______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 14.10.1994 ISSN 1067-4020 nr 109 _______________________________________________________________________ W numerze: Eryk Mistewicz - KOD - Dzieci Slaska John Rockwell - Mozart, Warsaw style Teresa Bogucka - Pamiec i przedawnienie Wladimir Woronkow - "Solidarnosc z okien Kremla", cz. I Michal Babilas - Polswiatek reklam krajowych Barbara Amiel - Tyrania wspolczesnego feminizmu _______________________________________________________________________ Mamy dwa sprawy do czolowki redakcyjnej. Pierwsza jest komunikatem, ze najprawdopodobniej w ciagu miesiaca, moze dwoch, zawiesimy dzialalnosc na nie dajacy sie przewidziec okres. Druga sprawa jest ogolniejsza, na szczescie juz czesciowo zalatwiona. Kilka tygodni temu, Sejm RP rozpatrzyl pozytywnie ustawe o tajemnicy panstwowej. Ludzie, a zwlaszcza dziennikarze sa zaskoczeni, zawiedzeni, i wsciekli. Wiemy, ze Senat odrzucil te ustawe, ale to wroci, wroci! Wyglada na to, ze teza, iz w ciagu kilku lat mozna doszlusowac do typowych standardow demokracji zachodnich nie wytrzymuje konfrontacji z zyciem. Najlatwiej te sprawe potraktowali ci, ktorzy od poczatku obecnego Sejmu i rzadu warcza, ze przeciez to wszystko komuchy, komuch na komuchu i trudno sie bylo czego innego spodziewac. Niestety, prace nad ograniczeniem krazenia informacji rozpoczal juz rzad Bieleckiego, najintensywniej pracowalo otoczenie Macierewicza, a ustawe tak samo restrykcyjna, jesli nie bardziej, przygotowywal rzad Suchockiej (ktora teraz glosowala jednak przeciw). Tak wiec mozna sie spodziewac, ze podobne akcje beda powtarzane przez kolejne rzady i parlamenty. Nie, nie tylko komuchy. Pinocheta i wladze islamskie tez trudno zaliczyc do przyjaciol dziennikarzy. Nie bedziemy wiec kontynuowac tego komentarza, tylko przepiszemy list otwarty, ktory pojawil sie w kilkunastu polskich gazetach. Spojrzcie na podpisy. Znalezli sie obok siebie ludzie, ktorzy jeszcze niedawno temu zostaliby uznani za ideologicznych wrogow, za nieprzystajace do siebie egzemplarze gatunkow z roznych planet. Poza tym, prasa szumiala i w Polsce i za granica. W <> ukazal sie interesujacy artykul, ktory zacytujemy nastepnym razem, aby Czytelnicy nie zapomnieli od razu o calej sprawie. J.K_uk - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - PROTEST PRZECIWKO USTAWIE O TAJEMNICY PANSTWOWEJ ================================================ My, nizej podpisani, protestujemy przeciwko uchwalonej przez SEJM RP ustawie o tajemnicy panstwowej. Jej poszczegolne zapisy moga zostac wykorzystane do ukrycia przed spoleczenstwem wypadkow lamania prawa przez przedstawicieli wladz i administracji publicznej. Wolnosc slowa jest zagrozona - dlatego zywimy nadzieje, ze ustawa nie wejdzie w zycie w obecnym ksztalcie. Zwracamy sie do prezydenta RP, do Senatu RP i do wszystkich politykow, by wstrzymali realizacje ustawy, zanim zdazy ona wyrzadzic nieodwracalne szkody w polskiej demokracji. Ze swej strony deklarujemy, ze podejmujac decyzje o publikacji poszczegolnych materialow, bedziemy sie kierowac jedynie zasada dobra publicznego. Jerzy Baczynski, redaktor naczelny <>, Krzysztof Czabanski, redaktor naczelny <>, Stanislaw Cwik, zastepca redaktora naczelnego <>, Jerzy Domanski, redaktor naczelny <>, Dariusz Fikus, redaktor naczelny <>, Marek Krol, redaktor naczelny <>, Adam Michnik, redaktor naczelny <>, Urszula Surmacz-Imienska, redaktor naczelny <>, Jerzy Turowicz, redaktor naczelny <>, Wieslaw Walendziak, prezes Telewizji Polskiej SA, Andrzej Woyciechowski, prezes radia <>, Tomasz Wolek, redaktor naczelny <>, Mariusz Ziomecki, redaktor naczelny <>. _______________________________________________________________________ <>, 25.09.1994. Poszli za ciosem i kilka tygodni po pierwszym cyklu artykulow na temat "propagandy ekologicznej", jak to zgrabnie ujal general zakonu Paulinow, jest i drugi. Sprawa dotyczy Slaska, gdzie sie urodzilem i gdzie mieszkalem jakis czas. Sporo z informacji zawartych w tekscie ponizej mialem juz wczesniej, czasami od znajomych lekarzy. Osoby wrazliwe niech nie czytaja. J.K_uk. Eryk Mistewicz KOD - DZIECI SLASKA =================== Mirka jest zdrowa, zaledwie 21-letnia kobieta. Jej maz Waldemar rowniez jest zdrowy. W ich rodzinie nie bylo chorob, nie sa genetycznie obciazeni. Lekarze zapewniaja, ze sama ciaza takze przebiegala prawidlowo. Rodzice nie pija alkoholu, nie pala papierosow. Odzywiali sie tym, co wszyscy, pili te sama wode, oddychali tym samym powietrzem. Dziecko urodzilo sie z KODEM. KOD. To brzmi jak wyrok: zmiany w kodzie genetycznym pod wplywem toksyn. Nieplodnosc, uszkodzenia komorek mozgowych noworodkow trafiajacych szybko do Kliniki Patologii Noworodkow, osrodkow i poradni. Deformacje twarzoczaszki, rozszczepy, porazenia centralnego osrodka nerwowego. - W slaskich szpitalach rodza sie dzieci ze schorzeniami i uposledzeniami, ktorych w zaden sposob nie mozna zaklasyfikowac. Po prostu dotychczasowe okreslenia uszkodzen nie przewiduja takiej deformacji - twierdzi prof. Rozalia Osuch-Jaczewska. KOD to rowniez nadzieja: jak Komitety Obrony Dzieci. - Pierwsze komitety i stowarszyszenia tworzone na Slasku samorzutnie w latach 70. byly wielka walka rodzicow o prawde i swoje dzieci - mowi Maria Trzcinska-Fajfrowska, lekarka z Katowic, poslanka Unii Wolnosci. - Powoli problem zaczal przerastac nas wszystkich. W Wigilie 1985 r. rodzice, ktorych bylo juz kilkuset ustalili, ze dzialac beda wspolnie. Powstaly fundacje, stowarzyszenia, komitety, kluby... - Te dzieci sa piekne, trzeba tylko potrafic do nich dotrzec - tlumaczy nauczycielka ze Szkoly Specjalnej nr 6 w Katowicach. Wielu rodzicow cieszy sie, ze w ogole doczekalo sie potomstwa. Bezplodnosc dotyka dzis ponad 20 proc. slaskich malzenstw. Tym tez tlumaczy sie niewielki przyrost naturalny w tym regionie. Choc nie tylko na tym. Na Gornym Slasku wciaz utrzymuje sie najwyzsza w Polsce smiertelnosc niemowlat. Na 1000 przychodzacych na swiat dzieci w Bytomiu-Rozbarku rejestruje sie az 53 zgony noworodkow; w rejonie Zabrza, Chorzowa, Swietochlowic i Rudy Slaskiej - od 20 do 27, przy sredniej europejskiej 3 zgony na 1000 urodzen zywych. Pod wzgledem umieralnosci niemowlat wskutek wad wrodzonych nasz kraj - wedlug Swiatowej Organizacji Zdrowia - sytuuje sie na drugim miejscu w swiecie. Statystyki medyczne ukazuja skale patologii. W wojewodztwie katowickim niemal 50 proc. ciaz i porodow przebiega nieprawidlowo, najwiecej tez niemowlat umiera na skutek wad wrodzonych. (ryzyko ich wystapienia jest tu zwiekszone 2,5-krotnie). - Dlugotrwale narazenie rodzicow na szkodliwe substancje chemiczne znajdujace sie w powietrzu powoduje zaburzenia spermatogenezy i aberracje chromosomalne - twierdzi prof. Irena Norska-Borowka, kierownik Katedry Pediatrii Slaskiej Akademii Medycznej. Na Slasku rodzi sie najwiecej wczesniakow i dzieci z niska waga urodzeniowa, dzieci skarlalych, z wrodzonymi defektami ciala i umyslu. Srednia masa ciala noworodkow w Katowickiem od polowy lat 70. systematycznie spada i dzis jest nizsza niz np. w Poznaniu w czasie II wojny swiatowej. Az 42 proc. slaskich noworodkow przychodzi na swiat z niska masa ciala. Rozwoj wewnatrzmaciczny dzieci jest hamowany przez metale ciezkie, slabsze sa - wczesniej pekajace - blony plodowe. W krwi az 20 proc. noworodkow urodzonych w bytomskiej klinice wykryto przekroczenie dopuszczalnego stezenia olowiu - zostaly zatrute juz w lonie matki. Ostatnio obserwuje sie u niemowlat patologiczne zmiany kostne. - Nizsza waga urodzeniowa to zmniejszone szanse przezycia pierwszego roku. Pozniej rowniez nadcisnienie tetnicze ludzi zdrowych, szybko rozwijajaca sie miazdzyca i zawaly serca - twierdzi prof. Wladyslaw Rokicki ze Slaskiego Osrodka Kardiologii. - Marcinek, poltoraroczne malenstwo, ma niewielkie szanse rozwoju - zapewniaja pielegniarki kliniki w Sosnowcu. Nastepnego dnia okaze sie jednak, ze gdy rodzice Marcinka zrzekaja sie praw rodzicielskich ("szok paralizuje"), prawie natychmiast znajduje sie rodzina zastepcza. - Milosc to nie tylko chec posiadania dziecka, rowniez otoczenia malucha opieka - tlumacza niezbyt zdziwione pielegniarki. - Ludzie na Slasku maja twarde dlonie i miekkie serce - mowi dr Trzcinska-Fajfrowska. Okolo 20 proc. dzieci na Slasku rodzi sie dzis z uposledzeniem umyslowym. Cierpia na padaczke, porazenie mozgowe. Coraz wiecej dzieci z rozszczepieniem kregoslupa, patologiczna deformacja twarzoczaszki, wodoglowiem, rozszczepem warg trafia m. in. do Kliniki Patologii Noworodkow w Zabrzu. Coraz czesciej zdarzaja sie rowniez porody bezczaszkowe, przychodza na swiat noworodki nie poddajace sie zadnej klasyfikacji - m.in. te z wygladu przypominajace jaszczurki. Slaska specjalistyczna dokumentacja mutacji genetycznych pecznieje dzis w tempie zastraszajacym. Piec lat temu prof. Mieczyslaw Chorazy z Instytutu Onkologii w Katowicach po raz pierwszy zaprezentowal glebokie uszkodzenia chromosomow i calego materialu genetycznego ludzi pracujacych przy bateriach koksowniczych. Od tego czasu przeprowadzono dziesiatki kolejnych badan, wykrywajac uszkodzenia kodu genetycznego rowniez u mieszkancow Slaska nie zwiazanych zawodowo z przemyslem, ostatnio zas - u dzieci. Zaburzenia w materiale genetycznym (DNA) prowadza do patologicznych procesow, udzkodzen struktury oraz funkcji genow w komorkach. Uszkodzenia te przenosza sie na nastepne pokolenia. - Nie sposob oddac tego, co sie tu dzieje - mowi lekarz pediatra Szpitala Miejskiego w Sosnowcu. Prosi, aby nie podawac jego nazwiska. - Albo sie tu jest, albo nie - tlumaczy. Lekarz wojewodzki Katowickiego zaslynal wypowiedzia, iz zmiany genetyczne nie musza byc szkodliwe dla organizmu. Szef Wojewodzkiego Funduszu Ochrony Srodowiska, sprawujacy nadzor nad oplatami i karami z tytulu zanieczyszczen, lubi zas przekonywac, ze programy "zielonych szkol" i wywoz dzieci z zagrozonych rejonow Gornego Slaska chocby na kilka tygodni w roku nie maja sensu. - Bzdura - denerwuja sie pediatrzy. - Kazdy, kto przebada te dzieci, stwierdzi, ze to nieprawda. - W 52. godzinie po urodzeniu Brygidy dowiedzialam sie, ze to KOD, nieodwracalne uszkodzenie centralnego ukladu nerwowego. To brzmialo jak wyrok. Jedni pocieszali, ze to czeste, inni - ze corka bedzie sie meczyla niedlugo. A my postanowilismy - usmiecha sie Barbara. Niegdys ekonomistka, dzis pomoc pielegniarska w Osrodku Wychowawczo- Rehabilitacyjnym w Katowicach-Giszowcu, pierwszym osrodku tego typu, jaki powstal w Katowickiem. Do pracy z dotknietymi zmianami dziecmi nie bylo wielu chetnych, w osrodku pracuja wiec najczesciej ich rodzice. - Normalny czlowiek, gdzies w Szczecinie, Warszawie, Gdansku, niewiele o tym wie, niewiele go to obchodzi. Odwraca oczy, nie rozumie. U nas kazda rodzina, kazde pietro w familokach zna tragedie. Rodziny dzieci z KODEM czesto razem wyjezdzaja poza miasto. U nas nie ma dzieci straconych, bez szans - mowi Barbara. Naukowcy twierdza, ze zagrozenie zdrowia i zycia obejmuje na Slasku 4 mln ludzi, w tym poltora miliona dzieci. Ostatnio az 35 proc. mieszkancow Gornego Slaska w wieku od 3 do 19 lat zaliczono do grup specjalnej troski. Dzieci Slaska sa mniejsze od swych rowiesnikow z innych regionow kraju, dotkniete zmianami wywolanymi krzywica. - W Katowicach az 93,6 proc. dzieci wykazuje zmiany postawy, a mniejsza wytrzymalosc mechaniczna kosci jedynie te wady utrwala - mowi dr Ryszard Gerber z Zakladu Anatomii Prawidlowej Slaskiej Akademii Medycznej. W poblizu huty "Szopienice" w Katowicach z jednego kilograma ziemi mozna wytopic 5 gramow olowiu. Do osrodka w Katowicach-Giszowcu coraz czesciej trafiaja dzieci z porazeniem skroniowym mozgu. Jeden z pacjentow, Waldek, do 15 roku zycia nie poruszal sie, nie mowil, z matka porozumiewal sie spojrzeniem. Jego kolega, Tomek, w ciagu 6 lat nauki poznal jezyk symboli Blissa, dzieki ktoremu stara sie komunikowac z otoczeniem. Niedawno badajacy go lekarze amerykanscy stwierdzili, ze ma najprawdopodobniej zdolnosci jezykowe. Logopeda osrodka w ciagu 6 lat pracy przywrocila zdolnosci komunikowania sie z otoczeniem zaledwie kilkunastu dzieciom. - Leczenie dzieci z uposledzeniem genetycznym, zaburzona praca mozgu sprowadza sie do polsrodkow. Wciaz nie ma skutecznej metody, a przypadkow jest coraz wiecej - mowi Danuta Kolodziej, logopeda osrodka w Giszowcu. Az 80 proc. slaskich dzieci z grupy KOD nie mowi. Narzady i zmysl mowy sa najczesciej uszkodzone, zdolnosc mowy wyksztalca sie bowiem najpozniej w rozwoju czlowieka. - Wszystko to ma swe zrodlo w uszkodzonym mozgu - mowi dr Trzcinska- Fajfrowska i dodaje: - W Wojewodzkiej Poradni Neurologii Malego Dziecka jeszcze przed kilkoma laty z przepuklina rdzeniowa, czyli porazeniem organizmu dzieci od pasa w dol i zniszczeniem przewodzenia rdzenia, mialam do czynienia raz na rok, dzis co miesiac jest kilkoro takich dzieci. Zwieksza sie tez liczba dzieci z brakiem konczyn, porazeniem funkcji ukladu moczowego. Z kazdym dzieckiem powinno sie pracowac indywidualnie, kilka godzin dziennie, czesto przez kilkanascie lat. - Najwazniejsze, aby dzieci wyksztalcic w taki sposob, by same zglaszaly swe potrzeby. Wowczas nie musza trafiac do domow opieki spolecznej, moga pojsc do "szkol zycia" - mowi pedagog ze Szkoly Specjalnej nr 6 w Katowicach. "Szkola zycia" miesci sie tu w ruderze-familoku, ktorego nie chciala przejac zadna inna instytucja. Na poczatku, w 1974 r., szkola specjalna zajmowala jeden pokoj, nastepnie caly budynek, pozniej powstaly w poblizu kolejne szkoly specjalne. - Prosze wziac ksiazke telefoniczna wojewodztwa i zobaczyc, ile jest takich szkol w Sosnowcu, Zabrzu, Katowicach. A mimo to czesto brakuje miejsc - mowia nauczycielki. Dzieci uposledzonych jest coraz wiecej i trudno to juz ukryc. Rodzice przestaja sie ich wstydzic. Wychodza z domow, zapelniaja ulice, przestaja stanowic powod do uszczypliwosci i drwin. - Teraz juz wiadomo, ze to nie margines, ze do Slaska nie mozna sie przystosowac - mowia lekarze Okregowej Izby Lekarskiej w Katowicach. Do zagrozenia wszyscy sie juz przyzwyczaili. Katowicki <> swa informacje tytuluje: "Najlepiej oddychac w niedziele", w tekscie dodaje: "... i to wowczas, gdy mocno wieje wiatr". - Juz piate pokolenie zyje wsrod kominow, wiec ich nie zauwaza. Gdy stezenie olowiu we krwi osiaga poziom graniczny, ludzie staja sie bezkrytyczni, bierni - uwaza dr Gerber. - Wielu ma tez nadzieje, ze ich rodzine ominie tragedia, jaka spotkala ich sasiadow czy przyjaciol. - Po Katowicach i miastach aglomeracji gornoslaskiej jezdzi kilkadziesiat autobusow dowozacych fizycznie