______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 10.12.1993 ISSN 1067-4020 nr 92 _______________________________________________________________________ W numerze: Waldemar Gontarski - Otwarty worek Jacek Walicki - Poblazliwosc, wspanialomyslnosc, milosierdzie, litosc Jerzy Remigioni - Czy tolerancji trzeba sie bac i dlaczego? Janusz R. Kowalczyk - Magik - sylwetka Piotra Skrzyneckiego Adach Smiarowski - Radio Jezus-Maryja Sue Halpern, Bill McKibben - Swieta za sto dolarow Jerzy W. Rudzki - Uzupelnienie wywiadu z Papiezem Jurek Karczmarczuk - List od redakcji do redakcji _______________________________________________________________________ [Od red. dyz. Zaczynamy od tekstu poruszajacego aktualny temat nowej doktryny militarnej nowej Rosji. Czy jest to sprawa niezwyklej wagi dla Polski - komentuje Jurek K_uk. Po przedrukowaniu w poprzednim numerze artykulu R. Legutki "O tolerancji" dyskusja sie pobudzila. Zamieszczamy krytyczny dwuglos Jacka Walickiego i Jerzego Remigioniego. Pozostale materialy w miare okolicznosciowe. Swoisty komentarz Adacha Smiarowskiego o audycjach Radia Maryja, wspolny apel kosciola metodystow i synagog w sprawie umiarkowania w nadchodzace Boze Narodzenie i swieto Chanuki, oraz list Jurka Karczmarczuka bedacy kolejnym komentarzem do wywiadu z papiezem - czyli jakby nasz kacik religijny. M.B-cz] _______________________________________________________________________ ["Wprost", 21.11.1993, zauwazyl J.K_uk - tekst ukazal sie rowniez w "Prasowce"] Waldemar Gontarski (wspolpraca: Aleksander Zylin, pulkownik armii rosyjskiej) OTWARTY WOREK ============= Nowa doktryna wojskowa Federacji Rosyjskiej z cala bezwzglednoscia ujawnila slabosc polskich sluzb informacyjnych. Doszlo nawet do tego, ze Rosjanie - sluzba prasowa Kremla, umiarkowana generalicja, popularna gazeta "Komsomolskaja Prawda" - przestrzegaja nas przed agresywnoscia rosyjskiej doktryny wojennej bardziej zdecydowanie niz polskie mass media lub dyplomaci. 2 listopada prezydent Borys Jelcyn podpisal "Podstawowe zalozenia doktryny wojskowej". Polskie publikatory poinformowaly, ze nie wiadomo, co zawiera dokument i ze nie ma w nim nic, co dotyczyloby stosunkow polsko-rosyjskich. Juz na pierwszy rzut oka cos jest nie tak: skoro nic nie wiadomo, to skad wzieto informacje o tresci "Zalozen"? Wykrecilem numer telefonu 22 40 343, czyli numer sluzby prasowej prezydenta Rosji i zapytalem: "Czy mozna stwierdzic, ze w podpisanych przez Borysa Jelcyna zalozeniach doktryny wojskowej nie ma nic, co dotyczyloby stosunkow polsko-rosyjskich?". W odpowiedzi uslyszalem: "Tego stwierdzic nie mozna, mozna jedynie powiedziec, ze w ujawnionych fragmentach nie ma mowy o stosunkach miedzy naszymi panstwami. Niewykluczone, ze dokument posiada tajne zalaczniki". "Komsomolskaja Prawda" z 9 listopada pisze: "Tylko specjalisci zwrocili uwage, ze w komunikatach z ostatniego posiedzenia Rady Bezpieczenstwa przemknela fraza <>". A na pytanie jednego z zagranicznych korespondentow, czy te zalozenia sa doktryna, minister obrony Federacji Rosyjskiej, Pawel Graczow, odpowiedzial wymijajaco. Wojskowi analitycy wyciagneli z tego nieoczekiwany wniosek: doktryna wojskowa w ostatecznej formie nie istnieje. (...) Niektorzy uwazaja, ze obok "Podstawowych zalozen", ktorych sens ujawniono, istnieja zalozenia tajne. Sugeruja, ze te fragmenty dotycza nuklearnej polityki Rosji i strategii Rosji wobec "bliskiej zagranicy". Z ujawnionych zalozen wynika, ze Rosja - w przeciwienstwie do ZSRR - moze uzyc rakiet z glowicami nuklearnymi jako pierwsza, i to nawet wobec panstwa broni takiej nie posiadajacego, jesli znajduje sie ono w sojuszu z innym panstwem "atomowym". Jednoczesnie armie mozna wykorzystywac w Rosji do zaprowadzenia porzadku publicznego. Zrezygnowano z zasady, ze zolnierzy nie moze byc wiecej niz jeden procent doroslej ludnosci. Teraz liczbe zolnierzy, podobnie jak wielkosc funduszy wydawanych na wojsko, moze ustalic minister obrony. General Dymitrij Jewsiejenko z Ministerstwa Obrony Rosji w wypowiedzi dla "Wprost" stwierdzil: "Do ostatniego momentu toczyla sie ciezka walka pomiedzy grupa <>, a <>. Ostateczna tresc doktryny swiadczy o tym, ze ci ostatni zwyciezyli. Wniesione przez nich poprawki powoduja zmiany zarowno w zagranicznej, jak i wewnetrznej polityce Rosji. Na przyklad rezygnacja z zobowiazania, ze Rosja nie uzyje broni atomowej jako pierwsza, oznacza, ze doktryna nie wyklucza, a nawet uznaje za dopuszczalna agresje przeciw dowolnemu panstwu". Pracownik rosyjskiego Sztabu Generalnego, ktory wolal zachowac anonimowosc, powiedzial: "W Sztabie Generalnym znow zaczynaja rozdmuchiwac koncepcje <>, zgodnie z ktora Rosja moze pierwsza oddac nuklearna salwe". Zaliczany do "jastrzebi" general w stanie spoczynku Giennadij Dmitriew, analityk wojskowy, stwierdzil z kolei: "Polska, Czechy, Slowacja, Wegry, a takze Ukraina, marzac o przystapieniu do NATO, powinny sobie wbic do glowy, ze jesli to uczynia, natychmiast znajda sie na liscie celow rosyjskich sil jadrowych". Nowa doktryna bardzo upraszcza procedure uzycia sil zbrojnych, zarowno wewnatrz Rosji, jak i poza jej granicami. Praktycznie wszystko zalezy od woli kierownictwa Ministerstwa Obrony. Brakuje mechanizmu kontroli armii przez prezydenta czy premiera, nie mowiac o kontroli przez spoleczenstwo. I jeszcze jedno - w polskiej prasie sugerowano, ze nie sprawdzaja sie moje informacje na temat wzmacniania leningradzkiego i moskiewskiego okregu wojskowego. Informacje te pochodza od wysoko postawionego generala rosyjskich sil powietrznych. Mowil on, ze decyzje o wzmocnieniu zachodnich granic Rosji podjeto w zwiazku z nowa doktryna lub jej uzupelnieniem. Usilowalem uzyskac bardzo szczegolowa odpowiedz, lecz zasugerowano mi, ze "takimi drobiazgami nie powinno sie nikomu zawracac glowy", poniewaz informacje o wzmocnieniu zachodnich okregow wojskowych podawano juz nawet w moskiewskiej telewizji. Okazuje sie, ze nowa doktryna wojskowa to otwarty worek, do ktorego rosyjscy generalowie moga wlozyc - i wyciagnac - co tylko zechca. Takze sprzeciw wobec przystapienia Polski do NATO. Waldemar Gontarski ----------------------------------------------------------------------- [Trzy kopiejki militaryka dyzurnego. Przestraszyliscie sie? Bo ja nie. Powyzszy artykul jest jednym z dziesiatkow w polskiej prasie, przykladem taniego robienia kariery dziennikarskiej na podstawie banalow podlanych krwistym sosikiem. No bo co tu jest nietrywialnego? To, ze generalowie w Rosji dzierza wieksza wladze niz powinni? Przeciez dwukrotnie udowodnili, raz w sierpniu zeszlego roku, drugi raz niespelna dwa miesiace temu, ze wladza w Rosji zalezy od nich. I Jelcyn *musi* za to zaplacic, wiec