______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Sroda, 23.12.1992. nr 56 _______________________________________________________________________ W numerze: Slawomir Sapieha - Tradycje Swiateczne Eliza Olczyk - Tajemnice Wigilii Leszek Sipowski - Z cyklu "Kacik kulinarny" Wywiad z H. von Herwarthem - Mial byc Danzig Jerzy Remigioni - Prusacy a Niemcy _______________________________________________________________________ [Od red.] Wszystkim naszym Czytelnikom zyczymy pogodnych Swiat i pomyslnego Nowego Roku. Dziekujemy tez za nadeslane nam zyczenia. Dzisiejszy numer otwieraja dwa okolicznosciowe artykuly przedstawiajace geneze swiat Bozego Narodzenia i obyczajow z nimi zwiazanych. Kontynuujemy przepisem na indyka (jesli ktos woli swietowac po amerykansku), na zakonczenie zas mamy dwuglos na ciagle nas zajmujacy temat historyczny. [J.K-ek] Nastepny numer "Spojrzen" ukaze sie 8 stycznia. _______________________________________________________________________ Slawomir SapiehaTRADYCJE SWIATECZNE =================== `A trzy krzesla polskim strojem kolo stolu stoja prozne, i z oplatkiem kazdy swoim idzie do nich splacac dluzne. I poklada na talerzu Anielskiego chleba kruchy... Bo w tych krzeslach siedza duchy.' (Wincenty Pol: "Piesn o domu naszym") Nie wiadomo dokladnie, kiedy urodzil sie Jezus Chrystus. Przyjmuje sie, ze nastapilo to miedzy 8 a 4 r. przed nasza era, najprawdopodobniej w 6 lub 5 roku. Czyli w obecnym roku mija byc moze juz 2000, a co najmniej 1996 lat od Jego narodzin. Na powstanie swiat Bozego Narodzenia (obchodzonych od IV w. naszej ery) zlozyl sie bardzo dlugi i skomplikowany proces historyczny, ktorego pierwsze stadia gina w pomroce dziejow. Zwyczaje ludowe i obrzedy religijne roznych wyznan, narodowosci i kregow kulturowych nawarstwialy sie na przestrzeni wiekow, splataly ze soba, laczyly w przedziwne formy. Jedne z nich stopniowo zanikaly i do nowszych czasow dotrwaly jedynie w formie szczatkowej, inne wzbogacaly sie i rozrastaly; antyczne, poganskie zwyczaje zespolily sie ze zwyczajami chrzescijanskimi, a kazdy narod zabarwil je specyficznymi cechami wlasnej kultury i nadal im wlasna tresc. Istnieje zastanawiajaca zbieznosc dat w obchodzonym przez chrzescijan swiecie Bozego Narodzenia, dawnych swiat hellenistycznych i swiat slowianskiego poganstwa. Na przelomie grudnia i stycznia obchodzil swiat poganski wielki cykl swiat roku. Swieto przesilenia zimowego - 25 grudnia - mialo w kalendarzu slowianskim wielkie znaczenie i bylo pierwszym dniem nowego roku. 24 grudnia obchodzono poganskie swieto zmarlych, bedace zarazem ostatnim dniem roku i wigilia zimowego swieta przesilenia dnia z noca. W starozytnym Rzymie zas obchodzono nastepujace swieta zimowe: poczawszy od 17 grudnia Saturnalia - obchodzone przez szereg dni, 23 grudnia - Larentalia - rzymskie swieto zmarlych, 25 grudnia - Swieto Narodzin Niezwyciezonego Slonca (Dies Natalis Solis Invicti) bedace starym perskim swietem Mitry, wlaczonym od II w. n.e. do kalendarza rzymskiego, a po nim 1 stycznia Calendae Januariae - rzymski Nowy Rok, 3 stycznia Vota - swieto na czesc zdrowia i pomyslnosci monarchy i wreszcie 6 stycznia Epifania - objawienie sie boga. Temu Niezwyciezonemu Sloncu poganskiego swiata Kosciol uznal za wlasciwe przeciwstawic Chrystusa jako slonce sprawiedliwosci. Kosciol z cala swiadomoscia zamienil wiec dzien Narodzin Niezwyciezonego Slonca w narodziny Zbawiciela Swiata, Solis Salutis, slonca, ktore wzeszlo, aby zbawic swiat. Kosciol wprowadzil wlasny cykl swiat zimowych, lecz pokryl je dokladnie z terminami uroczystosci poganskich: Boze Narodzenie, Nowy Rok i Trzech Kroli (upamietniajace objawienie sie Chrystusa poganom w osobach trzech magow). Dopiero kilkaset lat po wprowadzeniu obrzedow Swiat Bozego Narodzenia, tworca naszego kalendarza, mnich Dionizy Exiguus (VI w. n.e.), w oparciu zreszta o watpliwe dowody w Pismie Swietym (Sw. Lukasz 2 i 3), przyjal 25 grudnia za narodziny Chrystusa, 754 roku po zalozeniu Rzymu. Poczatkowo Boze Narodzenie i Nowy Rok byly uznawane za ten sam dzien - na przyklad w Anglii (wg. kalendarza julianskiego) bylo tak az do XIV wieku. Dopiero kalendarz gregorianski (luty 1582) ustanowil zdecydowanie dzien 1 stycznia jak poczatek Nowego Roku. Ta dalekowzroczna i gleboko przemyslana polityka Kosciola Katolickiego wiazania swiat chrzescijanskich z poganskimi sprawila, ze powstalo pewne pomieszanie obrzedow swiatecznych. Stad tez bogata i wielce skomplikowana obrzedowosc swiat Bozego Narodzenia. I tak, w ceremoniach zwiazanych ze swietami Bozego Narodzenia splataja sie ze soba powazne i smutne momenty, zwiazane z poganskim kultem zmarlych - z niefrasobliwym nastrojem obrzedow