_________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _________________________________________________________________________ Poniedzialek, 07.04.1997 ISSN 1067-4020 nr 144 _________________________________________________________________________ W numerze: Jurek Krzystek - 21 marca - Urodziny Bacha Izabella Wroblewska, Jurek Krzystek - Beethoven do ogladania Izabella Wroblewska, Jurek Krzystek - Wielkanocny Festiwal Beethovenowski Katarzyna Bielas - Wojciech Kilar i "The Portrait of a Lady" - wywiad z kompozytorem Izabella Wroblewska, Wlodek Kaplan - Krzysztof Klenczon - 16 lat po smierci _________________________________________________________________________ Nazbieralo nam sie materialow muzycznych, ktore jednak zahaczaja o polityke i zycie spoleczne. Monotonnosc tematyczna bedzie wiec pozorna, bowiem materialy o Beethovenie omawiaja m.in. sprawe kolekcji rekopisow muzycznych, ktora w wyniku dzialan II wojny swiatowej znalazly sie w Polsce. W wywiadzie z W. Kilarem jest mowa o sprawach filmowych. A przypomnienie sylwetki K. Klenczona skloni wielu czytelnikow i redaktorow do wspomnien o wlasnej mlodosci. "Musically Speaking" - tak by mozna zatytulowac "Spojrzenia" poswiecone tej wlasnie tematyce. -- M.B_cz. [Od red. Przypominamy, ze "Spojrzenia" opieraja sie w wiekszosci na materialach listy dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej ostatniej do uzyskania od jej opiekuna, Tadeusza Gierymskiego - adres: tkgierymski@stthomas.edu>] _________________________________________________________________________ Jurek Krzystek21 MARCA - URODZINY BACHA ========================= Zastanawia mnie, jak czesto prawdziwa wielkosc w sztuce nie jest uznawana przez wspolczesnych. Malo kto jest prorokiem we wlasnych czasach (i odwrotnie, wiele wspolczesnych wielkosci okazuje sie nadetymi balonami). Tak bylo i z Bachem, za zycia cieszacym sie jedynie umiarkowana renoma niezlego, profesjonalnego muzyka - kantora, organisty, instrumentalisty. Komponowanie wchodzilo wtedy w zakres obowiazkow kantora przy kosciele, nikogo wiec nie dziwilo, ze Bach u Sw. Tomasza w Lipsku musial wyprodukowac na kazda niedziele nowa kantate (tak powstalo ich chyba 217). Ale nikt wowczas nie widzial w nich arcydziel. Wiecej, gdy obsadzano posade u Sw. Tomasza, Bach byl ktoryms z kolei kandydatem - pierwszym byl Georg Philip Telemann, najbardziej wowczas ceniony muzyk i kompozytor w Niemczech. Telemann nie chcial sie jednak przeniesc bodaj z Hamburga, wiec chcac niechac zatrudniono Bacha. 250 lat pozniej slucha sie wprawdzie Telemanna z przyjemnoscia, bo na pewno nie byl to zly kompozytor, ale tez nie jest to muzyka skomponowana przez geniusza. Slawy wiec za zycia Bach nie zaznal, a co gorsza, wraz z jego smiercia w 1750 roku skonczyla sie cala epoka w muzyce, potocznie zwana Barokiem, ale majaca w sumie niewiele wspolnego z tym stylem w malarstwie czy architekturze. Skonczyla sie muzyka polifoniczna, a rozpowszechnila sie monofonia. Sztuka kontrapunktu, ktora Bach wypracowal do perfekcji, rodzila sie przez cale stulecia; sam Bach byl uczniem Dietricha Buxtehude z Lubeki, tworcy fugi jako samodzielnego utworu muzycznego. Juz za zycia Bacha jednak jego wlasni synowie, ktorych sam wyksztalcil na muzykow, wysmiewali sie ze "staroswieckiego" stylu ojca. Sami byli proponentami monofonii; odrzucali kontrapunkt z pogarda. Mnie sluchanie muzyki Carla Philipa Emanuela, Wilhelma Friedricha, czy Johanna Christiana nie sprawia glebszej przyjemnosci, choc trzeba uznac ich wplyw na ksztaltowanie sie nowego stylu w muzyce, tzw. pre-klasycznego. W tym samym okresie dzialaja tez Karl Stamitz, rodzina Bendow w Czechach, modny ostatnio Zelenka. Gdy wszystkich ich sie porowna z J. S. Bachem, to nie mozna sie nadziwic upadkowi muzyki w tym okresie. Mile dla ucha, ale plytkie to, i nie tyle efektowne, co efekciarskie. Twalo ladnych pare lat, nim najpierw pojawil sie Gluck, potem Haydn, a za nim Mozart i paru nieco mniejszej rangi, ale tez swietnych kompozytorow jak Bocherini. Ci potrafili wreszcie nadac nowemu stylowi glebie tresci. Rok 1685, w ktorym urodzil sie Bach, byl dosc niezwykly dla muzyki. W tym samym roku urodzil sie tez Georg Friedrich Haendel, ktorego Anglicy zawlaszczyli potem jako George'a Fredericka Handla, a rowniez i Domenico Scarlatti. Zastanawia mnie, na czym polega wielkosc Bacha na tym tle: chyba na polaczeniu pierwiastka intelektualnego z emocjonalnym. Bez tego pierwszego muzyka jest pusta (vide synowie Jana S.). Bez drugiego, co to dlugo mowic, nudna. A Bach (w moim uczuciu oczywiscie) nudny nie jest prawie nigdy. Nawet w dwoch cyklach po 24 preludia i fugi "Das Wohltemperierte Klavier", pod warunkiem, ze ktos to dobrze gra (znaczy, Glenn Gould). Byc moze w "Kunst der Fuge" i "Musikalisches Opfer" pierwiastek intelektualny bierze gore nad emocja i zeby to zrozumiec, trzeba czytac nuty. Ale tez "Kunst der Fuge" jest labedzim spiewem calej epoki. Bach wiedzial, ze jest juz przezytkiem, pisal wiec chyba wylacznie do szuflady. Ostatnia fuga konczy sie w polowie - nigdy cyklu nie dokonczyl. Grac mozna Bacha na wiele sposobow. Najpierw nie grano go w ogole. Owszem, znano "Das Wohltemperierte Klavier", uwazajac to za nudne wprawki techniczne, i moze pare innych utworow. Dopiero w pierwszej polowie XIX wieku Mendelssohn odkryl w Lipsku nieznane manuskrypty, wsrod nich "Pasje Mateuszowa", ktorej prawykonaniem sam dyrygowal w Gewandhausie. Zaslugi Mendelssohna dla renesansu Bacha trudno przecenic, ale rezultatem tego bylo tez zaromantyzowanie go na smierc. Olbrzymie orkiestry, olbrzymie chory, wspolczesne fortepiany. Dlugo to trwalo, za dlugo, jest jeszcze tego mnostwo na plytach, choc juz nie w praktyce wykonawczej. Tzw. 