tezy o braku kontroli armii przez prezydenta sa banalne. Jedynym sposobem na armie bylaby infiltracja przez tzw. sluzby polityczne, ale armia nie jest glupia, juz to brali, teraz drugi raz sie tak szybko nie dadza. Mam sie bac, ze gdyby Polska weszla do NATO, to znalazlaby sie na celowniku rosyjskich rakiet? A do tej pory nie byla na celowniku? Amerykanskie bomby mniej bola? A moze wuj Sam by nas pozalowal? To juz raczej Rosjanie moga miec watpliwosci, bo robic sobie pod nosem radioaktywny cmentarz, to gorsze niz z drugiej strony oceanu. Nie ulega watpliwosci, ze ten olbrzymi kraj, nawet po implozji politycznej, ktorej doswiadczyl w ciagu ostatniego roku, nadal bedzie mial ambicje globalne i trudno im miec to za zle inaczej niz ze wzgledow subiektywnych, polskich. Ta sprawa jest historycznym konstansem; Katarzyna, Aleksander, Mikolaj, Leonid, czy Borys - dla nas chyba naprawde jest drugorzedne, czy to jest orzel dwuglowy, czy czerwona gwiazda. Wiec ja tez sie i nie dziwie owym postponowanym przez Gontarskiego polskim sluzbom informacyjnym, ze nie trabia na larum. Moze mniej ludzi sie wrzoda nabawi. A poza tym - moze oni dla odmiany wiedza cos naprawde? Prosze zauwazyc klasyczne chwyty drugoklasowego dziennikarza: podaje nawet numer telefonu sluzby prasowej Jelcyna. Ci, nawet biorac pod uwage, ze administracja sowiecka przez 60 lat zatracila zupelnie pojecie lojalnosci, chyba nie sa az takimi idiotami, zeby publicznie oswiadczyc polskiemu dziennikarzowi, ktory zna nazwiska Molotowa i Ribbentropa, ze dokument posiada byc moze jakies tajne zalaczniki. A juz uwielbiam powolywanie sie na wysokich dostojnikow, ktorzy woleli zachowac anonimowosc. Wiec wlasciwie nic sie nie dzieje. Wokol nas wszyscy knuja, jak od stuleci, a my sie tym entuzjazmujemy. Zaufania miec nie mozna, ot co. Wiec pragne Szanownych uspokoic. Przynajmniej trzy znane mi panstwa NAPRAWDE nie uzyja jako pierwsze broni jadrowej: Watykan, Lichtenstein, oraz panstwo Krzystkowie. Po co w takim razie ja sie meczylem przepisywaniem tego artykulu? Odpowiedz: bo jest on rzeczywiscie charakterystyczny dla tego, co sie dzialo ostatnio w polskiej publicystyce miedzynarodowej, a po trochu i w samej polityce.Spekulacje dominuja nad rzeczywista praca, nad - z jednej strony - na rzetelnej i pozbawionej histerii ocena sytuacji globalnej, a z drugiej - nad budowaniem mechanizmow bezpieczenstwa miedzynarodowego. Wyznam, ze mam watpliwosci, czy jest to oznaka inteligencji: z jednej strony pchac sie rekami i nogami do NATO jawnie okreslajac cel tego zwiazku - obrona przed Rosja, a z drugiej strony potwornie biadolic, ze Rosjanom sie to nie podoba i slac listy do Clintona, zeby ten zlajal Jelcyna. Clinton bedzie umieral za Przemysl? J.K_uk] ________________________________________________________________________ Jacek Walicki POBLAZLIWOSC, WSPANIALOMYSLNOSC, MILOSIERDZIE, LITOSC ===================================================== "Spojrzenia" przedrukowaly rozprawke Ryszarda Legutki "Tolerancja". Gdybym takie rozwazania przeczytal w niedzielnym wydaniu mojej wioskowej gazety w dziale "od Redakcji", to nie zwrocilbym specjalnej uwagi. Kazdy ma prawo do opini, kazdy sie moze wywnetrzyc na dowolny temat. Swoboda wypowiedzi miedy innymi na tym wlasnie polega. Ale Ryszard Legutko zostal okreslony jako filozof, i jego wypracowanie pojawilo sie "Tygodniku Powszechnym" - pismie jakby nie bylo nadajacym, i odzwierciedlajacym, pewien intelektualny ton. Zatem przeczytalem uwaznie. I to nie mniej niz szesc razy. Nie dlatego, ze to takie bylo glebokie, ale dlatego ze mialem duze trudnosci ze znalezieniem jasno wyrazonej mysli przewodniej; a glownie z oddzieleniem przekonan autora od sarkastycznej krytyki "nowej tolerancji". Jezeli zatem moje zrozumienie artykulu jest bledne, to pokornie oczekuje korekty. Rozwazania R. Legutki (RL) o "nowej tolerancji" zrozumialem tak: pod pozorem tolerancji, ludzie ktorzy albo zapomnieli co to jest prawdziwa tolerancja, albo tacy co wrecz chca zmienic spoleczny kanon, usiluja wymoc bezwarunkowa akceptacje wszelkiego odszczepienstwa, niemoralnosci, narkotykow, prostytucji, rozmaitych praktyk seksualnych, aborcji, eutanazji, itd. itp. W skrocie, taka nowa tolerancja, wg. RL rzekomo wymaga akceptacji wszystkich pogladow "odszczepienczych" - "zanim jeszcze ich wartosc zostanie oceniona". Wyglada ta "nowa tolerancja" w slowach RL rzeczywiscie nieomal przerazajaco. Ale na jakiej podstawie RL wyglasza tak kategoryczne poglady? Ano prawie wylacznie na podstawie swojej wlasnej "obserwacji". Z wyjatkiem jednego nazwiska i jednego cytatu, zupelnie brak w tym "filozoficznym" traktacie odnosnikow do rzeczywistych mysli, postaci, zrodel i faktow. [W oryginalnym artykule Legutki cytowane byly nazwiska Derridy i Rorty'ego jako przedstawicieli filozoficznej podbudowy "nowoczesnej tolerancji"; fragment ten nie zmiescil sie w streszczeniu. - przyp. red. J.K-ek] RL uwaza, ze slowa (przyznam ze nie znanego mi) filozofa R. M. Hare: "tolerancja - to gotowosc szanowania pogladow innych w rownym stopniu jak wlasnych", sa rownoznaczne z afirmacja i bezwarunkowa akceptacja (odszczepienstw wyliczonych powyzej i wszelkich niewyliczonych takze). No coz... moze ja nie rozumiem, o co chodzi RL; ale on wyraznie tez nie rozumie, o co chodzi w tej calej podejrzanej "tolerancji". Artykul RL jest pelen oskarzen, uogolnien i insynuacji wysylanych gromko w strone blizej nieokreslonych nosicieli idei tej okropnej "nowej tolerancji". Ale ja podejrzewam, ze RL po prostu nie potrafi sobie poradzic z rozmytym problemem tolerancji. Podejrzewam tez, ze w podobny sposob nie potrafilby sobie poradzic z jeszcze bardziej rozmytym problemem wolnosci slowa; nie mowiac juz o o obrzydliwych praktykach funkcjonujacej demokracji. Czyzby to byla zatem tylko komedia pomylek? Chyba jednak nie. RL wyraznie usiluje przeciwstawic sluszne nieslusznemu, Prawde nieprawdzie. Moze i ma racje. Ale ja sie obawiam, ze Szanowny Filozof po prostu ustawia sobie problem w taki sposob, aby moc w sposob jednoznaczny i niedwolalny decydowac o tym co mozna tolerowac a co nie. Ustawiwszy w ten wygodny sposob teze do obalenia, RL przeciwstawia jej zdrowa alternatywe. Legutko przeciwstawia "nowej" (wspolczesnej) tolerancji model tolerancji minimalistycznej (klasycznej). Znow bez zadnych zrodel i historycznych uzasadnien. Ale ten minimalny koncept, wedlug Legutki, jest znacznie zdrowszy niz wyzej opisana "nowa tolerancja". Te "zdrowa" tolerancje ujmuje RL tak: "nie musisz kochac innych pogladow, ani szanowac ich, ani powstrzymywac sie od ich krytyki, wystarczy, ze bedziesz tolerowal, to jest znosil obecnosc ludzi, ktorzy ja glosza." Dalej RL dodaje jeszcze kilka