______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Poiniedzialek, 3.03.1997 ISSN 1067-4020 nr 140 _______________________________________________________________________ W numerze: Jurek Karczmarczuk - Brat Wolfgang Jurek Krzystek - Kto to jest Koechel? Izabella Wroblewska - Ruski miesiac z hakiem Tadeusz K. Gierymski - Witold Hulewicz _______________________________________________________________________ Kontynuujemy prezentacje co ciekawszych (naszym zdaniem) artykulow opublikowanych na liscie "Papirus". Zainteresowanych sama lista kierujemy do Tadeusza Gierymskiego. Syci poezji, dzis zaczynamy od muzyki (choc poezja tez jest, nieco dalej). Jak starsi stazem czytelnicy "Spojrzen" wiedza, zarowno tematy muzyczne jak i masonskie pojawialy sie juz na naszych lamach. J.K_ek _______________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk (karczma@info.unicaen.fr) BRAT WOLFGANG ============= Witajcie, Siostry i Bracia, Kuzyneczki i inne Wujki. Ponizszy tekst, piora Ireneusza Dembowskiego i opublikowany w magazynie "Studio" w 1992 roku dotarl do mnie za posrednictwem jego zony Rozy, ktora uczy i organizuje uczenie francuskiego w Warszawie, i ktora przewinela sie przez Caen i przez nasze domostwo. 14 grudnia 1784 roku, okolo godziny 7 wieczorem w wiedenskiej lozy "Zur Wohltaetigkeit" (Dobroczynnosc) Wolfgang Amedeusz Mozart otrzymal pierwszy stropien masonski - ucznia. Mial wowczas 28 lat. Z obnazonym ramieniem i przewiazanymi oczami, prowadzony przez mistrza ceremonii, kulejac, szedl przez sale do drzwi swiatyni. Jeden krok dlugi, drugi krotki, dlugi, krotki - rytm inicjacji, jak w scenie z trzema chlopcami i w scenie z Sarastrem w "Czarodziejskim flecie", jak w Andante z Kwartetu smyczkowego A-Dur KV 464, ktory Mozart napisze w kilka dni po ceremonii. Bylo to dla niego doswiadczenie wazne, zaslugujace na owych kilkanascie stron muzycznego arcydziela. Mozart lubi symbole, chetnie sie nimi otacza, symbolika wolnomularskich rytualow bardzo mu odpowiada. W ciagu siedmiu lat uczestniczenia w zyciu wiedenskiej masonerii ow swiat symboli stal mu sie dobrze znany, niemal powszedni, nie mogl go pominac w swojej muzyce. Wymyslil nawet masonski jezyk muzyczny, ktory wykorzystal w niektorych utworach przeznaczonych do wykonania w trakcie roznych ceremonii, na przyklad jeden bemol przykluczowy przy inicjacji na ucznia, dwa - na czeladnika, trzy - na mistrza. Przystepujac do masonow Mozart musial wybierac miedzy kilkoma tendencjami, ale byl dobrze zorientowany. Mial wsrod masonow przyjaciol, ktorzy mogli wyjasnic mu wszelkie ideologiczne subtelnosci. Wstapil do lozy "Dobroczynnosc" o orientacji racjonalistyczno-charytatywnej, nawiazujacej do oswieceniowych idei Lessinga i Wielanda, popierajacej reformatorskie zamierzenia Jozefa II. Jej wielkim mistrzem jest Otto von Gemmingen. Wybor takiej orientacji Mozart potwierdzi niebawem "Weselem Figara", opera, w ktorej opowiada sie, wzorem Beaumarchais'go, za sprawiedliwoscia spoleczna i ograniczeniem szlacheckich przywilejow. Pod koniec 1785 roku cesarz Jozef II nakazuje reorganizacje loz wiedenskich i zezwala jedynie na dzialalnosc dwoch loz z osmiu dotad dzialajacych. Jedne zostaly rozwiazane, inne polaczyly sie w wieksze. Wielu czlonkow, wsrod nich Jozef Haydn, zaprzestalo swojej dzialalnosci. Loza "Dobroczynnosc" zostala rozwiazana i Mozart wraz z von Gemmingenem przechodzi do lozy "Zur gekroenten Hoffnung" (Ukoronowana Nadzieja), w ktorej pozostanie do konca zycia. Byl bardzo aktywnym masonem i rownie aktywnym kompozytorem muzyki masonskiej - w tej dziedzinie nie mial sobie rownych. Muzyka to najwazniejszy, choc nie jedyny, powod jego zwiazku z masoneria. Na posiedzeniach lozy wszyscy zebrani podejmowali w zgodnym chorze ostatnie slowa piesni spiewanej przez soliste. Jak w "Czarodziejskim flecie" w arii Sarastra, ktora pod koniec przejmuje chor, i jak w "Radosci masonow". Poza zebraniami wolnomularzy, nigdzie w Wiedniu nie bylo mozliwosci uczestniczenia w tak pieknej i porywajacej wspolnocie muzycznej, kiedy wszyscy zebrani laczyli sie w braterskim spiewaniu. Mniej wazne byly wtedy masonskie symbole, specyficzne rytmy, anapesty, tercje i liczba przykluczowych bemoli. Najwazniejsze bylo wspolne muzykowanie. Jedyny cien na tej elizejskiej drodze przyjazni, braterstwa i wolnosci w konfraterni masonskiej to fakt, ze kobiety, a wiec polowa ludzkosci, nie mialy don dostepu. Wprawdzie kwestia inicjacji kobiet i ewentualnego dopuszczenia ich do uczestnictwa byla dosc zywo dyskutowana, ale nigdy poza dyskusje nie wyszla. Zdecydowany mizoginizm kaplanow w "Czarodziejskim flecie" wyrazal opinie wiekszosci, ale nie byla to opinia Mozarta, ktory pragnal zmienic przyzwyczajenia. Mozart chcialby wprowadzic tradycje inna, znana w starozytnym Egipcie, tradycje, w ktorej inicjacja (to znaczy dopuszczenie do kaplanstwa) obu plci byla nie tylko mozliwa, ale calkiem naturalna. Wyrazem i konsekwencja takiego stanowiska jest inicjacja Tamina i Paminy w "Czarodziejskim flecie". Mozart nie ogranicza sie zreszta do myslenia, on chcialby dzialac. Uwaza, ze kobiety nalezy dopuscic do uczestnictwa w masonskim rytuale. Zaczal nawet pisac statut nowej, bardziej otwartej, demokratycznej i nieskrepowanej masonerii, planowal zalozenie lozy pod nazwa "Grota". Niespodziewanie nadeszla smierc, ta "najlepsza przyjaciolka czlowieka", jak napisal w duchu filozofii wolnomularskiej, w swym ostatnim liscie do ojca, ktory tez byl masonem. W XVIII wieku wykonywana w lozach masonskich muzyka w wiekszosci nie byla scisle masonska. Na ogol slowa o tresci wolnomularskiej podkladano pod znane melodie piesni koscielnych i patriotycznych, a nawet popularnych piosenek, tak, aby wszyscy zebrani mogli sie wlaczyc do wspolnego spiewania. Utwory scisle masonskie, pisane z przeznaczeniem do wykonywania podczas wolnomularskich uroczystosci byly nieliczne. Mozart, ktory nie bez racji uchodzi za najwybitniejszego kompozytora takich utworow, napisal ich niespelna dziesiec, ale w licznych jego kompozycjach, nie majacych wyraznie masonskiego przeznaczenia mozna dostrzec ideologie i symbolike wolnomularska. W kwietniu 1774 roku w wiedenskim Teatrze przy Bramie Karynckiej wykonano dwa utwory choralne ze sztuki o tresci masonskiej "Thamos, krol Egiptu" Tobiasa Philipa von Geblera. Muzyke do Thamosa (KV 345) Mozart pisal jeszcze przez kilka lat, ale nigdy jej nie skonczyl. Pod koniec 1777 roku Mozart poznal w Mannheimie barona Otto von Gemmingena, uczonego i masona, ktory w roku 1783 zalozyl w Wiedniu loze "Dobroczynnosc" i zachecal Mozarta, by zostal Masonem. Poczatkowo Mozart wahal sie, echem tych wahan jest Andante con moto z Kwartetu Smyczkowego Es-dur KV 428. W grudniu 1784 zostaje jednak czlonkiem lozy Gemmingena i po miesiacu (13 stycznia 1785) bedzie jej mistrzem. 