'fortepianowe' utwory Bacha naprawde dobrze brzmia dopiero na klawesynie, choc sa tez wyjatki jak wspomniany juz, a niestety niezyjacy Kanadyjczyk Gould, ktorego fortepian byl jednak specjalnie spreparowany w tym celu. Utwory orkiestralno-choralne wykonywane sa dzis przez zespoly kameralne, po kilkunastu muzykow i niewielu wiecej spiewakow. I dopiero w takich warunkach mozna odkryc, na czym polega rownolegle prowadzenie glosow (kontrapunkt), bo glosy te naprawde slychac. Na organach tez gra sie dzis inaczej niz, powiedzmy, grywal Albert Schweitzer w pierwszej polowie wieku. Znajomy organista powiedzial mi niegdys dlaczego: pomimo, ze istnialy juz w czasach Bacha olbrzymie, wieloglosowe instrumenty, naped miechow byl reczny. Niesposob wiec bylo wlaczyc wszystkie glosy naraz, bo nie bylo dosyc powietrza. To dopiero przyniosl wiek XIX, kiedy napedem zajely sie silniki elektryczne. Kto sluchal Schweitzera na plycie, to wie, jaki to dawalo efekt. Niestety, XIX wiek narobil szkod nie tylko w interpretacji, ale tez i substancji. Niemal wszystkie organy przerobiono na naped elektryczny i to nie tylko naped miechow, ale rowniez tzw. trakture, czyli polaczenia klawiszy z piszczalkami. Efekt byl tragiczny - dopiero od polowy XX zaczeto przywrac gdzie sie dalo traktury mechaniczne i budowac nowe instrumenty rowniez w ten sposob. Przy okazji: w okresie tym przerobiono rowniez wszystkie stare skrzypce, wyrzucajac wiekszosc tych, ktore sie do przerobki nie nadawaly. Zmieniono ksztalt gryfu, napinajac mocniej struny, zmodyfikowano tez ksztalt smyczka. W efekcie wszystkie stradivariusy brzmia dzis co prawda niezwykle blyskotliwie i silnie, ale nie jest to ich oryginalny i zamierzony dzwiek. Jak musialy kiedys brzmiec, tego sie tylko mozna domyslec sluchajac muzykow grajacych na tzw. 'autentycznych' instrumentach. Pisze 'autentycznych', bo wiekszosc z nich jest tylko kopiami starych oryginalow, tak malo zachowalo sie tych ostatnich. Zebralo sie nizej podpisanemu po wysluchaniu rano "Koncertu na 3 klawesyny i orkiestre", a potem "Koncertu Wloskiego" na klawesyn solo. JK _________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska BEETHOVEN DO OGLADANIA ====================== W Wielka Srode rano w sali wystawowej Biblioteki Jagiellonskiej w Krakowie otwarta zostala bezprecedensowa wystawa 21 rekopisow Ludwiga van Beethovena. Listy, szkice i autografy, w tym kompletna VIII Symfonia F-dur op.93 po raz pierwszy w historii swiatowego wystawiennictwa zostaly udostepnione zwiedzajacym. Trzeba dodac, ze bezcennej ekspozycji, ktora zainaugurowala I Wielkanocny Festiwal Beethovenowski strzec mieli ludzie z uzbrojonej po zeby brygady antyterrorystycznej. Autografy Beethovena opuscily elektroniczne sejfy Jagiellonki dzieki staraniom pan: Elzbiety Pendereckiej i Kari-Kahl Wolfsjager z bonskiego Towarzystwa Beethovenowskiego, ktore zorganizowaly w Krakowie festiwal kompozytora i zdobyly srodki na wystawe. W specjalnie wyciszonej sali wystawienniczej, w gablotach ze szkla nie przepuszczajacego sztucznego i slonecznego swiatla, wystawione zostaly m.in. fragmenty: VII Symfonii A-dur op.92, kilku kwartetow, sonat, oraz jeden z najwczesniejszych - zachowanych do dzis - szkicownikow kieszonkowych tracacego sluch Beethovena. Ewenementem jest pokazanie kompletu VIII Symfonii F-dur, ktorej tylko czesc trzecia znajduje sie w Jagiellonce. Brakujace fragmenty przywiozl osobiscie do Krakowa sam dyrektor generalny Staatsbibliotek zu Berlin Antonius Jammers, eskortowany od granicy przez specjalny oddzial komendanta wojewodzkiego policji w Krakowie Boguslawa Strzeleckiego. Wystawe ze wzgledow bezpieczenstwa ma zwiedzic, jak napisalam, zaledwie 900 osob w grupach 25 osobowych. Szczesliwcow wybierze Filharmonia Krakowska sposrod tych melomanow, ktorzy wykupili najwieksza liczbe biletow na festiwal. Zbiory wystawione beda przez trzy dni, w kazdym po trzy godziny. Eksponaty wieczorem beda powracac do sejfow. Autografy, ktore przyjechaly z Berlina, zostaly ubezpieczone na sume idaca w miliony marek. Jednakze prawdziwej wartosci wszystkich eksponatow, ktore zostaly pokazane, nie da sie okreslic. Przypomne, ze rekopisy przechowywane aktualnie w Krakowie, pochodza ze slynnych zbiorow Biblioteki Berlinskiej, ktore za sprawa niemieckich benedyktynow z Krzeszowa na Slasku trafily do Jagiellonki jako depozyt narodowy tuz po wojnie. Opiekun wystawy, ktory na codzien jest wicedyrektorem biblioteki d/s wydawniczych - Dr Marian Zwiercan wspomina: "Siedem lat musialem pracowac, by dowiedziec sie, ze te zbiory istnieja. A przeciez one znajdowaly sie za sciana. To jednak juz stare czasy. Od jesieni 1981 roku, dzieki okresowi pierwszej "Solidarnosci", setki tysiecy woluminow moga byc udostepniane naukowcom z calego swiata, pod warunkiem, ze nie opuszcza murow biblioteki." Oprocz kompozycji Ludwiga van Beethovena muzykalia krakowskiego depozytu zawieraja tez dziela innych, niemieckich kompozytorow: Jana Sebastiana Bacha, Josepha Haydna, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Franza Schuberta i Felixa Mendelssohna. Izabella _________________________________________________________________________ Jurek Krzystek Pisze Izabella Wroblewska: > Przypomne, ze rekopisy przechowywane aktualnie w Krakowie, pochodza > ze slynnych zbiorow Biblioteki Berlinskiej, ktore za sprawa niemie- > ckich benedyktynow z Krzeszowa na Slasku trafily do Jagiellonki > jako depozyt narodowy tuz po wojnie. Opiekun wystawy, ktory na > codzien jest wicedyrektorem biblioteki d/s wydawniczych - Dr Marian > Zwiercan wspomina: > "Siedem lat musialem pracowac, by dowiedziec sie, ze te > zbiory istnieja. A przeciez one znajdowaly sie za sciana. > To jednak juz stare czasy. Od jesieni 1981 roku, dzieki > okresowi pierwszej "Solidarnosci", setki tysiecy woluminow > moga byc udostepniane naukowcom z calego swiata, pod > warunkiem, ze nie opuszcza murow biblioteki." > Oprocz kompozycji Ludwiga van Beethovena muzykalia krakowskiego > depozytu zawieraja tez dziela innych, niemieckich kompozytorow: > Jana Sebastiana Bacha, Josepha Haydna, Wolfganga Amadeusza Mozarta, > Franza Schuberta i Felixa Mendelssohna. Bardzo lubie eufemizmy; jak przejde na emeryture, to moze zaczne je kolekcjonowac. Pisaly niegdys o tzw. "Berlince", czyli kolekcji z Berlina, "Spojrzenia" (nr 102). "Depozyt" polegal na rabunku. Mozna oczywiscie dowodzic, ze skoro Niemcy zlupili i zniszczyli niemilosiernie polskie zasoby kulturalne, wiekszosc z nich bezpowrotnie, to dlaczego my nie moglismy zlupic ich, jak sie nadarzyla okazja. A nadarzyla sie w 1945 po zajeciu Krzeszowa, dokad zbiory