______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

  Piatek, 26.02.1993.          ISSN 1067-4020                   nr 64
_______________________________________________________________________

W numerze:
                    Eric Behr - Pajeczyny - cz. I
            Leszek Kolakowski - Nieustanny poczatek historii
               Maciek Cieslak - Nie zatolerowac demokracji
              Wojciech Rzehak - Zgnilo-liberalne stosunki
              Jadwiga Fangrat - O Japonii inaczej (polemika)
               Leszek Krynski - * * * (odpowiedz na polemike)
_______________________________________________________________________

[Od Red. dyz. Po elektronicznym tematycznie wstepie - artykul Erica
Behra o sieciach komputerowych, jak przystalo na pismo elektroniczne -
zamieszczamy trzy teksty, ktore w wielu miejscach kontrapunktuja sie
wzgledem siebie pod wzgledem prezentowanych idei. Interpretacja
historii, problem dobra i zla w demokratycznym spoleczenstwie, nowa
`nowomowa' - oto tematy poruszajace autorow i pobudzajace - mamy
nadzieje - czytelnikow do dyskusji. O mozliwosci dyskusji niech
swiadczy polemika na temat religijnosci Japonczykow miedzy debiutujaca
u nas Jadwiga Fangrat i Leszkiem Krynskim. M.B_cz]
_______________________________________________________________________

Eric Behr   


                          PAJECZYNY
                          =========

Apel Jurka Krzystka o materialy do "Spojrzen" zawieral m.in. prosbe o
artykuly poswiecone sieciom komputerowym. Nie doczekalem sie odzewu,
wiec w wolnych chwilach sam sklecilem z trudem elementarzyk dla
poczatkujacych. Trudnosc polega m. in. na tym, ze nie znam polskiej
terminologii komputerowej, a ta, ktora znam, wydaje mi sie juz nieco
sztuczna i smieszna. Na zyczenie nastapi ciag dalszy.

I. Kilka ogolnikow

Do komunikacji miedzy dwoma komputerami teoretycznie wystarczy kawalek
drutu. Podobnie jest z telefonami -- kiedys kazdy telefon polaczony byl
z centrala osobnym przewodem, a telefonistka na zadanie laczyla dwa
takie druty tworzac bezposrednie polaczenie. Wspolczesne sieci
(telefoniczne czy komputerowe) sa duzo bardziej skomplikowane dlatego,
ze po drodze trzeba bylo rozwiazac nastepujace problemy: niezawodnosc i
szybkosc przekazu, rownolegla transmisja wielu danych jednym przewodem,
itp.

Wszystko to zalatwiane jest w swiecie komputerow przez tzw. protokoly
komunikacyjne, czyli systemy sygnalow i odpowiedzi, dzieki ktorym
`rozmawiajace' komputery upewniaja sie nawzajem, ze wszystko jest OK,
albo ze cos gdzies nawalilo i trzeba dane przekazac jeszcze raz.

Gdy laczymy sie przez modem z komputerem kolegi trzy ulice dalej,
protokol musi martwic sie tylko o bledy w przekazie. Wspolczesne sieci
komputerowe skladaja sie z tysiecy polaczen miedzy milionami komputerow
na calym swiecie, wiec protokoly uzywane na nich sa naturalnie duzo
bardziej skomplikowane. Zaczynaja wchodzic w gre kwestie `adresowania'
(skad niby ten drut czy wlokno szklane ma wiedziec, dla ktorego
komputera przeznaczona jest dana informacja?), opoznien w przekazie
(niektore protokoly rozbijaja dane na mniejsze kawalki, i moga one
przybyc w miejsce przeznaczenia w innej kolejnosci, niz zostaly
wyslane), funkcjonalnosci (komputery powinny moc wspolpracowac na wiele
rozmaitych sposobow), efektywnosci (rozne metody przekazu nadaja sie
najbardziej do roznych zadan), itd. Wszystkim tym martwia sie
specjalisci, ktorzy projektuja i pisza programy uzywane przez nas,
smiertelnikow. Ale kazdy uzytkownik sieci powinien choc metnie zdawac
sobie sprawe ze zlozonosci tego, co dzieje sie w kuluarach.

II. Odrobina historii

Wspolczesne sieci maja swoje poczatki we wczesnych latach 70- tych.
Wtedy wlasnie powstaly zalazki dwoch najwiekszych: BITNET'u i ARPANet'u.
Funkcjonalnosc BITNETu jest dosc ograniczona -- komunikacja sprowadza
sie glownie do poczty elektronicznej i przekazu wiekszych plikow w
specjalnym formacie. Skupimy sie wiec na tej drugiej. ARPANet (nazwa
jest skrotem od `Advanced Research Projects Agency Network') zaczal
dzialac w 1969 roku jako eksperymentalna siec finansowana przez
amerykanski Departament Obrony. Tworcy jej wybrali inne podejscie,
zarowno filozoficzne, jak organizacyjne i techniczne. Rozwoj ARPANetu
byl od poczatku wynikiem eksperymentow i prob prowadzonych przez
uzytkownikow; nie bylo wielu narzuconych z gory regul. Udane
doswiadczenia przyjmowano przez aklamacje jako obowiazujace standardy, a
niewypaly szly na smietnik historii. Zawsze kojarzy mi sie tu metafora
o parkach: sciezki na Polach Mokotowskich zaprojektowal ze szczegolami
urbanista, ktory nigdy chyba tam nie byl; natomiast rozklad brytyjskich
parkow powstaje podobno tak, ze najpierw na pustym placu sieje sie
trawe, a dopiero po kilku miesiacach robi alejki tam, gdzie spacerowicze
ja wydeptali.

Podstawa ARPANet'u jest grupa wypracowanych w ten sposob protokolow
komunikacyjnych. Kazdy komputer, ktory `rozumie' te protokoly, moze
wspolpracowac z innymi wezlami sieci. Protokoly te skonstruowane sa tez
tak, zeby stanowily cos w rodzaju uniwersalnych klockow, z ktorych
budowac mozna zlozone struktury -- protokoly sluzace nowym
zastosowaniom. Rozwoj ARPANet'u byl wykladniczy. Jego pionierzy
sadzili, ze nie warto zapewniac na sieci miejsca na wiecej, niz kilkaset
wiekszych wierzcholkow; w tej chwili jest ich ponad milion. Gdyby nie
elastycznosc projektu i ciagle przyjmowanie nowatorskich rozwiazan,
ARPANet bylby w tej chwili anachronizmem.

W latach 80-tych ARPANet podzielil sie na czesc scisle wojskowa,
oddzielona bariera tajemnicy, oraz publiczna, laczaca glownie
uniwersytety. Kazda nowopowstala siec, ktorej komputery znaly jezyk
ARPANet'u, i ktora fizycznie podlaczyla sie do juz istniejacej czesci,
stawala sie fragmentem tej sieci, okreslana ogolna nazwa `Internet'.
Nie ma ona struktury organizacyjnej. Nad sprawami technicznymi czuwaja
grupy ochotnikow obarczone odpowiedzialnoscia za nowe rozwiazania.
Infrastruktura utrzymywana jest przez rozmaite firmy i organizacje
wynajete w tym celu przez sponsorow typu National Science Foundation.

