynie, to kupuje specjalny grzejnik chinski, produkt kultury technicznej zblizony duchem do samowaru. Jest to kominek miedziany, do ktorego wrzuca sie rozzarzony wegiel drzewny. Kominek otoczony jest "korona", jakby odwrocona spodnica - kociolkiem, w ktorym gotowac sie bedzie rosol. Nie zapomniec o dostatecznie odpornej podstawce na stol, zalecam dwuwarstwowa, z warstwa powietrza w srodku, a sam palnik najlepiej niech stoi w talerzu z odrobina wody. Rosol na poczatku ma byc lekki, np. na podrobach i niezbyt slony. Mozna go zrobic nawet z kostki rosolowej, ale wtedy bedzie slony z definicji, co zmniejszy nasze mozliwosci manewrow smakowych. Mowie: na poczatku, gdyz przystapimy do gotowania w nim roznych roznosci, od czasu do czasu gubiac je w garnku, wiec koncowy smak rosolu bedzie wynikiem naszej wspolnej pracy przy stole. Dosc wazne jest, aby rosol byl chudy. Jesli robimy go sami, np. z kury, lepiej zrobic dzien wczesniej, odstawic na noc, a rano z zimnego zdjac caly tluszcz. Przygotowac dla kazdego po jednym, albo lepiej - po dwa widelczyki do fondue, po jednej lub kilka malych miseczek na sosy, a same sosy, oraz materiae primae rozstawic na stole strategicznie w wiekszych czarkach. Kazdy winien miec przed soba glebszy talerzyk lub miseczke chinska. Co przewidziec? Czytelnicy znajacy moj styl wykladu kulinarnego wiedza juz, ze kanoniczna odpowiedz brzmi: a co Wam do glowy tylko przyjdzie! Tym niemniej naleza sie pewne sugestie. A wiec cieniutkie platki surowej wolowiny - "carpaccio"; drobno pokrajane kawalki surowego kurczecia lub indyczki; surowe, obrane langustynki, moga tez byc duze krewetki; Coquilles Saint-Jacques, jedynie sam miesien tzw. "noix", ewentualnie clamy, albo inne skorupiaki, ktore zdarzy nam sie dostac, a ktore potrafimy oczyscic; male fileciki roznych gatunkow ryb o raczej zwartym miesie i bez charakterystycznego zapachu, ktory zniszczy cala uroczystosc, moze byc pstrag, lotta, niektore gatunki dorszowatych; pokrajane w paski kawalki malych kalmarow, moga tez byc kawalki osmiornicy, o ile ktos jest odwazny. Do tego przygotowac sporo chinskiego makaronu - przezroczystego sojowego vermicelli namoczonego w cieplej wodzie. Uzupelnic stol odrobina surowizny, np. zielona salata, salatka ze swiezych kielkow soi, troche lisci swiezej miety. Przed kazdym z gosci polozyc maly kwiatek. (Nie musi go zjesc!) Zadbac o nastrojowa muzyke i o lampiony. Goscie maja sobie nabijac to i owo na widelczyk i parenascie lub paredziesiat sekund gotowac to w rosole, po czym zanurzac w sosach, lub polewac nimi i spozywac glosno chwalac pania domu. Dopuszczalne jest gotowanie jednej porcji i pracowanie nad druga, o ile kazdy ma dwa widelczyki, ale wtedy nalezy bardzo uwazac na balagan, nie uniknie sie humoru w rodzaju `Kto mi zezarl moja krewetke!?' Jak myslicie, skad sie wziela chinska nazwa tego dania? Pora na najwazniejsze, tj. na sosy. Tez pelna wolnosc, ale nie przesadzic, zachowac kanoniczny umiar. Sympatycznie jest miec przed soba miseczke z zoltkiem, w ktorym maczamy goracy kawalek wolowiny. [Przyp. red.nacz. Czy we Francji nie ma Salmonelli?] Jeden z wzorowych sosow sklada sie z oleju arachidowego, w ktorym lekko podsmazamy sporo rozgniecionego czosnku, studzimy i dolewamy dosc duzo sosu sojowego. Powiedzmy: 5 lyzek oleju, 12 - 15 lyzek sosu sojowego, 8 sporych zabkow czosnku. Dokrapiamy paredziesiat kropel oleju sezamowego, ale nie przesadzic, bo ten orzechowy aromat sezamu potrafi nawet czosnek przytlumic. Inny rodzaj sosu to mieszanka sosu sojowego, najlepiej tzw. czarnego, grzybowego z utartym swiezym imbirem. Ale