______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
  Poniedzialek, 28.07.1997          ISSN 1067-4020             nr 156
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

             Tadeusz K. Gierymski - Jozef Czechowicz 
             
_______________________________________________________________________

[Proponujemy dzis inna formule "Spojrzen": numer monograficzny,
poswiecony znakomitemu a chyba zapoznanemu polskiemu poecie
Czechowiczowi. Przewidujemy, ze podobne edycje "Spojrzen" beda sie w
przyszlosci pojawiac na przemian z dotychczasowym ksztaltem - J.K.]

_______________________________________________________________________


Tadeusz K. Gierymski 
 
 
                    JOZEF CZECHOWICZ (1903-1939)
                    ============================
 
                 
                                 I.
                                 ==
                 
 
                                              Jeden klos dwa trzy klosy
                                            nieskonczonosci plowe wlosy
                                                 gina/ rza/d za rze/dem
                                       za moim i nieskonczonosci pe/dem
 
 
Rankiem 9 wrzesnia spotkal go w Lublinie, jego rodzinnym miescie,
Aleksander Maliszewski. "Czechowicz, zobaczywszy go, podsunal mu pod
oczy otwarta dlon i oswiadczyl nie bez emfazy":
 
       Ktos, komu wierze, powiedzial, ze moja linia zycia
       nie ma dramatycznych przerw. Patrz, jaka wyrazna,
 
pisze Leslaw Bartelski. Pozniej Czechowicz
 
       [...] przemierzajac miasto, wstapil na chwile do
       zakladu fryzjerskiego Ostrowskiej przy ulicy
       Kosciuszki, aby sie ogolic. Znowu samoloty niemieckie
       pojawily sie nad miastem pastwiac sie nad ludzmi i
       domami. Rozlegly sie detonacje bomb, zaczely plonac
       kamienice. Naraz rozleglo sie wycie silnika, stukas
       pikowal na srodmiescie, jedna z rzuconych przez niego
       bomb trafila w dom na Kosciuszki i przebijajac strop,
       wpadla do lokalu Ostrowskiej.
 
       Wszyscy uskoczyli do tylu, pod sciane. Czechowicz,
       z niezrozumialych dla nikogo powodow skoczyl do
       wyjscia, strzepy jego ciala odnaleziono po kilku
       godzinach pod gruzami i rozpoznano po malutkim
       slowniczku polsko-angielskim z jego podpisem.
 
W Lublinie debiutowal w 1923 r. na lamach czasopisma "Reflektor" jako
prozaik "Opowiescia o papierowej koronie", a jako poeta w 1927 roku
tomem "Kamien", z ktorego pochodzi
 
 
               Piosenka ze lzami
               _________________
 
 
       Kolysanki
       z dalekich okien zmarszczki blaskow zlotych
       na scianie
       prozno tam dosie/gac ra/czka/
       w duzej ksia/zce malowanki
       zimowych dni narkotyk
 
       Slowa z zalu
       taka piosenka co sie/ w niebo wsa/czy
       ja jednak wierze/
       oddaje/ sie/ wszystkim falom
       niech mnie daleko niosa/ niech nikt nie stoi przy sterze
       kolysanki takt ostatni sie/ skonczy
       w straszliwych burz gwaltownosci
 
       Piosenko czemu mnie sprzedajesz
       ze slow i pamie/tania niemoc
       byl lancuch - jam go nie rozcia/l
       nie moglem siebie przemoc
 
 
W 1933 r. przeniosl sie do Warszawy na stale, ale, jak pisze Piotr
Kuncewicz w tomie pierwszym swej "Agonii i Nadziei"
 
       Krotki sen Jozefa Czechowicza, trzydziesci szesc lat,
       wiaze sie nade wszystko z Lublinem. Wprawdzie na pare
       ostatnich lat przeniosl sie do Warszawy, lecz za
       wlasna smiercia pobiegl do rodzinnego miasta.
 
 
               Ksie/zyc w rynku
               ________________
 
 
       Kamienie, kamienice,
       sciany ciemne, pochyle,
       Ksie/zyc po stromym dachu toczy sie/, jest nisko.
       Zaczekaj. Zaczekajmy chwile/ --
       jak perla
       upadnie w rynku miske, --
       miska zabrze/knie.
 
       W plowej nocy,
       po ka/tach nisz gle/bokich,
       po bram futrynach i okien
       zalamany,
       bez mocy,
       cien fijolkowy ukle/knie.
 
       Gwiazdy, zolte, ktore lipcowy zar scia/l,
       leca/ -- kurzawa/ -- leca/,
       firmament w zlote smugi marszcza/,
       Za Trybunalem
       na slepych szybach swieca/
       cichym wystrzalem.
 
       Noc letnia czeka cierpliwie,
       czy ksiezyc splynie, zabrze/knie,
       czy zejdzie ulica/ Grodzka/ w dol.
       On sie/ srebrliwie rozplywa
       w rosie porannej, w zapachu ziol.
 
       Jak pie/knie!
 
 
(Z tomu "Stare kamienie" 1934)
 
 
"Stare kamienie", zbior poswiecony zabytkom Lublina, oglosil wspolnie z
Franciszka/ Arnsztajnowa/ z Meyersonow, urodzona/ 19.02.1865 w Lublinie,
a zamordowana/ prawdopodobnie w 1942 r. w getcie warszawskim.
 
Pani Arnsztajnowa od bardzo wczesnych lat zwiazana byla z dzialalnoscia
niepodleglosciowa i oswiatowa. Byla w Polskiej Organizacji Wojskowej,
szczycila sie wieloma odznaczeniami za walke o niepodleglosc, i podobno
idac na smierc przypiela je sobie. Jej wnuk, Krzysztof Mieczyslawski,
zapowiadajacy sie jako zdolny artysta malarz, polegl w walkach 1939
roku na Lubelszczyznie w rejonie Lasow Parczewskich.
 
Byla poetka, dramatopisarka i tlumaczka, redagowala dodatek literacki w
gazecie "Ziemia Lubelska". Wraz z Czechowiczem zalozyla Zwiazek
Literatow Lubelskich.
 
Czytam wlasnie Dzienniki Lechonia. Przytocze jego uwage z 1 wrzesnia
1952 r., bo i z nasza dawna dyskusja (co moze przyniesc glebsze i
pelniejsze odczucie wiersza) wiaze sie ona, i z Czechowiczem tez.
 