Jedna z zelaznych regul ARPANet'u a pozniej Internet'u bylo to, ze ta
publicznie fundowana siec nie moze sluzyc komercjalnym interesom
jednostek. W miare przejmowania segmentow sieci przez organizacje nie
zwiazane z rzadem, ograniczenie to jest coraz bardziej oslabiane.
Istnieja juz firmy, ktorych dochod wywodzi sie w calosci ze sprzedazy
klientom dostepu do Internetu. Mozemy spodziewac sie tego, ze w
bliskiej przyszlosci polaczenie z Internetem mozna bedzie wykupic na
poczcie tak, jak abonament telefoniczny.

III. Funkcje sieci

Jednym z najbardziej prymitywnych zadan sieci laczacej komputery jest
przekazywanie poczty elektronicznej. W ogromnej wiekszosci wypadkow
polega to na przeslaniu z jednego komputera do drugiego tekstu w
standardowym formacie ASCII. Standard ten, opracowany bardzo dawno
temu, zawiera podstawowe litery, cyfry, znaki, i niewiele poza tym.
Niedawno zakonczyly sie prace (i klotnie) nad nowymi systemami
pocztowymi takimi, jak ISO X.400, pozwalajacymi na przekazywanie
bogatszych informacji: plikow z dzwiekami lub obrazami, skomplikowanych
alfabetow, itp. Poczekamy kilka lat zanim te nowe umowy znajda szerokie
zastosowanie. Dopoki to nie nastapi, na Internecie panowac bedzie
protokol zwany SMTP (Simple Mail Transfer Protocol).

Poczta nie jest zbyt dobrze dostosowana do przekazu duzych zbiorow
danych. Przesylki dluzsze niz kilkanascie kilobajtow sa rzadkoscia.
Niektore systemy w ogole nie potrafia sobie z nimi poradzic. Do
przesylania duzych zbiorow danych uzywane sa inne metody. Maja one
zwykle dodatkowa zalete -- potrafia przekazac dane o bogatszej
strukturze, niz zwykle ASCII. Zapewnia to m.in. kolejny popularny
protokol, FTP (File Transfer Protocol).

Siec moze tez byc uzyta do tego, aby jeden komputer podlaczyc do
drugiego tak, jak podlacza sie terminal. Bedac na wakacjach w Honolulu
mozna skontaktowac sie ze swoim komputerem w Australii tak, jakby laczyl
je zwyczajny drut. Mozna w ten sposob korzystac tez z publicznych
zbiorow danych, jak np. niektore katalogi bibliotek uniwersyteckich.
Zapozyczajac nazwe od najbardziej popularnej implementacji tej funkcji
(znow na Internecie), okreslac ja bedziemy jako `Telnet'.

Poza wspomnianymi podstawowymi rodzajami polaczen, istnieja tuziny
innych, bardziej wyspecjalizowanych protokolow, o ktorych nie bedziemy
szczegolowo pisac. Dobrym przykladem jest tu FSP, zastepujacy w
niektorych sytuacjach ftp, albo gopher, ktory szybko staje sie
standardowa metoda rozpowszechniania informacji wszelkiego rodzaju:
adresow pocztowych, dostepu do baz danych, nawet dzwiekow i obrazow.
Nieocenionym zrodlem informacji sa tez grupy dyskusyjne, ktore
rozpowszechniane sa czesciowo przy pomocy protokolu NNTP ("Network News
Transfer Protocol").

                                                 Eric Behr
[dokonczenie w nastepnym numerze "Spojrzen"]
_______________________________________________________________________

["Polityka", 7.11.1992]

Leszek Kolakowski


                      NIEUSTANNY POCZATEK HISTORII
                      ============================

Za wladzy sowieckiej obowiazywal zakaz mowienia o Wielkiej Rewolucji
Francuskiej poniewaz przymiotnik `Wielka' zarezerwowany byl dla
rewolucji rosyjskiej, lub raczej dla jej konkretnego etapu w postaci
pazdziernikowego powstania bolszewikow, ktore zakonczylo sie udanym
przewrotem. Ktore z wydarzen bylo `wieksze' to kwestia spekulacji, ale z
perspektywy dnia dzisiejszego nikt nie moze zaprzeczyc, ze objecie
wladzy przez komunistow bylo najwiekszym wydarzeniem naszego stulecia -
nie ze wzgledu na wznioslosc ich idealow, czy - tym mniej - wspanialosc
tego, co malo nastapic, lecz z tego powodu, ze zaden fakt polityczny nie
wywolal tylu tak dalekosieznych skutkow w losie i przeznaczeniu
ludzkosci.

Kiedy mowimy `rewolucja rosyjska', mamy zwykle na mysli okres od lutego
do listopada 1917. Sowieccy propagandzisci historyczni robili zazwyczaj
wszystko, co mozna, aby pomniejszac znaczenie rewolucji lutowej lub
nawet puscic ja w niepamiec i nawet im sie to wzglednie udalo: wielu
ludzi na Zachodzie, ktorzy bynajmniej nie uwazaja sie za analfabetow,
wierzy, ze to bolszewicy obalili cara w pazdzierniku.

Pytanie `kiedy rewolucja zaczela sie w istocie?' zalezy w pewnym sensie
od historycznych konwencji myslowych. We wstepie do swej znakomitej,
opublikowanej ostatnio "Rewolucji Rosyjskiej" Richard Pipes powiada, ze
proces rewolucyjny w znaczeniu szerokim trwa od konca XIX wieku,
natomiast w wezszym sensie - od roku 1905. W gruncie rzeczy, pomimo
kleski pierwszej rewolucji i, w konsekwencji, niemal zupelnego `odplywu'
fali - wydarzenia roku 1917 byly wyrazna kontynuacja tego samego
procesu. Rewolucja rosyjska byla procesem spontanicznym, byla ruchem
prawdziwie masowym, wykorzystanym z cala zrecznoscia przez bolszewikow,
ktorzy narzucili wlasna dyktatorska wladze. Rewolucja jako taka byla nie
bolszewicka lecz sowiecka, to znaczy, ze jej cel polegal na ustanowieniu
`wladzy rad'. Innymi slowy, glowna forma ideologiczna rewolucji byla
fantazja anarchistyczna. Dostarczyla ona dowodu na cos, co
prawdopodobnie mozna bylo wiedziec z gory, ze rewolucja anarchistyczna
jest z pewnoscia w stanie zburzyc istniejacy porzadek, jest w stanie
zniszczyc instytucje polityczne i wytworzyc chaos, ale nigdy nie
powiedzie sie bez zorganizowanego ruchu, ktory zmierza do ustanowienia
wlasnej wladzy despotycznej, korzystajac w tym celu z ogolnej
demoralizacji i balaganu. A brak takiego ruchu jest raczej w najwyzszym
stopniu nieprawdopodobny. Partia bolszewicka miala na celu nie `wladze
sowietow', lecz wlasna dyktature; wiedziala o tym, zostalo to
powiedziane niedwuznacznie zarowno przed jak i w czasie rewolucji, choc
slogan `wladza rad' byl w uzyciu do samego konca.