saturnalijno-noworocznych i tajemniczym charakterem przelomowej nocy wigilijnej, przemawiajacym szczegolnie silnie do wyobrazni ludowej. Kosciol Katolicki w ciagu wiekow, zwalczajac pozostalosci poganskich wierzen, byl jednak niezwykle tolerancyjny wobec ludowych zwyczajow swiatecznych i obrzedow, do ktorych lud byl szczerze przywiazany potega tradycji niezliczonych pokolen. Kosciol po uplywie bardzo dlugiego czasu, dzialajac z wielka cierpliwoscia, nadawal dawnym zwyczajom nowy sens, przyjal dawne formy i wypelnil je wlasna trescia. W poczatkach naszej ery jednoczesne istnienie poganskiej i chrzescijanskiej uroczystosci - obchodzonej co wiecej w jeden i ten sam dzien - wytwarzalo dogodne warunki do przenoszenia poszczegolnych czynnosci obrzedowych i obyczajow z jednej na druga. Wplyw rzymskich swiat na czesc boga zasiewow i urodzajow Saturna - legendarnego wladcy zlotego wieku (okresu dostatku, szczescia, rownosci stanow i sprawiedliwosci spolecznej) wyraznie widac po dwoch tysiacach lat w obrzedowosci Bozego Narodzenia. Saturnalia trwajace wiele dni rozpoczynaly sie od darowania sobie nawzajem urazow (co przeszlo do naszych zwyczajow wigilijnych). Domy rzymskie dekorowano zielenia, a do wnetrza wnoszono zimozielone drzewko. Saturnalia mialy charakter radosny, halasliwy, wrecz orgiastyczny. W ich okresie nastepowalo zbratanie stanow, a nawet odwrocenie na ten czas rol spolecznych - rzymscy panowie uslugiwali niewolnikom. Stad tez sie pewnie wywodzi tradycyjny i u nas obyczaj zapraszania sluzby do stolu w wigilie. Silny wplyw na ceremonie naszych swiat Bozego Narodzenia - oprocz rzymskich Saturnaliow - wywarly rowniez poganskie swieta na czesc zmarlych. Slowianie obchodzili takie swieta 4 razy w roku (w czasie przesilen i rownonocy), a najbardziej uroczyscie w zimie, w dniu naszej Wigilii. Zamiast naszej wieczerzy wigilijnej mieli dawni Slowianie stype zaduszna. Ogien w dniu wigilijnym - to bardzo stara tradycja. Palono swiatla, w wielu okolicach ogien w piecu podtrzymywano przez cala noc, aby zziebniete dusze zmarlych mogly sie przy nim ogrzac. Pod wplywem religii chrzescijanskiej duchy zmarlych zastapione zostaly w ludowej wierze innymi goscmi z zaswiatow - niewidzialnymi uczestnikami wieczerzy wigilijnej stali sie: Matka Boska, swieci panscy, aniolowie niebiescy. Poczatkiem wieczerzy wigilijnej w tradycji chrzescijanskiej byly w dawnych wiekach wielogodzinne widowiska koscielne, na ktore wierni przynosili jedzenie i napoje. Tradycja dzielenia sie oplatkiem pochodzi od prastarego zwyczaju eulogiow, jaki zachowal sie z pierwszych wiekow chrzescijanstwa. Eulogia - czyli obdarowywanie sie chlebem nieofiarnym - byla powszechna w pierwszych wiekach naszej ery w poludniowej Europie i stamtad zwyczaj ten przedostal sie do Polski. Sama wieczerze wigilijna slusznie tez mozna nazwac przypomnieniem dawnej agape - uczty pierwszych chrzescijan na pamiatke wieczerzy Panskiej. Do tradycji wigilijnych nalezy, aby do wieczerzy zasiadala parzysta liczba osob, poniewaz nieparzysta liczba miala wrozyc rychla smierc jednego z biesiadnikow. Najbardziej obawiano sie liczby 13, uwazanej za zlowieszcza, gdyz przy ostatniej wieczerzy w Ogrojcu Chrystus usiadl do stolu z 12 apostolami. `Feralna trzynastka' pochodzi wlasnie stad. Niezwykle swojskim akcentem kazdych swiat sa nasze narodowe marzenia przeistoczenia Polski w kraj szczesliwy. Swietnie to oddaje "Modlitwa na Dzien Bozego Narodzenia" Stanislawa Wyspianskiego, jakze aktualna i obecnie: O Boze, pokute przebylem i dlugie lata tulacze; Dzis jestem we wlasnym domu I krzyz na progu znacze... Bozego Narodzenia ta noc jest dla nas swieta Niech ida w zapomnienia niewoli gnusne peta. Daj nam poczucie sily i Polske daj nam zywa, by slowa sie spelnily nad ziemia ta szczesliwa Jest tyle sil w narodzie Jest tyle mnogo ludzi; Niechze w nie duch Twoj wstapi I spiace niech pobudzi. Niech sie Krolestwo stanie nie krzyza, lecz zbawienia. O daj nam Jezu Panie Twa Polske objawienia. Slawomir Sapieha Zrodla: "Polska Wigilia": Hanna Szymanderska, Watra 1990 (z ksiazki tej zostaly przytoczone fragmenty); Biblia - Pismo Swiete; Encyclopaedia Britannica; Bible Times; National Geographic Society. ________________________________________________________________________ [Rzeczpospolita - Magazyn, 4.12.1992, skroty red.] Eliza Olczyk TAJEMNICE WIGILII ================= `A zasiadlszy do stolu godzina zmierzchowa jadl polewke migdalowa, na drugie zas danie szedl szczupak w szafranie. Dalej okon, pa,czki tluste, wegorz i liny z kapusta, karp sadzony z rodzynkami, na koniec do chrzanu grzyby i rozne smazone ryby...' W ten sposob Alojzy Zolkowski opisywal wigilie szlachcica w 1820 roku. Dzis z tradycji