mozna tez podawac europejskie sosy, np. majonez musztardowy, ailloli, czy bearnaise; kwestia gustu i checi zachowania czystosci kulturowej. (Nb. o klasycznych sosach europejskich moze byc cala seria kulinarna, o ile Czytelnicy wyraza zainteresowanie.) Co jakis czas, albo na koncu, nawijac na widelczyk kulke vermicelli i po pogotowaniu pare sekund w rosole, dopychac bardziej tresciwe skladniki. Na zakonczenie rozlac do miseczek pozostaly rosol i ze smakiem wypic. Tego rosolu moze byc za malo, przewidujaca pani domu, albo jej wierny sluzka winien zawczasu zadbac o rezerwe i o ewentualne uzupelnianie w trakcie operacji. Podac do tego lekkie burgundzkie biale, albo czerwone, w zaleznosci od upodoban i pory roku. Moze byc nawet chinskie, albo z innej Kaliforni. Zegnam klasycznym chinskim podziekowaniem: sengk-yiu za uwage. Jurek Karczmarczuk ________________________________________________________________________ Z cyklu: bajki dla doroslych Leszek Zuk O ZABIE W KSIEZNICZKE ZAMIENIONEJ ================================= Stary zab siedzial sobie na lisciu nenufara na srodku niewielkiego stawu i cmil fajeczke. Jezeli ktos mysli, ze to latwo byc palaca zaba, to informujemy go, ze nie. To nie jest latwo. A to z kilku przyczyn. Po pierwsze zaba jest mokra niejako z natury, a jak tu pogodzic ogien i wode? Po wtore, zyje ona w wodzie, przez wode, przy wodzie, z woda i dla wody. Ta litania wod wskazuje natychmiast na klopotliwe zagadnienie tak zwanego ognia. No bo gdzie nasz zab moze zwrocic sie do przystojnej a nieznanej zabusi z prosba o ogien? Na srodku stawu? I w ten sposob nici ze znajomosci. Jeszcze gorzej, jezeli to ona chce zapalic, a on pragnalby sluzyc ogniem. Zblazni sie tylko biedaczysko chlupiac do niej przez bajorko z zalana zapalka. To juz jest kleska nieodwolalna. Ale musimy przyznac, ze ten ostatni przyklad, podobnie zreszta jak pierwszy, jest wysoce teoretyczny i dlatego podobne problemy nie maja wagi spolecznej. Sa to co najwyzej odosobnione, kuriozalne wypadki opisywane potem szeroko w "Rechu Tygodniowym" albo w kronice towarzyskiej miesiecznika "Chlups". Wiadomo, ze takie sensacyjki zawsze wzbudzaja zainteresowanie zabstwa. W kazdym razie stary zab siedzial na lisciu nenufara w dalszym ciagu i nadal cmil fajeczke. Byl naprawde stary i rzeczywiscie doswiadczony. O, byle bocian albo inny taki juz by go nie oszukal. `Nie ze mna te numery, bocian.' Tak moglby wymruczec nasz zab, gdyby jakis bocian go napastowal. Ale tak nie bylo wiec i mruczec nie potrzebowal. Za to kilka kijanek podplynelo don, aby prosic o opowiedzenie jakiegos fragmentu przebogatego zyciorysu naszego zaba. Starowina nie ociagal sie specjalnie, jako ze lubil mowic o sobie. Nazywalo sie to dzieleniem sie z mlodzieza doswiadczeniem zyciowym. Cale bagno wiedzialo, ze zab siedzacy z fajeczka na lisciu jest gotow do opowiadania i, chociaz nigdy nie przyznalby sie do tego, czeka na sluchaczy. A ci zawsze sie w koncu znalezli. Tak bylo i tym razem. Posluchajcie mlokosy. Myslicie pewnie, ze tylko wy wiecie, co to prawdziwe uczucie. A jednak mylicie sie. Wiedzcie, ze nikt z was nie przezyl czegos takiego ja. Nigdy nie opowiadalem o mojej nieszczesliwej milosci. A kochalem sie na zaboj. Piekna byla niewypowiedzianie i wyrozniala sie uroda nawet na tle innych owczesnych zab. A to nie to, co dzis. Dzis nie ma juz prawdziwych pieknosci. Wtedy wszystkie zabki byly piekne, nie to co dzis, ale ona byla najpiekniejsza. Co za zielen skory! A te oczy, chyba najbardziej wylupiaste w calej okolicy. Kazdy, kto w nie zajrzal, tonal z pletwami. Przypominam sobie