sprawne dzieci z KODEM do szkol. Gorzej uposledzone przebywaja w klinikach, domach opieki, domach rodzinnych. Takich autobusow i jezdzacych nimi dzieci jest coraz wiecej. Nie kasuje sie w nich biletow. Moze pan prezydent, premier, minister srodowiska czy zdrowia skorzystaliby z tej okazji choc raz? - pyta z sarkazmem pielegniarz osrodka w Giszowcu. - Tu, na Slasku zaczyna sie wszystko. Stad woda splywa ku calemu krajowi, stad powietrze wali w Polske. Jesli nic sie nie zmieni, skutki skazen beda odczuwalne na coraz wiekszym obszarze, ciaze patologiczne coraz czesciej beda sie zdarzac nie tylko na Slasku. Czas pracuje na nasza niekorzysc - przkonuja czlonkowie zespolow ekologicznych izb lekarskich w Katowicach. Poza tym jest juz tylko spokoj. Tragedii oddac nie sposob: Stanislaw Zywolewski, artysta ludowy z Hajnowki, przed dwoma laty na litografii przedstawil niesione przez Matke Boska Dzieciatko w ochronnej masce, artysta grafik po obserwacji pielgrzymow idacych miedzy koksownia a huta w Zabrzu zaprezentowal zapis fotograficzny. Statystycy probuja przekazac tragedie wymowa liczb. Lekarze - przypomnieniem, ze dzieci z KODEM rodzic beda kolejne pokolenia, a KOD na zawsze wpisze sie w slaska ziemie. - Dlaczego stad nie wyjechalismy, dlaczego? - to krzyk. Monika przyjechala z Zielonej Gory i urodzila dziecko, ktore natychmiast przewieziono do Kliniki Patologii Noworodkow. Przez dwa tygodnie na zmiane krzyczala i zapadala w sen. Teraz, po dwoch latach, znow jest w ciazy. Na cmentarzach w Bedzinie, Sosnowcu, Gliwicach, Katowicach- Szopienicach coraz wiecej miejsca zajmuja te najmniejsze groby. Tam tez zwykle pali sie najwiecej swiatelek. _______________________________________________________________________ <>, 7.07.1994. John Rockwell MOZART, WARSAW STYLE ==================== At a time when the big state art institutions in Eastern Europe are often stumbling, feisty smaller companies need a gimmick. At first glance, the Warsaw Chamber Opera's annual Mozart Festival (this year, June 15-July 26), in which every single dramatic work Mozart ever composed is presented in fully staged performances, might seem just such a gimmick. It has certainly put this 33-year-old company on the map. It tours widely in Western Europe and has an invitation to do its entire Mozart repertory in Paris in 1995 and in Germany. But talking to Stefan Sutkowski, the company's founder and guiding force, and attending a couple of performances, gives a deeper impression. Sutkowski is a man with a mission, or several missions. It would seem that his company's success is a result of his idealism, not marketing ploys. Sutkowski budget is only $3 million: $1 million from public sources, $1 million from sponsors and tours and the third million from a daily, desperate hustle ("My great problem is this third million," he said). Yet he manages not just his summer Mozart Festival, which over the next few years will perform every note of Mozart's music. There is also a September festival, now 15 years old, of Polish music from the Baroque to the Romantic; a Baroque opera festival in October, and a regular season that concentrates on repertory from Peri through Monteverdi to Donizetti, but includes the simpler first version of Poland's national opera, Moniuszko's "Halka," and a few 20th-century Polish scores. That's not counting his research center for Polish music, his collection of scores and parts on paper and microfilm, and his project to publish monographs and a general history of Polish music in Polish and English. But the centerpiece is Mozart. Sutkowski began in the mid-1980s to point toward the 200th anniversary of the composer's death in 1991. He and a stage director, Ryszard Peryt, conceived the idea of not only staging all the theatrical works, including uncompleted scores and Masonic and liturgical rituals, but of doing them with the same director-designer team, Peryt and Andrzej Sadowski. They started in 1988, but it was not until last year that the complete canon was ready in Peryt-Sadowski productions. Most performances are in a 160-seat theater that began life in 1777 as a Calvinist church and became the company's home base in 1986. Other performances are given in historic sites around Warsaw, all dating from the late 18th century. None of which would mean much if the performances were provincial. But they aren't. In any case, what this company has to offer is an overview and the chance to hear bits of exotica that are hardly ever staged. All performances are accompanied by one of the company's two contemporary-instrument orchestras; there is an original-instruments ensemble for operas composed between 1600 and 1730. Sutkowski, a musicologist, prepares many of his performing editions. He is a pragmatist when it comes to Mozart: Besides contemporary instruments, he avoids lavish vocal ornamentation, countenances some cuts and opposes supertitles. But in a 1950s-ish sort of way, the performances have zip and style, and the $7.50 top price is hard to beat. Considering the economic travails of Eastern Europe just now, the achievement approaches the miraculous. Sutkowski says he has been able, by and large, to stanch defections. "Of course, I've lost a few singers," he said. "But mostly they come back. We are some sort of family. As in families, sometimes you have difficulties, you have problems. But we are together." - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - *A teraz moje trzy grosze.* Zamiar wystawienia *wszystkich* dziel scenicznych Mozarta jest wiecej niz chwalebny, chwala wiec Sutkowskiemu, Perytowi i Sadowskiemu. Nawet jesli wiele sposrod wystawianych dziel jest albo tworami bardzo jeszcze niedojrzalego kompozytora, albo tez powstalo w latach pozniejszych, ale nie zostalo z tych czy innych przyczyn dokonczonych. Powstaje jednak pytanie, czy aby przy okazji jakosc nie pada ofiara ilosci. Czy nie lepiej wystawiac mniej, a dobrze? Po obejrzeniu tego lata dwoch przedstawien z powyzszej serii: <> i <>, przy czym <> po raz drugi w odstepie pieciu lat, targaja mna spore watpliwosci. Najlepiej broni sie strona muzyczna przestawien. Mlode przewaznie glosy spiewacze dobrze brzmia w niewielkiej salce Opery Kameralnej. Kameralna orkiestra schowana gleboko w fosie dobrze akompaniuje spiewakom, nie zagluszajac ich niepotrzebnie, ale w niektorych momentach dajac znac o sobie. W scenie porwania Don Giovanniego do piekiel pod koniec opery, <> puzonow, ktore nagle przebijaja sie ponad poziom orkiestry jest przejmujace, wrecz piekielne - ciarki przechodza po plecach i czuc smrod siarki. Watpliwosci nachodza za to przy okazji rezyserii. Czego wymaga sie od rezysera operowego? Moim zdaniem, przede wszystkim zelaznej logiki i konsekwencji. Opera jest konwencja, podobnie jak teatr. Nie na tym polega jej rezyseria, zeby udawac, ze tak bylo naprawde, tylko zeby sie tej konwencji trzymac. Dlatego wiec, gdy odaliska Sultana, Zaide, przynosi w rytm najpiekniejszej arii tego singspielu <> swemu ukochanemu Goemetzowi garsc klejnotow, a rezyser przedstawienia ozdabia nimi bozonarodzeniowa choinke (rzecz sie dzieje w Turcji i to gdzies przed XVIII wiekiem, choinek wowczas nie znano jeszcze nawet w Europie), to dziala to jak duzy zgrzyt, anachronizm. Nie