wigilijnej pozostalo niewiele. Wiadomo, ze na wieczerzy wigilijnej powinno byc wiele postnych dan, ze swieta nie moga obejsc sie bez choinki i prezentow. W niektorych domach do dzis dnia kladzie sie pod obrusem odrobine siana. Symbolika tych obrzedow nie jest jednak powszechnie znana, a Wigilia to dzien niezwykly. Pelen barwnych obrzedow i tajemniczych wydarzen - dzien cudow. [...] W tym samym czasie Praslowianie obchodzili swieta wyprawiane na czesc zmarlych, polaczone ze swietami agrarnymi. Na to wszystko nalozyly sie obrzedy katolickie. W potrawach wigilijnych znajduja sie potrawy charakterystyczne dla styp zadusznych. Do takich potraw naleza: mak - danie zalobne, groch - zawsze spozywany na stypach, niektore jarzyny, jablka, miod, pszenica. Typowa potrawa zalobna, spozywana podczas wigilii, jest rowniez kutia. Zwyczaje antyczne dotarly do Polski za posrednictwem misjonarzy (glownie wloskich i francuskich), ktorzy przeszczepili je na grunt polski wraz z chrzescijanstwem. Wigilia, czyli przedswiecie, ochodzona jest dopiero od VI wieku. Najwazniejszym elementem Wigilii jest wieczerza. Zawsze byla ona postna (w przeszlosci nie wolno bylo spozywac nawet nabialu i slodyczy), ale bardzo obfita. Rozmaicie traktowano alkohol. W niektorych domach nie byl on dozwolony, ale w innych pito go nawet w ciagu dnia, przegryzajac odrobina chleba z miodem, po to, by caly nadchodzacy rok byl dostatni i napitku nikomu nie brakowalo. Wieczerza musiala sie skladac ze wszystkiego, co roslo w polu, lesie i ogrodzie. Ryby spozywano poczatkowo tylko w domach rybackich, mieszczanskich i szlacheckich. Tradycyjna wigilia skladala sie z potraw sporzadzonych z kapusty oraz kaszy, klusek z makiem, suszonych owocow, kutii, kisielu owsianego, siemiescia (tluczone siemie lniane i konopne, gotowane i podawane w postaci mleczka lub zupy). Obowiazkowo podawano tez grzyby. Potrawy z plodow produkowanych przez czlowieka mialy zapewnic urodzaj w przyszlym roku. Jedzac je mowiono - `Rodzcie sie ziemniaki, skladaj sie kapusto, wij sie groszku'. W ten sposob zaklinano urodzaj. Liczba potraw wigilijnych nie byla okreslona. Wiadomo tylko, ze powinna byc nieparzysta. Generalnie uznawano, ze potraw wigilijnych powinno byc jak najwiecej po to, by w nadchodzacym roku byl jak najwiekszy dostatek. Duzo pozniej na dworach magnackich i szlacheckich stala sie prawdziwa uczta, podczas ktorej podawano rowniez ciasta - strucle z makiem i piernik. Przy stole musiala natomiast zasiadac parzysta liczba osob. Gdyby biesiadnikow bylo nie do pary, mogloby sie zdarzyc, ze ktorys z nich umarlby w nastepnym roku. Zasiadano nawet wedlug starszenstwa do stolu, by odchodzic z tego swiata w naturalny sposob, a wiec wedlug starszenstwa. Gdy biesiadnikow byla liczba nieparzysta, radzono sobie zapraszajac dodatkowego goscia. Potrawy wigilijne dawano rowniez zwierzetom (na wsiach zdarza sie to jeszcze dotychczas), aby nie mialy do nich przystepu czary. Zostawialo sie tez resztki jedzenia dla zmarlych, wierzono bowiem, ze dusze moga przychodzic niewidzialne lub w postaci zwierzat do domu. Siano i oplatek Wylacznie polska specyfika jest dzielenie sie na wigilie oplatkiem. Zwyczaj ten pojawil sie na przelomie XVIII i XIX wieku na dworach szlacheckich. W przeszlosci rowniez zwierzeta dostawaly oplatek, barwiony na rozne kolory, na przyklad zolty dla krow, aby maslo z ich mleka bylo jak najbardziej zlociste, a czerwony, chroniacy przed zolzami, dla koni. Wigilijne mieszkanie musialo byc tez odpowiednio przystrojone, co mialo znaczenie symboliczne. Do tradycyjnych ozdob nalezala sloma, siano i ziarno. Na poludniu Polski rozscielano slome na calej podlodze dla wygody zmarlych dusz, aby mogly swobodnie podejsc do stolu. Sloma miala rowniez oznaczac urodzaje. Krecono z niej powrosla, ktorymi opasywano drzewa, co mialo sie przyczynic do urodzaju owocow. Slome rzucano tez pod sufit. Jezeli zaczepila sie o drzazgi w powale, oznaczalo to, ze w nadchodzacym roku bedzie wysokie zboze. Stol okrywano warstwa siana, na ktorej kladziono obrus. Ten obyczaj tlumaczono m.in. faktem, ze Jezus urodzil sie na slomie. `Stary obyczaj w tym maja chrzescijanskie domy, na Boze Narodzenie po izbach slac slomy' - pisal Waclaw Potocki. Tradycja swiat Bozego Narodzenia sa rowniez bogato zdobione choinki. Choinka przybyla do Polski z Niemiec, jednak zdobienie domow galazkami sosny lub swierku jest zwyczajem polskim. W wierzeniach poganskich mialo to symbolizowac odnowienie wegetacji roslin, a takze powodzenie, obfitosc przychowku, sily witalne i zdrowie. Charakterystyczna dla Polski poludniowej byla "podlazniczka" - rozwidlony czubek sosny lub swierku, na ktorym wieszano ciastka, pierniki, kolorowe