Panstwowej Biblioteki Pruskiej zostaly przewiezione pod koniec wojny z Berlina celem uchronienia ich przed bombardowaniami. Mozna sie tez cieszyc, ze nie trafily one w lepkie rece Armi Czerwonej, a nasze swojskie. O ile wiec sam fakt rabunku nalezal do konwencji epoki, to trzymanie calego swiata muzycznego przez 40 lat w nieswiadomosci, ze manuskrypty te przetrwaly wojne, bylo skandalem nad skandale. Dopiero we wczesnych latach 80-tych pierwszy raz ze zdumieniem przeczytalem w artykule brytyjskiego muzykologa Neala Zaslawa, ze rekopis Symfonii Jowiszowej Mozarta przechowywany jest w Krakowie, ale jest niedostepny dla badaczy. W Polsce nie wolno bylo o tym napisac ani slowa. Pozniej odnosniki zaczely sie mnozyc, w koncu pozwolono wybranym muzykologom rekopisy te obejrzec, bez prawa fotokopii. Z artykulu cytowanego w "Spojrzeniach" pamietam tez, ze w latach 70-tych Edward Gierek podarowal Erichowi Honeckerowi czesc -- niestniejacej oficjalnie -- kolekcji jako "dar narodu polskiego dla NRD-owskiego", w tym rekopis IX Symfonii Beethovena. Niewtajemniczonym brwi sie uniosly ze zdumienia, co tez takiego ow rekopis robil w Polsce. Z artykulu Izabelli widac, ze do normalnosci, czyli pelnej dostepnosci (nawet jesli przez szybe pancerna) tej kolekcji jeszcze kawalek drogi. JK _______________________________________________________________________ Izabella Wroblewska WIELKANOCNY FESTIWAL BEETHOVENOWSKI =================================== 26 marca w Krakowie uroczystym koncertem upamietniajacym 170 rocznice smierci Ludwiga van Beethovena rozpoczal sie Wielkanocny Festiwal Beethovenowski. Kilka godzin wczesniej w Bibliotece Jagiellonskiej otwarto wystawe rekopisow kompozytora. Ozdoba ekspozycji staly sie cztery zeszyty rekopisow VIII Symfonii. Jeden jest zdeponowany w Jagiellonce, natomiast trzy pozostale przyjechaly z Berlinskiej Biblioteki Miejskiej ds. Dziedzictwa Kultury Pruskiej. Trzeba podkreslic, ze Biblioteka Jagiellonska traktuje zbior przechowywany tutaj jako kolekcje odrebna nie wlaczona do swych zbiorow. Otwarcie wystawy manuskryptow Beethovena przypomnialo problem zbiorow Pruskiej Biblioteki Panstwowej przechowywanych w Polsce. O problemie tym pisal ostatnio Jurek Krzystek, przywolujac tez artykul autorstwa Anny Biedrzyckiej, ktory jest dostepny w nr 102 Spojrzen. Wrocmy wiec do wydarzen w Jagiellonce. W inauguracyjnym wystapieniu rektor Uniwersytetu Jagiellonskiego prof. Aleksander Koj powital zebranych gosci i powiedzial miedzy innymi: Jest to przelom w mysleniu, wyjscie poza aspekty polityczne zbiorow berlinskich. Mysle, ze dzisiejsza wystawa to symbol jednoczacej sie na naszych oczach Europy i wielka lekcja dla przyszlej wspolpracy kulturalnej polsko-niemieckiej. Przemawiajacy po Jego Magnificencji dr Laurids Holscher, konsul generalny Niemiec w Krakowie, wypowiedzial nastepnie slowa, ktore wsrod zgromadzonych gosci wywolaly spore poruszenie: Zdeponowane w Bibliotece Jagiellonskiej dziela pochodzace z Pruskiej Biblioteki Panstwowej byly i sa czescia jedynego w swoim rodzaju wspolnego zbioru niemieckiego dziedzictwa kulturowego. Ich rozdzielenie jest bolesne dla wszystkich. Prosze mnie zle nie zrozumiec, kiedy powiem, ze te rozlaczone przez wojne czesci naleza do siebie i powinny byc w calosci odwiezione do miejsca ich pochodzenia - Berlina. Juz od 1992 roku trwaja polsko-niemieckie rozmowy na temat wzajemnego zwrotu wywiezionych w czasie dzialan wojennych dobr kultury. Na razie bez ostatecznych rezultatow. My jednak jestesmy wobec siebie nawzajem zobowiazani rozmawiac o zwrocie dobr kultury w miejsca ich pochodzenia w obu krajach i jestesmy do tego gotowi. Problem zwrotu nie moze stac na drodze naszej wspolnej przyszlosci jako obciazenie przeszlosci. Potrzebujemy rozwiazan dla tych problemow wypracowanych wspolnie i mozliwych do zaakceptowania przez obie strony. Po wystapieniu konsula zabral glos dyrektor generalny Staatsbibliothek zu Berlin dr Antonius Jammers, ktory zlagodzil nieco wydzwiek slow przedmowcy: Wyrazam wstyd i smutek z powodu tego, co Niemcy robili w czasie wojny, a jednoczesnie wdziecznosc dla Polakow, ze nie dali sie poniesc uczuciom zemsty i przechowali zbiory z wielka sumiennoscia. Jestem zobowiazany podkreslic troske, z jaka Biblioteka Jagiellonska opiekuje sie berlinskim zbiorem. Gdyby w tamtym okresie nie dotarl on do Krakowa, byc moze trafilby do Zwiazku Sowieckiego i uleglby zniszczeniu. Temat zbiorow nie moze byc traktowany jako tabu. Moge zaproponowac pewne wyjscie. Niemieckie firmy moga do 2002 roku pomoc finansowo w prowadzonej obecnie rozbudowie Biblioteki Jagiellonskiej, w zamian za zwrot berlinskich zbiorow. Rozbudowana Jagiellonka moglaby w przyszlosci posiadac duplikaty wielkiej berlinskiej kolekcji. Skonsternowany rektor UJ Aleksander Koj powiedzial jeszcze tylko, ze jest mu bardzo przykro, ze otwarcie wystawy zaplanowane jako wydarzenie kulturalne, przenioslo sie w sfere polityki. Nie chcac kontynuowac tego watku, zaprosil zebranych do ogladania rekopisow Beethovena. Czuje sie jeszcze w obowiazku nadmienic, ze po czesci oficjalnej niemieccy goscie szybko opuscili gmach Biblioteki Jagiellonskiej. Wystawa prezentuje 21 rekopisow Beethovena - czyli okolo 20% beethovenowskich autografow. Na pozolklym, grubym, czerpanym papierze zapisane sa rozwichrzonym pismem kompozycje kameralne z ostatnimi kwartetami smyczkowymi, VII i VIII Symfonia, szkice (m.in. do finalu IX Symfonii z Schillerowska "Oda do radosci"), oraz listy. Manuskrypty sa ulozone chronologicznie, gdyz liczba eksponatow nie pozwalala na jakakolwiek inna koncepcje. Ekspozycji towarzysza portrety Haydna i Schillera. Pelnia one role akcentow i dotycza przeciez osob, z ktorymi Beethoven na pewno sie stykal, badz ktore bardzo cenil. Te akcenty sa jednak bardzo skromne. Szkicowniki kompozytora prezentowane sa w postaci luznych kartek. Na "Skizzenblatter" skladaja sie kartki z roznych lat i roznych formatow. Kieszonkowy szkicownik nazywany "Skizzenheft" nalezy do najstarszych zachowanych szkicownikow Beethovena - pochodzi z 1815 roku. Nuty w szkicownikach pisane sa olowkiem, w sposob czesto bardzo chaotyczny. Prezentowane manuskrypty sa