watpie, ze rezyser Peryt chcial cos przez to powiedziec, rzecz natomiast w tym, ze ja ze swoja przecietna dosyc inteligencja, a zwlaszcza wyobraznia nie mam do dzis pojecia, co. Z kolei dobrze rozumiem, dlaczego Donna Anna, napastowana przez Don Giovanniego na poczatku pierwszego aktu, wybiega na scene w koszuli nocnej. Rzecz sie dzieje w nocy - podejrzane by bylo, gdyby byla ubrana na wyjsciowo, a tak rzecz sie dzieje w kazdym niemal przedstawieniu. Punkt dla Peryta. Ze Komandor bije sie z D.G. w kapciach i szlafmycy, nastepny punkt. Natomiast, ze Donna Elwira, scigajaca D.G. przez cala opere z powodu podstepnego uwiedzenia wychodzi ubrana w XIX-wieczna suknie - to razi natychmiast w oczy tak, jak owa choinka w <>. Po co ten anachronizm? Zeby bylo jasne: nie chodzi o usadowienie akcji np. w XIX wieku - nie tak dawno widzialem na PBS inscenizacje Lyric Opera of Chicago innej opery Mozarta, <> z akcja rozgrywajaca sie w barze szybkiej obslugi gdzies na amerykanskiej prowincji, i wcale mi to nie przeszkadzalo. Chodzi tu o konsekwencje i logike. Dochodzi sprawa nieszczesnych mimow. Pisze "nieszczesnych" celowo. Gdy powstala Opera Kameralna, stworzona zostala przy niej Scena Mimow. Rozumiem, ze owi mimowie sa na etatach po dzien dzisiejszy, wiec nalezy ich obowiazkowo zatrudniac - trzeba czy nie trzeba. Niestety, na ogol nie trzeba - pantomima jest sztuka szczegolna, zle sie laczaca z opera, poza szczegolnymi przypadkami. A wiec w wielu miejscach obu omawianych oper mimowie sa niepotrzebni, przeszkadzajacy. W wielkim finale II aktu <> robia takie zamieszanie i tlok na malutkiej scenie, ze aby nie dostac oczoplasu i bolu i glowy, musialem oczy zamknac. A nie po to sie chyba chodzi na opere, nieprawdaz? Wystarczy kupic CD... Jurek Krzystek _______________________________________________________________________ <>, 13-15.08.1994, wpisal J.K_uk Teresa Bogucka PAMIEC I PRZEDAWNIENIE ====================== W znakomitym filmie Marcela Lozinskiego "Las katynski" jest znamienna scena. W pociagu jada pierwszy raz na groby pomordowanych zony i corki; rozmawiaja o swej sytuacji sprzed 50 lat, o tym, ze skrywaly prawde o okolicznosciach smierci mezow i ojcow przed otoczeniem, a takze przed soba. W trakcie tej rozmowy cos w nich peka i nie baczac na kamere zaczynaja plakac. Po pol wieku oplakuja swych bliskich, tak jakby stracily ich wczoraj. Rodziny ofiar Katynia ich smierc przezyly niegdys prywatnie, w intymnosci, bez mala w ukryciu. Wymog kulturowo-psychologiczny okazania zalu publicznie nie mogl byc spelniony i dokonuje sie dopiero teraz, a wraz z nim powraca, czy tez pojawia sie, bol, doznanie straty, poczucie niesprawiedliwosci. Asymetria pamieci ----------------- Ta psychologiczna reakcja jest zrozumiala, ale w skali spolecznej tworzy sytuacje paradoksalna. Ofiary niemieckich mordow sa juz odlegla historia, ofiary drugiego totalizmu sa swieza rana. Rana, ktora wymaga zabiegow: rozrachunkow, wskazania winnych, oddania sprawiedliwosci zabitym. Odwieczny wymog, by zmarlych pochowac i oplakac we wlasciwym czasie i we wlasciwy sposob, okazuje nam dzis swoj gleboki sens takze w wymiarze spolecznym. Jest jednak tak, ze spozniona o pol wieku Antygona, ktora winna wykonac swa powinnosc, porusza sie po terenie, na ktorym dzieja sie tez inne sprawy: zbiorowa swiadomosc uklada od nowa obraz swej przeszlosci, przewartosciowuje dotychczasowe schematy, zmienia range wydarzen. A na to wszystko ma niestety wplyw polityka, w naszym specyficznie doraznym i przyziemnym wymiarze. Dosc przypomniec pomysl "suwerennego" polskiego sledztwa w sprawie katynskiej. Rocznica Powstania Warszawskiego tez stala sie powodem do jakichs partyjnych swarow, choc dzieki Bogu nie zdominowaly one obchodow, a pretensje o zaproszenie Niemcow i Rosjan scichly wobec wymiaru i wrazenia, jakie zrobily wystapienia prezydentow Polski i Niemiec. Na tle codziennego, swojskiego kramarstwa naszej polityki nagle powialo wielkoscia. Ale wlasnie przy okazji Powstania ujawnil sie dziwny ksztalt, ktorego w zbiorowej wyobrazni nabiera przeszlosc. Szczepi sie on na tej emocjonalnej asymetrii wobec wrogow z czasow wojny, ktora sprawia, ze jeden jest postacia historyczna z czarno-bialego filmu i zamazanej fotografii, a drugi kims zywym - sprawca lagrow, zsylek i zarazem kims, kto jeszcze niedawno budzil strach. I z okazji rocznicy o wiele wiecej mowi sie o winach Rosjan niz Niemcow, i w badaniach juz polowa Polakow twierdzi, ze Powstanie bylo wymierzone w Zwiazek Radziecki i wybuchlo, aby nie dopuscic jego ludzi do wladzy. Od tragizmu do mitu ------------------- Ten nowy obraz lata 1944 roku niesie pare konsekwencji. Z bagazu swej przeszlosci wyrzucamy doswiadczenie tragizmu, pamiec o sytuacji bez wyjscia, w jakiej decyzja Powstania byla podejmowana, a w to miejsce wprowadzamy jakas mitologie, na ktora sklada sie zapotrzebowanie na tradycyjny, zbrojny zryw antykomunistyczny i dziwaczna pretensja do wroga, ze nie poparl Powstania przeciwko niemu wymierzonego. Wchodzimy tez w emocjonalna sytuacje przeniesienia urazow - to taka postawa psychiczna, w ktorej ofiara zal o swoj los odczuwa nie do kata, ktory jawi sie jej niczym bezduszne zlo wykonujace swoje zadanie, ale do swiadka. Nie do tego, kto mordowal jakby zgodnie ze swa natura, ale do tego, kto widzial i nie pomogl. Wydawaloby sie, ze Polacy, swiadkowie Holocaustu, powinni byc szczegolnie uczuleni na takie przenoszenie zalu i wyrzutow. I wreszcie mamy do czynienia z dazeniem do uproszczenia przeszlosci poprzez rysowanie historii czarno-bialej, w ktorej wystepuja tylko strony: czern komuny i wszystko, co jej sie opieralo, Stalin i bohaterstwo powstancow. Ukladanie historii od nowa jest zadaniem potrzebnym, ale i bolesnym, bo wiaze sie z trudnym pytaniem, jak przetrwalismy probe. Upraszczanie przeszlosci pytanie to uchyla, a sluzy przede wszystkim biezacym podzialom i probuje wykreslic linie dobra i zla, bohaterstwa i zaprzanstwa, ktora przebiega przez nasze dzieje i dzis pozwala latwo oddzielic prawdziwy patriotyzm od czegos wrogiego i podstepnego. Tymczasem nasze doswiadczenie nie bylo oczywistym wyborem miedzy zlem a dobrem, i o jego zawilosci warto pamietac. Polacy, ktorzy witali Rosjan idacych ku Warszawie, nie byli przeciez kolaborantami. Powstancy wypatrywali i wyczekiwali pomocy zza Wisly - jesli nawet byli swiadomi, co ta armia niesie na bagnetach, to i tak oczekiwali zarazy czerwonej, by wybawila od zarazy czarnej. Wydaje sie, ze nie warto zacierac pamieci o tym, ze przydarzaly sie nam sytuacje bez wyjscia, w ktorych kazdy wybor byl tragiczny -- chocby po to, by za wszelka cene uniknac ich powtorzenia. Rachunki z Rosja ---------------- Rachunki z Niemcami trwaly dziesieciolecia. Od nienawisci, podsycanej przez wladze, do gotowosci patrzenia na wspolne dzieje z punktu widzenia drugiej strony. Rachunki z Rosja dopiero otwieramy i ich ciemne karty dla wielu sa czyms nowym i szokujacym. Nadto rysuje sie ciaglosc miedzy tym, co zaczelo sie 17 wrzesnia 1939 roku, a tym, co skonczylo sie calkiem niedawno - dominacja ZSRR postrzegana jest jako przedluzenie stalinowskich zbrodni. Domagajac sie zadoscuczynienia, winnismy jednak najpierw odpowiedziec na pytania: czy lepiej, zeby wielki narod, z ktorym mamy trudne sasiedztwo, uznal, ze