papierki, krazki oplatkow oraz duza kule symbolizujaca swiat. Zarty, hulanki, swawola Wszystkie przygotowania do wigilii trzeba bylo zakonczyc do pojawienia sie pierwszej gwiazdy, bowiem caly dzien wigilijny byl bardzo znaczacy. Wierzono, ze to, co przydarzy sie w Wigilie, bedzie sie powtarzalo w nowym roku. W tym dniu nie wolno bylo sie klocic. Okazywano sobie zyczliwosc. Tego dnia klusownicy wyruszali na polowania, aby ich korzystny wynik zapewnil obfite polowania i polowy w nastepnym roku. Noc wigilijna byla niezwykla. Wierzono, ze zwierzeta odzywaja sie ludzkim glosem, a ziemia ukazuje swoje skarby. Zwierzeta na te jedna noc byly obdarzone darem przewidywania. Czesto mowily o losach rodziny, a nawet mogly przepowiedziec smierc smialka, ktory chcial podsluchac, o czym rozprawiaja zwierzeta. Po pasterce, ktora zamykala czas oczekiwania, zaczynalo sie swieto wlasciwe. Pierwszy dzien swiat przebiegal bardzo spokojnie. Wigilia byla tak bogata w obrzedy, ze ludzie byli zmeczeni. Poza tym Boze Narodzenie bylo tak wielkim swietem, iz nalezalo je odbywac w skupieniu. Nie wolno bylo w tym dniu niczego robic, nawet sie uczesac. Nie skladano wizyt. Nie wolno bylo tez gotowac, dlatego spozywano wczesniej przygotowane zimne potrawy. Dozwolony byl jedynie niezbedny obrzadek zywego inwentarza. Nie nalezalo tez klasc sie do lozka, zeby nie pokladlo sie zboze i zeby samemu sie nie rozchorowac. W drugim dniu swiat nastepowal wybuch wesolosci - zabawy towarzyskie, wizyty zalotnikow, zarty i psoty. Od swietego Szczepana poczawszy zaczynaly sie obchody kolednikow. Po domach chodzili zarowno kwestarze (ktorzy za odspiewanie koled dostawali datek), jak i grupy starannie przygotowanych do wystepow kolednikow. W owych czasach byly to autentyczne teatry ludowe, w ktorych wystepowali aktorzy i kukielki. Zabawy i wizyty trwaly az do swieta Trzech Kroli. Przytoczyl Zbigniew J. Pasek ________________________________________________________________________ Leszek Sipowski (Inzynier budowlany, aktualnie w Provo, Utah) Z cyklu "Kacik Kulinarny" TUREK W POLEWIE POMARANCZOWEJ ============================= Szanowny Panie Redachtorze, Ot i znerwil mnie Pan Jacek. No bo tak: za gorko tylko (znaczy sie w Kolorado) mieszka, z Wroclawia sie pisze, znaczy sie swojak. Odkrywam ja ci "Spojrzenia" i oczom nie wierze. Slipie przecieram, ale nie, stoi wyraznie, bialo na sinienkim (bo ja w wordperfekcie sobie patrzam), ze On amerykanckie indory lubi. Malo lubi, On `palcy lizac' o niech piszy. Tak ja i ratowac lece, bo przecie krzywda ludziom sie stanie. Zje kto takiego turka i pomyszli, ze w ty Ameryce to juz nam ze wszystkim smaki pomieszali sie. Bo z temi jendorami to bylo tak. W pierszym roku to nas jeszcze zaprosili, niby zeby pokazac, jak to sie robi. No to my zjedli, ale trochu dziwno bylo, co wszystko od razu na jeden talerz klasc trzeba. Syn narzekal, bo nie lubi jak mu sie grejwi z zielono slodko galareto mieszalo. Na rok drugi, to my sami poprobowali. Poki goroncy ten jendor byl, a i winko my popili pod niego, to i dobrze sie jadl. Dalej bylo gorzej. Zostalo tego ptaszka moc, tylko jesc go nikt nie chcial. W sobote my jeszcze pojedli, ale juz w niedziele uchwalili kluskow nagotowac, co by odmiana byla. W poniedzialek Zonka jego do zamrazalnika wsadzila, a jak za pare dni po lody siegajac go namacal, to i wyrzucic mozna bylo, bo stary. Ale spokoju my nie mieli. Dziwno nam sie wydalo, ze tak nic do niego nie dajo. Ani majeranku, ani jablek, no nic. Fabryka jak te jendory pakuje, to cos tam do ty wody domiesza, ale co tam jest, nikt nie wie. To my i szukac zaczeli. Jak znalezli my przepis z poludnia, to Zonka moja mowi, co oni na tym poludniu wszystko co dobre mieli. I orzechy rozne i cukier i maslo. I to dopiero palcy lizac okazui sie! A zaczyna sie gotowic od klukwy. Bo jo najlepiej pare dni raniej zrobic a duzo, i w lodowce trzymac, bo potem do kazdego miesa ona sie nada. Jak ja przeczytal, ze Pan Jacek galarete z klukwy gotow jesc (co to tak pfffffft z blachi wylatui, na talerzu sie trzensie, nozem na plastry okrongle jo pokrojo i jedz tu czlowieku), to mnie sie nudno zrobilo. Nie tak trzeba. U nas klukwa w lodowce zawsze jest. Bo jo musowo szybko lapac. Jak oni te sklepy kolo Nowego Roku na czerwono przemanio (znaczy sie na Walentajnz dej), to juz ty i klukwy, choc siadszy placz, nie znajdziesz. Ale jak zdonrzysz zlapac, to ona potem w zamrazarce i rok przesiedzi i do gotowania zdatna. Tak ty bierz po kolei: Zurawina do miesa ================= 1 nieduza pomarancza ze skorka, pocieta w talarki 2 1/3 szklanki soku pomaranczowego 2 szklanki cukru 2 lyzki i 2 lyzeczki swiezego soku z cytryny 2 paczki po 12 uncji (35 dag razem 70 