wiele mowiacych przymiotnikow, ktore rzekomo zniknely ze slownika tolerancji pod wplywem naporu tej "nowej". Pierwsze cztery sa warte przytoczenia: poblazliwosc, wspanialomyslnosc, milosierdzie, litosc. Te atrybuty klasycznej tolerancji rysuja interesujacy obraz. Tak pojeta tolerancja oznacza laskawe nieodmowienie prawa do zycia tym wszystkim, ktorzy maja czelnosc zyc inaczej, myslec inaczej, lub, o zgrozo, nie akceptowac bezwarunkowo jedynej slusznej wykladni Prawdy. Powyzszy akapit z pewnoscia klasyfikuje mnie w oczach RL do klubu "nowych tolerantow". Oddycham z ulga, iz moge jednak liczyc na poblazliwa i litosciwa wspanialomyslnosc. Tak hipotetycznie potraktowany czuje sie uprawniony do rownie "tolerancyjnej" oceny postulatow R. Legutki. W moich oczach traktat RL zamieszczony w TP jest, zawoalowana pod pozorami "naukowosci i filozofii", proba zajecia intelektualnego wzgorka, z wyzszosci ktorego bedzie mozna celnie rozprawiac sie z "odszczepiencami". Legutko dokonuje dokladnej inwersji atakowanej przez siebie "nowej tolerancji". Ta ma rzekomo akceptowac a priori. Legutko chce a priori odrzucac wszystko i wszystkich co nie sa w zgodzie z kanonem Prawdy. No moze nie az tak ostro... niektorzy beda poblazliwie i litosciowie "tolerowani"... Jacek Walicki ________________________________________________________________________ Jerzy Remigioni CZY TOLERANCJI TRZEBA SIE BAC I DLACZEGO? ========================================= Przeczytalem artykul Ryszarda Legutki streszczony w ostatnim (91) numerze "Spojrzen" z ciekawoscia. Siegnalem do starych numerow "Tygodnika Powszechnego", wsrod ktorych znalazlem nr 14 i przeczytalem go jeszcze raz, tym razem w calosci, z niemniejsza ciekawoscia, ale tez z uczuciem takim, jakie sie ma noszac przyciasny kolnierzyk do eleganckiej koszuli. Niby bardzo ladne i sluszne, ale cos jest nie tak i uwiera. Przeczytalem wiec po raz kolejny, tym razem juz krytycznie i doszedlem do wniosku, ze Legutko probuje otumaniac ludzi swoja erudycja i gladkoscia pisania. Rzucilo mi sie wiec w oczy juz we wstepie, ze wykpiwajac "referenta na pewnej konferencji", Legutko zdaje sie wrzucac do jednego kosza cechy (wrodzone lub nabyte) czlowieka i jego poglady. Te drugie mozna, owszem, zmieniac i modyfikowac - podlegaja one naszej woli; te pierwsze zmienic bardzo trudno, albo wrecz nie mozna. A wiadomo az za dobrze z historii nie tak dawnej, ze w okreslonym czasie i miejscu wystarczalo miec ciemna skore, skosne oczy albo nie miec napletka, aby doznac niekiedy krancowych skutkow nietolerancji. Jesli wiec Legutko podciaga tolerancje wobec cech ludzkich pod tolerancje wobec ludzkich pogladow i, jak sie wydaje, optuje za "klasyczna" definicja tolerancji, ktora nakazuje laskawie cierpiec obecnosc tych "innych" - to ja wolalbym na tolerancje Legutki nie byc nigdy wystawionym. Ale Legutko, ignorujac, wydawalo by sie, dosc oczywisty fakt, ze powazna, jesli nie przewazajaca, ilosc przypadkow nietolerancji dotyczyla i dotyczy wlasnie cech ludzkich, a nie pogladow, idzie dalej. Naczelna teza artykulu wydaje sie byc polemika z "tolerancja wspolczesna", ktora Legutko definiuje cytujac angielskiego filozofa Hare'a. Gdziez mi tam do oczytania i erudycji Legutki, Hare'a wiec nie czytalem, choc sprobuje to odrobic przy okazji. Mam jednak uczucie, ze Legutko wystawia przeciwnika do ciosu. Ja bowiem nie mam wcale wrazenia, ze odmiana tolerancji, ktora zwalcza Legutko, jest dzis powszechnie obowiazujaca we wspolczesnym swiecie. Owszem, takie trendy daja sie zauwazyc w tzw. "political correctness" (PC), ktora ma swoich zwolennikow zwlaszcza po drugiej stronie Wielkiej Wody, ale rowniez i tutaj. Nie sadze jednak, aby to wlasnie miala byc obowiazujaca wszechwladnie wykladnia tolerancji. Legutko wydaje mi sie wiec walczyc nie tyle ze "wspolczesna tolerancja", co z jej doprowadzona do krancowej, karykaturalnej przesady radykalna wersja. Coz, pojecie o tolerancji w moim wydaniu miesci sie gdzies pomiedzy tolerancja "wspolczesna" zgodna z definicja Legutki, a "klasyczna". Ta ostatnia mi jednak nie wystarcza, albowiem czym innym jest cierpienie obecnosci osob o innych pogladach, a czym innym uznanie ich za takich samych ludzi jak ja. W ramach tak pojetej tolerancji bede sie domagal, aby Legutko mogl glosic i drukowac swoje prace, mimo ze sie z nim nie zgadzam; uwazam rowniez, ze "Tygodnik Powszechny" drukujac go wykazal tolerancje i otwartosc, albowiem jego linia, jak mi sie wydaje, niekoniecznie zgadza sie z Legutka. Nachodzi mnie jednak pytanie, czy Legutko istotnie jest za tolerancja "klasyczna"? Jej definicja jest w jego wydaniu rowniez niezbyt pochlebna, pada tam tez twierdzenie o "hipokryzji". W tym samym "Tygodniku Powszechnym" opublikowana jest recenzja zbioru esejow Legutki zatytulowanego "Nie lubie tolerancji". Nie czytalem tej ksiazki. Nawet jednak wziawszy pod uwage mozliwosc celowo prowokacyjnego tytulu, mam niesmiale uczucie, ze Legutko nie lubi tolerancji jako takiej. Alternaywy jednak zadnej nie stawia. No, moze konserwatyzm. Ale sam powrot do przeszlosci, gloszony przez Legutke jak przystalo na konserwatyste, nie jest dla mnie zadna alternatywa. Do ktorej przeszlosci, do ktorej epoki? Widze rowniez, ze ten i inne eseje Legutki moga w pewnych warunkach stac sie alibi dla ludzi duzo mniej wyrafinowanych, ktorzy jednak podzielaja Legutki niecheci i fobie, a sklonni sa przekuwac slowa w czyn. I tu mi juz zaczyna ciarki chodzic po grzbiecie, wiec moze skoncze. Przedtem jednak nie odmowie sobie skomentowania jednego zdania z eseju Legutki: >W kategoriach tolerancji i nietolerancji zaczeto >traktowac sprawe narkomanow i dostepnosci niektorych narkotykow, Swego czasu przetlumaczylem ze "Spiegla" ("Spojrzenia" nr 70 i 71) dlugi artykul o zaletach i wadach otwartego dostepu do narkotykow. Podobnie jak redaktorzy "Spiegla" nie mam w tej materii wyrobionego zdania, probuje jednak zrozumiec jakosciowa roznice miedzy narkotykami, a alkoholem, ktora powoduje, ze ten ostatni jest powszechnie sprzedawany niemal bez ograniczen, mimo ze jest rowniez szkodliwy dla zdrowia, prowadzi do nalogu i jest kryminogenny. Probuje wyrobic w sobie zdanie, w jakim stopniu kryminogennosc narkotykow jest efektem ograniczen w ich rozprowadzaniu, podobnie jak to bylo w USA podczas prohibicji, a w jakim - wynika z charakteru samych narkotykow. W kazdym razie uwazam, ze cos z tym problemem wczesniej czy pozniej trzeba bedzie uczynic. Jaka zas alternatywe moze postawic Legutko, ktory w zadnym wypadku nie bedzie probowal zrozumiec argumentow ludzi o innych niz on pogladach na te sprawe, poza kontynuacja dzisiejszej, restrykcyjnej i z gory skazanej na porazke polityki? Jakie sa w tym przypadku