otwarte na konkretnych stronach, podobno wybranych tak, aby swiatlo nie moglo im zbytnio zaszkodzic. Kierowniczka Oddzialu Zbiorow Muzycznych Biblioteki Jagiellonskiej Agnieszka Mietelska mowila zebranym: Beethoven byl na pewno osoba nerwowa. Lubil czesto poprawiac swoje kompozycje. Wydaje mi sie, ze nie podchodzil do swoich utworow jak do czegos, co zostalo ostatecznie ukonczone. Stad w autografach duzo jest poprawek, wyskrobywania, wielokrotnych skreslen. Na wystawie pokazano takze najgorszy fragment pisma Beethovena, kilkanascie razy kreslony i zmieniany. Niektore fragmenty rekopisow sa jednak piekne i czyste od jakichkolwiek poprawek. W poludnie we Floriance - na pierwszym z festiwalowych koncertow - krolowala juz wylacznie muzyka, choc tez nie obylo sie bez niespodzianek. W programie widnialy tematy z wariacjami op.105 i 107 na flet i fortepian. Patrick Gallois (flet) i Jorg Demus (fortepian) zaprezentowali jednak tylko pare z tych beethovenowskich opracowan tematow ludowych, pisanych "dla chleba". Zamiast reszty zabrzmialy dwie sonaty. Jorg Demus przedstawil swoja interpretacje jednej z poznych sonat fortepianowych As-dur op.110. Na zakonczenie zas zabrzmial jeden z najpogodniejszych utworow Beethovena - Sonata "Wiosenna" op.24 w wersji na flet i fortepian. Juz podczas wieczornego koncertu symfonicznego VIII Symfonie wykonala kameralna orkiestra lipskiego Gewandhausu pod batuta Burkharda Glatznera. Poprzedzila ja II Symfonia i I Koncert fortepianowy C-dur, w ktorym solista na fortepianie Hammerklavier byl Melvyn Tan. Tyle na biezaco z krakowskiego festiwalu Izabella _______________________________________________________________________ Jurek Krzystek Pisze nieoceniona Izabella: > Skonsternowany rektor UJ Aleksander Koj powiedzial jeszcze tylko, > ze jest mu bardzo przykro, ze otwarcie wystawy zaplanowane jako > wydarzenie kulturalne, przenioslo sie w sfere polityki. Nie chcac > kontynuowac tego watku, zaprosil zebranych do ogladania rekopisow > Beethovena. Czy naprawde nie spodziewano sie watkow politycznych?? Trudno uwierzyc. Ale podazmy sladami JM rektora Koja w strone muzyki: > Juz podczas wieczornego koncertu symfonicznego VIII Symfonie wykonala > kameralna orkiestra lipskiego Gewandhausu pod batuta Burkharda > Glatznera. Poprzedzila ja II Symfonia i I Koncert fortepianowy C-dur, > w ktorym solista na fortepianie Hammerklavier byl Melvyn Tan. ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^ Do dosyc smiesznie brzmi, a wszystko przez nieporozumienia terminologiczne: W czasach pre-Bachowskich niemiecki "Klavier" byl synonimem instrumentu klawiszowego. Czy to klawesynu, czy tez klawikordu, a czasem i bardziej egzotycznych, dzis juz nie istniejacych instrumentow. Klawikord byl bardziej instrumentem domowego uzytku, klawesyn bardziej instrumentem koncertowym. Roznica miedzy nimi taka, ze w klawikordzie struny sa uderzane metalowa sztabka, podczas gdy w klawesynie potracane piorkiem. W efekcie klawikord, ktory ma bardzo cichutki i skromny dzwiek, ma jednak mozliwosc uprawiania dynamiki czyli grania glosniej albo ciszej, podczas gdy klawesyn, dysponujacy dzwiekiem duzo bogatszym, takiej mozliwosci nie ma. Bach tworzyl na oba instrumenty. Jego muzyka bardziej intymna przeznaczona byla na klawikord, w tym cale "Das Wohltemperierte Klavier". Muzyka koncertowa za to, nie tylko koncerty z orkiestra, ale tez np. Wariacje Goldbergowskie czy Koncert Wloski, zdecydowanie na klawesyn. Oba instrumenty miale jednak swe ograniczenia: klawesyn w dynamice, klawikord w braku sily brzmienia. Wiec wynaleziono cos takiego, co nazwano 'cicho-glosno', czyli pianoforte, a z czego wyklul sie wspolczesny instrument zwany po angielsku w krocie 'piano', a po polsku w sposob odwrotny do wloskiego -- ciekawe czemu -- 'fortepian'. Za wynalazce fortepianu uchodzi ok. 1710 roku Wloch Christophori, ale wynalazek ten rozpowszechnil sie jak ogien po calej Europie w ciagu lat doslownie kilku. Dotychczasowi producenci klawesynow, klawikordow, a nawet i organow zaczeli czym predzej produkowac i udoskonalac tak obiecujaca nowinke, posiadajaca zarowno silne brzmienie klawesynu, jak tez mozliwosc stopniowania sily dzwieku. Wracajmy jednak na chwile do Bacha: przez cale stulecia muzykologow nurtowalo pytanie: czy znal on wynaleziony za jego zycia fortepian. Nie tak dawno dopiero znaleziono pewne listy, w ktorych skarzy sie on, ze ten nowy wynalazek jest 'potwornie glosny' (a pierwsze fortepiany musialy brzmiec jak brzeczenie muchy przy wspolczenym Steinwayu) i ze mu sie nie podoba. Jeszcze pozniej polski "Ruch Muzyczny" zamiescil odnaleziony w Polsce list Bacha do jednego z polskich magnatow, bodajze Branickiego, ktory jest rachunkiem za sprzedany mu fortepian, produkcji niejakiego Silbermanna z Drezdna, skaninad tworce najwspanialszych organow w Niemczech. Czyli Bach chalturzyl jako sprzedawca instrumentow i fortepiany musial znac, skoro je sprzedawal. Nic nie wskazuje jednak, aby na nie pisal muzyke. Sukces fortepianu nie oznaczal bynajmniej szybkiej smierci klawesynu, choc klawikord zdaje sie zanikl dosc szybko. Przez caly wiek XVIII oba instrumenty wspolistnialy, do tego stopnia, ze jeszcze Beethoven (doszlismy jednak do niego) pisal na swoich wczesnych sonatach fortepianowych 'per un cembalo o pianoforte', choc dzis nam trudno zrozumiec, jak mozna by grac na klawesynie np. Sonate Ksiezycowa czy Patetyczna. W pozniejszych latach zycia jednak postanowil Beethoven zaznaczyc, ze sonaty jego pisane sa zdecydowanie nie na klawesyn, gdyby ktos tego wczesniej nie wyczul, i zaczal je oznaczac jako "Sonate fuer ein Hammerklavier", czyli na 'klawiszowy instrument mloteczkowy'. Do jednego z poznych utworow, wspanialej Sonaty B-dur op. 106, nazwa tego instrumentu tak przylgnela, ze znamy ja dzisiaj jako "Hammerklavier". Fortepian rozwinal sie burzliwie w wieku XIX, stajac sie instrumentem zarowno salonowym, jak i koncertowym. W oczywisty sposob zmienil swe brzmienie; nic wiec dziwnego, ze w ramach nurtu powrotu do 'oryginalnego' dzwieku w muzyce odtworzono instrumenty XVIII-wieczne i probuje sie na nich grac. Skutki sa, hmmm, troche dziwne, bo brzmia te instrumenty