dag) zurawiny (cranberry) 3 lyzki i 1 lyzeczke likieru pomaranczowego, lepiej triple-sec. (nie ma obowiazku) Pomarancze zmiksuj. Soki i cukier zagotuj w grubym garnku, mieszajac, az sie cukier rozpusci. Zmniejsz ogien i pogotuj 5 minut. Dodaj pomarancze i zurawiny i pogotuj az jagody zaczna pekac, ok. 8 minut, mieszajac. Zdejmij z ognia, dodaj likier i ostudz. Indyk w polewie pomaranczowej ============================= Polewa 3/4 szklanki soku pomaranczowego 3/4 szklanki powidel pomaranczowych (powinny miec kawalki skorki) 1 lyzka miodu Indyk 1 20-funtowy (9-10 kg) indor po 2 lyzeczki soli, pieprzu, suszonego czabra, szalwii (savory i sage) 1 kostka (10 dag) niesolonego masla, stopiona 2 gruszki obrane, pokrojone w cienkie talarki 1 duza cebula i 1 seler naciowy cienko pokrojone Sos 3/4 szklanki rosolu z drobiu z puszki 5 lyzek maki Polewe mozna zrobic dzien wczesniej. Zagotuj wszystko i pogotuj z kwadrans na malym ogniu az zgestnieje. Jak robisz wczesniej, przegotuj przed uzyciem. Nastaw piec na 375 F (190 C). Indyka obmyj i osusz. Wymieszaj sol, pieprz i ziola i natrzyj go w srodku. Reszte wymieszaj z maslem i polej z wierzchu. Na dnie brytfanny uloz gruszki, cebule i seler, poloz na tym indyka. Piecz 45 minut. Zmniejsz ogien do 350 F (180 C) i piecz 1 1/2 godziny polewajac sosem z brytfanny. Posmaruj indyka 1/3 polewy. Piecz jeszcze przez 45min (albo az termometr wyskoczy) smarujac polewa. Sos Wez sos z indyka. Oddziel szklanke gruszki i warzyw. Odlej tluszcz zostawiajac 5 lyzek na zasmazke. Wlej odtluszczony sos do miarki. Dodaj rosol drobiowy dopelniajac, zeby razem bylo 3 3/4 szklanki. Zrob zasmazke z 5 lyzek tluszczu. Dodaj sos i zagotuj mieszajac. Gotuj dalej mieszajac az zgestnieje (kolo 10 min). Zmiksuj gruszki i warzywa, dodaj do sosu, przypraw sola i pieprzem, zagotuj. Slodkie ziemniaki (ale my robimy yamy z puszki bo latwiej) ================= na 12 porcji wez 3 kostki masla niesolonego 3 lyzki swiezego soku z cytryny 1 lyzeczke tartej skorki cytrynowej 1 lyzeczke czarnego pieprzu sol 2 puszki yamow albo 12 8-uncjowych (22 dag razem 2.75 kg) slodkich ziemniakow 1 szklanke brazowego cukru marshmallows do smaku (mozna nawet wiecej) Jak robisz ziemniaki, ubij mikserem pierwsze skladniki. Upiecz kartofle (350 F - 180 C, godzine) naloz maslo, posyp cukrem. Jak robisz z puszki, rozpusc maslo, dodaj reszte. Do brytfanki wyloz yamy, polej rozpuszczonym maslem, naloz na wierzch marshmallows wedlug uznania i zapiecz az sie rozpuszcza. Jeszcze mielismy brukselke z orzechami i tymiankiem, no i stuffing czyli praktycznie rzecz biorac grzanki z chleba z przyprawami. Szczegoly w listopadowym numerze Bon Apetit z 1990 roku, albo ode mnie. Wedlug przepisu pije sie Chardonnay kalifornijski. No, to dal ja odpor Panu Jackowi. Niech wszystkie wiedzo, ze i w Ameryce mozna dobrze podjesc. Leszek Sipowski ______________________________________________________________________ [Przeglad Tygodniowy z 1.11.1992. Rozmowa Tadeusza J. Zolcinskiego z Hansem von Herwarthem, sekretarzem ambasadora Niemiec w Moskwie w latach 1931-1939.] MIAL BYC DANZIG =============== - Pana obecny tygodniowy pobyt w Polsce poprzedzilo wydanie ksiazki "Miedzy Hitlerem a Stalinem", czyli "Wspomnienia dyplomaty i oficera niemieckiego 1931-1945". U polskiego czytelnika wyczulonego na sprawy niemieckie, nie tylko zwiazane bezposrednio z ostatnia wojna, lektura tej ksiazki budzi wiele zastrzezen. Dlaczego, na przyklad, praktycznie do konca sluzyl pan Hitlerowi? - Moglem oczywiscie na poczatku, zaraz po dojsciu Hitlera do wladzy, zrezygnowac ze sluzby dyplomatycznej, zbiec za granice, poprosic w ktoryms z neutralnych wowczas krajow o azyl polityczny. Trudno mi dzis oczywiscie dociec, dlaczego tego nie zrobilem. Pozniej bylo juz za pozno. Ale wiedzialem tez jedno: sluzac w dyplomacji i to na tak waznej placowce, jaka byla Moskwa, moglem pewne sprawy opozniac, a w ukladach towarzyskich, kontaktach nawiazanych z dyplomatami zachodnimi, przestrzec ich i informowac na biezaco o tajnych i niebezpiecznych dla owczesnego pokoju europejskiego poczynaniach Hitlera. - A kiedy w kregach tworzacej sie wowczas liberalnej opozycji niemieckiej zaczeto sie zastanawiac, i to konkretnie, nad usunieciem Hitlera? - Oczywiscie caly czas. Ale realnie gdzies kolo roku 1943. Gdyby wowczas doszlo do zamachu, zupelnie inaczej wygladalaby mapa Europy, a przede wszystkim my, Niemcy, moglibysmy wyjsc z honorem z tej wojny. Terytorialnie nie tak okrojeni, psychicznie i moralnie nie tak sponiewierani. - A po 20 lipca 1944? - Byla to juz zupelnie inna sytuacja. Mielismy juz swiadomosc, ze jestesmy skazani na bezwzgledna kapitulacje, ktorej domagali sie od nas alianci i Zwiazek