14 stycznia pisze Kwartet C-dur KV 465, "Dysonansowy", ktorego symbolika wiaze sie z rytualem uzyskania drugiego stopnia masonskiego, a 9 marca konczy komponowanie Koncertu Fortepianowego C-dur KV 467 z Andante nawiazujacym do symboliki inicjacji na mistrza. Pierwsza kompozycja scisle masonska Mozarta jest 20-taktowa piesn "O heiliges Band der Freundschaft", KV 148 (O swiete wiezy przyjazni) na glos z fortepianem. Jej datowanie jest kontrowersyjne. Koechel, a za nim Einstein, datowali ja na rok 1772, w najnowszym wydaniu utworu w Neue Mozart Ausgabe wydawca umiescil ja w przedziale lat 1775-76, dzis jednak wiekszosc mozartologow sadzi, ze nie mogla powstac przed rokiem 1784, czyli przed przystapieniem Mozarta do wiedenskiej konfraterni. Tym niemniej Mozart wcale nie musial byc czlonkiem lozy masonskiej, aby napisac muzyke do masonskiego tekstu zaczerpnietego ze zbiorku Ludwiga Friedricha Lenza "Freymaurer Lieder mit Melodien" (1771) z podtytulem "Lobgesang aus die Johannisloge" (Hymn Uroczysty dla Lozy Swietego Jana). Loza Swietego Jana to wlasciwie inna nazwa Wielkiej Lozy Angielskiej, a wiec pierwszej w ogole lozy. Pod koniec marca 1785 powstala masonska piesn na glos z fortepianem "Lied zur Gesellenreise", KV 468 do slow Franza Josepha Ratschky'ego. Po raz pierwszy zostala ona wykonana 16 kwietnia w lozy "Zur wahren Eintracht"(Prawdziwa Zgoda), w trakcie przyznania Leopoldowi, ojcu Wolfganga, drugiego stopnia (Geselle) masonskiego. Nieco pozniej - 24 kwietnia - na uroczystym posiedzeniu lozy "Zur gekroenten Hoffnung" (Ukoronowana Nadzieja) tenor Johann Valentin Adamberger wykonal kantate do slow Franza Petrana "Die Maurerfreude" KV 471 (Radosc Masonow). Mozart napisal ja na czesc wielkiego mistrza Ignaza von Borna, ktory tego wlasnie dnia otrzymal od cesarza zaszczytny tytul "Rycerza cesarstwa" (Reichsritter), a ktory pozniej stanie sie modelem postaci Mozartowskiego Sarastra w "Czarodziejskim flecie". To najpopularniejszy utwor muzyki masonskiej Mozarta, wielokrotnie wykonywany na wolnomularskich zebraniach w Wiedniu i w innych miastach. Miedzy innymi podczas pobytu Mozarta w Pradze w 1791, kiedy to odwiedzajac loze "Wahrheit und Einigkeit" (Prawda i Jednosc) zostal mile zaskoczony wykonaniem na jego czesc przez wolnomularzy tej wlasnie kantaty. Najwiekszym dzielem masonskim Mozarta jest "Meistermusik" KV 477 na chor meski i orkiestre, utwor skomponowany z okazji przyznania stopnia mistrza Carlowi von Koenigowi, masonowi weneckiemu, ktorego macierzysta loza zostala zamknieta przez Inkwizycje. Wykonany zostal w lozy "Prawdziwa Zgoda" na seansie w dniu 12 sierpnia 1785 roku. Jest to pierwotna wersja znanej "Maurerische Trauermusik" (Masonskiej Muzyki Zalobnej), zrekonstruowana niedawno przez Philippe'a Autexiera dzieki identyfikacji cantus firmus. "Maurerische Trauermusik"" KV 477/479a zostala wykonana w lozy "Ukoronowana Nadzieja" 17 listopada, w trakcie uroczystosci zalobnej ku czci zmarlych braci: hrabiego Esterhazy'ego i diuka Georga Augusta von Mecklenburg-Strelitza. Na poczatku stycznia 1786 Mozart skomponowal dwie piesni masonskie do slow Augustina Veitha von Schittlersberga, jedna na otwarcie posiedzenia lozy - "Zur Eroeffnung der Loge" KV 483, druga na zamkniecie - "Zur Schluss der Loge" KV 484. Zostaly one wykonane 14 stycznia 1786 roku na inauguracji nowej lozy "Ukoronowana Nadzieja". Wczesniej, wiosna roku 1785 powstala piekna, niestety nieukonczona kantata masonska "Dir, Seele des Weltalls" (Tobie, duszo wszechswiata) na tenor i zespol instrumentalny do tekstu L. L. Haschki. Z lat 1787-90 brak kompozycji masonskich, co bynajmniej nie znaczy, ze ich nie bylo, bo Mozart nie przestal w tych latach aktywnie uczestniczyc w zyciu wiedenskiej masonerii. Prawdopodobnie zaginely. W styczniu 1790 Mozart wzial udzial w uroczystym posiedzeniu lozy "Ukoronowana Nadzieja". Niedawno odnaleziono duzych rozmiarow obraz olejny anonimowego malarza [zdjecie zalaczone w artykule] przedstawiajace to wlasnie zebranie lozy. Wiele znajdujacych sie na tym obrazie postaci udalo sie zidentyfikowac, wsrod nich Mozarta (pierwszy z lewej). Kilka waznych utworow masonskich powstalo w ostatnim roku zycia Mozarta. W lipcu 1791 napisal "Eine kleine deutsche Kantate" KV 619 (Mala kantate niemiecka) do slow hamburskiego poety i wybitnego masona Franza Heinricha Ziegenhagena. 28 wrzesnia skonczyl komponowanie opery masonskiej "Czarodziejski flet" KV 620, ktorej premiera pod batuta kompozytora odbyla sie dwa dni pozniej w Theater af der Wieden. Ostatnia kompozycja masonska Mozarta jest "Eine kleine Freimaurerkantate", KV 623 (Mala kantata wolnomularska) do tekstu poety i aktora z teatru Schikanedera Karla Ludwiga Gieseke'a, a nie jak dotychczas sadzono - Emanuela Schikanedera. Zostala ona wykonana 18 listopada 1791 roku na uroczystym posiedzeniu lozy "Ukoronowana nadzieja" w obecnosci Mozarta. Mala kantata wolnomularska zostala wydana w roku 1792 lacznie z inna kompozycja masonska "Lasst uns mit geschlungnen Haenden" KV 623a (Polaczmy nasze dlonie), ktora w roku 1946, ze slowami Paula Preradovicia "Land der Berge, Land der Strome" stanie sie austriackim hymnem narodowym. Do niedawna uchodzila za utwor Mozarta, ale dzis mozartolodzy sadza, ze jej autorem nie jest Mozart, lecz jakis inny, nie zidentyfikowany kompozytor. Na posiedzeniu 18 listopada 1791 roku wszyscy bracia, trzymajac sie za rece, odspiewali te piesn na zakonczenie ceremonii. Najprawdopodobnie podczas tego wlasnie spotkania w lozy "Ukoronowana Nadzieja" Mozart zarazil sie paciorkowcem. Dwa dni pozniej musial polozyc sie do lozka, dwa tygodnie pozniej juz nie zyl. Wszystkie scisle masonskie kompozycje Mozarta nagral w roku 1974 Istvan Kertesz z Londynska Orkiestra Symfoniczna, Chorem Festiwalu w Edynburgu, dwojka solistow - Wernerem Krennem