A wiec gdy banalnie prawdziwym jest twierdzenie, ze ludzie rewolucji
nigdy nie wiedza, co robia - odnosi sie to do wszystkich rewolucji w
historii - partia bolszewicka bez wahan zmierzala do wladzy absolutnej i
zdobyla ja. Niewatpliwie wiekszosc rzeczywiscie wierzyla, ze po nie
wiadomo jak dlugim okresie walk, wojen i tyranii poprowadzi w koncu
ludzkosc do krolestwa sprawiedliwosci, pokoju i pomyslnosci. Sam Lenin w
swym slynnnym "Panstwie i rewolucji", ktore zostalo napisane na kilka
tygodni przed pazdziernikiem 1917, nakreslil anarchistyczna niemal wizje
spoleczenstwa komunistycznego i zapewne nie bylo to cyniczne klamstwo -
mogl w to wierzyc. Ale wkrotce po tym powtorzyl to, co napisal 12 lat
wczesniej, w okresie pierwszej rewolucji: teze o dyktaturze proletariatu
(`naukowa koncepcja dyktatury' - jak powiedzial z zabawna ufnoscia w
magiczny przymiotnik), czyli wladzy absolutnej, nie ograniczonej przez
zadne prawo i opartej na jawnej, bezposredniej przemocy. I powiedzial,
ze nie bedzie ani wolnosci, ani demokracji (takich wlasnie slow uzyl),
dopoki komunizm nie zwyciezy w calym swiecie.

Przy calym historycznym znaczeniu rewolucji komunistycznej, nie bylo
niczego, co by rozstrzygalo z gory o jej zwyciestwie. Mozna bylo
oczekiwac na poczatku stulecia, ze autokracja carska upadnie, ale z
pewnoscia nie mozna bylo spodziewac sie triumfu komunizmu. Nastapil on w
wyniku kilku nieprzewidywalnych zbiegow okolicznosci. Idzie tu nie o
wojne europejska, ktora byla oczywiscie glownym warunkiem, lecz takze o
szereg innych wydarzen, jak na przyklad proba puczu generala Kornilowa
(ktory - wedlug przekoywujacego wywodu Pipesa - nigdy nie byl planowany:
zdarzyl sie w glowie Kierenskiego i tych, ktorzy mu uwierzyli, z nami
wszystkimi, do niedawna, wlacznie). Ze personalny wklad Lenina byl
niezbednym warunkiem zwyciestwa, przyznaje przy calej swej wierze w
`prawa historyczne' nawet Trocki. Nawet po zamachu - ktory ciagnal sie
kilka miesiecy, az do ostatecznego rozproszenia Zgromadzenia Narodowego
w styczniu 1918 - zdarzylo sie kilka okazji, kiedy wladza bolszewicka
mogla zostac powaznie nadwerezona i Lenin o tym wiedzial. Ale przy
wszystkich swoich fantazjach (w lipcu 1919 przepowiadal, ze komunizm
zapanuje nad swiatem w ciagu roku) byl on trzezwym politykiem. Sadzil na
przyklad, ze katastrofalna polityka ekonomiczna jakobinow przyniosla
wspaniale rezultaty, ale imitujac ja w okresie tak zwanego `komunizmu
wojennego' zdal sobie sprawe, ze kraj znajduje sie nad przepascia i
zarzadzil odwrot na tyle wczesnie, aby nie podzielic losu Robespierre'a.

Rewolucja pazdziernikowa byla wiec nieszczesliwym wypadkiem. Niektorzy
wyksztalceni ludzie sklaniali sie mimo to do konkluzji, ze niezupelnie
byl to wypadek; caly proces powolnej liberalizacji, poczawszy od reform
Aleksandra II winien raczej byc widziany, ich zdaniem, jako historyczne
interludium; bolszewicy przywracajac - pod innymi nazwami - poddanstwo i
niewolnictwo cofneli sie do koncepcji `naturalnego' ducha Rosji. Miejmy
nadzieje, ze nablizsze lata (lub dziesieciolecia) zakwestionuja ten
mroczny wizerunek wiecznej Rosji, kraju niewolnikow. Jest z pewnoscia za
wczesnie, na rozszyfrowanie ogolnych `znaczen historycznych' wydarzen
ostatnich lat. Jesli jednak jest to kolejne przypadkowe `interludium',
jest zarazem kulminacja procesu, ktory toczyl sie prawie czterdziesci
lat, od smierci Stalina. Wladza totalitarna stawala sie coraz mniej i
mniej skuteczna; w odroznieniu od rewolucji - kontrrewolucja byla dlugim
procesem, miala swoje wzloty i upadki, przystanki i powroty, jej
realizatorzy ulegali zludzeniom i samooklamywali sie. I jakkolwiek
niemilo to zabrzmi, dotyczylo to zarowno komunistycznych przywodcow jak
i ich ofiar, zarowno despotow stalinowskich nieswiadomych wynikow swoich
dzialan jak i `dysydentow' umieszczanych w wiezieniach lub
psychiatrycznych izbach tortur. Przez wszystkie te lata zagorzali
stalinisci mieli racje: nie staraj sie realizowac komunizmu bardziej
przyjemnego, ludzkiego i liberalnego, poniewaz skonczysz niszczac go.
Dalo o sobie znac ponownie bardzo stare odkrycie: intencje licza sie
bardzo malo w akcjach politycznych.

Jesli uwazac, wraz z Heglem, ze okresy szczescia sa bialymi kartami
historii, siedemdziesiat lat wladzy sowieckiej bylo wszystkim innym,
tylko nie taka karta. Ale nie mozna ich nazwac straconymi dekadami.
Narod rosyjski moze teraz wrocic do swoich przedrewolucyjnych symboli,
moze zmieniac nazwy ulic i miast, lecz nie moze po prostu tak sobie
anulowac tych lat bezmiernego cierpienia - zadanego w koncu samemu
sobie, niestety - i nie moze zaczynac od zera, jak gdyby nic sie nie
zdarzylo. Albowiem w nadchodzacej epoce historycznej bedzie musial
dzwigac ciezar sowieckiej przeszlosci nie tylko w gospodarce, ale takze
w mentalnosci. Rewolucje sa czesto restauracjami w sensie ideologicznym,
ale nie sa nimi w rzeczywistosci. Podobnie - kontrrewolucje. Przeszlosc
mozna przeklac, ale nigdy nie mozna jej uniewaznic.