jak mocno rozstrojone pianino u Cioci Mani. Ale to zapewne sprawa osluchania. Natomiast najzabawniejsza jest sprawa terminologii: W jezyku angielskim nazywa sie w tej chwili te wyciagniete z lamusa instrumenty 'fortepiano'. Po polsku, o ile dobrze slyszalem, zmienily one swa nazwe z fortepianu wlasnie na 'pianoforte'. A Niemcy po swojemu zwa je 'Hammerklavier' w slad za Beethovenem. JK _______________________________________________________________________ Izabella Wroblewska Pisze Jurek o wypowiedzi JM rektora UJ ze srodowego uroczystego otwarcia Wielkanocnego Festiwalu w Krakowie > Czy naprawde nie spodziewano sie watkow politycznych?? Trudno uwierzyc. Chyba trzeba jednak dodac tutaj kilka slow. Wedlug moich wiadomosci Biblioteka Jagiellonska i wladze Uniwersytetu nigdy nie negowaly koniecznosci zwrotu do Berlina wspomnianych archiwow Pruskiej Biblioteki Panstwowej. Poprzez dziesieciolecia, a rowniez i obecnie, maja jednak zwiazane rece decyzjami Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Bylo to widoczne szczegolnie w okresie przed 1980 rokiem, kiedy wladze Uniwersytetu powtarzaly przy kazdej okazji, ze nic nie usprawiedliwia otaczania tajemnica obecnosci bezcennej "Berlinki" w Krakowie. Stanowisko wladz Biblioteki i Uniwersytetu jest znane od dawna zarowno niemieckiemu konsulowi, jak i oczywiscie niemieckiemu rzadowi, ktorego konsul jest przedstawicielem. Wedlug Elzbiety Pendereckiej, ktora wspolorganizuje festiwal, sprawa jest bardziej zlozona, niz na to z pozoru wyglada, ze wzgledu na fakt koniecznosci calosciowego uregulowania strat kulturalnych obydwu stron wyniklych podczas ostatniej wojny. Jednakze, jak widze, Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie spieszy sie z komentowaniem incydentu sprzed trzech dni. Poinformowalo jedynie, ze tymi sprawami zajmuje sie resort kultury. "Rzeczpospolita" poprosila o wypowiedz prof. Tadeusza Polaka, ktory jest pelnomocnikiem rzadu d/s polskiego dziedzictwa kulturalnego za granica. Jego slowa przytaczam ponizej : Wyrazam zdziwienie takim stanowiskiem konsula Niemiec, zwlaszcza, ze jest ono w duzej mierze nieprawdziwe. Strona polska nigdy nie oswiadczyla, ze tych zbiorow nie odda i zawsze podkreslalismy gotowosc do rozmow. Dyskusja nie moze jednak toczyc sie jedynie wokol zbiorow Biblioteki Pruskiej, jak to ma miejsce teraz, lecz dotyczyc musi strat kulturalnych obydwu stron, jakie wynikly wskutek II wojny swiatowej. Rzeczowej rozmowy w tej sprawie bardzo brakuje. Po raz ostatni do wymiany zdan miedzy stronami doszlo w maju 1995 roku w Berlinie. Zglosilem wowczas 114 wnioskow dotyczacych polskich dziel sztuki ktore znajduja sie obecnie na terenie Niemiec i ktore chcielibysmy odzyskac. Nie dostalem zadnej odpowiedzi. Zbulwersowala mnie takze propozycja, ktora padla we srode w Krakowie, o tym ze niemieckie firmy pomoga finansowo w rozbudowie Biblioteki Jagiellonskiej, w zamian za zwrot kolekcji. Oswiadczam, ze Polska za nie swoje dziela sztuki zadnych pieniedzy nie chce i nie wchodza w gre zadne odszkodowania finansowe. To nie my te wojne rozpoczelismy, a stracilismy w czasie wojny 45 milionow ksiazek. Dlatego mysle, ze obydwie strony powinny usiasc do stolu i otwarcie przedstawic swoje racje. Takie wypowiedzi - a juz zwlaszcza podczas uroczystosci otwarcia wystawy, ktora ma sluzyc porozumieniu pomiedzy naszymi narodami - na pewno przyszlych rozmow nie ulatwiaja. Komentowac tego nie bede, moze chcialabym jedynie zwrocic uwage, ze konsternacja JM rektora wcale nie wynikala z faktu, ze wladze uniwersyteckie sa zwolennikami zlodziejskich metod w pozyskiwaniu dziel sztuki dla biblioteki. Do historycznego, wykladu Jurka na temat "hammerklavier" moge dodac jedynie, ze w Krakowie Melvyn Tan zagral na, przepraszam za wyrazenie, hammerklavierze skonstruowanym w roku 1800 w Pradze, a wiec, pragne Was uspokoic, na instrumencie typowym dla epoki Beethovena. I Koncert fortepianowy C-dur op.15 wykonal znakomicie i z wielkim temperamentem, wywolujac bardzo gorace owacje sluchaczy. Spotegowal je jeszcze "Marsz turecki" Mozarta ze zgrabnymi improwizacjami, grany przez Tana na bis. Coz moge jeszcze powiedziec? Roznica pomiedzy dzwiekiem hammerklavier i wspolczesnym fortepianem jest ogromna. Hammerklavier pozwala wprawdzie na piekne legato, ale ma jednoczesnie prawie klawesynowa selektywnosc dzwieku. Basy brzmia bardzo delikatnie i nie zamazuja faktury calej kompozycji. Dzwiek jest cieplejszy od fortepianowego, jakby tu powiedziec, nieco "drewniany". Troche jednak nienaturalne wydaje mi sie laczenie hammerklavier ze wspolczesna orkiestra. Delikatny hammerklavier jest w duzej sali miejscami slabo slyszalny i orkiestra, chociaz kameralna, moze go miejscami zagluszyc. Chociaz znawcy twierdza, ze muzycy z Neues Bachisches Collegium Musicum pod batuta Burkharda Glatznera akom- paniowali z wielkim wyczuciem. W Wielki Czwartek w Teatrze Slowackiego mielismy wieczorem recital Rudolfa Buchbindera, ktory zagral trzy sonaty Beethovena: c-moll op.13 ("Patetyczna"), E-dur op.109, i f-moll op.57 ("Appasionata). Przypomne, ze austriacki artysta jest laureatem Grand Prix du Disque za nagranie wszystkich utworow fortepianowych Haydna. Znany jest z tego, ze ma w repertuarze caly "Nowy Testament muzyki", czyli wszystkie sonaty Beethovena. Przywyklismy narzekac na akustyke Teatru Slowackiego, ale nic z tych rzeczy. Fortepian Buchbindera zabrzmial wspaniale: z pasja i namietnoscia. Pogodna sonata E-dur byla tutaj potraktowana jako przerywnik i oddech dla sluchaczy. Na bis uslyszelismy obszerne fragmenty Sonaty "Ksiezycowej". Tyle z wielkanocnego i muzycznego Krakowa Izabella _______________________________________________________________________ Izabella Wroblewska WOJCIECH KILAR I "THE PORTRAIT OF A LADY" ========================================= Mamy wiec i my w Polsce nowy film Jane Campion "Portret damy". Nakrecony na podstawie powiesci Henry'ego Jamesa i pokazany po raz pierwszy na festiwalu w Wenecji (ale niestety poza konkursem). Jest to dzielo bardzo estetyczne, starannie dopracowane, momentami wzruszajace, lecz brakuje mu subtelnosci, wyrazu i dobrze pojetej "kobiecosci", ktorej przykladem byl "Fortepian". Trzeba jednak przyznac, ze Nicole Kidman ciagle jest piekna i w XIX-wiecznych sukniach prezentuje sie rownie uroczo jak w pastelowych kostiumach z czarnej komedii Gusa Van Santa "Za wszelka cene". Jest tez w "Portrecie damy" element polski. Tym elementem jest muzyka, skomponowana przez jednego z najwybitniejszych wspolczesnych polskich kompozytorow - przez Wojciecha Kilara. Wojciech Kilar jest slawny zarowno w kraju, jak i poza jego granicami. Od czasu jak skomponowal muzyke do "Draculi" Francisa Forda Coppoli, jego nazwisko stalo sie bardzo znane w srodowisku filmowym na swiecie. Muzyka~ do "Portretu damy" jeszcze raz udowodnil, ze jego slawa jest w pelni zasluzona. Ponizej przedstawiam rozmowe z Wojciechem Kilarem, ktora przeprowadzila Katarzyna Bielas. Wywiad opublikowano (3 kwietnia 1997) w "Gazecie Wyborczej". * * * GW: Napisal Pan muzyke do ponad stu filmow. Jaka role pelni ta muzyka? WK: Niewiele o tym wiem. Zawsze pisuje muzyke, ktora jest moja impresja na temat filmu. Ale nie mam ani wiedzy filmowej, ani wyobrazni, dzieki ktorej moglbym sobie wyobrazic film po przeczytaniu scenariusza. Inspiracja staje sie dopiero obraz, ktory dziala na mnie zmyslowo. Ja mysle plastycznie i kombinuje, zeby bylo ladnie z obrazem. GW: Na ogol jednak decyzje trzeba podjac, zanim film powstanie. Czy sa scenariusze, ktore Pan odrzuca? WK: Tak, na przyklad jesli jest to jakas niemadra komedyjka, albo film akcji, gdzie nie ma zadnej psychologii czy sensownego kontekstu. Odrzucilbym tez film, gdyby zawieral jakies tresci bluzniercze, ktore moglyby dotknac mnie jako katolika. Nie zrobilbym muzyki do apoteozy komunizmu, faszyzmu, czy przemocy. Ale takie rzeczy rzadko sie zdarzaja. GW: A co chwyta Pana za serce? WK: Lubie tzw. duze kino - duzo sie dzieje i sa wielkie emocje. To moze byc wielka milosc. Lubie filmy romantyczne, kostiumowe. Dlatego tak chetnie przyjalem propozycje Jane Campion, znalem zreszta powiesc Henry'ego Jamesa. GW: Od lat komponuje Pan muzyke do filmow Krzysztofa Zanussiego. To sa filmy raczej intelektualne, niz emocjonalne. WK: Przyjaznie sie z Zanussim, ale muzyke dla niego pisze mi sie ciezko. Jego filmy sa okazja do stworzenia ambitniejszego, niemal filozoficznego komentarza. Tam muzyka musi wyrazac cos, czego nie mozna powiedziec slowami, czy obrazem. To, ze nad naszymi drobnymi ludzkimi sprawami, ktore wydaja sie nam ogromne, a wobec wszechswiata i wiecznosci sa male, ze nad tym wszystkim unosi sie cos wielkiego, co niewierzacy nazwie losem albo przypadkiem, a wierzacy Bogiem. GW: To moze taka jest rola muzyki w filmie; wyrazic to, czego nie da sie wyrazic w inny sposob? WK: To jest rola ambitnej muzyki filmowej, ale w 90% filmow muzyka jedynie podkresla, wzmaga tempo, nastroj. Jest tez muzyka jeszcze mniej ambitna - wypelniajaca dziury dzwiekowe. Nie ma powodu, zeby dac swist wiatru, lub skrzypienie drzwi, to trzeba wpakowac muzyke. Bronie sie przed tym. Za to moja muzyka czesto zbytnio sie wybija, zaglusza. Potem rezyser musi ja chowac. GW: Przy jakim filmie tak sie stalo? WK: Chocby przy "Drakuli" Coppoli. Muzyka nagrana na plycie jest czysta, ale w filmie zmieszano ja z efektami dzwiekowymi. Puszczona na caly regulator unioslaby sie nad film, stalaby sie komentarzem. Oczywiscie bywaja takie filmy, np. "Aleksander Newski" Eisensteina z muzyka Sergiusza Prokofiewa. Mysle, ze Coppola marzyl o czyms podobnym, ale robil film dla masowego widza i zrezygnowal ze swojego pomyslu. GW: Mial racje? WK: Z amerykanskiego punktu widzenia mial, a z europejskiego - nie mial. Najlepiej, gdyby mogly byc dwie wersje "Drakuli" - jedna dla masowego widza w Stanach i Japonii, a druga dla Paryza, Londynu i Warszawy. GW: Coppola przykrawal Pana muzyke do filmu, a Kutz dopasowywal obraz do muzyki. WK: Tak. U Kutza muzyka ma samodzielne miejsce. W "Soli ziemi czarnej" sa sceny, gdzie gra wylacznie muzyka. Jeszcze lepszym przykladem podejscia Kutza do muzyki jest ostatnia scena w "Paciorkach jednego rozanca": pogrzeb gornika, widzimy orkiestre gornicza, jednak slyszymy tylko moja delikatna muzyczke na fortepian solo. To przyklad myslenia prawdziwie artystycznego, ktore daje przejmujacy efekt. Oczywiscie, inna jest sytuacja Coppoli w USA, gdzie nawet najbardziej ambitne kino jest komercyjne i nikt go nie subwencjonuje, a inna Kutza tutaj i to przed laty. GW: Nie doszlo w koncu do Pana wspolpracy z Jean-Claude Van Damm'em przy "Quest". WK: Van Damme zamarzyl sobie, ze zrobi dzielo swego zycia, cos strasznie ambitnego, wiec chcial miec tez ambitnego kompozytora. Dzwonil do mnie po 10, 20 razy dziennie, dzwonila tez jego zona, a moze i zony. Uwodzil mnie na wszystkie sposoby. Dzwonil z Tajlandii, puszczal mi moja muzyke z "Drakuli", z "Kontraktu" Zanussiego, z filmow Wajdy i krzyczal do sluchawki "posluchaj jak to wspaniale wymysliles!" Nigdy przedtem nie widzialem zadnego filmu Van Damme'a, wypozyczylem wiec kilka kaset. Ale tam byly same kopniaki! Powiedzialem mu o tym, a on na to, ze nie, ze tym razem to bedzie ambitne kino. To naprawde uroczy czlowiek, ale co ja moglem do tych kopniakow napisac? Nawet bym nie potrafil. Powstal zreszta oczywiscie jeszcze jeden typowy Van Damme, bo tego sie od niego oczekuje. Lubie taka rysunkowa anegdote: Siedzi przerazony pan, a nad nim jego pies, ktory lize go po twarzy. Na bramie wywieszka 'Uwaga, dobry pies'. Van Damme powinien miec przyczepiona taka kartke. Tak to jest z ta Ameryka. Powiem tez cos banalnego, ale prawdziwego: roznica pomiedzy Radomiem a Paryzem jest mniejsza, niz miedzy Paryzem i Nowym Jorkiem. GW: "Portret damy" to na pewno bardziej europejska sprawa. Co chcial Pan wyrazic swoja muzyka w tym filmie ? WK: Psychologie granej przez Nicole Kidman postaci Isabel Archer, jej mrocznosc, skomplikowanie. Wazne jest, by obraz zgral sie z muzyka. W filmie jest scena, w ktorej bohaterka ma fantazje erotyczne, oplata ja wiele rak. Moja muzyka tez ja wtedy oplata wezowym motywem. Kiedy w filmie przeblyskuja Wlochy, pojawia sie muzyczka bardziej sielska, pastoralna, ale wiekszosc scen rozgrywajacych sie w ciemnych wnetrzach, a takze meble, kroje kojarzyly mi sie z muzyka, moze nie tyle ponura, ile