Pisze Lechon:
 
       Marka Twaina mozna nawet wielbic w Polsce, ale nigdy
       nie bedzie on tam zrozumiany jak tutaj [w USA].
       Trzeba stanowczo "in Dichters Lande gehen". I trzeba
       byc Polakiem - aby ocenic nie tylko Wyspianskiego, ale
       nawet Prusa. I Wlochem, zeby odczuc wielkosc Manzoniego
       i D'Annunzia.
 
       Bo kazdy pisarz mowi do calego swiata, ale szepce i
       usmiecha sie tylko do swoich.
 
Wspominam to, bo tak wyrazil sie Milosz o niedostepnosci Czechowicza dla
cudzoziemca:
 
       Glos samego poety, szemrzacy, ledwie doslyszalny, nie
       jest podobny do niczego, co slyszy sie w poezji
       zachodniej, a poniewaz wykorzystywal ukryte brzmienia,
       wlasciwe tylko temu jednemu jezykowi, jest
       nieprzetlumaczalny.
 
Moze i warto przytoczyc tu reszte tego cytatu:
 
       Choc Czechowicz byl nieortodoksyjny, jesli chodzi o
       metrum i rytm, cala jego poezja faktycznie
       nawiazywala do tak zwanego "mieszczanskiego liryzmu"
       siedemnastego wieku i do piesni ludowych.
       Charakteryzujace poezje obu tych tradycji cechy -
       jakby dziecieca czulosc, stonowana melodia,
       wystrzeganie sie jakiegokolwiek rytmicznego
       *staccato* (ktore jest obce samej istocie jezyka
       polskiego) - Czechowicz wskrzesil w swojej poezji z
       duzym powodzeniem i podobnie jak Tytus Czyzewski
       dowiodl, ze folklor mogl wywierac na poetow
       awangardowych ozywczy wplyw. [...]
 
       W jego wierszach obecna jest Polska sielankowa,
       zgrzebna, wiejska, nawet jesli zajmuje sie on
       sceneria miejska. [...]
 
Jak np. w tym wierszu:
 
 
                Ulica Szeroka
                _____________
 
 
       Chora/giewka na dachu spiewa.
       Pierwszej gwiazdy wypelza paja/k.
       Latarnie w czarnych drzewach,
       kolysza/cych sie/,
       mrugaja/.
 
       Ciepla won plynie z piekarn,
       a cisza z zamknie/tych bram.
       Gdyby pies na dalekim przedmiesciu nie szczekal,
       bylbys -- jak nigdy -- sam.
 
       Sam, moze jeszcze z rzeczulka/,
       ktorej nie slychac,
       choc chyba w taka/ jasna/ noc z lazuru
       i ona - niebios kochanka --
       od zmierzchu az do ranka
       na pewno wzdycha
       wsrod murow.
 
 
(Z tomu "Stare kamienie" 1934)
 
 
Niech Tadeusz Rozewicz wprowadzi nastepny 'sielankowy' utwor, niech
naswietli nam Czechowicza, jak to ladnie robi w swym Wstepie do
wybranych przez siebie jego wierszy:
 
       Czechowicz caly jest z prowincji, caly ze snu,
       muzyki, ciszy, zasluchania. Ze slabosci. Nie wiejski
       i nie miejski. Poeta pogranicza. Jest jak laka
       podmiejska, pelna zapachu ziol, kwiatow i traw, ale
       dolatuja tu odglosy miasta. Z oblokami mieszaja sie
       fabryczne dymy...
 
       [...] prawie nigdy nie "podnosi glosu", mozna
       powiedziec, ze krzyczy swoj dramat szeptem. [...] z
       natury jest cichy, jest sielski. Jest jak jesienny
       deszcz, jak opadanie lisci.
 
 
 
               Na wsi
               ______
 
 
       Siano pachnie snem
       siano pachnialo w dawnych snach
       popoludnia wiejskie grzeja/ zytem
       slonce dzwoni w rzeke/ z rozblyskanych blach
       zycie -- pola -- zlotolite
 
       Wieczorem przez niebo pomost
       wieczor i nieszpor
       mleczne krowy wracaja/ do domostw
       przezuwac nad korytem pelnym zmierzchu
 
       Nocami spod ramion krzyzow na rozdrogach
       sypie sie/ gwiazd ble/kitne prochno
       chmurki siedza/ przed progiem w murawie
       to kule bialego puchu
       dmuchawiec
 
       Ksiezyc idzie srebrne chusty prac'
       swierszczyki swiergoca/ w stogach
       czegoz sie/ bac'
 
       Przeciez siano pachnie snem
       a ukryta w nim melodia kantyczki
       tuli do mnie dziecie/ce policzki
       chroni przed zlem
 
 
(Z tomu "Kamien" 1927)
 
 
Stwierdza Rozewicz:
 
       Nie znaczy to, ze jest niewidomy i gluchy. Czechowicz
       caly jest oczekiwaniem. Jest napiety jak krajobraz
       przed burza. Czeka na burze, na grom, na blyskawice.
 
 
 
               nic wie/cej
               __________
 
 
       niepokoj z ognia
       siwobialy wodospad
       rozwiane wlosy matki
       gdy je czesze rozcie/ty na pol
       smutek wlatuje przez okna
       dosnic dospac
       dosie/gna/c katedr ostatnim
       obrotem kol
 
       jak tlo mozaiki spe/kana
       re/ka na trzonie lopaty
       moja moze byc zbrodnia
       i dobry dar
       janku joanno anna
       szepcze jesienny badyl
       ska/dze to w oczach wilgotnych
       rudy zar
 
       tak naznaczylo mnie signum
       tona/c widze/ w odme/cie
       widze/ kto dni me ciosa
       z bolu i cyfr
 
       niczego nie rozstrzygna/
       slupy plomienne w rze/dzie
       klada/ sie/
       jest kosa
       be/dzie wichr
 
 
(Z tomu "nic wie/cej" 1936)
 
 
Sielska poezja? Tak Milosz:
 
       Zbiory poezji, w ktorych zmyslowe marzenia i
       poetyckie mity wyrazaja jego poetyckie niepokoje
       [...] mozna wlaczyc do nurtu "katastroficznego"
       [...] Przeczucie powszechnej pozogi i wiszacej
       nad nim wlasnej smierci uzycza jego sielankowym
       obrazom szczegolnej poswiaty.
 
Czechowicz, o ktorego wizji katastrofizmu jeszcze dzis pisza krytycy,
sam zastanawial sie nad wzrostem nastrojow katastroficznych w polskiej
poezji lat trzydziestych i nad brakiem jednolitej koncepcji tego
zjawiska.
 