-----------
Artykul ukaze sie po angielsku w "Times Literary Supplement" pt. "The
Never-ending Beginning of History"
_______________________________________________________________________

Maciek Cieslak 


                     NIE ZATOLEROWAC DEMOKRACJI
                     ==========================

Przed dwoma tygodniami "Spojrzenia" [nr 62] przedrukowaly artykul
Czeslawa Sikorskiego pt. "Obrazeni na amen" - poswiecony zjawisku
publicznego `obrazania uczuc'. Glowna konkluzja brzmi: obraza sie ten,
kto ulegl `stereotypom kulturowym, uksztaltowanym w czasach realnego
socjalizmu, ktore decyduja o naszej nadwrazliwosci, a wiec latwosci, z
jaka uznajemy, ze obrazono nasze uczucia'. Autor wylicza owe stereotypy,
obrazujac je scenkami zachowan z PRL-u. Mowiac wiec inaczej: `Obrazonym
na amen' nie udalo sie jeszcze zrzucic PRL-owskiego, totalitarnego homo
sovieticusa. Powinni oni `uczyc sie demokracji' m.in. wlasnie przez
pozbycie sie stereotypow. Z artykulu mozna dowiedziec sie rowniez, kto
powinien sie w pierwszym rzedzie uczyc - oczywiscie dzialacze ZChN.


                              I.


Czytajac podobne artykuly zawsze pytam: Czy ci `katoliccy
fundamentalisci' istotnie jeszcze sie z komunizmu nie wyzwolili, a ich
liberalni przeciwnicy - to juz? A moze `obrazaja sie' nie tylko dlatego,
ze sa skomunizowani i nietolerancyjni. Moze przyczyna lezy tez gdzie
indziej, a obraz jest bardziej zlozony?

Czy jesli Stefan Niesiolowski publicznie krytykuje kabaret Olgi
Lipinskiej jako prymitywnie antyklerykalny, i proponuje autorce emisje
`tego paskudztwa' gdziekolwiek, tylko nie w panstwowej telewizji (GW) -
to czy swiadczy to zaraz o jego zsowietyzowaniu i nietolerancji?
Podobnie pani Lipinska, ktora publicznie oswiadcza, ze przeciez ona
pozwala poslowi N. mowic rzeczy, z ktorymi sie nie zgadza, i na ktore
moglaby sie obrazac (GW) - jest w tym sensie wyzwolona i tolerancyjna?
Wszak w czasie, gdy Niesiolowski siedzial w wiezieniu, a potem pisal w
podziemnej, wolnej prasie, Lipinska wystepowala w zinstrumentalizowanej,
bojkotowanej telewizji rezimowej, co - kazdy przyzna - nie sprzyjalo
wyzwalaniu sie ku afirmacji takich wartosci jak: tolerancja i pluralizm,
nie wspominajac o innych. Czy Lipinska moze byc juz wyzwolona, a
Niesiolowski - wciaz jeszcze nie? Podobnie nie potrafie wytlumaczyc
sobie, dlaczego np. redaktorzy pisma "Wprost" (ktorzy uzyczyli lamow
prof. Sikorskiemu) maja byc mniej zsowietyzowani, czyli bardziej
tolerancyjni i odporniejsi na obraze niz np. `dziennikarze katoliccy'
tygodnika "Lad". Wszak redaktor naczelny i gros zespolu "Wprost" nie
mieli specjalnych okazji do wyzwalania sie z kulturowych stereotypow
socjalizmu jako dziennikarze stanu wojennego, a do 1989 r. czlonkowie
PZPR. Dzis sa heroldami pluralizmu i tolerancji. Nie chce byc zlosliwy,
ale najmniej ze wszystkich obraza sie Jerzy Urban. Czyz taki ma byc
symbol obywatela RP, ktory juz nauczyl sie demokracji; przezwyciezyl
utarte stereotypy i przez pelne poszerzenie obszarow tolerancji
uodpornil swoje uczucia na obraze?

Mysle, ze nerwowe reakcje na `obrazanie uczuc' odbijaja nie tyle stopien
skomunizowania (choc czasem odbijaja), ile - lek przed demokracja, w
ktorej z zycia publicznego usunieto wartosci transcendentne. Demokracji
pozbawionej tego nieliberalnego tworzywa tradycji, obyczaju, religii,
swiadomosci narodowej, historycznej; tego - co utrzymywalo i utrzymuje
jej istnienie. Lek taki, w skrajnej postaci, prowadzi oczywiscie do
dzialan w stylu ZChN, ktore polegaja na wymuszaniu (demokratycznie) na
panstwie ochrony wartosci. Oczywiscie mozna reagowac rowniez inaczej.
Wazne jest jednak to, ze: reagowac trzeba.


                              II.


`Poszerzanie zakresow tolerancji', `autonomia wyboru', `swoboda
wyrazania pogladow', `samostanowienie swiatopogladowe' - sa to pojecia
wprowadzajace nowy stereotyp spoleczenstwa liberalnego. Oczywiscie
stanowia one jakas tresc demokracji, chociaz trzeba jasno powiedziec,
ze w przeciwienstwie do zasad z "Deklaracji Niepodleglosci" nie graly
one w historii jakiejs waznej roli. Problem w tym, ze dzis wynoszone sa
do rangi nowych i wylacznych zasad porzadku demokratycznego. Kreuja nowy
jezyk, ktorym wyraza sie atmosfera wspolczesnej cywilizacji - gleboko
niechetny religii, transcendentalnemu uzasadnianiu moralnosci, etyce
absolutnej, koncepcji grzechu, i normom, czyli ocenianiu w kategoriach
dobra i zla.

  `Bardzo wiele opiniotworczych srodowisk w Ameryce, a szerzej, w
   calej kulturze zachodniej, nie przywiazuje zadnej wagi do dyskusji
   o etyce publicznej lub wrecz twierdzi, ze jest ona niemozliwa, bo
   prawda moralna nie istnieje, nie istnieja kryteria dobra i zla.'
   - mowi Richard Neuhaus(*) w rozmowie z Maciejem Zieba na lamach TP.
   `W takim zdewastowanym intelektualnie srodowisku kazde stwierdzenie
   odwolujace sie do moralnosci uwazane jest za nietolerancje lub za
   anachronizm.'

Wypowiedz ta wyraza jakos symptom wspolczesnego zycia publicznego.

W 1989 r. pewien senator amerykanski zaproponowal wstrzymanie panstwowej
dotacji artyscie Andresowi Serrano, ktory wystawil publicznie
kompozycje, eksponujaca krucyfiks zanurzony w urynie. Wystawa poruszyla
katolikow. Ich spoleczne organizacje wystosowaly publiczne protesty,
okreslajac charakter wystawy jako bluznierczy i wymierzony w autorytet
Kosciola. Bardziej jednak byli poruszeni niektorzy intelektualisci
amerykanscy, ale nie tyle wystawa, co propozycja senatora. Po glosnej
kampanii w obronie `tolerancji' i `freedom of expression', artysta
utrzymal dotacje. Podobnie, kilka lat temu, znana pisarka angielska w
imie tych samych wartosci: `tolerancji' i `wolnosci wyrazania pogladow'
glosno protestowala przeciw naslaniu policji na wystawe prezentujaca w
formie eksponatow zasuszone plody ludzkie. Takie sytuacje wywoluja
instynktowny odruch niepokoju.