byl ofiara sowieckiego systemu, czy tez by zyl w tesknocie za upadlym imperium i w gorzkim poczuciu, ze byle Czeczeniec, Kazach czy Polak moga miec do niego o wszystko pretensje. Nie jest chyba zbytkiem megalomanii mysl, ze i od naszej postawy zalezy, jak Rosjanie uporaja sie ze swym komunistycznym dziedzictwem. Nie ma tez sensu porownywac dlugiego procesu pojednania z Niemcami do tego, co nas czeka w relacji z drugim sasiadem. Mimo, ze krzywdy zadane ze wschodniej strony zdaja sie byc czyms nieodleglym i budza emocje, to przeciez intensywnosc tych odczuc rozni sie od tuz powojennych. Bowiem inaczej dziecko odczuwa smierc swojego ojca, a inaczej wnuk, ktory poznaje prawde o dramacie dziadka niezyjacego od 50 lat. Tozsamosc totalizmow? --------------------- Rocznica paktu Ribbentrop-Molotow i dwie wrzesniowe daty beda tez powodem do porownywania komunizmu i faszyzmu. Przez lata opozycja wskazywala na podobienstwa miedzy obu totalizmami. Poniewaz faszyzm byl czyms jednoznacznie potepionym, wskazanie analogicznych do niego mechanizmow w realsocjalizmie bylo skutecznym sposobem jego demaskowania. Gdy jednak dzis slyszy sie, ze okupacje niemiecka zastapila radziecka, czyli PRL, i ze z komunizmem nalezy tak samo sie rozliczyc jak z faszyzmem, to ma sie poczucie, ze czas najwyzszy przyjrzec sie roznicom miedzy tymi systemami. Faszyzm zmierzal do eksterminacji podludzi, zas komunizm do stworzenia nowego czlowieka. Ofiary faszyzmu nie zyja, zas do ofiar komunizmu naleza nie tylko ci, co zgineli, ale i ci co przetrwali, i ci, co w ogole nie wiedza, ze cos im sie przydarzylo. Dywagowanie, ktory z totalizmow byl bardziej zbrodniczy, jest bez sensu, bo w skali masowej odpowiedz jest oczywista: lepiej przezyc, chocby zyciem niepelnym i z dusza okaleczona. Ciekawe, ze Polacy tak chetnie przyjeli nowa interpretacje celu Powstania, a wobec dekomunizacji wykazuja opor. Jakby kryla sie za tym mysl - no dobrze, podjelismy probe zbrojnej walki z komunizmem, ale nie bedziemy rozsadzac, jak zylismy w nim pol wieku. Nikt nie kwestionuje potrzeby osadzenia zbrodni stalinizmu, ale procesy tocza sie bez specjalnych emocji opinii publicznej - sa czyms, co musi byc zrobione. I tylko tym. Natomiast proby sadzenia sprawcow czynow niedawnych, takich jak stan wojenny, nie budza jednomyslnej zgody; wrecz przeciwnie. Komunizmu nie da sie osadzic tak jak faszyzm. Rozstrzyga o tym ta roznica miedzy nimi, ze faszyzm trwal raptem lat 12, pokonany zostal w swej fazie zbrodniczej, osadzony wobec swiezych mogil ofiar. Komunizm w naszym wypadku trwal lat 45, a jego zbrodnie sa wspomnieniem juz nielicznych. Nastepcy przez lata mniemali, ze zyja normalnie. W zbiorowej pamieci nastapilo zarowno przypomnienie dawno minionych krzywd, jak i ich przedawnienie. Podyktowane moze nawet nie samym uplywem czasu, ale poczuciem, ze po latach nie sposob rozplatac ludzkich losow - tak by oddzielic wystepek od prawosci, wiernosc od zdrady, pragmatyzm od sluzalczosci, niewiedze od podlosci. _______________________________________________________________________ <>, 13-15.08.1994. Autor, Wladimir Woronkow jest historykiem, specjalizuje sie w najnowszej historii Polski. W latach 1980-1981 pracowal w aparacie KC KPZR (wydzial ds. kontaktow z bratnimi partiami obozu socjalistycznego, sektor polski). Publikacje przygotowal na podstawie prowadzonego wowczas dziennika. Tlum. lai. Wklawiszowal J.K_uk. A po co? Bo slyszy sie czasami jak to wszystkie decyzje w Polsce, cala gra polityczna itp. byla niepodzielnie przysylana z Moskwy a u nas nikt nie mial nic do powiedzenia. Wiec czasami dobrze jest z historycznej perspektywy przeczytac cos swiadczacego, ze tamte betony tez w ogole nie wiedzialy co robic... Wladimir Woronkow "SOLIDARNOSC Z OKIEN KREMLA, cz. I ================================== 14 sierpnia, gdy zaczal sie strajk w Stoczni im. Lenina, dla Moskwy stalo sie jasne, ze w Polsce dzieje sie cos powaznego. Doslownie tego samego dnia z Ambasady Radzieckiej w Warszawie przyszly szyfrowki, ze 760 aktywistom KORu udalo sie w ciagu jednego dnia naklonic do przerwania pracy cala 16-tysieczna zaloge stoczni. Na czele protestu staneli "elektryk Walesa i suwnicowa Anna Walentynowicz". Komitet strajkowy domaga sie podwyzek plac, legalizacji "niezaleznych zwiazkow zawodowych" i postawienia pomnika poleglych w roku 1970. W jednej z depesz poinformowano, ze "|przyjaciele| (w owczesnym zargonie politycznym oznaczalo to polskie kierownictwo) |koncentruja pod Gdanskiem oddzialy powietrzno-desantowe|". Paniczny powrot --------------- O tym, ze wydarzenia w Polsce przybieraja fatalny obrot, przekonal radzieckich przywodcow paniczny powrot Edwarda Gierka z Krymu do Warszawy 15 sierpnia. W slad za nim wyjechalo okolo 40 przedstawicieli polskich wladz centralnych i wojewodzkich, ktorzy od lipca spedzali urlop nad Morzem Czarnym. Polityczny instynkt samozachowawczy kazal im pedzic do ojczyzny niemal autostopem. Niekiedy nie mieli czasu, by zawiadomic gospodarzy o naglym wyjezdzie. Pracownicy aparatu KC KPZR przez kilka dni i nocy doslownie wylawiali polskich aparatczykow z dworcow i lotnisk, kompletnie zagubionych w nieznanej rzeczywistosci radzieckiej. Trzeba bylo jak najszybciej wyprawic ich do Warszawy. Po raz pierwszy kierownictwo KPZR probowalo ocenic wydarzenia w Polsce 20 sierpnia. W liscie wystosowanym do Gierka Leonid Brezniew dal wyraz zaniepokojeniu sytuacja. Moskwa nadal jednak nie utracila zaufania do pierwszego sekretarza PZPR; Brezniew prosil o przyslanie pelniejszej informacji o tym, co sie dzieje. Jednoczesnie aprobowal decyzje "odizolowania wrogich elementow od ludzi pracy przy uzyciu wywazonych srodkow administracyjnych". Tresc listu swiadczyla, ze na Kremlu swiecie wierzono, iz strajki w Polsce sa dzielem grupki opozycjonistow z KOR-u. Wystarczy posadzic kilkudziesieciu podzegaczy i wszystkie "wolne, samorzadne zwiazki zawodowe" znikna same przez sie. Jednakze gwaltowny wzrost fali strajkow, masowe zakladanie wolnych zwiazkow w zakladach pracy, powszechny paraliz zakladowych komorek PZPR - wszystko to coraz bardziej sklanialo radzieckich przywodcow do wniosku, iz sytuacja zaczyna sie komplikowac i zagraza globalnym interesom radzieckim. Komisja Suslowa --------------- Do opracowania radzieckiego stanowiska wobec Polski - decyzja Biura Politycznego KC KPZR z 25 sierpnia - zostaje powolana scisle tajna Komisja Biura ds. Polski, tzw. komisja Suslowa. W jej sklad weszli: Michail Suslow (przewodniczacy), Andriej Gromyko, Jurij Andropow, Dmitrij Ustinow, Konstantin Czernienko i kilka innych osob. Tym samym wydarzenia w Polsce uzyskaly taka range jak wojna w Afganistanie - istniala identyczna komisja zajmujaca sie Afganistanem. Decyzja o powolaniu komisji ujawnia filozofie owczesnej polityki radzieckiej wobec Polski. Od tej chwili Zwiazek Radziecki bierze na siebie szczegolna odpowiedzialnosc za pozostanie Polski w bloku socjalistycznym. Uzurpuje sobie prawo do wlasnej oceny tego, co sie dzieje, do informowania wladz polskich o swym stanowisku i domagania sie, by wykonano jego zalecenia. Respektowanie tych zalecen stawalo sie kryterium nie tylko "wiernosci socjalizmowi", ale i lojalnosci wobec ZSRR. Jesli "polscy przyjaciele" utraca zaufanie przywodcow ZSRR, musza sie liczyc z proba