i Tomem Krausem, oraz pianista i organista Georgiem Fischerem (Decca X, 7051B SXL 6409). Niektore utwory zapisali na plycie Eterny (5204898) Peter Schreier (tenor) i D. Zechlin (fortepian): "O heiliges Band", KV 148, "Gesellenreise" KV 468 i "Eine kleine deutsche Kantate" KV 619. ========================== Tyle. Pan Dembowski nie wyjasnia do konca, bo to zreszta chyba niemozliwe, dlaczego Mozartowi do szczescia ci masoni byli potrzebni. Dzialaczem spolecznym, czy charytatywnym nie byl. Niektorzy twierdza, ze masoneria, jej otoczka kulturowa i liturgia zastapily Mozartowi Kosciol, z ktorym zyl na bakier. Wiadomo, ze przeputal swoje pieniadze i dosc ponura zagadka jest dlaczego pod koniec zycia jego wolnomularscy bracia mu nie pomogli. Narazil sie czyms? Odmowil przyjecia pomocy? Moze ktos z Was ma jakies materialy? Melomanom przypominam, ze Philips Classics w 1991 roku wydala pelne dziela zebrane Mozarta, 180 kompaktow w 45 woluminach. Chyba nie wszystko bylo rownie strawne, bo w zeszlym roku, a moze w 1995 wyszedl wybor na 25 CD, tez jest sluchania, a sluchania... Jeszcze tylko drobna uwaga techniczna. Otto von Gemmingen nie byl Wielkim Mistrzem lozy "Dobroczynnosc", bo tytul Wielkiego Mistrza przysluguje biezacemu szefowi calej obediencji, czyli Wielkiej Lozy, a nie pojedynczej lozy. Obediencja jest wlasnie Wielka Loza Anglii i w ogole inne federacje, jak Wielkie Loze i Wielkie Wschody. Takich obediencji w samej Francji jest kolo osmiu, a najwieksza - Wielki Wschod Francji liczy okolo tysiaca loz. Szefa pojedynczej lozy macie nazywac "Czcigodnym" i chyba rozumiemy wszyscy kogo mam tu na mysli! Do Porzadku! Jurek Papageno Karczmarczuk ________________________________________________________________________ Jurek Krzystek (krzystek@magnet.fsu.edu) KTO TO JEST KOECHEL? ==================== Do nader fachowo napisanego artykulu p. Dembowskiego pare uwag. Wielokrotnie pojawiaja sie przy utworach Mozarta magiczne literki "KV". Jest to skrot od "Koechel Verzeichnis", czyli katalogu dziel Mozarta stworzonego pod koniec XIX wieku przez niemieckiego muzykologa o tym wlasnie nazwisku. Katalog mial byc w zamierzeniu chronologiczny, to znaczy najwyzsze numery oznaczaly najpozniejsze utwory. Ale wiedza Koechla w naturalny sposob nie mogla byc pelna. W pozniejszych latach pojawily sie nowo odkryte utwory, autorstwo innych zostalo z kolei zakwestionowane. Co wiecej, podwazona zostala chronologia. Do akcji wlaczyl sie wiec inny niemiecki, pozniej z naturalnych przyczyn amerykanski muzykolog, Alfred Einstein (nie mylic z Albertem, choc przez krotki czas myslalem, ze to ten sam - a jednak kuzyn). Skorygowal on katalog Koechla zachowujac jego chronologiczny charakter. W ten sposob niektore utwory przewedrowaly w inne miejsce, dostajac przy numerach male literki. Np. znana Sonata Fortepianowa A-dur z finalowym Alla Turca pierwotnie znana jako KV331 dostala od Einsteina numerek 300i, bo tez napisana zostala wczesniej, niz Koechel podejrzewal. Katalog Koechla/Einsteina zostal skorygowany jeszcze kilka razy. Pojawil sie Dodatek, w ktorym wyladowaly dziela watpliwe i niektore dziela niedokonczone. Z kolei inne dziela niekompletne pojawily sie w glownym katalogu, z malymi literkami przy numerach. Nie znam kryteriow, wedlug ktorych to sie odbywalo. To tyle o chronologii. Pewne watpliwosci wzbudza we mnie jednoznaczne przypisywanie intencji i motywow masonskich wielu znanym utworom Mozarta, ktore nie sa explicite masonskie, tzn. nie zostaly napisane na konkretne okazje. Co do "Czarodziejskiego fletu" roznicy opinii raczej nie ma, tam wszystko ma symbolike masonska. Ale Andante Koncertu C-dur KV 467? To juz raczej kwestia interpretacji i to bardzo luznej, podobnie z Kwartetem Dysonansowym. Na koniec zas zeznam, ze Maurerische Trauermusik, czyli Masonska Muzyka Zalobna, jest w oczach, w raczej uszach piszacego te slowa najbardziej przejmujacym marszem zalobnym kiedykolwiek i przez kogokolwiek napisanym. Sekundowac mu moze co najwyzej Muzyka Zalobna na smierc Zygfryda ze "Zmierzchu Bogow" Wagnera. Przepraszam, ze nie ma tu znanego fragmentu Sonaty b-moll Chopina, ale jest zgrany do banalnosci. Wszystko to, zastrzegam, moj osobisty gust. Jesli chodzi o nastepujace slowa Jurka Karczmarczuka: Niektorzy twierdza, ze masoneria, jej otoczka kulturowa i liturgia zastapily Mozartowi Kosciol, z ktorym zyl na bakier. Wiadomo, ze przeputal swoje pieniadze i dosc ponura zagadka jest dlaczego pod koniec zycia jego wolnomularscy bracia mu nie pomogli. Narazil sie czyms? Odmowil przyjecia pomocy? Moze ktos z Was ma jakies materialy? odsylam do starego (26/1992) numeru "Spojrzen", odnosnik: http://k-vector.chem.washington.edu:80/ascii/spojrzenia.26 gdzie osobiscie zajalem sie ta sprawa. Krotko mowiac, konspiracja ogolnoswiatowa, ze hej! Zadne tam zarazenie sie paciorkowcem, o nie... Jurek Krzystek ________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska (pwwzajac@cyf-kr.edu.pl) RUSKI MIESIAC Z HAKIEM ====================== Juz wkrotce ma sie ukazac nowa ksiazka Jerzego Pomianowskiego "Ruski miesiac z hakiem". Ukaze sie ona w Wydawnictwie Dolnoslaskim z przedmowa Jerzego Giedroycia. W dodatku do G.W. "Ksiazki" (12.02) mozemy przeczytac przedruk jednego z jej rozdzialow, zatytulowanego "Znak Skorpiona". Jest to analiza przyczyn swego rodzaju trzebienia przez wladze sowieckie swoich najznakomitszych talentow i umyslow, prominentnych ludzi kultury, a wlasciwie calej inteligencji. Tekst tego rozdzialu oparl Pomianowski na opublikowanej niedawno w Polsce ksiazce Witalija Szentalinskiego "Wskrzeszone slowo". Ze wzgledu na duza objetosc tekstu zdecydowalam sie dokonac skrotow ale tak aby zachowac sens calosci. Pominelam tez szczegoly sprawy Izaaka Babla, ktore podalam w doslownym brzmieniu w "Dossier Izaaka Babla" ("Spojrzenia" nr 138). * * * Bialych krukow w ksiegozbiorze mam niewiele, ale jest wsrod nich stenogram I Zjazdu Zwiazku Pisarzy Radzieckich, wydany w Moskwie w 1934 roku. Dostalem ksiege na pozegnanie, przed repatriacja, od satyryka Argo, jowialnego rudzielca. Jego zona - Polina tlumaczyla na rosyjski Fredre. Spis delegatow obejmuje 621 nazwisk. Oratorow bylo nieco mniej, ich wykaz opatrzony zostal przez darczynce znaczkami swiadczacymi, ze jakas trzecia ich czesc zmarla smiercia nienaturalna i to