Na oproznionym piedestale publicznych swietosci wystawia sie dzis dwa
nowe bostwa: pluralizm i tolerancje. Moze to miec fatalne dla
demokracji skutki. Zwlaszcza, gdy wszystko spowije opar ideologicznego
kadzidla. Ideologia taka ma w sobie bowiem wpisana zamaskowana
nietolerancje, np. te, o ktorej mowi Neuchaus. Przede wszystkim jednak,
zabrania ona oceniac - wlasnie w imie tolerancji! Znosi tym samym
publiczne autorytety i, co najwazniejsze: likwiduje publiczna dyskusje.

Przed rokiem ukazal sie w kraju glosny tekst krakowskiego filozofa i
politologa, Ryszarda Legutki - "Miedzy papuga a zasciankiem" z
podtytulem `polskim liberalom ku przestrodze'(**). Oddajmy na chwile
glos autorowi:

   `... Wezmy slowo ``wybor''. Zawsze zwiazane ono bylo z pojeciem
   wolnosci: wszak bez mozliwosci dokonania wyboru nie mozna mowic o
   wolnosci, a szerzej o moralnosci. Jednakze istnienie wyboru nie
   wykluczalo dokonywania osadu moralnego podjetej decyzji; mogl on byc
   bowiem dobry albo zly. Obecnie ``wybor'' utozsamiany jest wylacznie z
   dobrem moralnym. Jesli za podjeta decyzja stoi wolnosc wyboru, to
   decyzja jest tym samym dobra. Pokazuje to chocby przyklad aborcji,
   ktorej zwolennicy zabraniaja oceniac ja moralnie, gdyz, jak twierdza,
   jest ona kwestia wyboru; mowia wiec o sobie, ze sa ``pro-choice''.
   Inny przyklad: wolnosc slowa. Do niedawna funkcjonowalo okreslenie
   ``freedom of speech''. Impikowalo ono, ze poglady sa zawsze pewna
   wypowiedzia (speech), a ta podlego ocenie w kategoriach prawdy lub
   falszu. Obecnie coraz bardziej powszechne staje sie okreslenie
   ``freedom of expression''. Poglady sa wiec kwestia ekspresji; tej zas
   nie mozna oceniac pod katem prawdy i falszu.'

I jeszcze dalej:

   `Twierdze, ze we wspolczesnym liberalizmie pojawila sie wyrazna nuta
   nihilistyczna. NIe jest to jednak nihilizm w tradycyjnym rozumieniu,
   a wiec przekonanie, ze nie ma dobra, prawdy, falszu, Boga, itd.
   Wspolczesny nihilizm nie mowi, iz tych rzeczy nie ma. On po prostu
   zabrania o nich mowic.'

Wspolczesnej demokracji zachodniej dodaje sie czasem przydomek
`liberalna' (w przeciwienstwie do tzw. demokracji totalitarnej - pojecia
rozpropagowanego przez Jacoba Talmona(***)). Nie bez powodu. Podstawowe
zasady porzadku demokratycznego zapisane sa wlasnie na stronach dziel
tworcow tzw. klasycznego liberalizmu. Gdy zagladniemy do ksiazki
Ludwika von Misesa - jednego z ojcow liberalizmu, pt. "Liberalism in the
clasical tradition", w rozdziale `tolerancja' przeczytamy:

   `Liberalizm zada tolerancji nawet dla rzucajacego sie w oczy
   niedorzecznego nauczania, absurdalnych form innowierstwa, i dziecieco
   naiwnych przesadow.'

Rownoczesnie jednak:

   `Przeciwko temu co glupie, bezsensowne, bledne i zle, liberalizm
   walczy bronia umyslu.'

Tymczasem, nowa demokracja wyzuta z autorytetow i wartosci absolutnych,
nie tylko toleruje niedorzeczne i dziecieco naiwne poglady - ona nadaje
im, z zasady, ten sam status waznosci! Nie ma kryteriow oceny, a wiec
nie ma twierdzen madrych-glupich, prawdziwych-falszywych, moralnych-
niemoralnych. Nie wolno tak oceniac ani ludzi, ani ich wypowiedzi ani
ich dzialan. Wszystko jest przeciez wzgledne i uwarunkowane:
swiatopogladowo, kulturowo, srodowiskowo itd. - nie moze byc wiec
przedmiotem wartosciujacej oceny. Kto odwaza sie oceniac, naraza sie z
miejsca na zarzut nietolerancji. Jak w takich warunkach dokonywac
selekcji pogladow, o ktorej pisze Mises? W takich okolicznosciach
demokracja liberalna przestaje byc juz tworczym klubem dyskusyjnym, w
ktorym `metoda prob i bledow tworzy sie systemy polityczne, jako
wynalazki ludzkiej pomyslowosci i spontanicznosci (J.Talmon)'.
Liberalizm nie moze juz walczyc bronia umyslu. Pytanie: jaka?

   `Jesli nie ma prawdy absolutnej, wszystko co mowie moze byc prawda...
   Idea prawdy absolutnej przeciwstawia sie relatywizmowi negujacemu
   istnienie prawdy. Relatywista, swiadom, ze nie ma prawdy, nie chce,
   aby o niej mowic. Nie zdaje sobie sprawy, ze taka postawa prowadzi
   do uzurpowania sobie swoistej formy autorytetu, ze prowadzi do prawa
   piesci, nie zas do prawa prawdy.'

Powyzsze nie jest bynajmniej wypowiedzia ksiedza katolickiego. To slowa
autora "Spoleczenstwa otwartego", Karla Poppera(****). Demokracja bez
wartosci absolutnych moze wiec popasc w nihilistyczne zniedoleznienie i
stac sie lupem tyranii.

Na inny ciekawy aspekt polityczny zaniku wiary w wartosci absolutne
zwraca uwage Leszek Kolakowski.

   ` - Latwiej powiedziec ogolnikowo, ``my mamy swoje wartosci, a oni
   swoje'', czy tez ``wiara w absolutne wartosci jest naiwna i
   anachroniczna'', anizeli wyraznie przyznac, ze niewolnictwo jest
   rownie dobre jak wolnosc, zwazywszy, ze nic nie jest samo w sobie
   dobre lub zle.'(*****)

Kolakowski twierdzi, ze prowadzi to do `balwochwalstwa polityki' -
fabrykowania pogladow ad hoc do uzytku w grze politycznej, ktorych
tresc zalezy od wyboru adresata. Polityka i kultura wyzuta z norm
wartosciujacych stacza sie wiec ku barbarzynstwu. Pisze on wrecz:

   `Negacja wartosci absolutnych w imie zarowno zasad
   racjonalistycznych, jak tez ogolnego ducha otwartosci, zagraza
   naszej zdolnosci do odrozniania miedzy dobrem a zlem; powstrzymywac
   sie od walki ze zlem, to niedoskonalosc wlasna przemieniac w
   barbarzynstwo.'