Sowiecki. Owszem, moglismy pertraktowac, ale wiedzielismy, ze bedziemy musieli zaplacic za przegrana. - Za przegrana, czy za wojne? - Za jedno i za drugie. - Przepraszam, a jak sobie wyobrazaliscie wowczas powojenne granice panstwa, szczegolnie w odniesieniu do Polski? - Mielismy swiadomosc, i bardzo sie tego balismy, ze bedziemy musieli na przyklad oddac Schlezwik - Danii, Zaglebie Ruhry - Francji, cos nam tez moze uszczknac Belgia czy Holandia. Na wschodzie, z Polska i Czechoslowacja chcielismy miec granice z 1937 roku. Gdansk pozostalby oczywiscie w granicach Niemiec. - Czyli Danzig. A Prusy Wschodnie? - Zawsze traktowalismy je jako czesc Niemiec i ich utrata nie wchodzila w gre. Liczylismy sie rowniez z tym, ze przywodcy Rzeszy hitlerowskiej osadzeni zostana na przyklad na ktorejs z wysp Falklandzkich. - Nowa Swieta Helena? - Dzis moze sie to wydawac smieszne. Prosze jednak nie zapominac, iz byl to rok 1944, daleko bylo jeszcze do Poczdamu. Ponadto niektorzy z nas wierzyli, iz po likwidacji Hitlera, natychmiastowym wycofaniu sie wojsk niemieckich z terenow Polski i Czechoslowacji, zawarciu porozumienia z Zachodem, Amerykanie zaproponuja nam wspolna krucjate przeciwko komunistycznej Rosji. - Tymczasem wszystko stalo sie inaczej i pozostalo tak przez czterdziesci piec lat. Obecnie kolo historii zarowno Europy, jak i swiata obrocilo sie o nastepne iles stopni. Niektorzy twierdza, ze wracamy do sytuacji sprzed 1939 roku, i ze Niemcy znowu zagrazaja Polsce. - To jakies nieporozumienie. Rozumiem, ze wraca sie do pewnych konkretnych tradycji, ktore zostaly przerwane, zniszczone. Ale mapa Europy wyglada dzis zupelnie inaczej i mimo upadku komunizmu wszyscy musimy sie liczyc z realiami powstalymi po roku 1945. Ostatecznie Adenauer i Brandt przeorali nasze umysly, zobowiazali sie wobec Europy zagwarantowac Niemcy demokratyczne, nie zagrazajace wojskowo nikomu z sasiadow. - Wlasnie tego zagrozenia najbardziej sie boimy. Tak samo zreszta jak i gospodarczego. Boimy sie nie tyle odwetu, co checi odzyskania ziem przyznanych nam w Poczdamie. Boimy sie jakiegos nowego porozumienia Niemiec z Rosja, osiagnietego ponad glowami Polakow. - Nie uwazam za sluszne myslenie kategoriami sprzed wojny. Hitleryzm byl doswiadczeniem nie tylko dla was, ale i dla nas. To nas hitleryzm bardziej zniszczyl, okaleczyl psychicznie. To nam dal poczucie winy wieksze anizeli te wszystkie doswiadczenia, ktore wynieslismy z pierwszej wojny swiatowej i dzieki ktorym Hitler doszedl do wladzy. -------------- Uwagi przepisywacza dyzurnego [J.K_uk] Bardzo polecam ksiazke von Herwartha (polskie wyd. Bellona). Ma posmak autentyku, pisana jest suchym, zolnierskim jezykiem, a opisuje nie wojne, a krecace sie wokol niej mysli i dzialania roznych ludzi zwiazanych z autorem. Von Herwarth opisuje tworzenie w Zwiazku Radzieckim oddzialow Wlasowcow i innych wojsk `ochotniczych' majacych wspomagac armie niemiecka. Wspomina swoje kontakty i przyjazn z von Stauffenbergiem, ktorego niezwykle wysoko cenil. Wspomina tez roznych dygnitarzy partyjnych, np. Rosenberga, uwazajac ich za durni. Streszcza dni konca Rzeszy i opisuje barwnie, jak udalo mu sie `wyjsc na swoje' dzieki spotkaniu w wojsku alianckim znajomych, ktorzy go pamietali z sluzby dyplomatycznej. Taki juz jestem, ze zawsze robi na mnie wrazenie slowo drukowane AUTORSKIE, nie bedace tylko przekazem cudzych sformulowan i cudzych interpretacji faktow. Mam wtedy sklonnosc wierzyc we wszystko i musze czasami przeczytac cos powtornie i zadac pare kontrolnych pytan, autorowi i samemu sobie. Tak wiec czytajac von Herwartha zastanawialem sie, co tez on myslal o granicach powojennej Europy, gdy siedzial w tej Moskwie, na `dobrowolnym dyplomatycznym zeslaniu' wsrod tej dziczy, ktora nawet Goethego nie potrafila poprawnie cytowac... Coz na przyklad myslal o Polsce? W ksiazce nie ma praktycznie niczego na ten temat. No, to dzieki wywiadowi Zolcinskiego juz wiem! I bardzo mi sie to nie podoba. Nie jestem naiwny i nie sadze, aby dyplomata wysokiego szczebla mial na widoku interesy innego panstwa niz swojej ojczyzny. Wiec oczywistym jest, ze Slask, Prusy Wschodnie, Pomorze itp. mialy zawsze pozostac niemieckie, ze opor wobec Hitlera mial pomoc ograniczyc straty na zachodzie. Tak mozna sobie wyobrazic niemiecki patriotyzm i nie trzeba robic zadnych lamancow umyslowych. Tak rozumiany patriotyzm von Herwartha skrystalizowal sie jednak niedawno publicznie, ksiazka ma pare lat. Dowiadujemy sie, ze mial przeszkody w karierze, bo nie byl czystym aryjczykiem, jego matka miala troche krwi zydowskiej. Smutne to bylo, wiec na wszelki wypadek nic juz o Zydach dalej nie pisze. Choc zreszta, moze przeoczylem, moze napisal