Tak, np., wyrazil sie w swym przemowieniu w Zwiazku Literatow w Lublinie
(Dziennik Lubelski,1932, nr 5):
 
       Czlowiek wsrod plonacych belek nie przesuwa sobie
       dowolnie pierwiastkow myslowych, nie tworzy koncepcji
       katastrofy - on katastrofe widzi.
 
A poeta opisuje, a takze, jak niektorzy twierdza, przeczuwa.
 
 

                                II.
                                ===
 
                                  matko dobra
                                  na deszcz mnie malego te/sknego wynies
                                  za miasto tam siano pachnie na stogach
 
 
 
 
               o matce
               _______
 
 
       rano te/cza na scianie odbita z lusterka
       falisty brze/k zegara wydobywa na jaw
       maj sie/ sadem puszystym jak chmura rozcwierkal
       w oknie ktore granica/ jest izby i maja
 
       powiewaja/ tu matki ciemne ciche re/ce
       przebywaja/ te/czowy refleks czy wodospad
       nad obrusem ciemnieja/ ciszej i gore/cej
       mimo zmarszczek szept smutny niemyslana/ grozba/
 
       matko zbudzony patrze/ spod rze/s trawy leza/c
       matko twe siwe oczy placza/ nade mna/ moze wiatr
       jestem tu choc daleko na innym wybrzezu
       twoj ostatni kwiat
 
       tak malo wiesz o synu chodza/ca wsrod gromnic
       tyle ze spajam glazy rymow
       tyle ze nie moge/ zapomniec
       plomienia dymu
 
       jak nikt inny jestes posrod ludzi
       mowic coz mowic drz/ec' z niemocy slow
       zebys mloda i pie/kna w usmiech mogla wrocic
       znow
 
 
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
 
 
Tak Kuncewicz o katastrofizmie i Czechowiczu:
 
       Katastrofizm byl w literaturze dwudziestolecia
       wojennego, szczegolnie od mniej wiecej trzydziestego
       roku, pradem bardzo powaznym, ktory wywarl pietno na
       prawie wszystkich tworcach. Ze szczegolna sila
       wyrazil sie w poezji Broniewskiego, Kwadrygi i
       Zagarow - jesli ograniczymy sie do poezji.
 
       W prozie i dramacie miejsce nieporownywalne zajmuje
       tworczosc Stanislawa Ignacego Witkiewicza. Katastrofista
       byl takze zakochany w slodyczach i w ladnych chlopcach
       senny poeta z Lublina, Jozef Czechowicz (1903-1939).
 
       Chwilami mysle, ze najwiekszy poeta polski pierwszej
       polowy stulecia.
 
Podkresla jednak, ze katastrofizm Czechowicza "najwiekszy nacisk kladzie
na smierc indywidualna, na kres nieunikniony".
 
Jak, np., w tym wierszu:
 
 
               ballada z tamtej strony
               _______________________
 
 
       o smierci nic juz nie wiem
 
       o czarne okna i powieki
       trzepoce motylami
       pachnie sosnina/ modrzewiem
       dotyka co noc snami
       zza cichej rzeki
       gdzie mgla noga za noga/
       wlecze sie/ w ciemny zaka/t
 
       trzyma w skrzynce niebieskawy akord
       skrzynki otworzyc nie moga/c
 
              zycie jest snem krotkim
       mowi glos z prawej strony
              zycie snem krotkim
       wtoruje ze smutkiem
       glos lewy przyciszony
              zycie snem krotkim
       to trzeci nieodgadniony
 
       i wzbija sie/ w szare niebo
       mgla z nieznanego oblicza
       a czas
       a ziemia dziewicza
 
       a dlaczego
       wzrok twoj nie schodzi
       z przedmiotow pod oknem leza/cych na stole
       z godziny w ktorej zem sie/ rodzil
       ze skrzynki zamknie/tej jak bolesc
       z umarlych ra/k czechowicza.
 
 
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
 
 
Ale sa jego wiersze o wyraznych nutach ogolno-swiatowego, ideologicznego
i wojennego katastrofizmu.
 
 
               zal
               ___
 
 
       glowe/ ktora siwieje a swieci jak swiecznik
       kiedy srebrne pasemka wiatrow przefruwaja/
       niose/ po dnach uliczek
       jaskolki nadrzeczne
       swiergoca/ to malo idzze
 
       tak chodzic tak ogla/dac sceny sny festyny
       roztrzaskane szybki synagog
       plomien polykajacy grube statkow liny
       plomien milosci
       nagosc
 
       tak wysluchiwac ryku glodnych ludow
       a to jest inny glos niz ludzi glodnych placz
       zniza sie/ wieczor swiata tego
       nozdrza wietrza/ czerwony udoj
       z potopu gora/cego
       zapytamy sie/ wzajem ktos zacz
 
       rozmnozony cudownie na wszystkich nas
       be/de/ strzelal do siebie i marl wielokrotnie
       ja gdym z plugiem do bruzdy przywarl
       ja przy folialach jurysta
       zakrztuszony wolaniem gaz
       ja spia/ca posrod jaskrow
       i dziecko w zywej pochodni
       i bomba/ trafiony w stallach
       i powieszony podpalacz
       ja czarny krzyzyk na listach
 
       o zniwa zniwa huku i blaskow
       
       czy zda/zy kre/ta rzeka z braterskiej krwi odrdzawiec
       nim sie kolumny stolic znow podzwigna/ nade mna/          
       naleci wtedy jaskolek zamiec                             
       swisnie u glowy skrzydlo poprzez ptasia ciemnosc         
       idzze idz dalej                                           


(Z tomu "nuta czlowiecza" 1939)

 
 
Czechowicz pochodzil z ubogiej, ze wsi wywodzacej sie rodziny i
dziecinstwo, - byl wczesnie osierocony przez ojca - spedzil w ubostwie.
Studia w seminarium nauczycielskim przerwal uczestniczac w wojnie 1920
r., potem pracowal jako nauczyciel na Wilenszczyznie, a od 1926 w
Lublinie, gdzie zostal kierownikiem szkoly specjalnej.
 