niedlugo po wygloszeniu swoich mow. Epidemia zaczela sie w roku 1935, wkrotce po zamachu na Kirowa, uwazanego za nastepce Wodza - przez wszystkich, oprocz samego Stalina. Latwo stwierdzic, ze ofiarami zostaly talenty najwybitniejsze a przynajmniej najglosniejsze. Wsrod delegatow nie bylo, rzecz jasna, Achmatowej, Bulhakowa, Mandelsztama, Pilniaka i Platonowa, ale byli Babel, Jasienski, Jaszwili, Kolcow, Markisz, Tabidze czy Tretiakow, wkrotce zabici, a takze Olesza, Pasternak, Tairow czy Zoszczenko, poddani pozniej represjom. Delegaci nie atakowali ustroju, o cenzurze wspomnial bodaj tylko Babel, a i to metaforycznie, przedstawiajac sie jako champion sztuki milczenia. Krytyka ograniczala sie do uwag, takich jak przytyk publicysty Michaila Kolcowa: "Nie sposob, towarzysze, wyrokowac o literaturze zachodniej, nie majac jej po prostu pod reka. Podobnie, od 15 lat wiele mowi sie u nas o Chaplinie. Jedni sa za, drudzy przeciw, inni zmienili zdanie o nim z ujemnego na dodatnie, albo odwrotnie. Przypomne tylko drobnostke: przez cale te 15 porewolucyjnych lat ani jeden film z Chaplinem nie pojawil sie na ekranach ZSRR." Wszyscy wymienieni wyzej, takze ci co ocaleli, stali sie na dlugie lata tymi, ktorych Orwell w jezyku nowomowy nazywa 'nieosobami'. Bylo ich czterokroc wiecej, niz delegatow I Zjazdu - a tu licze jedynie pozabijanych. Ich ksiazki usunieto ze wszystkich bibliotek. Rodzin nie zawiadamiano zwykle o prawdziwym wyroku, ani o miejscu pochowku. Zona Babla, zwodzona przez lata wiesciami o zeslaniu meza za Ural, wyryla wreszcie napis nagrobny na odwrocie macewy jego ojca, na odeskim cmentarzu. Archiwa i rekopisy aresztantow konfiskowano przy rewizji i palono. Dym i strzepy tych papierow walily nieustannie z komina sterczacego posrodku spacerniaka na dachu Lubianki. Ojciec Pawel Florenski, geniusz niewatpliwy, fizyk, teolog i filozof utracil biblioteke wypisow, zrodel i rozpoczetych prac, zapelniajaca dwie izby jego mieszkania. Przy rewizji na daczy Babla zabrano, jak stwierdza protokol: 15 teczek rozmaitych rekopisow, 11 notesow, i 7 blokow z notatkami. Wszystkie utwory i zycie tych ludzi mialo byc zapomniane na zawsze. Tajemnica mialy byc tez ich losy po aresztowaniu. Ksiazka Szentalinskiego te zagadke wyjasnia, ale zadaje czytelnikom kilka nowych. Zmusza do namyslu nad taka chocby kwestia: dlaczego wladza sowiecka trzebila swoje najznakomitsze talenty i umysly? Przeciez jedynie najezdzcy tak postepuja w podbitym kraju, eliminujac w swym zbrodniczym dzialaniu elementy zdolne do czynnego oporu. Wszystkie zebrane przez Szentalinskiego przyklady swiadcza, ze przesladowanych oskarzano wlasnie o to: o terror, zamachy, szpiegostwo i spiski. Akty oskarzenia byly dzielem falszu, wymuszonego, pelnego absurdow i latwego do stwierdzenia. Nie znaczy to wszelako, ze ci skazancy nie byli zawada dla ustroju. O prawdziwa wine wladza nie mogla ich oskarzac wprost i nie w pelni zdawala sobie z niej sprawe. Gdyby ja bylo na to stac, pojelaby zapewne, ze puscila w ruch mechanizm samobojczy, mieszczacy sie zreszta w fundamentach kazdej tyranii. "Wskrzeszone slowo" Szentalinskiego tego problemu nie rozwiazuje, ale nas przed nim stawia. Dzieki tej ksiazce pierwszy raz ogladamy czerwona oberze od kuchni. Ksiazka jest wybiorcza antologia tajnych dokumentow wydobytych z archiwow KGB. To one czynia wydarzenie z tej publikacji, nie zas slowo wiazace autora. Brak mu dobitnosci, wtrety autobiograficzne wydaja sie zbedne, albo naiwne. Nierowny przeklad, dzielo kilku tlumaczy, nie pozwala na sprawiedliwa ocene tego pisarza. Jego niewatpliwa zasluga jest na pewno inicjatywa: w 1988 roku wykorzystal hasla glasnosti, mode na 'lifting' sumienia u notabli i moment oslupienia inkwizycji, aby zazadac odnalezienia i zwrotu literackiej spuscizny represjonowanych pisarzy. Szumny tytul polskiej wersji tomu obiecuje nieco zbyt wiele: komisja wydostala z archiwow KGB jedynie troche wierszy Klujewa, "Powiesc techniczna" Andrjeja Platonowa (nie wiezionego zreszta) i "Dziennik intymny" Bulhakowa. Dziennik ten zabrano mu przy rewizji, potem zwrocono, ale pisarz spalil go ze wstretem. Okazalo sie jednak, ze przezorna instytucja sporzadzila kopie, zyskujac u nas rzadki przeciez tytul do wdziecznosci. Jesli dodac zwrot opowiadan wieziennych G.G.Demidowa, powtarzanych dotad tylko z ust do ust - to spis wskrzeszonych slow tu sie tymczasem konczy. Nikle sa nadzieje na nowe odkrycia, chociaz roztropny Szentalinski oszczedza urzedowych informatorow. Organy pierwsze ocknely sie z oslupienia i archiwa znow staja sie zamczyste. Moze zapowiada to tylko wzrost wydatkow, ktore poniosa badacze. Sola ksiazki sa zeznania aresztantow: Babla, Florenskiego, Klujewa, Mandelsztama, Pilniaka, a takze teczki Platonowa i Maksyma Gorkiego. Kazdy krok Gorkiego, kazdy jego list ma tam swoja fiszke. Co do zeznan nie ma tu sensu streszczac ich zawartosci. Przytoczony w ksiazce list Wsiewoloda Meyerholda do premiera Molotowa jest najbardziej przerazajacym opisem tortur, jaki zdarzylo mi sie czytac. Aresztowali go i dreczyli ci sami, ktorzy przesluchiwali w tych samych dniach Babla. Trzeba podkreslic, ze ostatnie dokumenty w teczce Babla - to odwolania poprzednich zeznan, obciazajacych innych ludzi, kolegow z konarmii, czy pisarzy. Te odwolania byly bezposrednim powodem wyroku smierci i ten wyrok poprzedzaja. Babel po prostu nie zdalby sie juz na nic przy kolejnych procesach. Zeznania Mandelsztama sa przykladem nie czego innego, tylko desperackiej i naiwnej pogardy. Podyktowal on slowo po slowie osiem dwuwierszy swego pamfletu na Stalina, ktore czekista znal tylko z niepewnego donosu. Henryk Jagoda, szef GPU, syn lodzkiego aptekarza, zapytany przez Babla co robic, gdy czlowiek trafem znajdzie sie w rekach jego ludzi, odpowiedzial po pijaku: "brac na zapartke". Ale w 1938 roku nawet sam z tej rady nie skorzystal. Bezpieka byla pepiniera niewyzytych scenarzystow. Dziwic sie nalezy, ze film sowiecki tak rzadko czerpal z tej studni. [...] Ludziom Zachodu moze sie wydawac, ze przesladowania i katowskie wyroki wchodzily w ZSRR jedynie w zakres operacji policyjnych, wiecej, ze stanowily na tym nawet obszarze rodzaj wypaczenia, ostatecznie choroby, chocby nawet tak powaznej, jak dur. Czesto jeszcze sie czyta, ze ta zaraza miala jedno imie, i jedna znana