np. ze von Stauffenberg gardzil tymi, co zakladali obozy smierci, albo cos rownie slusznego. Armia Wlasowa to byl znakomity pomysl realizowany przez kompetentnych oficerow, niestety zaprzepaszczony przez glupich NSDAPowskich funkcjonariuszy partyjnych, ktorzy nie potrafili sie wczuc w psychologie braci Rosjan i narzuconych im `opiekunow' wojskowych nazwali `komisarzami', co tamci, nie lubiac bolszewikow potraktowali zle i byly kwasy. A potem tych `ochotnikow' okrutni Amerykanie oddali Stalinowi i ten ich wykonczyl. Von Herwarth tego juz nie pisze, ale, slowo honoru, przed oczami jakbym widzial: `a przeciez tak sie mogli jeszcze przydac'... Von Herwarth stwierdza, ze Niemcy nikomu nie zagrazaja, przeciez Brandt i Adenauer obiecali. Wierze. Ale, a propos, jak sie nazywal ten, co obiecywal po pierwszej wojnie swiatowej? Nie pomnimy juz. Wiemy natomiast, ze teraz Niemcy maja jeszcze wieksze poczucie winy, niz po pierwszej wojnie, a poniewaz dzieki tamtym do wladzy doszedl Hitler, wiec te dzisiejsze sentymenty sa gwarancja pokoju. Wiemy, ze to Niemcow hitleryzm najbardziej okaleczyl, zniszczyl. I to tez jest gwarancja pokoju. Tadeusz Zolcinski zgrabnie juz nie skomentowal ostatniej wypowiedzi naszego bohatera. Von Herwarth uwaza, ze gdyby w 1943 roku Hitlera usunieto, to Niemcy wyszliby z wojny z honorem. Oczywiscie. Nie byloby zadnych obozow koncentracyjnych, morderczych pacyfikacji u nas i bardziej na wschodzie. W pamieci zostalby tylko szlachetny oficer Wehrmachtu w czystym mundurze, cos w rodzaju centuriona legionow rzymskich. Uwazam, ze tacy ludzie jak von Herwarth, ktorzy pokazuja swiatu, ze w czasie wojny byli przyzwoici Niemcy, majacy pelna swiadomosc klopotow, w ktore wkopal ich Hitler, moga paradoksalnie tylez przyniesc dobrego, co i zaszkodzic. Okazuje sie, ze ci porzadni Niemcy TAKZE popierali Drang nach Osten. Ze ci porzadni Niemcy NIGDY nie pomysleli o wschodnich sasiadach jako o partnerach, raczej jako o miesie armatnim. Slabe mam zaufanie do szlachetnego dyplomaty. Z przymruzeniem oka czytam, jak von Herwarth na swym biurku znalazl list od von Stauffenberga juz po nieudanym zamachu i egzekucji tamtego. Wzniosle to bylo i jakze niebezpieczne! I nikt juz nigdy tego nie sprawdzi, bo list oczywiscie natychmiast zostal zniszczony, a ksiazka zostala napisana, gdy zaden z mozliwych swiadkow owych dni juz niczego nie powie... Ksiazka przemyca w dosc niejasny sposob, ze von Herwarth cos tam donosil aliantom (zachodnim) na temat kontaktow miedzy Rosjanami, a Hitlerem. Jest to dosc metnie zaznaczone, wiadomo: granica miedzy bohaterem a zdrajca jest plynna. Bylem nieraz w Niemczech, pracowalem tam przez rok, mam znajomych, lubie ten kraj i mam zaufanie do znanej mi probki wspolczesnego pokolenia. Sa normalni. Traktuja historie jak historie. Nie maja ochoty odpowiadac za grzechy swoich ojcow. Nie musza. Wolalbym wiec, zeby w ramach odcinania sie od przeszlosci hitlerowskiej niekoniecznie musieli identyfikowac sie z junkrami w stylu von Herwartha, ktorzy Hitlerem gardzili, ale z zelazna konsekwencja realizowali jego polityke udajac teraz bohaterow, ktorzy `dzieki kontaktom' mogli `pewne sprawy opozniac'. Niesmaczne. Jurek Karczmarczuk _______________________________________________________________________ Jerzy Remigioni PRUSACY A NIEMCY ================ Dzieki uprzejmosci red. Karczmarczuka mialem okazje zapoznac sie z powyzszym artykulem przed opublikowaniem go w "Spojrzeniach", co pozwolilo mi przerobic moja wczesniejsza wypowiedz na Poland-L. Podobnie wiec jak w red. K_uku, osoba von Herwarta nie wzbudza we mnie specjalnej sympatii. Jest to typowy pruski junkier, gatunek wrecz z definicji wrogi Polsce (choc bywaja rowniez wyjatki - zeby wskazac osobe Marii hr. von Denhoff, rodem z Prus Wschodnich i szereg jej artykulow w "Die Zeit", jak rowniez ostatnio w jednym z numerow jesiennych "Tygodnika Powszechnego" z tego roku). Zastanawialem sie wiele razy, jak pogodzic naturalna poniekad niechec ogolu Polakow do Niemcow z potrzeba uregulowania wzajemnych stosunkow na osobistym (niezaleznie od oficjalnego) poziomie. Albowiem jest moim wrazeniem, ze stosunki te ciagle na poziomie prywatnym nie sa wolne od wzajemnych uprzedzen, niecheci lub wrecz wrogosci. Widac to dosc czesto chocby w moim Instytucie Maxa Plancka, kiedy przyjezdzajacy na stypendia polscy naukowcy, zdarza sie, nie uwazaja swej ostrej antyniemieckiej niecheci za nic niewlasciwego. Rzucilo mi sie wiec w oczy (nie jest to moje odkrycie), ze niefortunnym i mocno obciazajacym stosunki faktem jest to, ze Polacy widza Niemcy nieodmiennie przez pryzmat Prus. Prusy i Niemcy nie jest to jednak jedno i to samo. (Jest charakterystyczne, ze nazwanie