W 1936 roku oskarzono go o niemoralny tryb zycia (do czego przyczynil
sie jego poemat "hildur baldur i czas" (zalaczam fragment), uznany za
apologie milosci homoseksualnej i zmuszono do rezygnacji ze Zwiazku
Nauczycielstwa Polskiego.  Zostal sekretarzem w "Pionie", a nastepnie
zaczal pracowac w Polskim Radiu.
 
 
               hildur baldur i czas
               5. wszystko przemija
               ____________________
 
 
       skrzydla w niebie furkocza/ glucho
       ikar to ikar opuszcza dedala
       piorunow starca szkarlatna fala
       uderzy w puchar
 
       pozbawiona kulis przepychu
       ziemia stromo sie/ pietrzy
       juz wielkie schody wioda/ pod chmur dno
       ptaki padaja/ na marmur cicho
       szczes/cie oslabia
       ptaki mra/
 
       a starzec za tymi dwoma rok po roku zatapia
       jak sine kry
       kogut zapial
       kosa sie/` skrzy
 
       baldurze wyzej ty czujesz nie ma powrotu
       och idzie kose/ odrzucil a uja/l spiewny luk
       to znaczy smierci nie chce tylko go stra/ci grotem
       abyscie razem nie doszli do czarnych strug
 
       stopnie z bialego kamienia silo przedwieczna pogas
       przeciez plona/ce w sloncu wydaja/ hildura na strzal
       groznego wroga
       imie jego nienawisc mlodych cial
 
       przykle/ka blyska broda/ asyryjska/
       napina cie/ciwe/
       swisne/lo
 
       to juz to
 
       spada hildur koluje w otchlani siwej
       ugodzony pod serce nisko
       a swiatlo pszenicznych wlosow jak siostra za nim szlo
 
 
(Z tomu "nic wiecej" 1936)
 
 
Kuncewicz zwraca nasza uwage na tomy "ballada z tamtej strony" (1932),
"nic wiecej" (1936), i "nuta czlowiecza" (1939), ale zauwaza
jednoczenie, ze
 
       Wlasciwie nie ma tomow niewaznych.
 
 
 
               przez kresy
               ___________
 
 
       monotonnie kon glowe/ unosi
       grzywa splywa raz po raz rytmem
       kolo kola
       ziola
 
       terkocze senne polzycie
       drozyna/ lesna/ la/kowa/
       dolem dolem
       polem
 
       nad wieczorem o rzyska zawadza
       ksie/zyc ciemny czerwony
       wolam
       zloty kolacz
 
       nic nie ma nawet snu tylko kol skrzyp
       mglawa noc jawa rozlewna
       wolam kolacz zloty
       wolam kola dolem polem kolacz zloty
 
 
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
 

                               III.
                               ====
 
 
                                   spiewala daleko gdzies
                                   w slonecznikowych sloncach zagubiona
                                   wies
 
 
Pisze Julian Krzyzanowski:
 
       W pusciznie pisarskiej Czechowicza, formalnie
       bardzo bliskiej technice awangardowej, ostentacyjnie
       nowoczesnej - poeta bowiem od samego poczatku
       konsekwentnie unikal duzych liter i znakow
       przestankowych - przewijaja sie pewne stale motywy
       stanowiace o jej swoistym charakterze, i to motywy o
       nastawieniu raczej artystycznym niz ideologicznym.
 
       Wsrod nich miejsce niemal czolowe zajmuja wyznania
       autobiograficzne, prawiace zarowno o zyciu osobistym
       poety, jak - przede wszystkim - o pracy pisarskiej,
       stanowiace sens tego zycia, uwienczonego w
       przyszlosci dopiero, gdy "kiedys zaleje slawa ciemnym
       zlotem grob".
 
 
"Kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem grob". Przeczytajmy caly ten
wiersz, ktorego ostatnia linijka przypomina i Horacego i Puszkina.
 
 
               To wiem
               _______
 
 
       dzien bursztynowy mija
       rok za rokiem przemija
       niedaleko
       dlonie poety plona/
       ales korono
       daleko
 
       nie spadasz jakos na czolo
       a spadly pierwsze krople burzy
       w ogrodach ognia
       pomruk wybuchy wrozy
 
       jeszcze zaczekam
       potem
       obale/ sie/ jak wszyscy trup
       i tak kiedys zaleje slawa ciemnym zlotem
       grob
 
 
(Z tomu "nic wiecej" 1936)
 
 
Staroswiecko w wieku XX brzmiala ta nadzieja, tak czesto wiazaca sie z
zapowiedziami rychlej smierci - zauwaza Krzyzanowski. Ja dopatruje sie
w tym wierszu nuty, choc mniej glosnej, ale jednak nuty "Exegi
monumentum" Horacego.
 
Pisze dalej profesor Krzyzanowski:
 
       Snujac te pomysly, nie byl Czechowicz odosobniony,
       podobne bowiem przewijaly sie w liryce rowiesnego
       mu, mlodo zmarlego na gruzlice Jerzego Lieberta
       (1904-1931), gdzie jednak przejmujaca kontemplacja
       wlasnej smierci zwiazana byla z przezyciami
       religijnymi ("Gusla" 1930; "Kolysanka jodlowa", 1932).
 
Natomiast Czechowiczowi obce byly, pisze Krzyzanowski, akcenty religijne
 
       ... i dlatego wlasnie ta sfera jego liryki uderza
       swa niezwykloscia i wyjasnia przekonanie poety o
       niesmiertelnosci swieckiej, zdobywanej wlasnym
       wysilkiem tworczym.
 
Przypomnijmy sobie cytowana juz poprzednio "ballade z tamtej strony",
przeczytajmy ponizszy wiersz.
 
 
               Legenda
               _______
 
 
       spojrzeniem obloki przebral trojk/at m/adre oko boze
       ksie/zyc kropla/ ze srebra cie/zyl o tej porze
 
       smolny swa/d z czarnych lasow sie/ dzwigal
       nad miastami czerwono i dym i gaz
       niebo chodzilo kolem jak smiga
       zataczal sie/ bo noc glucha czas
 
       zwykle slowa
       mowi sie zawsze zwyklym slowem
       o inaczej zaczynac na nowo
       otrza/sna/c z gwiazd glowe/
 
       noc gwiazdy bulwary drzewa
       wiatr nie tak szarpie mi kurte/ jak niegdys szarpal sukienke/
       przedwczesnie nawet nie spiewa
       przerwalo piosenke/
 
       cisza/ ty chcesz mnie przebic
       w milczeniu slychac twe wieki
       grozba/ wolasz do siebie
       boze daleki
 
       szuka oko bystre
       znalazles wstrzymalem oddech
       wznosza/ sie re/ce przeczyste
       czekaja/ kiedy sie/ poddam
 
       o daleki
       slyszysz te wiersze
       o daleki
       nie be/de/ twoim swierszczem
 
       wzdychaja/ miloscia/ piersi
       nie doczekasz sie/ niebo przemian
       niech sie/ wiersz lamie jak pierscien
       przybywaj ziemio
 
       ziemia skala glina
       a ja to mie/snie i kosciec
       konczy sie/ co sie/ zaczyna
       nie moze byc jasniej i prosciej
 
 
(Z tomu "dzien jak codzien" 1930)
 
 
Co Krzyzanowski okresla "zalobnym rozwazaniem" Czechowicza bylo
swiadomoscia wlasnej przemijalnosci, swiadomoscia wspolna i innym
katastrofistom. A jednak ta swiadomosc strasznego zagrozenia ani nie
byla dlan oslepiajaca obsesja, ani nie paralizowala go.
 