                              *  *  *

Jakiekolwiek motywacje stoja za dzialaniami ZChN, to postawienie
problemu i rozpoczecie dyskusji nt. miejsca `wartosci'
(chrzescijanskich) w polskiej demokracji zawdzieczamy, po czesci,
wlasnie glosnemu 'obrazaniu sie' zetchaenowcow.

--------

(*) Richard John Neuhaus, ksiadz katolicki, do 1991 pastor luteranski,
sklasyfikowany przez tygodnik "US News and World Report" wsrod 32
najbardziej wplywowych intelektualistow amerykanskich; autor ponad 20
ksiazek

(**) artykul wraz z dyskusja ukazal sie w miesieczniku "Znak", nr 440
(92); omowienie w jednej z lutowych (92) GW; rowniez na ten temat:
obszerny wywiad z autorem w "Spotkaniach" (19/92)

(***) J. Talmon "The Origins of Totalitarian Democracy", Penguin Books,
1986

(****) Forum 20.05.82

(*****) L. Kolakowski "Balwochwalstwo polityki" - wyklad wygloszony
7.05.86 na zaproszenie amerykanskiej Narodowej Fundacji Nauk
Humanistycznych i Sztuki, przeklad autorski w "Aneks"(44/1986)

                                         Maciek Cieslak
_______________________________________________________________________

["Wprost", 13 grudnia 1992. Przepisal J.K_uk.]

Wojciech Rzehak


                      ZGNILO-LIBERALNE STOSUNKI
                      =========================

Niedowiarki, ktore uwazaja, ze w naszych czasach nie sposob zarazic sie
nowomowa, powinny uswiadomic sobie, jak wiele osob w ich otoczeniu
zaczelo od pewnego czasu mowic jezykiem reklam telewizyjnych - ilu jest
wsrod nas tych, ktorzy bez przerwy wtracaja uwagi o `skrzydelkach',
`nowoczesnych kobietach' i `pewnej takiej niesmialosci'. Ta nowomowa -
jak kazda inna - nasyca codzienny jezyk schematami i stereotypami
zastepujacymi normalne komunikaty jezykowe. Staje sie bardzo latwa do
przyswojenia przez przecietnego sluchacza - zwlaszcza tego, ktory stale
slucha przemowien politykow. Wydawalo sie, ze po upadku komunizmu
politycy zrezygnuja ze stosowania kalk jezykowych, lecz wydarzenia
ostatniego roku pozwolily zaobserwowac nowa fale zainteresowania
chwytami ze `zlotego okresu' nowomowy. Prof. Michal Glowinski,
literaturoznawca, autor wielu publikacji z dziedziny nowomowy, jest
zdania, ze `im wiecej antykomunizmu w deklaracjach polityka, tym
czesciej pojawiaja sie w jego jezyku elementy mowy komunistycznej'
["Wprost"].

Jednym z ulubionych sposobow atakowania przeciwnika politycznego bylo
podwazanie jego wartosci poprzez przypisywanie mu anonimowosci. Ten
efekt komunisci osiagali poprzez uzycie zaimka `pewne'. Pisano na
przyklad: `...KUL stal sie terenem, na ktorym dzialaja PEWNE REAKCYJNE
GRUPY...' ["Trybuna Ludu", 1950], albo `PEWNE KOLA AMERYKANSKIE'
["Trybuna Ludu", 1950]. Teoretycznie mowca niczego konkretnego nie
powiedzial, ale kazdy czytajacy domyslil sie, ze po pierwsze: Katolicki
Uniwersytet Lubelski jest siedliskiem sil wrogich krajowi, po drugie -
istnieja w Ameryce jakies ciemne sily, ktorym zalezy na zrobieniu nam
jakiegos swinstwa (jakiego - to zalezy od kontekstu zdania).

W roku 1992, po ponad czterdziestu latach, kariera slowa `pewne' trwa
nadal. Oto byly premier Jan Olszewski, wyjasniajac powody obalenia jego
gabinetu, konkluduje: `... interesy pewnej czesci naszej klasy
politycznej bardzo sie zidentyfikowaly z interesami dawnej
nomenklatury' ["Nowy Swiat", 8.06.1992], a wczesniej, w marcu tego
roku, po odrzuceniu przez Sejm programu rzadu, powiedzial: `Ostateczny
wynik glosowania jest wynikiem pewnych rozgrywek politycznych...'
["Gazeta Wyborcza", 7-8.03.1992]. Byly minister obrony, Jan Parys,
przedstawia swoja wlasna wersje dymisji: `W momencie, gdy zostalo
cofniete poparcie prezydenta dla rzadu, kazdy dostrzega, ze atak na MON
jest czescia pewnej akcji ogolnej' ["Nowy Swiat", 30-31.05.1992], ktora
polega na tym, ze `pewni politycy zapraszaja bez wiedzy ministra obrony
(...) wybranych oficerow...' ["Gazeta Wyborcza", 7.04.1992]. I jeszcze
fragment artykulu Tomasza Sakiewicza "Wrzawa", glosu w sporze o religie
w szkole: `... co zrobic z tymi, ktorzy nie chca uczestniczyc w
katechezie (...). Zaproponowano (...) etyke. Okazuje sie jednak, ze
wyrownanie liczby godzin nauki dla wierzacych i niewierzacych to -
zdaniem pewnych kregow - kolejny przejaw nietolerancji ...' ["Nowy
Swiat", 27.04.1992]. We wszystkich tych przykladach nie okreslono z
imienia ani nazwiska wrogow Jana Olszewskiego, Jana Parysa i nauczania
religii w szkole. Jednak kazdy, kto choc troche interesuje sie zyciem
spoleczno-politycznym naszego kraju, bez zadnego klopotu rozszyfruje te
zagadki. Bowiem uzycie slowa `pewne' nie sluzy ukryciu czegokolwiek,
sugeruje natomiast dodatkowe cechy wymienianych wrogow: tajnosc, spisek
i zle zamiary.