w patologii nazwe; chodzic mialo o Stalina, czy tez o jego manie przesladowcza. Z biegiem czasu staje sie jasne, ze terror, ktoremu dal tylko ksztalt definitywny, nie byl atakiem furii, lecz prewencji. Machiavelli twierdzil, ze zadnemu tyranowi nie udalo sie jeszcze zlikwidowac wszystkich swoich nastepcow. Stalin autorytetow nie uznawal, warto o tym pamietac. Prewencyjna likwidacja politycznych konkurentow wydawala sie zrozumiala. Takze wybitnych wojskowych, nawet w przededniu wojny z Niemcami. Ale artysci i pisarze ? Podczas, gdy propaganda dzien w dzien powtarza, ze dekadencja kultury Zachodu jest najlepszym dowodem gnicia kapitalizmu, zas rozkwit sztuki sowieckiej - oczywista oznaka wyzszosci komunizmu? Czy nie wystarcza cenzura, aby usunac z pola widzenia utwory, ktore tej tezie przecza? To fakt, nie wystarcza, aby stworzyc takie dziela, ktore ja potwierdzaja. Ale co na to pomoze kula w potylicy? I nie pomogla. Jednak w tym systemie widac nie mozna bylo sie bez niej obejsc. Iwanow Razumnik (1878-1946), ktorego Herling-Grudzinski nazwal 'wiecznym wiezniem' wysunal jeszcze w roku 1907 teze, ze dzieje rosyjskiej mysli spolecznej sprowadzaja sie do walki inteligencji z koltunstwem o prawo do wlasnego zdania i wlasnego sposobu bycia. Inteligenci chca zmian, rozwoju, wciaz nowych srodkow przeciw glodom ciala i duszy. Koltun nie zyczy sobie zmian nawet na lepsze, skoro tylko moze miec minimum, chocby nedzne. Jest to portret dwoch typow zachowan doskonale znanych i na naszym wlasnym podworku. [...] Trzebiez najlepszych artystow i uczonych w ZSRR mogla byc wynikiem jedynie glebokiego przekonania wladzy, ze inwencja, talent i wiedza nie sa potrzebne panstwu, poniewaz sa sprzeczne z glowna zasada wladzy absolutnej: ma ona byc jedynym autorytetem, jedynym zrodlem wiadomosci i jedynym autorem planow. Zawzietosc wladzy sowieckiej wobec pisarzy brala sie z przekonania - przyznajmy niebezpodstawnego - ze sa kontrwladza juz dlatego, iz moga wyrazic jasno to, co tlum tylko przeczuwa lub szepce. Josif Brodski powiada, ze ratowanie uwiezionego pisarza to jakby wrzucenie jednej kamizelki ratunkowej do przepelnionej lodzi, tonacej na oceanie niesprawiedliwosci. Ale ta kamizelke, dodaje, wrzucic trzeba poniewaz wlasnie ten uratowany potrafi nadac SOS o wiele donosniej, niz wszyscy inni w tonacej lodzi. I nie jest to przypadkiem, ze przypomnial to rosyjski poeta. W jego ojczyznie przez pareset lat nikt procz pisarzy nie ujmowal sie za ludzka krzywda. To byl tenor - a tez pierwsza przyczyna rozglosu - pisarzy tak poza tym odmiennych, jak Radiszczew i Gogol, Dostojewski i Lew Tolstoj. Do kanonu rosyjskich mitow narodowych weszlo hercenowskie okreslenie literatury jako 'drugiej wladzy', prawdziwy rzad dusz sprawujacej. I nie byloby bez tej tradycji ani samizdatu, ani Solzenicyna. I to glasnost, powtorzmy, nie zas iluzoryczna pieriestrojka, odmienila Rosje. I okolice. Polityka sowieckiej unifikacji godzila w inteligencka warstwe zarowno Rosji, jak i innych narodow Zwiazku. Pisarze byli tylko najglosniejszymi jej ofiarami, jako widomi rzecznicy, symbole, idole. Unicestwieni zostali niemal wszyscy tworcy tzw. ukrainskiego odrodzenia lat 30-tych. Czolowka zydowskiej literatury wybita zostala do nogi juz po wojnie, w ramach walki z kosmopolityzmem. Nie tylko o pisarzy jednak chodzilo. [...] Ambasador Ukrainy w Warszawie Serdaczuk ujawnil niedawno, ze na zaproszenie Stalina zjechalo do Moskwy okolo tysiaca lirnikow, tych co przeniesli az do naszych czasow ukrainska poezje mowiona i spiewana. Zaden z nich nie wrocil juz na Ukraine. Jan Gondowicz w znakomitym omowieniu przewodnika po wspolczesnej literaturze rosyjskiej prof. Klimowicza [Tyg. Powsz. z 2.02.1997 - I.W.] wyznal, ze "wraz ze smieszna, naiwna i bezradna wobec wyzwolonych przez siebie sil inteligencja rosyjska przegrala ta gre cala ludzkosc". Chodzilo tu o gre o inteligenckie marzenie o spoleczenstwie wyzbytym nierownosci, alienacji, chciwosci, zaklamania i agresji. Otoz nie przegrala jej ludzkosc, a juz na pewno nie przegrala jej inteligencja. Bo wlasnie walka z ta warstwa, proba pieriekowki jej w rozproszona gromade waskich specjalistow i czynownikow rezimu, tepienie jej intelektualnej czolowki, bylo jedna z wazniejszych przyczyn kleski Systemu.[...] System sowiecki rozwalila nie pieriestrojka, ani nie mowa Nikity Chruszczowa. Zarysowal sie on tuz po wybuchu pierwszej wojny atomowej nad Hiroszima. Nie pomoglo mianowanie Berii komisarzem do spraw energii atomowej, choc obiecal on, ze kazdy zachodni wynalazek jego ludzie przyniosa na kremlowskie biurko w ciagu 48 godzin. Okazalo sie, ze niestety trzeba sie dorobic wlasnych wynalazkow. Oznaczalo to koniecznosc zerwania z izolacja inteligencji, poczynajac, rzecz jasna, nie od poetow, tylko uczonych. [...] Trzeba bylo brac do rak zagraniczne pisma, wziac udzial w kongresach miedzynarodowych i przebudowac system oswiaty ogolnej. Daloby to skutki, ale za dziesiatki lat. Aby dognat' i pieriegnat' nalezalo jednak zniesc system odgornego decydowania i planowania jedynie slusznych rozwiazan. Byloby to juz jednak ciosem w samo sedno Systemu. W tym punkcie zgodni byli akademik Sacharow i Solzenicyn. Nie chcial sie na to zgodzic Brezniew, ani nawet bystry Andropow. Oznaczalo to bowiem uwlaszczenie inteligencji. Ni mniej, ni wiecej. [...] Przepraszam za banal, ale w naturze rezimow absolutnych w ogole, a komunizmu w szczegolnosci, lezy jednak walka z niezalezna mysla, a wiec z inteligencja jako tej mysli wylegarnia. Aby dojsc do tych samych wynikow, jakie osiagnela wladza sowiecka, dzis nie trzeba rozstrzeliwac pisarzy, eksmitowac z podrecznikow Einsteina, ani izolowac uczonych w szaraszkach. Wystarczy uznac kulture i nauke za dziedziny obojetne dla panstwa i budzetu, po czym oddac je na odczepne za garsc glosow byle komu. Przygotowala i przedstawila Izabella ------- Bibliografia : 1. Witalij Szentalinski: "Wskrzeszone slowo. Z 'archiwow literackich' KGB", Przeklad: Henryk Chlystowski, Maria Kotowska, Romuald Niedzielko, Ewa Niepokolczycka, Jozef Waczkow. Czytelnik, Warszawa 1996, s.432. 