 
               Noc
               ___
 
 
       Bursztyn w ga/szczu ze/ginow
       blyski rzuca sowite.
       A ty? Tylkos bursztynu
       cieniem w liscie spowitym.
 
       Kwiaty zolte w ciemnosci
       rozzlocily sie/ mocno,
       pachna/ snarwy i broscich
       lunnie, cie/zko i mroczno.
 
       A Ty? Jakbys przez zielen
       gwiazdom klanial sie/ patrza/c,
       ze nad rogiem jelenim
       ledwo, ledwo majacza/...
 
       I pogasly. I w kniei
       bursztyn jarzy sie/ nisko,
       zanim w gwizdku kolei
       zgasnie.
 
       A Ty? Wzbijasz sie/ z trawy,
       gdy wiatr switu sie/ zerwie
       ble/kitnawy, laskawy,
       i rozchwiejesz sie/ w czerwiec.
 
 
(Z wierszy rozproszonych.)
 
 
Pisze Krzyzanowski:
 
       Tlo naturalne [...] stanowia dla Czechowicza
       obrazy o charakterze pejzazowym, a wiec zarowno
       sylwetki miast polskich w zbiorku "Stare kamienie"
       (1934), powstalym jako dzielo napisane wspolnie z
       Franciszka Arnsztajnowa, jak pelne czaru szkice
       przyrody, goraco podziwianej rownie dobrze w
       "spiewem dzwonow dzwonnej Burgundii", jak w kraju
       ojczystym, Lubelszczyznie i na Wolyniu.
 
 
               lato na wolyniu
               _______________
 
 
       la/ka hustawka
       sznury pogody chrze/szcza/
       rozwiewa sie/ nieba kaftan
       w rozkolysaniach
       kolysza/ sie/ gale/zie pachna/c szcze/sciem
       tryumfowania
 
       od chmur dalekich do suchych skal
       mlot slonca polysk
       moich stop chwala
       tratuje wolyn
       unosimy sie/ falisty dym
 
       to sloneczna glowa i ja
       opadamy jak zgaszony wybuch
       kra/zy fosforyczny rym
       napowietrzna ryba
 
       z rozkosza/ gwizdze/ w czerwcowy czad
       skacze/ koluje/ te/tnie/
       25 lat
       nagiego ciala ogien
       re/ce ptakami w niebie
       wiatrem nad trawa/ nogi
       to pie/knie
 
       to pie/knie sluchaj
       gdy karminowy grzebien
       poludnia zlobi upal
       gdy lazurowym koniem do nas
       przyfruwa z gora/cej przestrzeni
       asonans
       ukochanej ziemi
 
       hej
 
 
(Z tomu 'ballada z tamtej strony" 1932)
 
 
Wrocmy do Krzyzanowskiego:
 
 
       Wzieta jako calosc liryka Czechowicza urzeka swymi
       odrebnosciami [...] Uderza precyzja rysunku,
       stylizowanego niejednokrotnie na prymityw, a bardzo
       plastycznego. Nade wszystko zas ujmuje swa
       melodyjnoscia czy spiewnoscia - swym wdziekiem
       melicznym.
 
       Obie te cechy sprawiaja, iz spiewak "nuty czlowieczej"
       dziala na odbiorce wlasnie jako spiewak, calkowicie
       odmienny i od poprzednikow, i od wspolczesnych. Nad
       pierwszymi, poetami w rodzaju Lenartowicza czy
       Konopnickiej, goruje awangardowa oszczednoscia wyrazu;
       obce mu jest liryczne gadulstwo, wyparte przez styl
       eliptyczny, a jednak dzieki obfitosci metafor pelen
       plastyki; nad drugimi, nawet takimi mistrzami jak
       Przybos - bogactwem melodyjnego, dzwiecznego slowa,
       zaskakujacego efektami rytmicznymi, ktore z miejsca
       zdobyly sobie uznanie.
 
 
               pontorson
               _________
 
 
       osma/ godzine/ znaczy twardy zegara terkot
       dzieci w sabotach smieja/ sie/ biegna/ do szkoly
       odprowadza je sad brzoskwiniowy a pachnie cierpko
       jest tu i ranek jasny jak lusterko
       wesoly
 
       to on siekiera/ z bursztynu podcina drzewa nocy
       wie/c wala/ sie/ ciemnymi koronami na zachod
       w uliczce kosciol ma srebrne oczy
       domy na kolanach modla/ sie/ bez strachu
 
       pole w cieplych okrzykach
       bo tam zolty lubin
       swoim nocnym kolorem sie/ upil
       a jeszcze slonca polyka
       ramieniem pijanym otacza
       najmilsza/ zabawke/ swa/
       miasteczko
       plaskie jak taca
       stare jak zgrzyt zegara
       pontorson
 
 
               pani stanislawie z gozdeckich horzycowej
 
 
(Z tomu "ballada z tamtej strony" 1932)
 
Profesor Krzyzanowski tak ostatecznie osadza Czechowicza:
 
 
      W rezultacie zapowiedz poety potwierdzila sie - i to
      podwojnie. Zywot jego, tragicznie i przedwczesnie
      przerwany, przedluzyla slawa, zlotem zalewajaca jego
      lubelski grob, a raczej poswiecone mu muzeum.
 
 
 
                                IV.
                                ===
 
 
 
                                                 "Scigam pewien absolut.
                             Choruje, aby dobrnac do najczystszego tonu.
                                    To jest sprawa miedzy Poezja a mna."
 
Bohdan Zadura zauwaza w swym Wstepie do zebranego przez siebie tomu
wierszy Czechowicza (1988 r.), ze mimo zapowiedzi ciagle nie ukazaly sie
dziela zebrane. Podobnie jest w "Leksykonie" Bartelskiego z 1995 r.;
tez nie ma tam wzmianki o zadnym kompletnym zbiorze utworow tego poety i
pisarza.
 