Nie mieli szczescia w historii powojennej Polski liberalowie. Komunisci
uzywali przymiotnikow `liberalny' w mozliwie najbardziej negatywnych
kontekstach i polaczeniach. Boleslaw Bierut mowil o `zgnilo-liberalnym
stosunku' do wroga klasowego [B. Bierut, "O Partii", Wwa 1952, s. 268],
Wladyslaw Gomulka o `ideologii liberalno-burzuazyjnej' [W. Gomulka, "Ku
nowej Polsce", Katowice, 1945, s. 80], zas w "Slowniku Wyrazow Obcych"
z roku 1954 znajdujemy nastepujaca definicje terminu: `liberalny - 1.
nadmiernie poblazliwy, beztrosko tolerancyjny, nie zwazajacy na cudze
lub wlasne omylki, bledy, wykroczenia. 2. Odnoszacy sie do
liberalizmu'. A sam liberalizm, miedzy innymi `... przybral cechy
wybitnie reakcyjne, kontrrewolucyjne, stal sie zawzietym przeciwnikiem
rewolucji socjalistycznej i dyktatury proletariatu ...'. Okazuje sie,
ze to co bylo zle dla komunistow w latach piecdziesiatych, jest rownie
zle dla polskiej formacji chrzescijansko-ludowo-narodowej w latach
dziewiecdziesiatych. Tym razem demaskowana jest inna twarz liberalizmu
- Marek Jurek: `Z perspektywy moralnej najbardziej zainteresowani w
publicznej dezaprobacie dla antykatolickiej nienawisci powinni byc
ideowi przywodcy obozu laicko-liberalnego' ["Nowy Swiat", 13.04.1992].
Dlaczego wlasnie oni? Pozwala to zrozumiec artykul zespolu redakcyjnego
telewizyjnego programu "Rodzina Rodzinie", bedacy reakcja na zdjecie z
anteny w dniu 23.05.1992 odcinka o ochronie zycia poczetego: `Dlatego
zdjecie tego programu nalezy uznac za zajecie przez Telewizje Polska
jednoznacznego, laicko-liberalnego stanowiska w kwestii zycia
poczetego' ["Nowy Swiat", 28.05.1992]. Jan Olszewski na spotkaniu ze
stoczniowcami w Stoczni Gdanskiej 6.02.1992 powiedzial natomiast:
`Ponosimy wszyscy konsekwencje nadmiernej wiary w idealistycznie
pojmowany porzadek liberalno-rynkowy' ["Gazeta Wyborcza", 7.02.1992].

Jednym ze sposobow wyrazania swojej pogardy dla przeciwnika
politycznego bylo wymienianie go tylko z nazwiska - bez `zbednego'
tytulowania, bez podawania imienia, za to - KONIECZNIE! - w bardzo
negatywnym kontekscie lub z jakims epitetem zamiast imienia. Przeciwnik
jako samo nazwisko lub - jeszcze lepiej - nazwiska w liczbie mnogiej
(wszyscy pamietaja jak Jerzy Urban w czasie stanu wojennego mowil o
Kuroniach i Michnikach) to chwyt, ktory stosowany byl przez komunistow
juz w latach czterdziestych i piecdziesiatych: `obszarnik Sosnkowski'
[W. Gomulka, j.w., s. 37], `stary agent pilsudczyzny - Kwapinski'
[tamze], czy tez dowiadujemy sie, ze `... na lamach swego londynskiego
lejb-organu Anders oglosil ...' ["Trybuna Ludu", 8.08.1954]. Rowniez i
ta praktyka nadal jest stosowana, swiadczac o sile stalinowskiej
tradycji jezykowej. Piotr Jakucki pisze o Bronislawie Geremku wiele
cierpkich slow, konkludujac: `I to wlasnie dzieki Kosciolowi
katolickiemu Geremek i jemu podobni mogli przetrwac stan wojenny i
doczekac Trzeciej Rzeczypospolitej' ["Nowy Swiat", 14.05.1992]. Gdy
"Gazeta Wyborcza" przypisala slowa wypowiedziane przez Zdzislawa
Najdera Janowi Olszewskiemu, "Nowy Swiat" zareagowal z oburzeniem
zapytujac retorycznie: `I jak to pogodzic z gloszona przez ORGAN
MICHNIKA wiarygodnoscia dziennikarska?' [12.05.1992]. Natomiast
dziennikarze "Tygodnika Solidarnosc", Joanna Lichocka i Robert
Jastrzebski, w artykule "Konstytucyjny zamach stanu" (o odwolaniu rzadu
Jana Olszewskiego) wprowadzaja czytelnika w atmosfere posiedzenia
sejmu: `Poslowie Unii i SdRP zaczynaja zgodnie wyc (...). Sierakowska
zujac gume na zmiane wali reka w blat lub kreci glowa' ["Tygodnik
Solidarnosc", 12.06.1992]. Szczegolnie milo kojarzy sie tu lejb-organ
Andersa z organem Michnika.

Otoz, jak zapewne wszyscy pamietaja, w latach piecdziesiatych spora
kariere zrobil  zwrot `ludozerczy amerykanski imperializm' [np.
"Trybuna Ludu", 7.12.1952]. Pozniej pojawili sie Zydzi-polakozercy, ale
oni tez znikneli. I kiedy wydawalo sie, ze w Polsce nikt nikogo juz nie
zjada, niezawodny "Nowy Swiat" odkryl potworna zbrodnie: w wydrukowanym
na pierwszej stronie ogloszeniu w formie notki posmiertnej -
poswieconej Antoniemu Macierewiczowi czytamy: `Wyrazamy gleboki
szacunek dla ministra obalonego rzadu, Pana A. Macierewicza, za jego
oddanie Polsce, niezlomnosc, prawosc i hart ducha (...). W obliczu
bezprzykladnej, obrzydliwej KAMPANII POLITYCZNEGO LUDOZERSTWA, prosimy
Pana Ministra i Jego Wspolpracownikow o przyjecie wyrazow naszej
solidarnosci. Zespol miesiecznika politycznego Orientacja ``na prawo''.'
["Nowy Swiat", 10.07.1992].

                                                     Wojciech Rzehak
-----------------------------------------------------------------------
[Jest to znacznie brutalniejsza wersja nowomowy niz moja idee fixe:
 `Jezyk w wacie'. Na pierwszy rzut oka znacznie bardziej obrzydliwe.
 Ale czy grozniejsze od `waty'? - Nie wiem. Wydaje sie, ze latwiej z
 tym walczyc niz z klakami, ktore zalepiaja oczy i uszy... J.K_uk]
_______________________________________________________________________

Jadwiga Fangrat 


                        O JAPONII INACZEJ
                        =================

 Motto:
 `Spiewac kazdy moze...'

Do napisania ponizszego sprowokowala mnie zamieszczona w # 57 "Spojrzen"
korespondencja Leszka Krynskiego "Swieta w Japonii", w ktorej autor
ocenia spoleczenstwo japonskie jako ateistyczne.

Sprecyzujmy moze, o czym mowimy, gdyz chyba tu jest zrodlo
nieporozumienia. Dla mnie (i mysle, ze dla wiekszosci czytelnikow),
ateizm to calkowita negacja Boga - nie tylko Boga chrzescijan, ale Boga
w ogole. Obawiam sie, ze zbyt powierzchowne spojrzenie na ten kraj moze
pozostawic zgola falszywy obraz Japonii i Japonczykow, zwlaszcza ze malo
osob ma mozliwosc osobistej weryfikacji cudzych opinii o kraju bardzo
odleglym i geograficznie i kulturowo. Osobiscie uwazam, ze chodzi tu nie
o ateizm, lecz politeizm. Ale siegnijmy do zrodel pisanych, na przyklad
dwujezycznej edycji przewodnika "Japan as it is" (Gakken Co. Ltd., 1990,
Tokio, stron 368). W rozdziale `Japanese Religion' na str. 29 czytamy:

`Japanese beliefs are probably among the most complicated in the world
because of the openness to all religions, as exemplified by the visits
to Shinto shrines at New Year's, trips to Buddhist temples in the spring
and fall to visit the family grave, and the modern custom of a cake and
presents at Christmas. The Shichi-go-san celebration entails a trip to
the local Shinto shrine, weddings may well be held in Christian churches,
and funerals are most often Buddhist. (...) It is not uncommon for a
Japanese family to have both Shinto and Buddhist altars even though its
members believe in yet a third faith. (...)