bardzo intensywna. To moze troche smieszne, ale np. braz filmu skojarzyl mi sie ze smyczkami, z brazem wiolonczel, kontrabasow, altowek. Kolor obrazu kojarzylem z kolorem instrumentu, zewnetrznym, ale i brzmieniowym. Chcialem tez przerzucic most do wspolczesnosci. Na poczatku filmu pokazane sa rozne wspolczesne dziewczyny, towarzyszy temu wspolczesna muzyka na cztery flety proste, brzmiaca jak muzyka andyjska. Kiedy pojawia sie portret Nicole Kidman, ta muzyka jeszcze raz sie powtarza. To pokazuje uniwersalnosc tej postaci. Jane powiedziala mi: 'Ty tez jestes Isabel'. To byl klucz. GW: Jak sie Panu pracowalo z Jane Campion? WK: Nadzwyczajnie. Kontakt z Jane jest po prostu wspanialy. Jest prosta w obejsciu, bezposrednia. A udalo sie jej wywalczyc pozycje osoby naprawde niezaleznej, ktora nie ulega zadnym hollywoodzkim wplywom! W pracy wszystko szlo miekko, lagodnie, jak to z kobietami, oczywiscie przy pracy, a nie w zyciu prywatnym. A ja od czasu "Pierscienia ksiaznej Anny" Marii Kaniewskiej z 1970 roku nigdy nie pracowalem z kobieta. GW: Z mezczyznami pracuje sie inaczej? WK: My jestesmy gbury i gwaltowniki. GW: Czy Jane Campion dawala Panu jakies wskazowki? WK: Rozmawialismy niewiele. Stara prawda: najwiecej gadaja ci, co maja niewiele do powiedzenia. Na nagraniu "Drakuli" nie bylem w stanie z Coppoli wycisnac ani jednego slowa. GW: Ale w koncu zrobil jednak co chcial, przemontowal film i muzyke. A Jane Campion? WK: Nie wiem na jakiej podstawie, ale powiedziala mi: "Ze wszystkiego co zrobisz bedziemy zadowoleni". "A jak zrobie zla muzyke?" - pytam. A ona przysyla mi faks: "Napisz nam zla muzyke. Bedziemy szczesliwi". Ale potem przyjechala do Katowic z mezem i z kierownikiem muzycznym. Troche jej pogralem na fortepianie. Na nagraniach byla atmosfera wrecz rodzinna. Maz, dzieci, Nicole Kidman, Tom Cruise... Dla mnie wazniejsza od filmu jest osoba rezysera, kontakty z ludzmi. GW: Czy te kontakty sa lepsze w Europie, czy w Ameryce? Gdzie woli Pan pracowac ? WK: Prawde mowiac, wole tam. Tam jest wiekszy luz. To dziwne, bo w Stanach na ludziach ciazy straszna odpowiedzialnosc finansowa. Ale nie ma atmosfery, ze zmieniamy losy swiata, mierzymy sie z Bogiem. Po prostu robi sie filmy. Jest sympatycznie, no i wszystko sie ma. Moze mam zreszta spaczony punkt widzenia, bo pracowalem tylko z wielkimi, z Coppola, Polanskim, Campion. GW: Czy praca dla filmu moze takiego kompozytora jak Pan czegos nauczyc? WK: Odwrotnie. Muzyka symfoniczna uczy muzyki filmowej. Wyksztalcony kompozytor z odrobina wyczucia nie powinien miec z nia problemu. Tu nie trzeba czekac na pomysl, tak jak przy muzyce powaznej. Samodzielny utwor muzyczny to dom, a kompozytor jest architektem. W filmie architektem jest rezyser, a ja jestem tylko tapeciarzem czy wnetrzarzem. Do muzyki filmowej nie przywiazuje specjalnej wagi artystycznej. Staram sie jednak, zeby byla cos warta. Ale tylko dwa, moze trzy razy napisalem dla filmu muzyke, ktora moglbym postawic obok moich utworow symfonicznych. Jest to suita z "Drakuli", muzyka z niemieckiego filmu "Krol ostatnich dni", no i moze teraz muzyka do "Portretu damy". Podczas nagrania w Pradze orkiestra nagle zaczela bic mi brawo, bo czula, ze gra cos wiecej, niz muzyke do filmu. GW: Nie ma Pan jednak poczucia, ze marnuje Pan czas? Ze to Pana wysysa? WK: Ja pisze bardzo malo, zawsze czekam na pomysl. Czekajac robie muzyke filmowa, chodze po gorach, rozmawiam z zona. Zanim umarl, bawilem sie z moim ukochanym kotem. GW: Napisal Pan kiedys muzyke dla kota? WK: Chce to zrobic. To musi byc muzyka piekniejsza od wszystkiego, co napisalem. Bedzie dedykowana mojemu kotu, ale powstanie na czesc wszystkich kotow, ktore, jak wiadomo, sa istotami wyzszymi. Jeszcze nie czuje sie gotowy do stworzenia tego dziela. A tak w ogole to moj kot byl kotka. * * * Wiem skadinad, ze wczesniej Kilar traktowal muzyke filmowa jako mila prace dodatkowa, ktora podjal celem sfinansowania swojej tworczosci symfonicznej. Teraz jednak to sie zmienilo. Kompozytor lubi nazywac odchodzacy wiek dwudziesty czasem postmodernizmu. W czasie tym, przy calej wolnosci artystycznej, ktora nastala, widac silne powiazanie muzyki powaznej i popularnej. Teze te powtarza przy wielu okazjach. Wiem, ze w tej chwili pisze koncert fortepianowy, nad ktorym przerwal prace, aby napisac muzyke do "Portretu damy". W prezentownym powyzej wywiadzie Kilar pominal okolicznosci powstania muzyki do "Portretu damy", ktore, jak wiem, byly dosc niezwykle. Juz podczas pierwszego pokazu filmu w Australii, jeszcze bez muzyki, przyszly mu do glowy podstawowe motywy, na ktorych oparl swa kompozycje. W samolocie podczas lotu z Sydney do Singapuru dzwieczal mu juz w uchu fragment otwierajacy film. Dzieki Bogu mial przy sobie karte pokladowa, z duza iloscia wolnego miejsca, wiec mogl od razu zanotowac to, co urodzilo sie tak spontanicznie w jego glowie. Izabella _________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska KRZYSZTOF KLENCZON - 16 LAT PO SMIERCI ====================================== 7 kwietnia minie 16-sta rocznica tragicznej smierci Krzysztofa Klenczona - lidera jednego z najbardziej popularnych zespolow rockowych z moich dzieciecych lat - Czerwonych Gitar. Zginal w 1981 r. w wypadku samochodowym, wracajac z koncertu charytatywnego w klubie "Milford" w Chicago. Pomimo uplywu lat piosenki Krzysztofa Klenczona nadal wzruszaja i sa chetnie sluchane zarowno przez starsze jak i mlodsze pokolenia. Jesli chodzi o mnie, przypominaja mi one dziecinstwo, pierwsze szkolne zabawy i dlugie wiosenne popoludnia uganiania z rowiesnikami po okolicznych podworkach. Aby nieco przyblizyc nastroj i klimat jego piosenek, przytocze na poczatek slowa jednej z nich: "Kwiaty we wlosach" Kwiaty we wlosach potargal wiatr, Po co wiec wracasz do tamtych lat? Zgubionych dni nie znajdziesz juz, Choc przejdziesz swiat i wszerz i wzdluz. Kwiaty we wlosach potargal wiatr, Dawno zmienilas swych marzen ksztalt I dzisiaj ty, i dzisiaj ja, To drogi dwie i szczescia dwa. Wiec choc z daleka wolasz mnie, Nie powiem tak, nie powiem nie. Bez wspomnien czasem latwiej zyc, Nie wraca nic. Krzysztof Klenczon urodzil sie 14 stycznia 