zalety odrzucania "otwartosci na poglady", zwlaszcza ze poglady Legutki, mimo ze "konserwatywne", sa zadziwiajaco swiezej daty, bo jeszcze na poczatku wieku heroine stosowalo sie jako lekarstwo na koklusz i kupowalo w pierwszej aptece na rogu? Jerzy Remigioni ________________________________________________________________________ [Rzeczpospolita, 3.09.1993, wstukal Zbyszek Pasek] Janusz R. Kowalczyk MAGIK ===== "Listopad. Jedenastego Piotr Skrzynecki zaproponowal zalozenie kabaretu w piwnicy - odnotowal w 1956 r. w swoim dzienniku Kazimierz Wisniak. - Dwunastego zaczely sie proby. Piotr blaga, abysmy pozwolili mu zostac konferansjerem kabaretu. Myslelismy, ze to zarty. Mial przeciez zla dykcje. Seplenil, dwoch zdan nie umial nauczyc sie na pamiec. Blagal i blagal do rana. Trzynastego proba spiewania. Piotrowi dalismy odprawe. W kabarecie nie wystapi. Grudzien. Szesnastego poznym wieczorem odbyla sie premiera <>. Wbrew naszym sprzeciwom Piotr Skrzynecki wepchal sie na estrade i wymamrotal kilka tekstow". Tak to sie zaczelo. Jest jednak domniemanie, ze lidera zespolu nie wpuszczano wtedy na estrade, bo nie bral udzialu w odgruzowywaniu pomieszczen "Piwnicy". Wrecz odwrotnie, robil sobie zarty z wysilku kolegow. - Prawdopodobnie tak bylo - stwierdza Piotr Skrzynecki po namysle. - Lepiej by to wiedziala Joanna Olczak-Ronikierowa, ktora bada poczatki "Piwnicy". Sam znalazlem te piwnice i bylem w niej od zawsze. Nie odgruzowywalem jej i nie rozwalalem murow kilofem. Robili to ludzie, ktorzy mieli wieksza sile fizyczna, no i chec: Bronislaw Chromy, Jurek Sulma. Piotr Skrzynecki, podowczas student historii sztuki UJ, przebil sie jednak na scene, wiedziony potrzeba ekspresji... - Nie zamierzalem wystepowac - zaprzecza lider "Piwnicy". Wyszedlem na scene przypadkiem. Spodobalem sie pani Hannie Olczakowej, ktora rozglosila to publicznie. Piwniczaninem zostac latwo, ale trudno nim byc. Zaczalem wymyslac nastepne programy kabaretowe. Naturalnie nie sam i nie dla wlasnych wystepow. Gdyby nie "Piwnica" Skrzynecki bylby dzisiaj profesorem historii sztuki, albo zrobilby kariere jako sprzedawca amuletow w sklepie magicznym w Paryzu. W stolicy Francji znalazl sie w 1960 r. na stypendium tworczym, ktore mu zalatwila oczarowana "Piwnica" Marta Gelhor-Hemingway, zona wielkiego pisarza. Przez piec miesiecy Piotr dorabial jako "naganiacz" do sklepu magika, zanim nie zatesknil za krakowskim Rynkiem. Lista osob, ktore na krocej lub dluzej zwiazaly swoje losy z "Piwnica" jasnieje nazwiskami pierwszej wielkosci, jak: Ewa Demarczyk, Wieslaw Dymny czy Zygmunt Konieczny - ze ograniczymy sie tylko do tych trzech osobowosci. - Nieustannie przychodza rozmaici artysci, ktorzy chca tworzyc w "Piwnicy", bo lubia to miejsce. Np. Jacek Wojcicki wystapil u nas przypadkiem na 25-lecie "Piwnicy", w namiocie na Bloniach. Konczyl wlasnie szkole teatralna. Zatrzymalem go wbrew oporom Zygmunta Koniecznego. Twierdzil, ze Jacek nic juz wiecej nie zrobi, ale wkrotce zmienil zdanie. "Piwnica" jest nie tylko srodowiskiem artystyczno- intelektualnym. Do barku "Pod Baranami" wstepuja wszyscy, rowniez pijacy i rozni podejrzani ludzie. Te grupy wzajemnie sie inspiruja. Wywiady z Piotrem Skrzyneckim moga sluzyc jako znakomity material dla badaczy natury prawdy i mitu. Podobnie jak inny uroczy blagier, Federico Fellini, z niecheci do ciaglego powtarzania sie, za kazdym razem mowi co innego. Z wielu wywiadow ze Skrzyneckim wynikalo, ze nie ma on rodziny, zony, ani dzieci. Niektorzy jego znajomi szeptali jednak, ze Piotr ma w Ameryce syna - profesora aeronautyki, konstruktora samolotow. Obecnosc syna w Kanadzie czarno na bialym wychodzi z wypowiedzi Skrzyneckiego w czerwcowym numerze "Twojego Stylu". - Czarujacy demon - mowi o liderze "Piwnicy" Anna Szalapak. - Robi wiele rzeczy fantastycznych dla ludzi i czasem okropnych z ludzmi. Kochamy go. - Piotr Skrzynecki jest postacia niezwykla, niepowtarzalna - stwierdza Jerzy Turowicz, czesty gosc na imprezach "Piwnicy". - Moze jest to patriotyzm lokalny, ale sadze, ze Piotr Skrzynecki jest mozliwy tylko w Krakowie. "Piwnica pod Baranami", ktora jest wizytowka kultury polskiej w skali swiatowej, nie moglaby powstac i istniec bez niego. Jest swego rodzaju paradoksem, ze ten kabaret, w zasadzie niepolityczny, a polityki dotykajacy z zyczliwa ironia, odgrywal w Polsce Ludowej wazna role polityczna, dzieki swej absolutnej niezaleznosci, co wtedy zreszta bylo przyczyna jego wielu klopotow. Zespol "Piwnicy" sie zmienia, a przeciez kabaret jest ciagle ten sam, co jest zasluga Piotra Skrzyneckiego. Gnebia Piotra niesamowite przygody, ktorych moglby mu pozazdroscic sam baron Munchhausen. Kiedys Piotra S. na bulwarach pod Wawelem zmorzyl sen, a tu ktos mu podprowadzil ubranie. Zgorszone nauczycielki, prowadzace dziatwe szkolna na Zamek, wezwaly milicje. Patrol rzeczny wozil golego Piotra motorowka tam i z powrotem po Wisle, dopoki Teresa Stanislawska, naczelna zaprzyjaznionej redakcji "Echa Krakowa" (pisywal dla nich recenzje z wystaw) nie skompletowala dlan zastepczego przyodziewku. To znow w pociagu wynika towarzyskie qui pro quo, bo jacys podrozni okazuja Piotrowi pelna wyrozumialosci zyczliwosc, biorac go za ... Nikifora. Bywa tez, ze sasiad z placu Na Groblach budzi go w niedziele o siodmej rano (biesiady po sobotnim programie kabaretowym koncza sie circa o trzeciej, czwartej) i proponuje wycieczke do zoo, potrzasajac dlugimi kijami: "Bedziemy nimi draznic malpy i jakos nam dzien zleci." Podobnie na wyjazdach: jesli Skrzynecki wstapi na drinka do nastrojowego lokalu w Nowym Jorku, to okaze sie on domem publicznym dla gejow, a gdy pojdzie na film porno, to przez przypadek, bo tytul ("David") sugerowal temat biblijny. - Kiedys Piotr udzielil wywiadu Radiu Krakow - wspomina Leszek Wojtowicz. - Na zadawane pytania odpowiadal wybranymi przez siebie cytatami z Kierkegaarda, o czym rzecz jasna nie poinformowal sluchaczy. Po emisji czesc osob majacych pretensje do wydawania kategorycznych sadow twierdzila, ze mowil wyjatkowo swobodnie, ale niestety wyjatkowo nieciekawie. - Piotr jest nadzwyczajna osobowoscia artystyczna, o czym wie wielu ludzi - mowi Jan Kanty Pawluskiewicz. - Natomiast niewielu zna go jako niekonwencjonalnego i wybitnego filozofa i pisarza. Sadze, ze te jego cechy osobowe czekaja na odkrycie przez reportera i wydawce. Lubi zbierac grzyby. - "Piwnica" miala byc zajeciem dla grupy ludzi na jedna sobote - twierdzi jej szef i aranzer. - Ale wciaz ktos wpada z nowymi pomyslami. Dlatego nigdy nie mielismy sprecyzowanego programu i nie chcieli nas puszczac w Polske. Z poczatkiem lat '60, po wyrzuceniu nas z lokalu w Krakowie, wystapilismy nielegalnie w warszawskim