2. Jerzy Pomianowski: "Znak Skorpiona", Ksiazki, nr 2/97, 12.02.1997, str. 2-3. (miesiecznik - dodatek do G.W.) ________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski (tkgierymski@stthomas.edu) WITOLD HULEWICZ =============== I W mym "Straszliwy jest kazdy aniol" wspomnialem Witolda Hulewicza, tlumacza Rilkego na polski. Choc mam zamiar wrocic do poprzedniego tematu, jesli uda mi sie kilka rzeczy o nim w mej glowie uporzadkowac, wpierw, pod tym osobnym tytulem napisze wiecej o Hulewiczu i o ciekawych ludziach i wydarzeniach z jego zycia. Przekladal on takze innych autorow niemieckich, np. Tomasza Manna i Maxa Broda, ktorego dzis pamietamy glownie za jego opracowania dziel Kafki. Hulewicz sam byl poeta i prozaikiem. W 1921 r. oglosil, pod psudonimem "Olwid", tom poezji "Plomien w garsci", a w roku 1929 wyszedl jego "Lament krolewski". Zbior "Miasto pod chmurami" z 1931 r. poswiecil Wilnu. Dal on wyraz swym zainteresowaniom muzycznym w cyklu "Sonety instrumentalne" (1928), i we wczesniejszej (1927) zrodlowej biografii Beethovena "Przybleda Bozy. Beethoven, czyn i czlowiek". Ta ksiazka miala drugie wydanie w 1939 r., a trzecie, z przedmowa J. Parandowskiego, w 1959, 1970 i 1982 r. Witold Hulewicz urodzil sie 26 listopada 1895 r. w Kosciankach pod Wrzesnia; zamordowali go Niemcy w Palmirach pod Warszawa 12 czerwca 1941 r. Studiowal polonistyke i muzykologie na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Poznanskiego i uzupelnial studia w Paryzu. Byl w wojsku niemieckim w czasie pierwszej wojny swiatowej. Od 1917 r. wspolwydawal ze swym starszym bratem, Jerzym Hulewiczem - dramatopisarzem, prozaikiem, malarzem i grafikiem, zmarlym na serce w okupowanej Warszawie w 1941 r. - czasopismo poznanskie "Zdroj". Razem tez prowadzili w Poznaniu spolke wydawnicza "Ostoja". O "Zdroju" tak pisze Andrzej Zawada w opisanej przeze mnie gdzie indziej slicznej ksiazce "Dwudziestolecie literackie": Zanim skonczyla sie wojna, w znacznej mierze jako forma moralnego wobec niej sprzeciwu pojawilo sie w Poznaniu pismo polskich ekspresjonistow. Zaczeli je wydawac w roku 1917 bracia Jerzy i Witold Hulewiczowie, mieszkajacy w pobliskich Kosciankach. Pismo otrzymalo tytul "Zdroj" i zalecalo sie, procz secesyjnej winiety, podtytulem: "Dwutygodnik Poswiecony Sztuce i Kulturze Umyslowej". Mialo swoich przedstawicieli w Warszawie, w Krakowie i we Lwowie, rozchodzilo sie w prenumeracie i osiagnelo 1400 abonentow. Stalo sie miejscem artystycznego sasiedztwa poetow Mlodej Polski z nastepna generacja; publikowali w nim Przybyszewski, Kasprowicz i Przesmycki, na rowni z Wittlinem, Iwaszkiewiczem i Zegadlowiczem. Zainteresowanie "Zdroju" ekspresjonizmem niemieckim, przeklady wierszy Georga Heyma i Gottfrieda Benna, wspolpraca z "Die Aktion" oraz "Der Sturm" byly poczatkiem znamiennej dla Dwudziestolecia rownoleglosci, a nieraz i wspolnoty polskich oraz europejskich poszukiwan artystycznych. Bezlitosnie natomiast skrytykowal "Zdroj" profesor Julian Krzyzanowski, ale o tym napisze pozniej. Po rozwiazaniu "Ostoi" Hulewicz przeniosl sie w 1922 r. do Warszawy, gdzie z K. Paszkowskim zalozyl Instytut Wydawniczy "Aurion", w ktorym publikowal swe przeklady. W latach 1925-34 pracowal w Wilnie: m.in. byl dyrektorem tamtejszej rozglosni Polskiego Radia, zalozycielem i prezesem oddzialu Zwiazku Zawodowego Literatow Polskich i Rady Wilenskich Zrzeszen Artystycznych, a takze kierownikiem literackiego teatru "Reduta". W latach 1934-39 kierowal dzialem literackim Polskiego Radia w Warszawie. Okropny opis Hulewicza dal po wojnie Ksawery Pruszynski w opowiadaniu "Cosas de Polonia", ktore mialo byc pochwala ludzi podziemia przed okupacja nie podejrzewanych nawet o zdolnosc do samoposwiecen, do bohaterstwa: Byl chronicznym prezesem czy wiceprezesm kilku takich organizacji jak syndykat dziennikarzy, zwiazek literatow, oddzial PEN-Clubu, kolo milosnikow muzyki. Przemawial nieustannie w radio, celebrowal na zjazdach, wystepowal na akademiach - totez jako pisarz byl oczywiscie najstaranniej wyprany z talentu. Wszystko co pisal - a ilez nie pisal - bylo napuszone, plaskie, banalne, wykrygowane, sztuczne, bylo ciezkie i niezdarne, tak jak on sam byl, fizycznie juz biorac, ciezki, tyjacy, nieproporcjonalny. Jeden tylko talent przyznawalismy mu wszyscy: zmysl organizacyjny. Nazywal go mizernym grafomanem wpychajacym sie miedzy literackie wielkosci jak Iwaszkiewicz i Nalkowska, Parandowski, Berent, Kaden i Szczucka. Przypomnial, ze w Wilnie nazywano go "Niemcem", co uwazano za obelge, a o wyjezdzie jego z Wilna do Warszawy tak sie wyrazil: Wilno zas odsapnelo, jakby pozbylo sie przynajmniej Murawjowa. Hulewicz i jego wspolpracownicy bezlitosnie i niewybrednie atakowani byli w "Slowie" Stanislawa Cata-Mackiewicza jego artykulami i karykaturami Feliksa Dangela. Podaje natychmiast, ze wielce zasluzony kulturze polskiej Stanislaw Lorentz, historyk sztuki, muzeolog i wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, pochlebnie pisze o Hulewiczu w swej ksiazce "Walka o dobra kultury": W kontakcie ze Stefanem Starzynskim i luznym kontakcie ze Sluzba Zwyciestwu Polski zaczalem na wlasna reke organizowac aparat konspiracyjnej dzialalnosci w dziedzinie kultury. Pierwszymi moimi wspolpracownikami byli Wladyslaw Zawistowski i Witold Hulewicz. Sa i inne pochwalne wspomnienia o Witoldzie Hulewiczu podkreslajace np., ze wyglaszal on propagandowe przemowienia radiowe po polsku i niemiecku, ze zaangazowanie Hulewicza do pracy w Zarzadzie Miejskim wskazywalo na zaufanie jakie mieli do niego dzialacze konspiracyjni i na chec zabezpieczenia mu bytu jako wartosciowemu czlowiekowi. Bo znalezienie pracy, srodkow do zycia dla siebie i dla rodziny bylo wielkim problemem dla inteligencji polskiej pod okupacja. Wielu slawnych i zasluzonych ludzi przymieralo glodem. Kto czytal pamietniki wojenne Zofii Nalkowskiej wie dobrze jak ciagle meczyl ja ten problem utrzymania siebie i jej matki przy zyciu. Hulewicz dostal stanowisko tlumacza w Biurze Prezydialnym, Nalkowska prowadzila sklepik z wyrobami tytoniowymi. Wspomina ona Hulewicza kilka razy w swych "Dziennikach 1939-1944", zawsze w kontekscie poczucia zalu i straty, ze i on, i tylu innych jej znajomych, wspolpracownikow i przyjaciol zginelo, ze zmienil sie na gorsze jej swiat i ze zostaje sama. Nie przypominam sobie takze by Wladyslaw Bartoszewski pisal kiedys zle o Hulewiczu, a mial przeciez z ludzmi tego grona scisle kontakty. Wprost przeciwnie, piszac o Zofii Kossak, Bartoszewski wspomina takze Hulewicza: Pani Zofia, zwana w kregach organizacyjnych Delegatury Rzadu i AK "Weronika", a wsrod przyjaciol i blizszych wspolpracownikow po prostu "Ciotka", prowadzila niezwykle wielostronna dzialalnosc konspiracyjna, ktora nalezala do glownych tresci jej zycia w okresie okupacji. Juz w 1939 roku Witold Hulewicz wciagnal ja do redakcji najpoczytniejszego chyba wowczas pisma tajnego - "Polska zyje". 