Statistics substantiate the evidence of Japanese culture's
polytheistic quality. According to the Agency of Cultural Affairs'
"Religion Yearbook", Japan had a religious population of 218.43 million
in 1988 (tak, tak, to nie pomylka! - przyp. moj J.F.) - nearly double
the actual population of 120 million. In a 1989 NHK survey asking `What
do you believe in ?' 36% of the respondents cited the ambiguous `the
gods' and 44.6% said `Buddha', but only 7.5% cited anything that would
tie them to a specific religion such as `the teaching of the Bible or
the sutras.'

Moim zdaniem, jesli 80.6% Japonczykow przyznaje sie do wiary w jakas
forme istoty wyzszej, nie moze tu byc mowy o powszechnym ateizmie.
Oczywiscie nie jest to taka wiara, do jakiej przywyklismy, ale przeciez
i nie ateizm.

W innym rozdziale `Tanabata and Christmas' na str. 103 czytamy:

`The religious celebration of the birth of Jesus was observed by almost
no one in this non-Christian nation until merchants saw it is a sales
opportunity, and Christmas celebrations are now quite popular among
Japanese. Christmas is not an official holiday in Japan, but most
families observe the day by gathering on Christmas Eve to decorate a
small Christmas tree, eat decorate cakes, and exchanging presents.
In early December, department stores begin decorating their floors
with ornament-laden Christmas trees while vying to attract shoppers
with advertisements for special Christmas sales.'

Choc Boze Narodzenie nie jest oficjalnym swietem w Japonii, to jednak
bez problemu dostalam dwa dni wolne na wlasna prosbe, tak ze moglam
swieta spedzic w domu z rodzina. Nie chcialabym nikogo zanudzac
cytatami z tej skadinad bardzo interesujacej ksiazki, ale pozwole
sobie jeszcze gwoli uzupelnienia, na ostatni cytat z rozdzialu
`Christianity', str. 297:

`Including Catholics, Protestants, and all the other denominations,
Japanese Christians now number about 1.4 million. As a percentage of
the total population, this is fewer than there was in the 16th century.
(...) However, Christianity's impact on Japanese culture cannot be
measured by numbers alone. Although only a small percentage of
Japanese are Christians, Christians thought has had a major impact
on Japan during its modernization beginning in the late 19th century.
Christian lifestyles, moral codes, and ethics have become interwoven
into Japanese life.

Christianity has also come to play the major role in education,
especially for girls' schools and secondary schools. There are
currently 800 mission schools at the secondary level, far more than
there are non-Christian religious schools. Many of Japan's great
modern thinkers have been Christians, (...) and Christians have also
figured prominently in social work.'

Tsukuba - miasto o specjalnym statusie - nie jest z pewnoscia
najlepszym miejscem do czynienia dajacych sie uogolnic obserwacji o
Japonii, ale mimo wszystko dodam cos od siebie. Jest tu tylko jeden
kosciol katolicki, nowy (jak prawie wszystko w tym miescie) i piekny
architektonicznie. Zaprojektowany na blisko 150 miejsc siedzacych,
prawie w kazda niedziele wypelniony jest do ostatniego miejsca (tego
dnia msze odprawia sie dwukrotnie). Wierni nie zdejmuja tu butow,
pieknie spiewaja i japonskim zwyczajem - nie tylko usmiechaja sie do
siebie, ale rowniez klaniaja nisko, choc nie wszyscy znaja sie
osobiscie. Wywodza sie glownie z elity intelektualnej tego juz i tak
elitarnego miasta - sa to przede wszystkim pracownicy tutejszego
uniwersytetu i licznych instytutow naukowych. Jest takze sporo
cudzoziemcow; sposrod Europejczykow niestety tylko Polacy.

                                            Jadwiga Fangrat
 _______________________________________________________________________


Opowiada Leszek Krynski :


Autorka polemiki i ja - w liscie zamieszczonym w nrze 57 "Spojrzen" -
mowimy o roznych rzeczach. Pani Jadwiga, niestety, tego nie
dostrzegla. Zatrzymala sie na slowie `ateista', bowiem zauwazyla, ze
jego encyklopedyczna definicja nie odzwierciedla tego, co wyczytala w
rozmaitych syntetycznych opracowaniach i danych statystycznych
dotyczacych Japonii. Sadze, ze z mojego grudniowo-styczniowego tekstu
dosc latwo mozna sie zorientowac, co mialem na mysli w tym konkretnym
przypadku: oczywiscie nie negacje Boga albo najwyzszej istoty, ale
raczej obojetnosc, nieobecnosc, nieprzezywanie Boga - niezaleznie od
tego czy mialby to byc Budda, jedno z bostw sintoistycznych, czy moze
Bog chrzescijan. Nie twierdzilem, ze dotyczy to wszystkich
Japonczykow, bo to bylaby oczywiscie nieprawda.

Zabawne jest, ze w cytatach przytoczonych przez pania Jadwige
pojawiaja sie dokladnie te same przyklady uczestnictwa Japonczykow w
obrzedach jakos wiazacych sie z obecnymi tu religiami, o ktorych ja
wspominalem (czyzby rzeczywiscie nie wyszla ona poza pierwsze zdania
mojego tekstu?). Tylko, ze wnioski ja wyciagam z nich inne, a przede
wszystkim powstrzymuje sie od opinii, ze swiadcza o religijnosci (w
pelnym znaczeniu) Japonczykow. Stwierdzenie, ze jest to spoleczenstwo
politeistyczne, moim zdaniem nie oddaje istoty rzeczy.

A `ateizm' - coz, to slowo ma wiele znaczen. Dokladna i nie
pozostawiajaca watpliwosci definicja jest konieczna w wypadku tekstu
filozoficznego, religioznawczego, moze socjologicznego. Moj list
oczywiscie do niczego podobnego nie pretenduje w zadnym stopniu
(zreszta sa to dziedziny, ktorych nie znam). Skromnym dowodem, ze to
slowo istotnie mozna rozmaicie pojmowac, niech bedzie tez krotki cytat
z Encyclopedic Dictionary of Religion (Vol. I), Corpus Publications,
Washington, D.C., 1979, p. 299: `It is much easier to define atheism in
the abstract than to account for its various, complex manifestations.'
Swoja droga, ciekawe co sadzi na ten temat `wiekszosc czytelnikow'?

                                                 Leszek Krynski
_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@univ-caen.fr)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)
stale wspolpracuje:  Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet)

Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres:  (128.32.123.30), directory:
/pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia

____________________________koniec numeru 64___________________________