usuniecia ich i zastapienia osobami bardziej poslusznymi lub z grozba, ze Zwiazek Radziecki sam przejmie wladze w Polsce: nastapi interwencja zbrojna, a nastepnie powolanie marionetkowego rzadu w Warszawie. Tak jak to sie stalo na Wegrzech w 1956 r., w Czechoslowacji w 1968 i w Afganistanie w 1979. Od momentu utworzenia komisji Suslowa polskie wladze znalazly sie pod bardzo silna presja i mialy wyjatkowo waskie pole manewru. Knut i marchewka ---------------- Wiadomosc o podpisaniu porozumien w Gdansku, Szczecinie i Jastrzebiu radzieckie kierownictwo przyjelo z mieszanymi uczuciami. Z ulga, poniewaz oznaczalo to koniec strajkow, ktore grozily polskim wladzom nieobliczalnymi konsekwencjami. Z drugiej strony, legalizacja wolnych zwiazkow zawodowych byla dla ZSRR absolutnie nie do przyjecia. Przyjeto wiec taktyke "knuta i marchewki". Marchewka byla decyzja o natychmiastowej pomocy finansowej (150 mln dolarow) - w nadziei, ze choc na pewien czas znikna spoleczno-gospodarcze przyczyny strajkow. Knutem byl wstepniak A. Pietrowa w "Prawdzie" (tak sygnowano artykuly wyrazajace stanowisko Biura Politycznego KC KPZR) pod zlowieszczym tytulem: "Knowania wrogow socjalistycznej Polski". W artykule dowodzono, ze powstanie wolnych zwiazkow jest dzielem wrazych sil: KORu i tajnych sluzb zachodnich. Jednoczesnie Moskwa dochodzi do wniosku, ze Gierek nie potrafi zastosowac twardej taktyki wobec "opozycji antysocjalistycznej". 28 sierpnia na polecenie KC KPZR namawial go do tego ambasador Boris Aristow, proponujac "zrobienie porzadku ze strajkujacymi i zaprzestanie ustepstw na rzecz wroga klasowego" - chodzilo o odrzucenie nawet mysli o podpisywaniu jakichkolwiek nowych porozumien. Poniewaz Gierek nie udzielil zdecydowanych obietnic, Aristow informuje Kreml, ze pierwszy sekretarz PZPR "zrobil wrazenie czlowieka zagubionego, ktory ma nie do konca przemyslana i czestokroc sprzeczna wewnetrznie ocene sytuacji". Poprzedniego dnia Aristow depeszowal do Moskwy, ze "niestety w Biurze Politycznym PZPR zwyciezyli zwolennicy umiarkowanych posuniec, ktorzy w kwestii normalizacji sytuacji pokladaja nadzieje we wspolpracy z Kosciolem katolickim". Brezniew i jego otoczenie traktowali to wszystko jak niepokojaca herezje, graniczaca ze zdrada socjalizmu. Najwidoczniej wtedy wlasnie postanowiono podjac probe usuniecia Gierka, "najlepszego polskiego przyjaciela Leonida Brezniewa". Czarna lista ------------ Jedna z najwiekszych zagadek w stosunkach polsko-radzieckich jest stopien suwerennosci strony polskiej przy podejmowaniu decyzji kadrowych. Problem polega na tym, ze po roku 1956 Moskwa nie mogla po prostu mianowac pierwszej osoby w "bratnim kraju". Wydaje sie, ze funkcjonowal szczegolny mechanizm nieformalnego wplywania na "przyjaciol" na najwyzszym szczeblu - glownie za posrednictwem ambasady radzieckiej. Z czlonkami kierownictwa PZPR przeprowadzono poufne rozmowy, takiej mniej wiecej tresci: "Towarzysz Iks jest oddanym sprawie socjalizmu, szczerym przyjacielem ZSRR, dostrzega intrygi Zachodu zmierzajace do rozmiekczenia socjalizmu w Polsce itp. ... Zas towarzysz Igrek jest niemal wrogiem, ktory przeniknal do wladz partii, by podgryzac ja od srodka". Plotki, ze Moskwa ma pretensje do towarzysza Igreka i nigdy nie zgodzi sie, by wszedl do scislego kierownictwa, zaczynaly krazyc w aparacie - z powodzeniem blokujac mu droge na partyjny Olimp. Na czarna liste wpisywano tylko raz, wylacznie w Moskwie - i nigdy nikogo nie skreslano. Tak trafil na liste Mieczyslaw Rakowski, za sprawa jednego nieostroznego zdania wygloszonego, zdaje sie, w 1978 r. w krakowskiej "Kuznicy". Powiedzial wtedy, ze "socjalizm przyniosla do Polski na bagnetach Armia Czerwona". Znalezli sie ludzie "zyczliwi", ktorzy doniesli o wystapieniu Rakowskiego do ambasady radzieckiej. Wowczas to zalozono dossier "pana Rakowskiego", w ktorym odnotowywano kazda jego antyradziecka wypowiedz. Na moskiewska czarna liste trafili tez Mieczyslaw Jagielski i Kazimierz Barcikowski za podpisanie porozumien w Gdansku i Szczecinie. Na poczatku wrzesnia kierownictwo radzieckie wyraznie stawialo na Stanislawa Kanie, ktorego nie przylapano na zadnych wypowiedziach "antyradzieckich" - choc trzeba przyznac, ze nie manifestowal tez szczegolnej milosci do Kremla - a poza tym w KC PZPR podlegalo mu Ministerstwo Spraw Wewnetrznych i sluzby specjalne, czyli to, co bylo potrzebne do rozbicia niezaleznych zwiazkow zawodowych i zamkniecia w kryminale "elementow antysocjalistycznych". Zgadzajac sie na objecie funkcji pierwszego sekretarza, Kania z pewnoscia nie bral pod uwage, ze Moskwa niecierpliwie czeka na rozpedzenie "wrogich sil", a towarzysze w KC KPZR wywieraja niebywala presje w tej sprawie. Kania mial rowniez pecha, bowiem w charakterze "specjalnego przyjaciela" przydzielono mu Jurija Andropowa, przewodniczacego KGB. Andropow mial zelazny charakter, byl madry - ale jako zdeklarowany, ortodoksyjny komunista szczerze nienawidzil kontrrewolucji i w ogole wszelkiej opozycji. Wybor Kani na stanowisko pierwszego sekretarza KC powitano w Moskwie z radoscia. Brezniew wyslal nadzwyczaj ciepla depesze gratulacyjna. Entuzjazm "gory" udzielil sie "dolom" aparatu - Oleg Rachmanin, czlonek komisji Suslowa, pierwszy zastepca kierownika wydzialu KC KPZR ds. kontaktow z bratnimi partiami obozu socjalistycznego, postawil polskiemu sektorowi swego wydzialu skrzynke czeskiego piwa. Niestety, po raz ostatni. Bledy, omylki, kleski zywiolowe ------------------------------- Moskwa przygotowala program dla Stanislawa Kani - zbior rad dotyczacych metod przezwyciezania kryzysu w Polsce. Program ow przekazali Brezniew i Suslow, rozmawiajac w Moskwie: 10 wrzesnia z Jagielskim, piec dni pozniej z Andrzejem Werblanem. Tezy do rozmow przygotowala komisja Suslowa. 3 wrzesnia zatwierdzil je KC KPZR. Znalazlo sie w nich kategoryczne zadanie, by polskie srodki masowego przekazu "pokazywaly, ze wydarzenia nie sa wywolane niedostatkami systemu socjalistycznego, tylko bledami, omylkami oraz pewnymi przyczynami obiektywnymi" - np. kleskami zywiolowymi. "Podpisanie porozumien oznacza legalizacje opozycji" - stwierdzono w programie. Moskwa wciaz miala nadzieje, ze uda sie rozbic wolne zwiazki metodami politycznymi. Strajkujacych - choc jest ich bardzo wielu - po prostu oglupila "grupka kontrrewolucjonistow" z KOR-u, wkrotce jednak nastapi otrzezwienie. Przede wszystkim nalezalo odbudowac "kierownicza role partii w spoleczenstwie", uzdrowic "socjalistyczne zwiazki zawodowe", rozlozyc wszelkie zwiazki "samorzadne". Wzmocnic oddzialywanie w wojsku, by nie dopuscic do przenikania do armii "elementow antysocjalistycznych". Nie moze byc mowy o zadnym pluralizmie w srodkach masowego przekazu, o oslabieniu cenzury. (Dokonczenie w nastepnym numerze.) _______________________________________________________________________ Michal Babilas POLSWIATEK REKLAM KRAJOWYCH =========================== motto: "Mariola ma oczy piwne, Mariola okocim spojrzeniu, a w oczach blyski przedziwne, jak slonce brzeczace w jeczmieniu. Cienie zielonych pnaczy na wlosach jej sie sciela, slonca sie kropla saczy przez geste liscie chmielu. Mariola Cie tym zaskoczy, ze taka sloneczna jest w cieniu, Mariola ma piwne oczy, okocim, okocim spojrzeniu." (Pod spodem herb, w herbie koziel