Z wymienionego tam tytulu "Utwory dramatyczne", w opracowaniu Tadeusza
Klaki, nie mozna nic wnioskowac o kompletnosci tej ksiazki.
 
Z czego, oprocz poezji, gdzie glowna role odgrywala liryka (choc byly
takze, czasem pomijane w pewnych zbiorach, wiersze satyryczne i wiersze
dla dzieci), skladala sie jego tworczosc?
 
Czytamy w "Literaturze Polskiej: Przewodnik Encyklopedyczny", ze
 
       Pozostawil sporo artykulow, recenzji i wypowiedzi o
       poezji, nieco opowiadan i "skrotow powiesci",
       laczacych fantastyke z elementami autobiograficznymi.
       przez cale lata pracowal nad powiescia "Berlo" (nie
       zachowana).
 
       W poet. jednoaktowkach (niektore druk. 1937-38 w
       "Pionie", m. in. "Czasu jutrzennego", wyst. 1939 w
       Warszawie przez W. Horzyce i sluchowiskach radiowych
       rozwijal, powracajacy czesto w jego liryce, motyw
       'wyobcownia bohatera-artysty ze spoleczenstwa'
       uprawial tez tworczosc dla dzieci, siegajac do form
       poezji lud. (kolysanki).
 
Tu znow Bartelski (1995) podaje tylko wybor wierszy dla dzieci Czeslawa
Janczarskiego, a nie kompletny zbior.
 
Podaje dalej Przewodnik Encyklopedyczny, ze Czechowicz
 
      Przekladal poetow fran. (G. Apollinaire). ros.
      (A. Bl/ok) i in. narodow sl/ow., byl jednym
      z pierwszych tlumaczy T. S. Eliota i J. Joyce'a
      (fragment "Ulissesa" w "Pionie" 1938).
 
Bohdan Zadura, ktory przyznaje sie do niecheci, a co najmniej do
obojetnosci wobec poezji Czechowicza, pisze, ze przeklady sa "stosunkowo
obszernie rezprezentowne" w jego wyborze, i ze pokazuja one "rozleglosc
jego [Czechowicza] zainteresowan jako tlumacza". Co wiecej, pisze:
 
       Fakt, ze Eliot, ktory dla mojego pokolenia stanowil
       objawienie w roku 1960, kiedy to ukazal sie wybor
       jego poezji po raz pierwszy w Polsce, tlumaczony byl
       przez Czechowicza blisko cwierc wieku wczesniej.
 
Tadeusz Rozewicz bardziej wyraznie, chwalac oczytanie i przeklady
Czechowicza, podkresla ich znaczenie dla poezji polskiej.
 
       Czechowicz pozostawil przeciez szereg swietnych
       tlumaczen z Apollinaire'a, Verhaerena, Rimbauda,
       Halasa, Nervala, Pasternaka, Whitmana, Sandburga...
       Byl pierwszym w Polsce tlumaczem Eliota.
 
       Poezja "awangardy" (scislej, "krakowskiej awangardy")
       byla jednowymiarowa, ograniczona. Poezja Czechowicza
       dodala "awangardzie " polskiej nowy wymiar, nowa
       glebie, rozszerzyla pole widzenia i wrazliwosci.
       Stala sie jakby jej drugim skrzydlem, ale skrzydlo
       to nie rozwinelo sie w pelni, zostalo przetracone.
 
Pisze Rozewicz o swojej selekcji "Wierszy wybranych" Czechowicza, ze
 
       Kazdy nowy wybor poezji to nowe spojrzenie na
       poete. W tym wypadku na poete bardzo
       zlozonego, bardzo w sobie zamknietego.
 
Odnosi sie to takze do mojego skromnego opracowania. Cytuje wiersze,
ktore mi sie podobaja, ktore ilustruja omawiane aspekty tworczosci
Czechowicza, a mam dostep tylko do trzech zbiorkow poety.
 
Prawdopodobnie krzywdze go wiec mym wyborem jego wierszy i tlumaczen.
Caveat lector.
 
 
Aleksander B/lok.
 
 
                          *
                        *   *
 
 
       Przy malej mogilce, w zielonej oddali,
       W Swie/to Zwiastowania spiewano hymn.
       Biali ksie/za z jasnym usmiechem chowali
       malenka/ dziewczynke/ w szatce -- jak dym...
 
       Wszystkich wszak, kto woli najwyzszej uprosil,
       ma w opiece swojej Ojciec, niebios Krol.
       Cicho sie/ kadzidel dym ku niebu wznosil,
       jakby nie z kadzielnic, lecz z zielonych pol...
 
 
                        * * *
 
 
 
                          *
                        *   *
 
 
       Wstaje zza traw wysokich ksie/zyc
       Czerwona tarcza wojownika.
       Muzyka bujna/ fala/ cie/zy,
       W ocean lun i zorz przenika.
 
       W godzinie brzmia/cej tryumfalnie
       Dlaczego, smyczku moj, sie/ gniewasz
       I we wszechswiata spiew nachalnie
       Swoja/ pospieszna/ piosnke/ wlewasz?
 
       U traw wysokich ucz sie/ sluchu,
       Rozplyn sie/ w morzach zorz bez celu,
       Do kraju skrzypiec, kraju duchow
       Sla/c glos przecia/gly, przyjacielu...
 
 
                        * * *
 
 
 
Thomas Stearns Eliot.
 
 
              We/drowka Trzechkrolowa
              _______________________
 
 
       Mrozna/ mielismy podroz.
       Toz to najgorsza w roku pora
       Na we/drowanie, na tak daleka/ we/drowke/!
       Ta trudna droga, surowa pogoda,
       Sam srodek zimy...
       Te wielbla/dy kuleja/ce, krna/brne, rozproszone,
       Pokladaja/ce sie/ w wilgotnym sniegu...
       Zal nam bylo niekiedy
       Letnich palacow na stokach wzgorz, tarasow,
       Jedwabistych dziewcza/t, co cze/stowaly sorbetem...
       Ci poganiacze wielbla/dow z kla/twami i narzekaniem
       Uciekaja/cy, bo zachcialo im sie/ trunku i kobiet...
       Ogniska nocne gasna/ce, bezdomnosc,
       Te miasta wrogie, grody nieprzyjazne,
       Te wioski brudne, a droza/ce sie/...
       Trudny byl dla nas ow czas...
 