1942 r. w Pultusku, ale swoje dzieciece i mlodziencze lata spedzil w Szczytnie. Na poczatku bardziej pasjonowal go sport. Sciany liceum, do ktorego uczeszczal, mimo ze minelo tyle lat, udekorowane sa nadal licznymi dyplomami za osiagniecia sportowe, na ktorych widnieje jego nazwisko. Dosc pozno trafila do niego muzyka. Zafascynowany Elvisem Presleyem, postanowil go nasladowac. Z niebywalym uporem, krok po kroku przedzieral sie przez tajemnice gitary, na ktora sam uskladal pieniadze. Brzdakal sobie godzinami, czym do rozpaczy doprowadzal domownikow. By ulzyc wlasnym uszom, senior rodziny Czeslaw Klenczon kupil synowi dobry instrument. Od tej pory Krzysztof nie rozstawal sie z gitara. W 1962 r. po sukcesie odniesionym na I Festiwalu Mlodych Talentow w Szczecinie, wspolpracowal z zespolem Niebiesko-Czarni, dla ktorego skomponowal pierwsze piosenki. Wszystko wowczas bylo w jego artystycznym zyciu "pierwsze". Pierwsze nagrania radiowe i plytowe, pierwsze koncerty w sopockim Non Stopie, pierwsze koncerty za granica, u najblizszych sasiadow i za zelazna kurtyna, w Belgii, Szwecji oraz we Francji, w slawnej paryskiej Olympii, pierwsza zagraniczna plyta. Po odejsciu z Niebiesko-Czarnych utworzyl zespol "Pieciolinie", ktory pozniej przeksztalcil sie w Czerwone Gitary. Okres ten byl nie konczacym sie pasmem sukcesow, nie tylko zawodowych. Kolega z zespolu - Wlodzimierz Wander wspomina: "Krzysztof byl bardzo przystojnym facetem. Mial niesamowite powodzenie u dziewczyn. Zazdroscilsmy mu tego powodzenia, namawialismy do grzechu, a on nic, tylko zona i praca. Byl dobrym mezem i ojcem, umial zawsze pogodzic swoje pasje z obowiazkami wobec rodziny i domu. Potrafil naprawic samochod, wytapetowac mieszkanie czy pomalowac schody, a wieczorem dac koncert." W 1969 r. urodzila mu sie pierwsza corka Karolina, a cztery lata pozniej przyszla na swiat Jackie-Natalie, ktorej dedykowal romantyczna ballade "Natalie-piekniejszy swiat". Ciekawa jest historia powstania ballady "Bialy krzyz". Krzysztof mial gotowa muzyke. Utwor ten chcial poswiecic pamieci ojca, zolnierza Armii Krajowej. Podczas pobytu w Zakopanem w czasie jednej z wedrowek dostrzegl razem z kolega Januszem Kondratowiczem postawiony na skraju lasu krzyz brzozowy bez tabliczki. Gdy wrocili do domu, Krzysztof kilkakrotnie gral i nucil swoja ballade. Juz gdy odlozyl gitare, zamyslil sie i po chwili zaproponowal: "Napisz Januszku tekst o tym, ze pamiec o czlowieku nie umiera nigdy, nawet gdy prochnieja krzyze, gdyz tli sie ona w nas, zywych". Patrzac na cale zycie artysty, wydaje sie, ze byl to najlepszy okres w jego tworczosci. Piosenki takie jak: "Matura", "Takie ladne oczy", "Powiedz stary gdzies ty byl", "Dozwolone od lat 18", "Wrocmy na jeziora", "Gdy kiedys znow zawolam cie" rozbrzmiewaly po calej Polsce. Niestety rok 1969 byl poczatkiem konca Czerwonych Gitar. Podsycany intrygami z zewnatrz, rozlam w zespole stal sie publiczna tajemnica. Rok pozniej Klenczon utworzyl nowy zespol Trzy Korony. Szukal nowego brzmienia. Trudno bylo mu jednak przebic sie na zatloczonym rynku muzycznym. Nieustanne rozlaki z rodzina przyspieszyly decyzje o wyjezdzie do Chicago, gdzie mieszkala zona i jej rodzice. Byl realista i wiedzial, ze Ameryka nigdy nie da mu slawy i powodzenia jakie mial w Polsce. Aby utrzymac rodzine, pracowal jako taksowkarz i introligator. Nie przestal jednak komponowac i wystepowac w chicagowskich klubach. Piosenki, ktore tworzyl mowia o jego tesknocie do rodzinnych stron: "Latawce z moich stron - w obloku bialy slad, Lubilem kiedys patrzec, jak rozcinaly wiatr. Dzis w duzym miescie sam, nie lekko wejsc na szczyt, Gdzies w dole nocny koncert bram, synkop ostry rytm. Snie i wracam tam, skad przyszedlem tu, Niose wody dzban, plyne jachtem chmur. Waze w dloni dni, szukam chwil i miejsc I juz latwiej mi serce dalej niesc..." Urna z prochami Klenczona zostala przewieziona do Szczytna, gdzie 25 lipca 1981 r. odbyl sie jego pogrzeb. Dzien byl upalny i parny. Krzysztof powiedzial kiedys: "Chcialbym, aby na moim pogrzebie rozszalala sie niesamowita burza, z piorunami, blyskawicami, z ulewa". I rzeczywiscie, zanim doszli do cmentarza, burza szalala na dobre. Poprzez swoje piosenki pozostanie na zawsze zywy w naszych sercach... Izabella ___________________________________ Bibliografia : Lech Krasucki, Ryszard Wolanski : "Krzysztof Klenczon. Wspomnienie i piosenki". Wyd. LESTER, 1996. _______________________________________________________________________ Wlodek Kaplan KRZYSZTOF KLENCZON - 16 LAT PO SMIERCI ====================================== > 7 kwietnia minie 16-sta rocznica tragicznej smierci Krzysztofa > Klenczona - lidera jednego z najbardziej popularnych zespolow > rockowych z moich dzieciecych lat - Czerwonych Gitar. > Izabella Zespol Czerwone Gitary to tacy nasi The Beatles. Sukces obu zespolow opieral sie na duecie (Lennon/McCartney vs. Klenczon/Krajewski). Wspolnie tworzyli wielkie hity, a po rozpadnieciu sie grup w wystepach solo (Krajewski niby mial dalej Czerwone Gitary, ale nie pamietam ich przeboju, a pamietam kilka Krajewskiego) nigdy nie dorownali popularnosci i klasie swoich wspolnych kompozycji. Moim zdaniem kazdy z nich wnosil do muzyki inne elementy i scieranie sie tych przeciwnosci tworzylo inna jakosc. Lennon/Klenczon byl nowatorem, probowal nowych brzmien, jego muzyka byla czasem nieociosana, kanciasta. McCartney/Krajewski to czysty, zywy pop, muzyka lagodna i wpadajaca w ucho, ale niewiele wiecej. Posluchajcie ich pozniejszych, solowych nagran, aby sie przekonac. Muzyka pierwszego jest ciekawa, drugiego przebojowa - na tym bazowali The Beatles/Czerwone Gitary i tej mieszanki zabraklo po rozpadnieciu sie grupy. Jakby jeszcze malo bylo podobienstw w muzyce, zlosliwy los splatal traficznego "figla" jednemu (Lennon/Klenczon) z nich. Wlodek Kaplan PS: Pamietam z dziecinstwa wielkie przeboje The Beatles/Czerwonych Gitar, ale musze wyznac, ze bylem raczej milosnikiem hard rocka w stylu Black Sabath/(-) i blues rocka (-)/Breakout. Moge sie wiec absolutnie mylic w mojej analizie. Wlodek Kaplan _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 144___________________________