nawet, ze jeden z mlodych, ktoremu dala kosza, chcial sobie palnac w leb. Skonczyl w dziobie bociana. Jak plotka glosila, sam do niego wskoczyl. Calkiem to mozliwe, bo i mlodziez byla wtedy goretsza. Jak bylo tak bylo. Ja tez ciagle za nia plywalem, choc o palnieciu sobie w leb nie myslalem. Ale ta wietrznica tylko nosa zadzierala i ciagle szukala czegos lepszego. Zaden zab nie byl dla niej dosc zielony, zaden nie rechotal dosc glosno, zaden... No, krotko mowiac, nikogo nie wybierala, ale lubila, kiedy wianuszek wielbicieli zebral o jej jedno spojrzenie. Wydzierala jedno serce po drugim i chrupala z cyniczna radoscia. Trudno dzis powiedziec, czy w koncu zdecydowalaby sie na jednego z nas. Bardzo mozliwe, ze zostalaby stara panna, bo zniecheceni wielbiciele znalezliby sobie nie tak ladne ale bardziej przystepne przedstawicielki plci nadobnej. A moze staloby sie inaczej? Ktoz moze jednak powiedziec, co by bylo, gdyby bylo inaczej, niz bylo? Zostawmy wiec to. Pewnego dnia cos potwornie zaswistalo w powietrzu i ledwo zdazylismy skoczyc do wody, kiedy lupnelo w wode. Wszyscy ucieklismy pewni, ze to jakis zbojca dybiacy na zabie zywoty. Ale cisza po lomocie nie potwierdzala naszych przypuszczen. Nic nie czlapalo w blocie, nic nie uderzalo w wode w poszukiwaniu zab... To nie mogl byc zaden znany rozbojnik. Ja bylem najodwazniejszy i dlatego pierwszy odrzucilem strach i wyjrzalem. Az zachlysnalem sie woda i dlugo nie moglem zlapac oddechu. Cel naszych westchnien, najpiekniejsza, siedziala na czyms dlugim, co przypominalo dziwny patyk. Wtedy nie zwrocilem na to uwag, ale juz po latach zdalem sobie sprawe, ze to ona okazala sie najodwazniejsza. Nie tylko, ze nie uciekla, jak wszyscy, ale usiadla na tym patyku, ktory chyba spowodowal cale to zamieszanie! Na moj widok zaczela sie smiac. Nazwala mnie tchorzem. Co za niesprawiedliwosc! Przeciez inni w ogole nie przyszli sprawdzic, co sie stalo. Jak wiec nazwie tamtych? Urazony, mimo ze zakochany po uszy, odwrocilem sie dumnie i powioslowalem w kierunku najblizszego liscia, pod ktory zanurkowalem. Dopiero z tego ukrycia potajemnie spojrzalem na wybranke mego serca. Spojrzalem i zamarlem. Ona nadal siedziala na tym patyku, ale przed nia stal... czlowiek. Tak, tak, czlowiek. Rzadko tu przychodza te dziwne dwonogi, ale miejcie sie przed nimi na bacznosci. Glupie to i agresywne, choc tak duze. Zreszta wielkie rozmiary tez swiadcza posrednio o glupocie. Albo idzie w rozum albo w miesnie. Czlowiekowi cala energia poszla w miesnie, to i wyrosl niemozliwie. A o rozumie to i wspominac nie warto. No, ale wracajmy do mojej opowiesci. Czlowiek pochylil sie nad nia i wzial ja na reke, zabral ten patyk i powoli, niezdarnie czlapiac odszedl. Bylem zdruzgotany. Zabral moja milosc. Chcialem za nia plynac, lecz dotarlem tylko do brzegu, gdzie zdazylem zobaczyc, ze czlowiek z zabcia wlazl na jakiegos wielkiego zwierza i odjechal. Czego ja pozniej nie robilem, zeby ja odnalezc! Zdolalem sie tylko dowiedziec, ze ow czlowiek ozenil sie z moja zabka, a ona pod przymusem zostala przemieniona w czlowieka. Ale, prawde mowiac, nie bardzo w to wierze. No bo pomyslcie. Jezeli ta zabka tak mu sie podobala, ze az ja porwal, to po co mialby niszczyc jej urode? Zgodny chor aprobaty potwierdzil slusznosc tego rozumowania, a stary zab jeszcze raz wykazal, ze jest najwiekszym logikiem w bagnie. Leszek Zuk ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) stale wspolpracuje: cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:(128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 75____________________________