kopulujacy z kuflem piwa, data 1845 i napis 'OKOCIM') (zrodlo: "Gazeta Wyborcza" z 29 sierpnia, rowniez wczesniejsze numery - niechybnie takze pozniejsze, reklama widziana rowniez w "Polityce", "Glosie Wielkopolskim" oraz slyszana w radio, dotad jeszcze nie w telewizji). Mili Panstwo, Idzie nowe. Nadchodzi Mariola. Dawnymi czasy Mariole o podobnej sile razenia wystepowaly jedynie w songach Chyly i Grzeskowiaka ("O Mariollo, moja dollo i niedollo..."), ewentualnie jako jedyne sposrod "siedmiu dziewczat z Albatrosa", dzis smialo weszly na salony. Przynajmniej reklamowe. Wasz korespondent stara sie, acz nie zawsze skutecznie, nadazac za tzw. "biegiem wydarzen". Dlatego, z pelna satysfacja, donosze: Owszem, spotkalem Mariole. A bylo to w Poznaniu, na ulicy Glogowskiej, w sklepie spozywczym. "Mariola tym mnie zaskoczyla", ze w zasadzie wtoczyla sie, a nie weszla do srodka. Scielilo sie, ale nie "cienie zielonych pnaczy po jej wlosach" lecz raczej cialo Marioli po scianach. W koncu odzyskala pozycje mniej wiecej wertykalna (z niewielka amplituda), tak, ze moglismy sie sobie lepiej przyjrzec. Oczy miala raczej zamglone, ale, owszem, "blyski przedziwne" jak najbardziej bylo widac. Saczyla sie, ale nie "kropla slonca przez geste liscie chmielu", lecz slina, przez rzadkie resztki uzebienia. A jedyne co mialo w niej cos wspolnego z kotem, to nie spojrzenie, lecz raczej katzenjammer. I tak stalismy i stalismy naprzeciw siebie zafascynowani. Cos brzeczalo, ale byla to mucha na szybie w leniwym, sierpniowym upale, a nie "slonce w jeczmieniu". Trwalo by to dlugo, gdyby nie Mariola. Charknela, splunela na ziemie i wychrypiala: "Daj no, brachu, na flache". Czar prysl. Wstyd sie przyznac, ucieklem. Zrazu tez przeprowadzilem powazna rozmowe wyjasniajaca ze swoim ojcem ("brachu"). Wszystkiego sie wyparl. Dzis juz nawet nie chodze ulica Glogowska. Taki jestem wrazliwy. Ale co przezylem, to moje. Tak to bywa, ckliwa poetyka reklam powalic moze niejednego, nie tylko takie chucherko jak ja. Pokolenie wychowane na reklamach, przewaznie telewizyjnych, wkracza wlasnie w Polsce w dorosle zycie. Proponuje chwilke retrospekcji. Zaczelo sie niewinnie, w drugiej polowie lat 80-tych. Pierwszym reklamowanym towarem byl Prusakolep. Pozniej zaczeto reklamowac wozki widlowe i podnosniki hydrauliczne ("oferta Zremb'u zawsze na czasie" - ten dinozaur przetrwal w niezmienionej formie w telewizorze do dzis dnia) oraz inne towary rownie niezbedne w kazdym gospodarstwie domowym. Ta epoke udokumentowal Z. Holdys tekstem "Lokomotywa z ogloszenia" (wykonywanym swego czasu przez Perfect). Rewelacyjne obnizki cen Polonezow oglaszalo FSO (klient kupujac 23 samochody mial 24-go za darmo - z tego udogodnienia skorzystalo niewatpliwie wiele mlodych malzenstw). Tempora mutantur, przyszedl czas na proszki do prania i inne srodki czystosci. Wytrwaly telewidz mogl dowiedziec sie, ze od uzywania pasty Blendamed twardnieja jaja, koszule przed wypraniem nalezy podrzec na pol i zawiazac w wezel, a z Kasi Niekrasz co jakis czas wycieka cos niebieskiego. Wiadomo tez, ze szympansy szaleja za Pepsi, Justyna bardzo lubi sery Hochland, rosyjska celniczke w Brzesciu mozna zbajerowac dezodorantem Axe, natomiast celniczki hiszpanskie generalnie nie nadaja sie do bajerowania, gdyz sa opryskliwe i kradna turystkom podpaski Libres-Invisible podczas rewizji osobistej. Reklamy pozostawiaja we wspolczesnej polszczyznie osad zwiazkow frazeologicznych ('z impetem w glab' -- Omo, 'taki mocny, taki mocny jak ja' - wybielacz Ace, 'sila wodospadu' -- CoregaTabs, itp.). Pokolenie moich rodzicow mowilo do siebie cytatami z Dostojewskiego (vide odpowiedni akapit w <> Osieckiej), my cytowalismy Hlaske i Stachure, nasze dzieci komunikowac sie beda ze soba grepsami z reklam. Inwencja autorow reklam (copywriterow) jest nieograniczona, choc, paradoksalnie, same reklamy sa monotonnie nuzace. Swego czasu pewien powiew swiezosci wniosly paralele literackie ("Ociec, prac?" plus sequele) i filmowe. Zastanowilo mnie tylko, ze zatrzymano sie na Sienkiewiczu, a i to bardzo wybiorczo ("Trylogia", "Krzyzacy"). A inni to pies? Wezmy na przyklad "Popiol i diament" Andrzejewskiego. Pamietamy jedna z ostatnich scen: smiertelnie postrzelony Maciek Chelmicki biegnie zataczajac sie wsrod sznurow ze schnaca bielizna. Mala modyfikacja: wlozmy Chelmickemu do reki paczke Persilu i dodajmy podpis: "Plamy od krwi tez". Gdyby byly z tego jakies pieniadze, prosze pamietac, ze ja to pierwszy wymyslilem. Wrocmy jeszcze do noblisty - czyz Ursus, bardzo zapewne perspirujacy podczas wykonywania zawodu gladiatora, nie moglby uzywac Adidas Active Bodies? Albo taki Stas Tarkowski - osoba wiodaca bardzo ruchliwy tryb zycia (Afryka wszerz i wzdluz) - azaliz nie powinien reklamowac telefonow komorkowych? Obecnie Tomasz Metrak (czyli filmowy Stas) reklamuje - zupelnie nie a propos - paste do zebow. Monika Rosca (czyli filmowa Nel) nie reklamuje aktualnie niczego (kiedys sama siebie, startujac - bez wiekszego powodzenia - w Konkursie Chopinowskim), a przeciez tez powinna. Tak zwani wielcy koryfeusze polskiej sceny niczego jeszcze nie reklamuja, ale nie jest zapewne odlegla chwila, w ktorej - na przyklad - Gustaw Holoubek wychyli sie z telewizora i zapewni mnie, ze gacie najlepiej prac w Orionie. W magicznym polswiatku reklam nie ma, niestety, miejsca na polskich politykow. A szkoda. Bo jesli juz musze ogladac ich w telewizorze, to wole, zeby zachwalali mi zalety plynu do sanitariatow, a nie swoich wizji reform gospodarczych. A twoj kot kupowalby Whiskas. I pomyslec, ze haslo "cukier krzepi" wymyslil w latach trzydziestych Melchior Wankowicz. Za dwiescie zlotych. I jeszcze byl z tego dumny. Michal Babilas - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - *Kolejne trzy grosze Waszego stalego trzygroszowca.* Spojrzenia poswiecily Nowej Polskiej Reklamie juz z trzy artykuliki, temat wydaje sie nie do wyczerpania, a robi sie coraz fikusniejszy. Mariola przeskoczyla przepis stanowiacy, ze w prasie nie wolno reklamowac alkoholu. A gazety ida dalej. Czytelnika z Dzikich Krajow moze zdziwic sformulowanie Michala Babilasa "owszem, spotkalem Mariole", sugerujace, ze ktos sie go o cos pytal. Owszem, pytal. Gazety zamieszczaja niewinne drobne ogloszenia: "Kto spotkal Mariole okocim spojrzeniu, proszony jest o telefon pod ...". Jest reklama dla ciala, jest i dla, ze tak powiem ducha. Jak Wam sie podoba: pelna strona w pewnym czasopismie, w srodku fotografia mieciutkiej szyi dziewczecej, w bialej koszulce, z rozpietym guziczkiem, troche blond wlosow splywa na ramiona. Nalozony napis: *Blizsza cialu... WOLCZANKA*. Pytam: czego to jest reklama? Drogi Czytelniku, jesli w ogole nie wiesz co produkuje Wolczanka, to nie zgaduj, nie warto. Jesli wiesz i sadzisz, ze jest to reklama koszulek, to sie wypchaj. Guziczek. Pod spodem firma ujawnia swoje intencje: "Zapisy na Akcje w pierwszym terminie poboru do 17 pazdziernika. Obrot prawem poboru do 12 pazdziernika. Akcje II emisji. Emisja gwarantowana w calosci przez PKO BP". Wrocmy jednak do Marioli. Inna reklama z tego samego czasopisma: "Postaw na zielone! DOKLADNIE TAK. POLAGRA to zniwa w zielonym biznesie. Stawiajac na zielone mozesz zrobic zloty interes". I juz sie niepokoimy: porubstwo i kosmopolityzm!, jakimis