       Pod koniec milej nam bylo we/drowac cala/ noc
       A sypiac byle jak,
       Podczas gdy glosy spiewaly nam w twarz:
       -- To wszystko bylo szalenstwem...
       Wreszcie o brzasku zsta/pilismy w lagodna/ doline/
       Nizej granicy sniegow. Pachnialo zielenia/ i woda/.
       Tam bystra struga i mlyn bily w ciemnosc,
       Tam trzy drzewa na niebie nisko,
       Tam stary siwosz gnal po la/ce.
       Dotarlismy potem do gospody, co miala ganek w winorosli:
       Szesc ra/k w otwartych drzwiach rzucalo kosci o srebro,
       A nogi kopaly puste miechy po winie.
       Nie dowiedzielismy sie/ tam niczego. Przeto zda/zalismy dalej.
       Kres we/drowki wypadl o zmierzchu, nie wczesniej.
       Znalezlismy owo miejsce. Mozna rzec -- dobrze sie/ stalo.
 
       Wszystko to, co pamietam, dzialo sie/ bardzo dawno.
       We/drowalbym raz jeszcze, ale zapiszcie w ksie/gach,
       Zapiszcie to:
       "Czyli nas wiodla ta daleka droga
       Po Narodziny czy po Smierc? Bo tak, bo byly Narodziny
       Swiadczymy, byly. Bez wa/tpienia... Widzialem narodziny i smierc,
       Lecz myslalem, ze roznia/ sie/ czyms. Te Narodziny byly dla nas
       Jak cie/zka i gorzka agonia, jak smierc, nasza smierc..."
 
       Wrocilismy do naszych krain, tych Krolestw.
       Ale nie bylo nam tak dobrze w nich jak ongi
       Z obcym ludem, co w swe szpony chwyta bogow...
       Rad bym byl smierci ponownej...
 
 
                        * * *
 
 
 
Guillaume Apollinaire.
 
 
               Fotografia
               __________
 
 
       Twoj usmiech ne/ci mnie, jak
       Ne/cilby mnie kwiat,
       Fotografio, jestes zmurszalym grzybem
       Boru.
       Jej pie/knosci,
       Plaszczyzny twe polyskuja/ce biela/, to
       Ksie/zyca blask
       w cichym ogrodzie,
       A tam bystre wody i swawolni ogrodnicy.
       Fotografio, jestes dymem plomienia
       Jej pie/knosci.
       Fotografio,
       Masz w sobie
       Dzwie/ki tak rzewne,
       Ze slysze/
       Melodie/.
       Fotografio,
       Jestes cieniem
       Slonca
       Jej pie/knosci.
 
 
                        * * *
 
 
Hryc' Czuprynka
 
 
               Gromniczka
               __________
 
 
       Pali sie/ swieczka i drzy gromniczka,
       Matusia w trumnie sosnowej leza/,
       A oboje/tna nieznana mniszka
       W glos czyta swie/te karty psalterza.
 
       Dzieci malenkie, brat i siostrzyczka,
       Bawia/ sie/ w ka/cie, bo to jak swie/ta.
       Pali sie/ swieczka i drzy gromniczka,
       Izdebka taka ciemna i sme/tna.
 
       Kosa smiertelna -- noc tajemnicza
       Matke/ spotkala w zalu bezdennym.
       Plonie gromnica, migoce swieca,
       A dzien za oknem spiewa promienny.
 
       I slonecznego jarkiego liczka
       Chmurka ni jedna nie zakrywala.
       Plone/la swieczka, drzala gromniczka
       I matus w blasku snem wiecznym spala.
 
       W wianku jedwabna trawa-rosiczka
       Wila sie/ poprzez rozane kwiecie.
       Plone/la swieczka, drzala gromniczka,
       Z ka/ta na matke/ patrzylo dziecie/.
 
       Chociaz niewielka to tajemnica,
       Jakze zrozumiec zycie i zgony?
       Migoce swieca, plonie gromnica
       Symbolem smierci nieodgadnionym.
 
 
                        * * *
 
 
Jewhen Malaniuk (1897-1969), poeta, tlumacz, eseista, dobry znajomy
Tuwima, zaprzyjazniony z Maria Dabrowska, Jaroslawem Iwaszkiewiczem,
Kazimierzem Wierzynskim i innymi polskimi literatami, zdobyl sobie
rozglos i wsrod Polakow dzieki artykulom Kadena-Bandrowskiego i
Pruszynskiego. Jak wielu innych wybitnych pisarzy ukrainskich drukowal
on swe wiersze w pismie " Literaturno- aukowyj Wysnik", pozniej
"Wysnyk".
 
On takze przyczynil sie do rozwoju literatury ukrainskiej w
przedwojennej Polsce, gdzie byl czlonkiem ukrainskiej grupy literackiej
Tank w Warszawie, skupionej wokol almanachu "My" (1934-39).
 
 
 
               Znowu scielesz stepowy kilim...
               _______________________________
 
 
       Znowu scielesz stepowy kilim
       Pod kopyta, arby i jurty.
       Znow zrenice dymem okryli,
       Krew tatarskim wzburzyli nurtem.
 
       Jak i ongis Batyj? Timurze?...
       -- Caluj, caluj ra/bek tej szaty,
       Nie ocalisz w sofijskim klasztorze
       Slepych stepow ni marnej chaty.
 
       Nie zalowal nam czasu Chrystus:
       Siedem wiekow trwala epopeja.
       Taszlyki oto kamieniste
       I rybackie to balakleje.
 
       Bystry wir wsrod fal Karhalyku
       Sennie toczy wody Syniucha.
       I ten sam je/k, w tym samym krzyku
       Bol sie/ wznosi te/py i gluchy.
 
       Slonce chmura gniewu zacmiewa,
       Szczerza/ ze/by jagnie/ta milcza/c,
       A poroslas burzanem, kostrzewa/,
       Zamiast chalup masz jamy wilcze.
 
       Nie zapomni buntow gromada,
       Nie zelzaly obrze/kle zyly.
       Cie/zkiej krwi waszej, soku nomadow
       Jeszcze ostre klingi nie pily.
 
       I swobodny brzeszczot nie brze/ka...
       Idziesz chylkiem poprzez stulecia
       I -- jak kamien -- cia/zy mi dziecie/:
       W lonie dzikim mongolski be/kart...
 