Towarzystwie Sztuk Pieknych na Chmielnej. Antoni Slonimski powiedzial mi wtedy, ze wlasnie taki kabaret chcial tworzyc z Tuwimem. Zukrowski dostal wowczas w glowe czapka harcerska, a sadzil, ze oficerska i napisal na nas okropny paszkwil. Z konca lat '70 pamietam awanture cenzury w Tarnowie, bo ktos zaspiewal cos innego, czy powiedzial nowsza fraszke. W latach 80. czesto wystepowalismy nielegalnie, np. w Muzeum Archidiecezjalnym w Warszawie. - Wedlug Piotra kategoria, ktora odroznia ludzi od zwierzat i zbliza ich do Boga jest humor. - Piotr czesto cytuje Pismo Swiete, ktore uwaza za bardzo dowcipna ksiazke. Np. Adas skonsumowal jablko i Bog go pyta: "Adamie, gdzie jestes?". Po co Bog pyta, skoro wie wszystko? Oczekuje, ze Adas zastanowi sie, gdzie jest. W 1982 r., po festiwalowym pobycie w Arezzo, piwniczanie udali sie na audiencje z papiezem Janem Pawlem II. - Duzo sie w Krakowie mowi o panu, panie Piotrze - zagail rozmowe Ojciec Swiety. - O Jego Swiatobliwosci rowniez - odrzekl nagabniety. Niedlugo Piotrowej "Piwnicy pod Baranami" stuknie 37 lat. Kabaret, ktory trwa 37 lat, to cos, co nie ma prawa sie udac. - To, ze "Piwnica" jest najdluzej istniejacym kabaretem na swiecie, jest wylaczna zasluga Piotra - mowi Zygmunt Konieczny. - Tylko on umie aranzowac ewolucyjne zmiany, skupiac wokol siebie mlodych, zdolnych ludzi, ktorych potem umiejetnie prowadzi. - "Piwnicy pod Baranami" nie mozna traktowac wylacznie jako kabaretu - opowiada Skrzynecki. - Jest to miejsce, w ktorym spotykaja sie ludzie tworzacy kolejne akcje i zabawy. Janina Garycka, Piotr Ferster, Kazimierz Madej, Krzysztof Tyszkiewicz, Zbigniew Preisner i inni. Trudno powiedziec, ze powtorzenie "Holdu pruskiego" na krakowskim Rynku Glownym, pomysl, ktory wynikl z takich spotkan, to kabaret. Albo replika "Jubileuszu Kraszewskiego", "Wnijscie J.O.X. Jozefa Poniatowskiego do Krakowa" czy "Przysiega Tadeusza Kosciuszki". Inicjujemy takie akcje w malej grupce przy kawce, a potem sa realizowane przez ogromne zespoly ludzi. Nie obywa sie bez afer. Po wystepach "Piwnicy" w warszawskiej Stodole w 1981 r. wezwano Piotra przed oblicze partyjnych wladz od kultury. Mial im wytlumaczyc znaczenie detalu scenografii - w wiszacej zlotej klatce ustawiony byl bialy biust Lenina i plonaca przed nim swieczka. - Chcielismy do klatki wsadzic papuge, ale sie nie miescila - oznajmil konferansjer "Piwnicy" aparatczykom, zestrachanym po protescie ambasady radzieckiej. - Wzielismy wiec to, co bylo pod reka. Podczas ktorejs z galowych imprez swita jednego z ministrow narobila szumu, ze dla ich szefa zabraklo krzesla. - Panie ministrze, w dzisiejszych czasach lepiej stac niz siedziec! - stwierdzil Piotr do mikrofonu. W stanie wojennym Skrzynecki "stojac na Rynku nie usluchal nawolywan milicji do rozejscia sie". Kolegium puscilo mu to wykroczenie "w niepamiec", radzac, zeby z poczatkiem maja nie wychodzil z domu, gdyz zanadto rzuca sie w oczy. Skrzynecki wyjechal do Kroscienka. Ledwo wynajal sobie pokoj, pod jego oknami zahamowal milicyjny gazik. Przyjechali nie po niego, ale po gospodarza. A po wieczerzy Piotr S. (byly ministrant ksiedza Czartoryskiego w Makowie) przylaczyl sie do rodzinnej modlitwy o szczesliwy powrot pana domu - funkcjonariusza MO, wezwanego do Krakowa na akcje. - Pana Piotra znam 18 lat - wyznala Marta Meszaros. - Jest postacia sama w sobie: dziwny, madry, smieszny, dobry, mily, zlosliwy, szarmancki, skryty, szczery, tchorzliwy, odwazny. Kontrowersyjny, jak kazdy wielki czlowiek. - Pan Piotr stanowi o naszym samopoczuciu i probuje nam pomoc w zachowaniu rownowagi - stwierdza Jan Nowicki. - On przywraca czuciom wlasciwe proporcje. Pan Piotr wszystko wszystkim rozdaje, ale jest w nim jakas gleboka tajemnica, ktora chowa tylko dla siebie. To moj przyjaciel - wykreowalem go sobie. Wystepy Piotrowej "Piwnicy" stracily juz smak zakazanego owocu. Sa inne. Czy lepsze? - Na programach "Piwnicy" ludzie smiac sie beda do konca swiata - zapewnia Skrzynecki i mowi o pokoleniowej zmianie warty. - To calkowicie inni ludzie. Grzegorz Turnau, wyksztalcony, zorientowany w muzyce, z nowymi pomyslami, jest zupelnie inny od Mieczyslawa Swiecickiego, ktory byl z prowincji. Poczatkowo niezbyt udany satyryk Krzysztof Janicki potrafil sie inteligentnie dostosowac do wspolczesnosci. Malgosia Gornisiewicz, bardzo mloda, surrealna osobka po ASP, zabawia calkiem innymi sprawami niz dawniej Basia Nawratowicz - artystka utalentowana, ale bez pogladow estetycznych, ktora trzeba bylo dopiero kierowac. Malgosia potrafi skonstruowac sama siebie. O sobie Piotr lubi mowic, ze w "Piwnicy" jest inspicjentem, bo biega po katach i wyciaga artystow na scene, a kazdy mu dyktuje z czym i kiedy chce wystapic. - Piotr to natura poety, filozofa o sklonnosciach wrecz kontemplacyjnych - uwaza Leszek Dlugosz. - Ktos, kto z powodow nie do konca rozszyfrowanych, chce, czy musi, grac wobec swiata tzw. zabawna, malownicza postac z cyganerii. Po latach zagadka: na ile te postac gra, na ile nia jest? Kto tu wygrywa wiecej - swiat czy on? Inaczej: kto tu sie lepiej bawi? - Piotra kochalem, kocham i bede kochac - wyznal Filip Bajon. - Gral w moich filmach: 13 roznych rol w "Zielonej sieni" i mistrza ceremonii w cyrku w "Arii dla atlety". W jego towarzystwie czuje sie swietnie. Zawsze, jak jestem w Krakowie, pierwsze kroki kieruje do niego. - Piotr jest najbardziej samotnym czlowiekiem, chociaz zna wszystkich ludzi i wszyscy go znaja - stwierdza Andrzej Warchal. - Nie mam szczescia do pieniedzy, ale do poezji, przyjaciol i alkoholu tak - wzdycha Piotr Skrzynecki, zapraszany przez mloda pare do restauracyjnej sali obok, gdzie trwa w najlepsze weselisko. _________________________________________________________________________ Adach Smiarowski RADIO JEZUS-MARYJA ================== Swego czasu ujawnily sie byly na lamach rzesiste argumenty nt. wychowania w swietej wierze katolickiej i vice versa. W toku wspomniano o przedsiewzieciu pn. Radio Maryja. Nie pomne, czyli tok byl za czy przeciw, zwlaszcza ze to w dyskusjach religijnych ciezko kandor wymiarkowac, gdy wszystkie argumenta sa godziwe, sluszne i zgodne z. Czego wszelako pomne nie bylo, to probki Radia Maryja. I te zalosna luke trzeba uczciwie wypelnic, zeby nie zemscil sie na nas brak. Zalosc tej luki pokaze, bo sa takze w Polszcze tradycyjne rozkosze dla ucha, jest sejm w porywach i obradach, i pan prezydent tez potrafi, ale Radio M. to perla. Oto maly wyciag. * * * Leci sobie podklad muzyczny. Mily, bez slow, zwlaszcza francuskich, i, Bogu chwala!, bez stekan. To dobrze, bo muzyka jakby "Je t'aime." Dzwon na godzine. Godzinki, mowione. Aniol Panski zwiastowal Pannie Maryi .... Muzyka j.w. Glos Meski