10 pazdziernika 1939 r., a wiec wyprzedzajac o dzien ukazanie sie szmatlawca - hitlerowskiego dziennika w jezyku polskim, "Nowego Kuriera Warszawskiego", a drukowanego poczatkowo w Lodzi - ukazal sie pierwszy numer konspiracyjnego pisma "Polska Zyje!", organu Obroncow Polski (pozniej Komendy Obroncow Polski), redagowanego przez mjr. Boleslawa Studzinskiego, ps. "Bogdan Nitecki". Numer ten odbity zostal w liczbie 6000 egzemplarzy - naklad jak na owe czasy ogromny - w drukarence ukrytej w warsztacie slusarskim przy ul. Konopczynskiego i podawal, m.in., o utworzeniu sie we Francji nowego rzadu polskiego gen. Sikorskiego, o internowaniu marszalka Smiglego-Rydza w Rumunii. To bardzo poczytne pismo wychodzilo do 1941 r. Witold Hulewicz przejal redaktorstwo tego pisma, byl szefem propagandy Komendy Obroncow Polski i tak wiec stal sie jednym z pierwszych organizatorow prasy podziemnej. Wedlug innej wersji redaktorem pierwszego numeru "Polska Walczy!" mial byc nie mjr. Studzinski, a wlasnie Hulewicz. II Ciekawa jest historia tej organizacji i samej jej nazwy - "Komenda Obroncow Polski". Wywodzi sie ona od Korpusu Ochrony Pogranicza, ktorego ostatni dowodca, gen. bryg. Wilhelm Orlik-Rueckeman, rozwiazujac pierwszego pazdziernika ostatnie podlegle mu zgrupowanie tej formacji rozkazal utworzyc organizacje konspiracyjna z nazwa o tych samych inicjalach - KOP. Dowodca jej zostal mjr. Studzinski, oficer Korpusu Ochrony Pogranicza, ktory pod koniec wrzesnia byl w Lublinie i mial przybyc do stolicy po jej kapitulacji wozem konnym, przebrany za chlopa. Franciszek Pasniczek, jego przyjaciel i burmistrz Garwolina, wystawil mu "lewy" dowod osobisty na nazwisko Bogdana Niteckiego. Po jego smierci w kwietniu 1940 r. komende KOP objal Henryk Borucki, ps. "Czarny", przywodca warszawskiej grupy konspiracyjnej Gwardia Ludowa. Znaczna czesc czlonkow KOP weszla do Zwiazku Walki Zbrojnej w kwietniu 1941 r., a reszta, w kwietniu 1943 r., porozumiala sie z Robotnicza Partia Polskich Socjalistow tworzac PAL, Polska Armie Ludowa, z Boruckim na czele. Gestapo aresztowalo Hulewicza, ps. "Grzegorz", 30 lub 31 wrzesnia 1940 r. (sa rozne wersje dat i okolicznosci tego aresztownia). Uwiezili go w Pawiaku i meczyli w dlugotrwalym sledztwie. Wraz z 28 innymi wiezniami z Pawiaka, miedzy ktorymi bylo czternascie kobiet, zamordowany zostal w Palmirach 12 czerwca 1941 roku. Zgineli wtedy takze: Jerzy Szurig, prawnik, publicysta, dzialacz syndykalistyczny, byly redaktor "Frontu Robotniczego", pracownik Biura Informacji i Propagandy KG ZWZ i Stanislaw Piasecki, przedwojenny redaktor naczelny i wydawca tygodnika "Prosto z mostu", a w czasie okupacji redaktor pisma "Walka". Byl on zwiazany z ONR - Obozem Narodowo-Radykalnym. O "Prosto z mostu" tak pisze w "Dwudziestoleciu Literackim" Andrzej Zawada: Pismo zdobywalo czytelnika atrakcyjna i poniekad agresywna publicystyka, upodobaniem do politycznego skandalu i insynuacji oraz niezlym poziomem literackim. Dla "Prosto z mostu" pisali: Galczynski, Micinski, Irzykowski, Parnicki, Illakowiczowna, Dobraczynski... Widoczne poparcie pisma dla ideologii faszystowskiej i antysemityzmu doprowadzilo w roku 1938 do rozlamu w tygodniku i z redakcji odeszli Micinski, Andrzejewski oraz Jerzy Waldorff. Pismo trwalo jednak az do wybuchu wojny, majac tyluz zwolennikow, co zdecydowanych wrogow. "Walka" to byl tygodnik informacyjno-polityczny, wydawany w Warszawie w latach 1940-45 przez Centralny Wydzial Propagandy Zarzadu Glownego Stronnictwa Narodowego, pod redakcja Stanislawa Piaseckiego, Wiktora Troscianko i Jana Dobraczynskiego. Potrafila "Walka" napisac przyzwoicie o Powstaniu w Getcie. Ale inaczej perorowala juz o "kwestji zydowskiej", widzac ja jako ciagle aktualna, o zagrozeniu ekonomicznym Polski przez Zydow, o majatku i wplywach politycznych Zydow. O restytucji majatku ruchomego i nieruchomego Zydow pisano w "Walce" zlosliwie, z przekasem, a czesto podle i nikczemnie. Juz wtedy, nawet wtedy... W grudniu 1940 lub na poczatku 1941 r. ukazala sie w Warszawie drukiem Tajnych Wojskowych Zakladow Wydawniczych "Antologia poezji wspoczesnej", trzydziestostronicowy tomik poezji wojennej (inne zrodla podaja koniec 1941 r. jako date wydania tej antologii). Nosila fikcyjna date wydania 1937, a pod pseudonimem inicjatorow i wydawcow - "Narcyz Kwiatek" - ukrywali sie Jan Janiczek i Stanislaw Milaszewski (przekreslone l, jak w slowie 'slowo'). Janiczek, dotad nie znany jeszcze jako poeta, urzednik PKO, dziennikarz, i redaktor prasy podziemnej (kierowal wydaniem prowincjonalnym "Biuletynu Informacyjnego"), byl autorem nieomalze wszystkich wierszy wrzesniowych. Podpisal je psudonimem "Swiadek". Stanislaw Milaszewski, poeta i dramaturg, przedwojenny prezes Zjednoczenia Polskich Pisarzy Katolickich opublikowal tom poezji "Gest wewnetrzny" juz w 1911 r. Mimo innych literackich polaczen wydawniczych Milaszewski wspolpracowal glownie z prasa endecka. Z Wanda Milaszewska i Janem Rembielinskim, publicysta endeckim, opracowal i wydal jakies trzy lata przed wojna zbior "Chor wiekow", przemilczany (czyzby milosciwie?) przez czasopisma literackie. "Antologia poezji wspolczesnej" zawierala 32 wiersze: 16 o obronie Warszawy, a reszta o wydarzeniach po klesce wrzesniowej, w kraju i za granica, zgrupowane pod tytulami "Egzekucje", "Z oflagow" i "Z tamtej strony". Jest w niej dobrze znany "Alarm" Slonimskiego, wiersz nadeslany z niewoli przez Andrzeja Nowickiego o Warszawie zaczynajacy sie: "Gdy o ojczyznie mojej mysle", "Swiety Boze" Kazimierza Wierzynskiego i ponizszy wiersz Witolda Hulewicza: MOGILA NA SKWERZE Noga/ mozna potra/cic, tuz obok rynsztoka. W biednych kwiatach i helmu stalowym rynsztunku Krzywy napis: Nieznany - i z blota powloka, I slowa twardej chwaly: padl na posterunku. Jemu to sie/ nalezy najszczerszy z pacierzy, Co umieraja/c szeptal: Warszawy nie damy! Grob na skwerze ulicznym, krzyz z