 
                        * * *
 
 
Przypomina nam Tadeusz Rozewicz, ze Czechowicz
 
       Byl [...] przywodca mlodziezy poetyckiej, ktora
       otaczala go miloscia i uwielbieniem, byl uznawanym
       przez pewne kola "ksieciem poetow". Byl wiec na
       rynku, na "gieldzie literackiej". Prowadzil aktywny
       tryb zycia [...]
 
       A przeciez rownoczesnie byl bardzo oddalony od rynku,
       od gieldy, a nawet od rzeczywistosci, ktorej fale
       bily o brzeg tej poezji i podmywaly jej muzyczna
       konstrukcje.
 
       Czechowicz byl zamkniety, zanurzony w melodii,
       pochylony nad soba. Zasluchany. Plynal, czasem
       wolniej, czasem predzej, do sobie tylko wiadomego
       ksztaltu piekna.
 
Czy naprawde wiadomym mu byl ten ksztalt? Odpowiadajac na ankiete
"Okolicy Poetow" w 1936 r. pisal Czechowicz:
 
       Wiec padaja deszcze, padaja trony, padaja granaty, a
       w poecie przelatuja mgly i obloki zmienne, trudno
       uchwytne, co chwila inne. I ani jeden z ksztaltow nie
       chce sie ustalic jako ten jedyny i niepowtarzalny...
 
       ... znaczenie wyzwalajace miewaja czasem wydarzenia z
       zewnatrz: rozmowa z kims, nagle uderzajace piekno
       pejzazu na przechadzce, ksiazka, a najczesciej
       muzyka. I to nie specjalnie dobra muzyka koncertowa.
       Nie. Po prostu glos fortepianu noca pogodna w cichej
       uliczce starego miasta albo pod ostrym sloncem
       orkiestra wojskowa, albo skrzypce grajka ulicznego ...
 
       ... pisze sporo. Drukuje mniej wiecej polowe tego, co
       pisze. A z tym, co drukowalem dotad, nie ma ani
       jednego wiersza napisanego w swym ogolnym ksztalcie
       poza stanem owego muzycznego falowania ...
 
 
"Okolica Poetow", jedno z pism prowincjonalnych redagowane przez
Stanislawa Czernika, poete i nauczyciela gimnazjum w Ostrzeszowie, mimo
trudnych warunkow finansowych, poczatkowo malego nakladu (300
egzemplarzy), i warszawocentryzmu zycia literackiego trwalo i
przyciagalo bardzo dobrych pisarzy, np. Przybosia i Czechowicza.
 
 
 
               piesn o niedobrej burzy
               _______________________
 
 
       Oj zaszumialy chmiele winogrady
       ponuro ponuro
       kiedy sypne/lo lazurowym gradem
       za gora/
 
       oj i pomkne/ly nadobne panienki
       po lugu po lugu
       zsuna/l sie/ we/zyk srebrzysty malenki
       po plugu
 
       oj malowany panie muzykancie
       zla chwila zla chwila
       juz sie/ most z pawiewm na mlynowym stawie
       przechyla
 
       oj w siwej burzy opadaja/ kwiecie
       i liscie i liscie
       juzci plug w kuzni mlotkami bijecie
       ogniscie
 
       oj malowany panie muzykancie
       umykaj umykaj
       smierc twoja blyszczy na stalowym kancie
       jak mika
 
       oj skrzypki skrzypki z samorodnej lipki
       zakwila/ zakwila/
       dlugo sie/ be/da/ osmucaly chmiele
       ta/ chwila/
 
       nie chciales panie kudlatym kowalom
       uwierzyc uwierzyc
       glowa pod mostem nad nia/ wody welon
       juz biezy
 
       organy graja/ panieneczki lkaja/
       plug dzwoni plug dzwoni
       czy ty be/dziesz w raju czy ty bedzies w rajskiej
       koronie
 
       ej malowany panie muzykancie po cos
       gral z gradem gral z gradem
       nie lepiej bylo kochac skrzypki noca/
       chodzic srebrnego we/zyka sladem
 
 
 
                        * * *
 
Oparlem sie na:
 
Jozef Czechowicz, "Wiersze wybrane", wybor i wstep Tadeusza Rozewicza,
Warszawa, PIW 1979.
 
Jozef Czechowicz, "Poezje", wybor i wstep Bohdana Zadury, Lublin,
Wydawnictwo Lubelskie 1988.
 
Waclaw Borowy, "Od Kochanowskiego do Staffa: Antologia liryki polskiej", 
PIW, Warszawa 1992.
 
Leslaw M. Bartelski, "Piesn Niepodlegla: Pisarze i wydarzenia",
Wydawnictwo Literackie, Krakow 1988.
 
Leslaw M. Bartelski, "Polscy pisarze wspolczesni 1939-1991: Leksykon",
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
 
"Historia literatury polskiej w zarysie", wydanie szoste poszerzone, pod
redakcja Mariana Stepnia i Aleksandra Wilkonia, PWN, Warszawa 1989.
 
Julian Krzyzanowski, "Dzieje literatury polskiej", PWN, Warszawa 1979.
 
Piotr Kuncewicz, "Agonia i Nadzieja: Literatura Polska od 1918". Tom I
Polska Oficyna Wydawnicza "BGW", 1993.
 
Jan Lechon, "Dziennik", tom 1-2, 1992, tom 3 1993, PIW, Warszawa.
 
"Literatura Polska: Przewodnik Ecyklopedyczny", PWN, Warszawa 1984.
 
Czeslaw Milosz, "Historia Literatury Polskiej do roku 1939",
Wydawnictwo ZNAK, Krakow 1993.
 
Zofia Nalkowska, "Dzienniki 1939-1944", Czytelnik, Warszawa 1996.
 
"Slownik literatury polskiej XX wieku". Vademecum Polonisty, Zaklad
Narodowy Im. Ossolinskich, 1993.
 
Andrzej, Zawada "Dwudziestolecie Literackie: A to Polska wlasnie",
Wydawnictwo Dolnoslaskie, Wroclaw 1995.
 
 
 
tkg
 

________________________________________________________________________
 
Wszystkie artykly drukowane w "Spojrzeniach", z wyjatkiem specjalnie
zaznaczonych, ukazaly sie poprzednio na liscie dyskusyjnej
"Papirus". Informacje o tej liscie dostepne od T. K. Gierymskiego
.

Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                     spojrz@info.unicaen.fr
 
Archiwa: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz
           
Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek)
                   bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
 
Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Kazde powielanie wymaga
zgody redakcji i autora danego tekstu.
 
_____________________________koniec numeru 156__________________________