z dykcja kazalnicza (GM) male entre i juz po chwili: GM: Prosze dzwonic do nas pod numer ... Muzyka. Nikt nie dzwoni. Wreszcie drrryn. Glos Zenski Sluchaczki (SL), zrzedliwie: SL: Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica. GM: Teraz i na zawsze. SL: Czy to jest prawda co to ja slyszalam? Ze Lewandowski byl w Rzymie i on rozmawial z papiezem? I ze papiez z nim rozmawial? Czy to jest mozliwe? A czy to aby ten sam Lewandowski, ktory nas sprzedal zachodnim zlodziejom i oszustom i zrobil z nas, Polakow, parobkow na 100 lat!? Czy to jest ten sam Lewandowski? Ja dzwonie z katowickiego i ja teraz klade sluchawke i slucham radia. Szczesc Boze. GM: Szczesc Boze. (dluzsze chrzakanie) Ostatnio, hmmm, wzmaga sie sie manipulacja srodkami masowego przekazu, hmmm. Trudno, trudno powiedziec, hmmm, kto i czym manipuluje. (czas jakis w tym stylu). Muzyka. Glos Zenski (GZ), dykcja katechetyczna: GZ: A teraz audycja "Moge-Chce Pomoc." Prosze dzwonic do nas pod numer ... Muzyka. I nic. GZ: Nikt nie dzwoni. Halo tam! Tu "Moge-Chce pomoc." Nasz numer ... Muzyka. Dlugo. Dzwonek. Glos zenski Sluchaczki (SL), dykcja ludowo- poznanska: SL: Halo! Halo! Czy to Radio Maryja? (strasznie buczy) GZ: Prosze wylaczyc radio, bo sie sprzega! Halo! SL: Halo! (Buczy) Nic nie slysze, bo cos buczy! GZ: Sie sprzega! Prosze wylaczyc radio! Radio wylaczyc! No, teraz dobrze. Slucham. SL: Ja chcialam sprawdzic, czy to dobry numer. Bo ja by chcialam zadzwonic i spytac sie o zycie niepoczete. GZ: Teraz mamy audycje "Moge-Chce Pomoc." Prosze zadzwonic innym razem. SL: Dobrze. (zaczyna buczec) Szczesc Boze. GZ: Z Bogiem. Tu "Moge-Chce Pomoc." Nasz numer ... Muzyka. Muzyka. Muzyka. Dzwonek! Glos zenski Sluchaczki (SL), dykcja inteligencka: SL: Niech bedzie ... GZ: Teraz i na zawsze. SL: Mam pralke Asko, taka z czterema amortyzatorami. Jeden mi pekl i prosilabym bardzo o pomoc. Gdyby ktos mial jeden tylny amortyzator do pralki Asko. Bog zaplac. GZ: Z Bogiem. Rozumiem. Nasza sluchaczka szuka jednego amortyzatora do pralki Asko. Prosze dzwonic pod numer ... Muzyka. Muzyka. Muzyka. GZ: Tu "Moge-Chce Pomoc." Nasza audycja dobiega konca. Z Bogiem. ----- Moja tez. Z Bogiem. A-ch Smiarowski _________________________________________________________________________ Sue Halpern, Bill McKibben ["Cross Currents", jesien 1992 - tlum. Mirek Bielewicz] SWIETA ZA STO DOLAROW ===================== Krytyka sposobu swietowania Bozego Narodzenia jest taka stara jak samo swieto. Na tym kontynencie [Ameryka Polnocna - przyp. tlum.] rozpoczeli Purytanie, ktorzy z cala swiadomoscia powstrzymywali sie przed podkreslaniem jakiejkolwiek odswietnosci Dnia Bozego Narodzenia, az w koncu wprowadzili nakazane prawem kary i grzywny dla kazdego, kto "obchodzil to swieto czy to powstrzymujac sie od pracy, czy to ucztujac, czy tez bawiac sie w jakis jeszcze inny jeszcze". Pozbawieni okazji zjedzenia zgodnie z tradycja angielska "ptaka" podczas Bozonarodzeniowego obiadu, mieszkancy Ameryki przesuneli wystawny posilek o miesiac na usankcjonowany jako swieto narodowe Dzien Dziekczynienia. Kiedy w koncu zakaz swietowania Bozego Narodzenia zostal zniesiony, ludzie powrocili do tradycyjnych obchodow tego swieta, ale jednoczesnie kontynuowali swietowanie tradycyjnego juz rowniez Dnia Dziekczynienia. Tak w wiekszosci wypadkow koncza sie represyjne zapedy w stosunku do ulubionych swiat. Na kazdym wiec, kto proponuje zmienic sposob obchodzenia swiat - w tym wypadku Bozego Narodzenia oraz jego komercjalnego kuzyna Chanukah - ciazy obowiazek przedstawienia, dlaczego nastala wlasciwa pora na zmiane naszych przyzwyczajen, dlaczego pilna potrzeba staje sie ograniczenie komercjalizacji Swiat i dlaczego rosnie pragnienie wprowadzenia nowych rodzajow obchodow. Nie wiemy jeszcze, czy nasz plan - przyjety przez konferencje Metodystow z Vermont i z polnocnego Nowego Jorku, oraz przez kilka synagog pod haslem "Swieta za sto dolarow" - rzeczywiscie przekona wiele rodzin do ograniczenia wydatkow na prezenty do sumy nie przekraczajacej 100 dolarow na rodzine. Uwazamy jednak, ze nastepujaca kombinacja szczegolnych historycznych okolicznosci czyni ten projekt wartym wyprobowania. * Szalejacy konsumeryzm nie jest juz "wylacznie" problemem moralnym czy estetycznym. Zyjemy w wieku, w ktorym obsesje swietych i mistykow w coraz wiekszym stopniu staja sie obsesjami chemikow badajacych atmosfere oraz specjalistow od srodowiska naturalnego. Na gigantycznej konferencji poswieconej srodowisku naturalnemu w Rio de Janeiro uwaga zostala z wielka wyrazistoscia skupiona na nadmiernej konsumpcji dobr na Zachodzie jako zasadniczej przyczynie naszych problemow w dziedzinie srodowiska naturalnego. Jak powiedzial do dziennikarza pewien Amerykanin bioracy udzial w tej konferencji: "Biedne kraje mowia bogatym krajom tego swiata <>". Jesli w dalszym ciagu bedziemy prowadzic ten wysoce konsumpcyjny styl zycia, inne kraje beda staraly sie nas nasladowac, i skutki tego moga okazac sie katastrofalne. Innymi slowy, od dawna poczytywane za grzech w dziedzinie zycia duchowego gromadzenie dobr materialnych, obecnie moze byc uwazane za grzech przeciw naturze. * Suma pieniedzy wydawanych w grudniu na obdarowywanie sie prezentami jest wystarczajaco wysoka, aby uczynic z niej sprawe warta powazniejszego zastanowienia sie. Chociaz dane statystyczne sa nieprecyzyjne, to jednak ocenia sie, ze przecietny Amerykanin planowal wydac na Boze Narodzenie 1991 sume prawie 750 dolarow. (Dane statystyczne wydatkow tylko na Chanuke sa niedostepne.) Ogolna wartosc podarunkow ofiarowywanych z okazji grudniowych swiat przekracza 37 miliardow dolarow, sume przewyzszajaca calkowity dochod narodowy Irlandii. Budzi to glebokie zastrzezenia co do rzetelnosci gospodarowania funduszami - narodowy budzet prezentow swiatecznych rowny jest sumie pieniedzy dawanych na cele dobroczynne w ciagu calego roku. Oczywiscie jest to argument obosieczny; z dorocznego lamentowania na lamach gazet poswieconych sprawom gospodarczym jasno wynika, ze obnizenie wydatkow w okresie Bozego Narodzenia moze miec niekorzystne skutki ekonomiczne. My jednak uwazamy, ze powolne wprowadzanie nowych wzorow swietowania pozwoliloby biznesom na adaptacje. Z pewnoscia pieniadze zaoszczedzone, albo podarowane, zamiast wydania ich na przezenty, nie znikaja z gospodarki; jawnie racjonalny system rynkow kapitalistycznych nie potrzebuje wcale dla podtrzymania swojego istnienia przesadnie ekstrawaganckich celebracji swiat religijnych. * Sposoby, w jakie swietujemy Boze Narodzenie i Chanuke, maja tez istotne znaczenie dla tego jak pojmujemy konsumpcje. To znaczy, potezna idea zaszczepiona w nas jako dzieciach, ze radosc najwyzszego rzedu wywoluje