okiennej ramy, Taka mala mogilka - a w niej wielkosc lezy! Kurierzy podziemia przerzucili te antologie za granice i w 1942 r. przedrukowano ja w Glasgow. Przypominam, ze w Szkocji znajdowala sie wtedy duza czesc polskiego wojska. W przedmowie do niej Tymona Terleckiego czytamy: Ta poezja szorstka czesto zgrzebna, czasem prostacka, lekcewazaca wymyslnosc, nawet poprawnosc poetyckiego ksztaltu, jest bezwglednie prawdomowna. Daje swiadectwo prawdzie rozgromu i prawdzie zaiste nieludzkiego przesladowania. Nie darmo szereg wierszy podpisano "Swiadek". III Obszerniejsza i zdaniem krytykow o wiekszych walorach poetyckich konspiracyjnie wydana w Warszawie antologia polskiej poezji ukazala sie w kwietniu 1942 roku, w szacie graficznej wspomnianego juz poprzednio Stanislawa Kunstettera. Byla to "Piesn niepodlegla. Poezja polska czasow wojny", wydana przez "Oficyne Polska", w imponujacym nakladzie 1600 egzemplarzy. Zalozycielem "Oficyny" byl Kaziemierz Zenon Skierski, wspolpracownik Polskiego Radia, dziennikarz i literat. Nowa praca Jacques Maritaina, "A travers le desastre" wydana na poczatku 1941 r. w Nowym Jorku, a przetlumaczona przez Milosza pt. "Drogi Kleski", byla pierwsza pozycja wydawnicza tej firmy. Slusznie napisal Milosz wyjasniajac dlaczego podjal sie tej pracy w swym slowie od tlumacza, ze J. Maritain jest czolowym przedstawicielem wspolczesnej filozofii katolickiej. Filozofia tan nawiazujac do mysli sw. Tomasza z Akwinu, wywiera w ostatnich czasach silny wplyw na umysly, wplyw, ktoremu ulegaja nie tylko katolicy. Antologia zas ulozona byla i zaopatrzona przypisami przez "ks. J. Robaka", pod ktorym psudonimem ukrywali sie wlasnie trzej pisarze: Czeslaw Milosz, Jerzy Zagorski i Jerzy Andrzejewski. Jej 127 stron podzielone sa na piec czesci: Zwiastuny Burzy, Ludzka Skarga, Spokojne Spojrzenie, Piesn Wiary i Droga do Polski. Zawiera 34 wiersze (lub fragmenty) wybitnych poetow z roznych pokolen - Wladyslawa Sebyly, Jerzego Zagorskiego (kolegi Milosza z Wilna i wspolzalozyciela grupy "Zagary"), Stanislawa Balinskiego, Tuwima, Broniewskiego, Staffa, Milosza, Swiatopelka Karpinskiego, Anny Swirszczynskiej, Jozefa Stachowskiego, Romana Kolonieckiego, Milosza, Baczynskiego i Witolda Hulewicza. Jeden wiersz przelozyl z francuskiego Milosz, jednego ani tytul, ani autor nie jest znany. Krzysztof Kamil Baczynski byl jedynym debiutantem w tym gronie. Zalaczone sa jego: "Bohater", "Psalm o lasce" i "O miasto, miasto - Jeruzalem zalu". Brakuje w tym zbiorze innych poetow z rodu Anhellich, o czym Milosz pozniej pisal troche z zalem, przyznajac sie, ze zbyt krytyczny mial stosunek do poetow z grupy "Sztuki i Narodu", jak Gajcy, Trzebinski i Stroinski. Wszystkie wiersze drukowane byly nie pod pseudonimem lecz anonimowo. Mam, niestety, nie oryginal, ale tylko przedruk tego pamietnego tomiku. Z tamtych czasow sam nic nie uratowalem oprocz skorzanego portfela, podarunku urodzinowego od ojca. Nawet legitymacje AK wyluskal mi z niego gestapowiec w Austrii. Wspanialomyslnie dal mi we Wloszech Janek Ciechanowski (bylismy wtedy razem w Korpusie gen. Andersa), pozniejszy historyk Powstania Warszawskiego, egzemplarz "Biuletynu Informacyjnego", ktory mial specjalne dla mnie znaczenie. I zrobil to spontanicznie, jako przyjemna dla mnie niespodzianke. Wrocmy jednak do Witolda Hulewicza. Oto jego wiersz z "Piesni niepodleglej": WARSZAWA Trupie ulice, domow bohaterskich zwloki Dymia/ krwia/ jeszcze ciepla/, ktora nie zastygnie. Nad Warszawa/ ge/stnieja/ strasznej zemsty mroki W glodu, ognia i wojny oble/dnej malignie. Spalony zamek - wieze zburzonych kosciolow, Tra/d pociskow na murach, wygryzione wrzody, Stolica gruzow, - cmentarz smiertelnych aniolow, Parki nie daja/ cienia, ni Wisla ochlody. Lecz nad gruzami, zbrojno, nieodmienna/ droga/, Co nowa/ hekatomba/ zrobila sie/ zyzna, Ksia/ze jedzie na koniu z przestrzelona/ noga/ I ponad trupy mowi: Honor i Ojczyzna! Podaje wersje Milosza. W innych sa drobne roznice, np. "Lecz nad zgliszczami..." zamiast, jak powyzej, "...gruzami,...". Nie ma Hulewicza w indeksach wydan angielskich i polskich "Historii Literatury Polskiej" Milosza. Nie znalazlem go w wielu antologiach. A surowo rozprawil sie z jego czasopismem literackim profesor Julian Krzywicki gdy omawial "Skamandra", czyli "tryumf liryki": Nad tym nurtem podstawowym, donioslym, bo tworczym, chwilowo braly jednak gore inne, zaskakujace swa osobliwoscia i sensacyjnoscia, by rychlo przejsc bez sladu. Tak bylo z poznanskim ekspresjonizmem, juz w r. 1917 propagowanym przez braci Hulewiczow, Jerzego i Witolda, ktorzy wystepowali pod znakiem Przybyszewskiego, jako zwiastuna i glosiciela nowej rzekomo sztuki. Dlugie i metne wywody na temat krotkich, a bezwartosciowych probek tej sztuki, pisywane przez wspolpracownikow "Zdroju", nie zawsze obeznanych z gramatyka, sprawily, iz ekspresjonizm poznanski nie zdobyl uznania i rychlo poszedl w niepamiec. (Porownanie oceny "Zdroju" przez profesora Krzywickiego z ocena innych krytykow literackich zajeloby za duzo miejsca i czasu. Moze zrobie to innym razem). Ale przeczytajmy takze slowa Leslawa M. Bartelskiego. Jest to pisarz, poeta, komentator i kronikarz opisywanych tu wydarzen, ktory osobiscie znal, studiowal razem z nimi i przyjaznil sie z wieloma wspomnianymi tu ludzmi podczas okupacji, m.in. z Krzysztofem Baczynskim. Tak pisze Bartelski o wierszach wybranych przez Milosza, Andrzejewskiego i Zagorskiego (sam fakt wyboru przez nich tez musi przeciez cos znaczyc), a wiec i o wierszu Hulewicza: Zestaw utworow, jak i zjednanie sobie wybitnych pisarzy dowodzilo troski redaktorow antologii o jej artystyczny poziom. Staranna selekcja wierszy, zrezygnowanie z wielu popularnych utworow natretnych w sensie agitacyjnym oraz odpowiedni dobor tekstow sprawily, ze "Piesn niepodlegla" nabrala zupelnie innego waloru i wymowy anizeli dotychczasowe kospiracyjne publikacje. Byla rzeczywiscie antologia poezji, wyborem zarowno najlepszych, jak i charakterystycznych wierszy. Witold Hulewicz, ps. "Grzegorz", stracil zycie w potworny sposob, w okropnym czasie, w sluzbie drogiego mu kraju. Requiescat in pace. tkg _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk) Copyright (C) by Jurek Krzystek (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 140___________________________