kogos w Stuttgarcie `Prusakiem' jest niemal obrazliwe, a na pewno pogardliwe). Nie bede wdawal sie w historie, bo latwo ja znalezc w ksiazkach, warto jednak zaznaczyc, ze Prusy sa tworem politycznym duzo mlodszym od Niemiec. Co wiecej, powstalym nie na terenach odwiecznie niemieckich, lecz albo uzyskanych na poganskim plemieniu Prusow, albo zrabowanych Polsce. Jest ogromna wina polskiej mysli panstwowej z lat, kiedy mysl ta liczyla sie w Europie, ze przyjeto Hold Pruski zamiast podporzadkowac pobite przez Korone w Wojnie Trzynastoletniej Prusy Polsce i dopuszczono do ugruntowania sie dynastii Hohenzollernow. Od tego czasu Prusy byly jak zlosliwa narosl, ktora oportunistycznie karmila sie polskim terytorium az do nieslawnego konca w 1945 roku. Stosunki niemiecko-polskie sa duzo starsze, niz Prusy. Swiadczy o tym chocby pogardliwa nazwa Niemca - `Szwab'. Tak sie bowiem zlozylo, ze wiekszosc sredniowiecznych przybyszy z Niemiec pochodzila ze Szwabii, czyli dzisiejszej Wirtembergii, w ktorej pisze te slowa. Byla to tradycyjnie najbiedniejsza czesc Niemiec, przesladowana ciaglym przeludnieniem. Sredniowieczne kontakty polsko-niemieckie nie byly wiec nieustannym ciagiem wojen, jak chciala tego polska propaganda (wiecej o tym ponizej). Przeciwnie, ekspansja niemiecka, bo byla to niewatpliwie ekspansja, miala charakter glownie pokojowy. Bardzo wczesnie wiekszosc patrycjatu miejskiego, chocby we Wroclawiu czy Krakowie, byla niemiecka. Przybysze przynosili ze soba swoje osiagniecia cywilizacyjne i mozna uwazac, ze Polska na tym korzystala. Polska tracila na rzecz Niemiec terytoria, ale do XVII wieku wlasciwie nie wskutek wojen, tylko fatalnej polityki dynastycznej lub braku zainteresowania kierunkiem zachodnim, w przeciwienstwie do wschodniego (to teza Pawla Jasienicy). Dopiero w XVIII wieku, gdy Polska popelnila polityczne samobojstwo, Prusy skorzystaly z okazji i zachecone przez Rosje przylaczyly sie do rozbiorow. Skad wiec sie biora resentymenty polskie wobec Niemiec i Niemcow? Niewatpliwie wskutek ostatniej wojny, ale nie tylko. Moim zdaniem (i nie tylko moim) jest to w duzej mierze dziedzictwo ideologii Obozu Narodowego, zakorzenionej gleboko w XIX wieku. Wiemy dobrze, ze naczelna idea polityczna zalozyciela tego Obozu, Romana Dmowskiego, byla wrogosc wobec Niemiec przy wspolpracy z Rosja. W czasie, kiedy ideologia ta powstawala, miala ona gleboki sens. Polityka antyniemiecka okazala sie tez w pelni usprawiedliwiona w okresie miedzywojennym, choc zabraklo dla niej jakiejkolwiek alternatywy - ZSRR byl rownie malo apetyczny. Po II Wojnie ideologia narodowa zostala calkiem zrecznie podchwycona przez komunistow. Trzeba bylo jakos podbudowac teoretycznie zamiane utraconych Kresow Wschodnich na przylaczone Ziemie Zachodnie, ktorych polskosc byla bardzo dawnej i watpliwej daty. W tym kierunku podazyla machina propagandowa: pamietamy, ile miejsca w podrecznikach szkolnych zajmowaly rozdzialy o bitwie pod Cedynia, obronie Glogowa, Niemczy, bitwie na Psim Polu (ktora zreszta wg. najnowszych twierdzen historykow w ogole sie nie odbyla), tak, jakby byly to wydarzenia przelomowe dla historii Europy. Z nowszych czasow - wielu z nas pamieta niesmiertelna zbitke Hupka-Czaja, dwoch dzialaczy ziomkostw niemieckich, ktorzy istotnie istnieli i istnieja, tylko ze ich wplywy i znaczenie sa dyskusyjne. W prasie polskiej w latach 50-tych mielismy Adenauera przedstawianego nieodmiennie w krzyzackim plaszczu, podczas gdy byl on wlasnie tym politykiem, ktory Prusami i prusactwem gardzil. Tymczasem zmarly niedawno i podziwiany przeze mnie polityk niemiecki Willy Brandt powiedzial: `Kazdy czas potrzebuje swoich odpowiedzi'. Moim zdaniem niedobrze by bylo, gdyby ideologia narodowa w swej skamienialej postaci miala okreslac polityke niemiecka Polski, a taki trend daje sie zauwazyc. Oprocz bowiem von Herwartha, ktory, jak wynika z opublikowanego w tym numerze wywiadu, jest nieuleczalnym przypadkiem Prusaka, sa jeszcze Niemcy, ktorym ten duch jest bardzo obcy. Dlatego tez mozna patrzec z podejrzliwoscia, gdy Klaus von Bismarck, dlugoletni dyrektor Instytutu Goethego, i stryjeczny (pra?)wnuk Zelaznego Kanclerza, nawoluje do zaciesnienia wiezow z Polska i daje pieniadze na odbudowe rodzinnego majatku na Pomorzu, ale trzeba tez pamietac, ze poza Bismarckiem i Herwarthem jest jeszcze cale mlode pokolenie, ktoremu ich idee wydaja sie obce i muzealne. Jerzy Remigioni ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) Copyright (C) by Jurek Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.123.30), directory: /pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia ____________________________koniec numeru 56___________________________