usypany stos prezentow, moze nas motywowac w pozniejszym zyciu do szukania satysfakcji i samorealizacji w dokonywaniu zakupow w "mallach" czy w domach sprzedazy wysylkowej. Pewna ankieta, na ktora natknelismy sie, wykazala, ze o ile przecietne male dziecko oczekuje tylko trzech zabawek na Boze Narodzenie, jego rodzice daja mu przecietnie jedenascie zabawek. Dopiero w miare rosniecia liczba oczekiwanych prezentow tez rosnie. Otoz moze to wygladac odwrotnie. Odkrywanie innych sposobow obchodzenia swiat moze nam wskazac nowe drogi. Uswiadomiwszy sobie przy okazji Bozego Narodzenia i Chanuki, jaka radosc sprawia wlasnoreczne wykonanie drobnych i prostych prezentow zamiast kupowanie ich, bedziemy bardziej sklonni do dobrowolnego ograniczenia konsumpcji przy innych okazjach w ciagu calego roku. Jesli uwazacie, tak jak my, ze pytanie "Jaka ilosc czegos jest wystarczajaca?" jest zasadnicza kwestia, ktora wspolczesna cywilizacja zachodnia musi rozstrzygnac, to nauczenie sie kojarzenia radosci ze wspolnym w czyms udzialem, z czynieniem czegos dla kogos i ze zwolnieniem tempa zycia moze byc waznym pierwszym krokiem na drodze zmiany wzorcow postepowania. * Ludzie obecnie moga byc bardziej sklonni do zmiany swojego postepowania. Gdyby sposoby swietowania Bozego Narodzenia i Chanuki byly calkowiecie zadowalajace, kazdy wysilek ograniczenia ich komercjalizacji, jak tez proby zmiany sposobow ich celebracji bylyby prawdopodobnie daremne. Jednakze dla wielu ludzi uczucie zgrozy zwiazane z nadchodzacymi swietami jest rownie silne jak oczekiwanie na same swieta. Niektorych ogarnia zgroza zwiazana z wydawaniem pieniedzy: jedna piata rodzin amerykanskich ponosi wydatki na Boze Narodzenie, ktorych splacanie rozciaga sie potem na cztery miesiace. Ale nawet wsrod tych, ktorych stac na "wlasciwe" swietowanie, oszalamiajace tempo robienia zakupow pozostawia zbyt malo czasu na spedzenie czasu z rodzina, a coz dopiero na jakakolwiek refleksje. Jeszcze inni maja pewne poczucie winy w obliczu gor prezentow, albo tez przestaja sie nimi interesowac po otworzeniu wszystkich pakunkow; rodzice martwia sie niekiedy, ze daja zly przyklad dzieciom. Odnosimy wrazenie, ze bardzo wiele ludzi pragnie, zeby w obchodach swiatecznych bylo jeszcze "cos wiecej". Zwlaszcza gdy chodzi o Boze Narodzenie, chca oni odnalezc trop idealnego grudnia i pragna przywolac cos z jego prostoty i nastroju. A swego rodzaju konkurencja miedzy Bozym Narodzeniem i Chanuka zmusza Zydow - szczegolnie rodzicow - do powiekszania ilosci prezentow wreczanych z tej okazji. * Ponadto jestesmy przekonani, ze powaznym zrodlem napiecia chrzescijansko-zydowskiego jest nieporozumienie majace swe zrodlo w komercjalnym aspekcie obchodow Bozego Narodzenia. Wielu amerykanskich Zydow wyczuwa lekcewazenie i pozostawienie na marginesie w okresie intensywnie komercjalnego publicznego swietowania Bozego Narodzenia - swietowania, ktore na dobre rozpoczyna sie nazajutrz po Thanksgiving, i ktore wypelnia fale radiowe, centra handlowe, ulice srodmiejskie oraz jaskrawo oswietlone domy na przedmiesciach przez nastepne szesc tygodni. Jest to nieustanne wypominanie, ze przynajmniej w sferze religii Zydzi zyja na marginesie. [...] Sue Halpern, Bill McKibben _________________________________________________________________________ Jerzy W. Rudzki UZUPELNIENIE ============ Moi Drodzy! Dzieki za zamieszczenie wywiadu z Janem Pawlem II. Spiesze jednak uzupelnic o pytania i odpowiedzi pominiete jak mniemam w "Liberation". Pelny tekst wywiadu zamiescilo warszawskie "Slowo" (d."Slowo Powszechne") w numerze z 4 listopada. Tlumaczyl z wloskiego dla katolickiej agencji informacyjnej Marek Lehnert (Rzym), wieloletni korespondent polskiej sekcji Radia Wolna Europa. Najpierw pytanie postawione jako dziewiate z kolei (miedzy "ziarnem prawdy w komunizmie", a pytaniem powodowanym wrazeniem JG o stosunek Papieza do kapitalizmu i komunizmu): JG: W Wilnie, a wiec rowniez podczas podrozy do krajow baltyckich, mowiac na temat starcia miedzy komunistami a opozycja, Wasza Swiatobliwosc stwierdzil: "Nie ma pokonanych ani zwyciezcow", byleby tylko "pokonani", to jest komunisci, pamietali, ze nalezy odpokutowac za swe winy i okazac szczere nawrocenie. W praktyce Ojciec Swiety sprzeciwil sie komunistom "przefarbowanym"? JP II: Tak, powiedzialem, ze musza sie nawrocic i rozliczyc z przeszlosci. Ale nie wszyscy chca to zrobic i w Polsce, i w innych krajach. Pytanie jedenaste o szukaniu drogi jeszcze nie uczeszczanej, nie przetartej, trzeciej miedzy kapitalizmem i komunizmem (przed pytaniem o dialog kosciola katolickiego z prawoslawnym) trafilo w "Liberation" i w konsekwencji w "Spojrzeniach" na ostatnie miejsce. Ponizej pytania i odpowiedzi, bez ktorych wypowiedz Papieza wydaje mi sie dosc niekompletna: JG: Jestesmy na progu roku dwutysiecznego. Wasza Swiatobliwosc, jak Bog pozwoli, bedzie Papiezem, ktory przeprowadzi ludzkosc z drugiego w trzecie tysiaclecie. Jakie refleksje nasuwa ta data, ktora mnozy znaki zapytania? JP II: Kosciol, chrzescijanstwo ma wlasna wizje konca swiata, ma swoja bardzo wyrazna eschatologie.W tej perspektywie rok tysieczny czy dwutysieczny sa takimi samymi datami, jak inne. Z drugiej jednak strony data ta jest niezwykle wymowna, poniewaz dwa tysiace lat temu narodzil sie Jezus Chrystus. Od dwoch tysiecy lat ten Chrystus jest obecny i dziala w historii ludzkosci poprzez Kosciol, swych apostolow, uczniow, misjonarzy. Oczywiscie na koncu tego tysiaclecia nalezy zrobic rachunek sumienia" gdzie jestesmy, dokad doprowadzil nas Chrystus, jak daleko odeszlismy od Ewangelii? Jest to sprawa, ktora wymaga niewatpliwie bardziej podlebionej analizy. JG: W Denver Wasza Swiatobliwosc powiedzial, ze Ewangelia nie powstala po to, by pozostawac w ukryciu. Czy wlasciwa jest interpretacja, ze katolicy powinni miec polityczny wplyw na spoleczenstwo, w ktorym zyja? JP II: To naturalne, ze chrzescijanie, jako obywatele, moga i powinni angazowac sie w polityke. Dzialac, aby zyciu spolecznemu nadac wymiar wlasnej wiary, wlasnych przekonan. Dlaczego mieliby byc na marginesie? Owszem, sa tendencje zmierzajace do zamkniecia chrzescijanstwa wylacznie w sferze prywatnej, zmuszenia chrzescijan do milczenia. Ewangelia nie przestaje byc "znakiem, ktoremu sprzeciwiac sie beda". JG: Do uczestnikow Tygodnia Spolecznego (katolikow wloskich - przyp. tlum.) w Turynie Wasza Swiatobliwosc wystosowal oredzie, w ktorym zyczy umocnienia poczucia jednosci panstwa. Wielu odebralo to jako krytyke Ligi (polnocnej, zmierzajacej do federalizacji Italii - przyp. tlum.). Czy o to chodzilo? JP II: Widzi pan, we wszystkim, co mowie, chce i musze uniknac stronniczosci, opowiedzenia sie po ktorejs