machinacjami dolarowymi nas, Europejczykow mamia?! Otoz nie. Pisza dalej: "LECH Browary Wielkopolski S.A. zapraszaja wszystkich do pawilonu 25". I tyle, znowu Mariola, na zielono i gramatycznie podejrzana. Skool. J.K_uk. _______________________________________________________________________ Na korytarzach mojego uniwersytetu w Quebecu umieszczone sa monitory informujace o wykladach, kursach itp. Na poczatku mojego pobytu, jednym z takich ogloszen, ktore wpadly mi w oko byl tekst nastepujacej tresci: "Harcelement sexuel - Ou loger une plainte?" W naiwnosci swojej (a raczej z powodu slabej znajomosci pieknego jezyka francuskiego) przetlumaczylem to raczej dosc dowolnie jako zaproszenie na zabawe (czyli harce) seksualne. Potraktowalem to jako jedna z osobliwosci kontynentu amerykanskiego... Dla tych, ktorzy nie znaja jezyka francuskiego wyjasniam, ze powyzszy tekst nalezy raczej rozumiec jako: "Napastowanie seksualne - gdzie zlozyc skarge?" Tyle tytulem wstepu, czyli tak zwane trzy grosze przepisywacza [i jednoczesnie tlumacza] Leszek Szczecinski, ; Maclean's, 11.07.1994. Barbara Amiel TYRANIA WSPOLCZESNEGO FEMINIZMU =============================== Na poczatku lat 60-tych mieszkalam w zenskim akademiku na terenie University of Toronto. Mezczyzni nie byli wpuszczani na jego teren, wiec wieczorami chodnik przed budynkiem byl zapelniony namietnie calujacymi sie parami. Obecnie wiekszosc akademikow jest koedukacyjna i chodnikowe pasje zostaly przeniesione w wygodniejsze otoczenie. Oto co sie zdarzylo w jednym z takich akademikow w Kanadzie: para studentow - on i ona cwiczyli razem joge. W pewnym momencie sprawy przybraly bardziej intymny obrot w jego pokoju. Obydwoje byli podnieceni do tego stopnia, ze prawie doszlo do pelnego stosunku; lecz wtedy studentka wyszla z pokoju zastanawiajac sie jak doszlo do tego, ze znalazla sie w tej sytuacji (pytanie ktore mozna sobie postawic gdy sie zadaje z kims kto nie jest tego wart); odpowiedz na to pytanie nie byla pozbawiona wyobrazni: otoz studentka zadecydowala, ze jej partner uzyl hipnozy aby ja zmusic do wspolzycia seksualnego. W nastepstwie policja aresztowala studenta i zostal on oskarzony o napasc seksualna. W czasie wstepnego przesluchania, ktore trwa caly czas, studentka przyznala, ze postronny obserwator moglby pomyslec, iz sama, z wlasnej woli uczestniczyla w kontakcie seksualnym. Student nie mial zadnej przeszlosci kryminalnej, nigdy nie czytal zadnej ksiazki na temat hipnozy ani nie uczestniczyl w zadnym kursie na ten temat; moze wybaczy mu sie teraz, iz sam znalazl sie w swojego rodaju transie. Jednym z warunkow kaucji jest to, ze nie moze on przebywac w zadnym z budynkow uniwersytetu po godzinie 18.00. W ten sposob uniemozliwia mu sie wejscie do wlasnego pokoju oraz skorzystanie z biblioteki. Od czasu powiesci George'a du Maurier <> traktujacej o mlodej kobiecie bedacej pod wplywem hipnozy, pojawilo sie wiele powiesci z gatunku fantastyki popularnej, w ktorych zli ludzie hipnotyzuja swoje ofiary aby zmusic ich do antyspolecznej dzialalnosci. Byc moze policja lubi tego typu literature ale po oskarzycielach publicznych mozna by w tym przypadku oczekiwac zaznajomienia sie z obszernym materialem dowodowym stwierdzajacym, ze pod wplywem hipnozy nie mozna dokonywac czynow niezgodnych z wlasna wola. Mozna by wskazac mnostwo przypadkow podobnych do przytoczonego powyzej. Kazdy z nich jest dobrym materialem do powiesci o zlozonosci psychiki ludzkiej. Na przyklad mozna by spekulowac w opisanym przypadku na temat uczuc studentki, ktora posunela sie za daleko w stosunkach z chlopakiem, o ktorym jej przyjaciele nie mieli najlepszego zdania; moze obawiala sie zartow na ten temat? Jednak student stoi przed grozba wiezienia a inni zostali juz skazani w okolicznasciach, ktore bylyby wysmiane, gdyby w sadach kanadyjskich ciagle jeszcze panowal zdrowy rozsadek. Znamiennym przykladem jest przypadek mlodej pary Kanadyjczykow, ktora zyla ze soba przez 2 lata do momentu, az mezczyzna mial dosyc dziwnego zachowania partnerki. W zeszlym roku zostal on przez nia oskarzony o 17-krotna napasc seksualna. W trakcie przesluchania wstepnego kobieta wyjasnila, ze w rzeczywistosci jest europejska arystokratka a nie tym za kogo wszyscy ja biora. Oskarzyciel zrozumial kwestie, gdy falszywie oskarzyla rodzicow swojego bylego partnera o celowe zranienie jej przyjaciela w wypadku samochodowym. Lecz zamiast oskarzyc ja o krzywoprzysiestwo starano sie zmusic oskarzonego o podpisanie zobowiazania (bond of peace), ze nie bedzie sie z nia widywal. Oskarzenia zaniechano dopiero po 4 miesiacach. Bardziej wymownym faktem jest to, iz w czasie wstepnego przesluchania kobieta ta oskarzyla doslownie kazdego, wlaczajac w to oskarzyciela i policje o napasc seksualna. Jeden z oskarzonych policjantow zostal przesluchany (i uniewinniony). Wydaje sie dosc oczywiste, ze kobieta ta cierpiala na zaburzenia umyslowe. Lecz wymiar sprawiedliwosci byl sparalizowany: panujacy w Kanadzie terror feministyczny siega tak daleko, ze lepiej jest oskarzyc niewinnego niz ryzykowac gniew feministek za brak poparcia dla "ofiary". Jak to sie stalo, ze do tego doszlismy? W polowie lat 70-tych feministki stwierdzily, ze kultura Zachodu jest systemem ucisku tak zaprogramowanym, aby utrzymac sluzebna role kobiet. Feministki zaatakowaly schemat zalotow i rodziny. Meska kultura zastala zaatakowana jako nierozlacznie zwiazana z gwaltownoscia. W odpowiedzi kanadyjskie prawo karne zostalo zmienione: gwalt zastal zastapiony przez napasc seksualna (sexual assault). Oznaczalo to, ze zaloty, ktore w ich trakcie lub pozniej nie podobaly sie kobiecie, mogly zostac potraktowane na rowni z powaznym gwaltem. Flirtujacy mezczyzni znalezli sie w klopotach. Do tego czasu zaloty nie byly uznawane za napasc chyba, ze byly ponawiane mimo zdecydowanego ich odrzucenia. Powyzsze zmiany pozwolily kobiecie zadecydowac rankiem czy podobala jej sie wieczorna randka. Wiekszosc kobiet zachowala zdrowy rozsadek ale niektore wykorzystaly swoja straszliwa wladze. Teraz skarzaca kobieta przychodzi do sadu z dwiema grupami prawnikow - swoja wlasna, reprezentujaca organizacje "praw ofiary" oraz druga, reprezentujaca biuro oskarzyciela. Lek przed feministkami siega tak daleko, ze decyzja o zaniechaniu oskarzenia o napasc seksualna jest podejmowana przez zespol, a nie przez odpowiedzialnego za sprawe oskarzyciela. W czasie, gdy procedura dowodowa zostala zmieniona tak, iz sad wydaje wyrok przed osadzeniem, sedziny, kobiety-oskarzyciele oraz elity kobiece milcza. W zasadzie zachowanie niektorych jest gorsze od milczenia. Te same kobiety (i ci sami mezczyzni), ktore doprowadzily do wprowadzenia zasady rownosci pracy i placy teraz daza do utworzenia dyktatury matriarchatu. Jednoczesnie wszyscy ci ludzie, ktorych szokuje milczenie obywateli podczas okropienstw nazizmu i maccartyzmu nie robia nic. I pewnego dnia dziecko zapyta "Co robilas Mamo, gdy wieziono mezczyzn i niszczono ich reputacje w kanadyjskim feministycznym Salem"? Ja wiem co odpowiedziec, a Ty drogi czytelniku? _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@k-vector.chem.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". _____________________________koniec numeru 109___________________________