stronie. Musze trzymac sie zasad, bo taka jest rowniez misja Kosciola. Do chrzescijan zaangazowanych w zycie publiczne nalezy wymiana tych zasad na inna monete - monete zycia praktycznego, konkretnego. Oznacza to wprowadzanie tych zasad w zycie kazdego dnia: w swych rodzinach, w zyciu publicznym, w ekonomii i w polityce. JG: W nie opublikowanym dzienniku Pawel VI mowi o skrajnej samotnosci Papieza, ktory w koncu sam podejmuje najwazniejsze decyzje. Wasza Swiatobliwosc nie sprawia wrazenia, by cierpial na samotnosc, ale prosze pozwolic zadac pytanie: czy zdarza sie Ojcu Swietemu czuc sie samotnym? JP II: Naprawde nie, ale moze mam inny temperament, poza tym mam zawsze przy sobie osoby bliskie, przyjazne. Decyzji takze nie podejmuje sam, pracuje kolegialnie z episkopatami, z kuria. Biskupow, ktorzy przybywaja "ad limina", staram sie zawsze spotkac pare razy, na wspolnej Eucharystii, przyjmuje ich na obiedzie i jest to cenna okazja, by wymienic doswiadczenia, porozmawiac, podyskutowac. To jest przywilejem kolegialnosci, o ktorym przypomnial Sobor Watykanski II. JG: Czy Wasza Swiatobliwosc prowadzi dziennik? JP II: Nie prowadze. Mam o czym myslec i co robic. Jerzy W. Rudzki ________________________________________________________________________ LIST DO REDAKCJI OD REDAKCJI ============================ Jurek Karczmarczuk Wielmozni Redaktorowie, Moj przyjaciel Tomek Sendyka po przeczytaniu wywiadu z Janem Pawlem II pochwalil papieza za caloksztalt. Stwierdzil, ze mozna sie przyczepic to tu, to tam, ale w ogolnosci wypowiedz byla madra i celna. A ja w poslowiu do tlumaczenia napisalem, ze wypowiedz budzi we mnie mieszane uczucia. Poniewaz wyglada, ze tylko we mnie, bo nikt inny sie nie wypowiedzial, to moze ja sie wytlumacze. Zaczne od tego, ze przyjmuje do wiadomosci, ze filozofia Kosciola jest taka a nie inna i nie bede sie angazowal. Kosciol i papiez musza wystepowac przeciwko aborcji i tzw. rozluznieniu obyczajow, antykoncepcji itp., gdyz maja swoje okreslone dogmaty na temat wlasciwego stosunku miedzy cialem a dusza, na temat sensu zycia i smierci itp. Czuja sie powolani do przewodnictwa duchowego, tez dobrze. To nie moja sprawa. Co wiec mi sie nie podobalo u Jana Pawla? Co uwazam za drazliwe dla ludzi spoza Kosciola katolickiego, ktorzy nie chca sie wtracac w jego wewnetrzne sprawy, tylko czuja zagrozenie ze strony jego zewnetrznej polityki? A. Na pytanie o krytyke papieza i Kosciola, zwlaszcza na glosy krytyczne dochodzace z Polski, Jego Swiatobliwosc raczyl jedynie zauwazyc, ze krytyka pochodzaca z "okreslonych" mediow nie oddaje wlasciwych nastrojow polskich katolikow. (Pominmy zasygnalizowana dwuznacznosc wypowiedzi). Uwazam, ze jest to zagranie ponizej oczekiwanego poziomu, nieszczere. Nie biorace pod uwage, ze miliony ludzi na swiecie bylo swiadkami sromotnej porazki partii o charakterze wyznaniowym w Polsce. Ze ignorowanie krytyki jest swiadectwem pychy. Ze pycha dostojnikow jest jeszcze polowa biedy, ale pycha dzialaczy katolickich w Polsce, ktora jest wynikiem braku krytycyzmu ze strony zwierzchnosci ma nieprzyjemne konsekwencje polityczne. B. Jan Pawel II jest czlowiekiem swietym dla sprawy ekumenizmu, nikt Mu tego nie odbierze. Byc moze jeszcze w tym, w przyszlym roku bedziemy swiadkami nawiazania stosunkow Stolicy Apostolskiej z Jerozolima. Papiez rozmawia z prawoslawnymi (na protestanckich heretykow dalej sie boczy, nie ma rady). Wiec przyjrzyjmy sie tej dyskusji z prawoslawnymi. Dwie sprawy papiez porusza: diecezje katolickie oraz greko-katolikow. I ze sprawa jest zalatwiana w duchu ekumenizmu i zyczliwosci. I czytelnik, ktory nie wie, ze sprawa jest bardzo drazliwa, ze prawoslawni uwazaja, ze Watykan pcha sie bez ceremonii do regionow prawoslawnych, ze w Rosji, czy na Ukrainie boja sie ekspansji politycznej katolicyzmu, dalej sie nie dowie. Papiez nie wspomina nic o gwarancjach, ktorych sie domaga kler prawoslawny. Uwazam, ze w wypowiedzi papieskiej zabraklo pewnej dozy szczerosci. Papiez wyraznie stwierdzil, ze cala Rosja i jej kultura sa oparte na prawoslawiu, ale nie powiedzial, ze te dyskusje z nimi winne byc partnerskie. To budzi watpliwosc odnosnie skutecznosci owych rozmow, tamci maja ograniczone zaufanie do nich, co mozna przeczytac w prasie. C. Sadze, ze papiez winien byc nieco ponad te klasyczne slogany Jurka czy Niesiolowskiego, ze my nie do Europy, bo juz w niej jestesmy. Tak, jakby udawal, ze nie wie o co chodzi, albo, ze ma czytelnika w niewielkim powazaniu. Pozwala sobie na kolejna, raczej banalna krytyke konsumerskiego trybu zycia w Europie i uwaza, ze nam to moze zaszkodzic. Tak jakby nie wiedzial, ze to, co jest prawdziwa wykladnia aktualnego stanu w Europie Zachodniej, to - jednak! - rzeczywista, stabilna demokracja, ktorej jeszcze nam troche brakuje, i ze etos pracy tutaj jest bardzo silny, silniejszy niz konsumeryzm. Mozna zapytac: co ma Watykan do demokracji? Ano wlasnie. Demokracja wymaga tolerancji, pewnej otwartosci swiatopogladowej i oddzielenia kwestii prawnych od sumienia. Nie ma demokracji bez laicyzacji, a tego Watykan nie za bardzo zaakceptuje. Wiec i papiez i tzw. dzialacze chrzescijanscy w Polsce uciekaja sie do sofizmow, do wypowiedzi nieszczerych. Przed kim udaja? D. Obrona pewnych wartosci uznawanych za lewicowe jest bardzo celna. No rzeczywiscie, sam jestem zdania, ze ostry kapitalizm, zwlaszcza w sytuacji kryzysu ekonomicznego moze rychlo zmienic sie w faszyzm. Wiec popieram papieza. I pytam sie tylko: a dlaczego teraz nagle papiez broni pogladow komunizujacych? Dlaczego tego nie zrobil, powiedzmy, 8 lat temu? Przeciez, jak sam twierdzi, poglady papieskie zachowuja ciaglosc od czasow Leona. Dlaczego dowiadujemy sie o tym z ust Jego Swiatobliwosci akurat wtedy, gdy kapitalizm w Polsce zaczal powodowac odchodzenie szeregu wiernych od Owczarni? Wiec, czy jest to opinia spoleczna, czy polityczna, ad hoc? Tyle. W odroznieniu od Tomka ja uwazam, ze fragmenty wypowiedzi Jana Pawla sa znakomite, natomiast caloksztalt jest zgrzytliwy. Uwazam, ze papiez jest Osoba pozytywna dla wspolczesnego swiata, nawet laickiego, gdyz sprzyja integracji spoleczenstw, ze jest madry i ze zostanie swietym. Ale wydaje mi sie, ze polityka Watykanu stala sie zbyt ekspansjonistyczna, ze brak krytycyzmu sprzyja powstawaniu ruchow integrystycznych. Nie mam zamiaru oczywiscie sugerowac, ze Kosciol *powinien* postepowac tak, czy inaczej. Ani zamiaru, ani prawa, ani najmniejszej ochoty. Korzystam jedynie z wolnosci wyjasnienia dlaczego mi sie to nie podoba. Jurek Karczmarczuk ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) stale wspolpracuje: cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 92___________________________