____________________________________________________________________

                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
____________________________________________________________________

    Piatek, 31.01.1992.                                       nr. 10
____________________________________________________________________

W numerze:
                          - Okrzyk redakcyjny
            Wlodek Kaplan - Dziewczyna naszych czasow
            Michal Getman - Bezwstydny glos
        Andrzej Niemierko - O Moralnosci bez Boga
       Tadeusz Drewnowski - Poeta przestaje milczec
                          + wiersz Tadeusza Rozewicza
                          - Mala Konstytucja wg. Michala Ogorka
         Michal Radgowski - Tramwaj
                          - Westchnienia introligatora dyzurnego
____________________________________________________________________

                          Okrzyk redakcyjny
                          =================

Jubileusz!!  Szampana dla wszystkich!
[J.K-uk]
____________________________________________________________________

                         DZIEWCZYNA NASZYCH CZASOW
                         =========================
                  (Recenzja filmu "Podwojne zycie Weroniki")

Wlodek Kaplan (wlodek@inmic.se)


Krzysztof Kieslowski, kreowany ostatnio jako polski rezyser numer 1,
zdecydowanie nie dorasta do roli, jaka mu sie przypisuje. Porownanie
jego tworczosci z osiagnieciami takich gigantow polskiego kina, jak
Wajda, czy Zanussi, wypada blado. Wydaje mi sie, ze slawa
Kieslowskiego wyrosla na gruncie milczenia bardziej znanych
rezyserow, czy moze na tle miernoty polskiego filmu lat ostatnich,
zgodnie ze starym rosyjskim powiedzeniem, ze "na bezrzopiu i rzopa
solowiej".

[przyp. red. za zgoda Autora: znana nam wersja i transliteracja brzmi:
"na biezpticu i z\opa solowiej" J.K-uk i J.K-ek]

Cykl filmow "Dekalog", ktory wzbudzil zainteresowanie nie tylko w
Polsce, sklada sie z filmow dobrych, nijakich i zdecydowanie zlych.
Obok bardzo nieprzekonywujacego "Dekalogu III" ("Pamietaj, abys
dzien swiety swiecil"), ktory pokazuje bezsensowna pogon glowy
rodziny za wyimaginowanym mezczyzna bylej kochanki w dniu Wigilii,
mozna zobaczyc, tracacy plagiatem znanego klasyka kina
amerykanskiego "Z zimna krwia", mroczny "Krotki film o zabijaniu",
czy tez perelke talentu Kieslowskiego, "Krotki film o milosci".
Filmy z cyklu "Dekalog" bardzo roznia sie poziomem i jest to pewnie
wynikiem samego zamyslu. Trzeba naprawde sprawnego scenarzysty, aby
pokazac Polske dnia dzisiejszego poprzez pryzmat 10 przykazan i nie
popasc w banal. To udaje sie Kieslowskiemu tylko czesciowo i nawet
stosunkowo dobre odcinki cyklu maja swoje slabe strony.

Przyjrzyjmy sie przykladowo niezlemu filmowi "Dekalog I" ("Nie
bedziesz mial bogow cudzych przede mna"). Film konczy sie scena,
gdzie ojciec z zawodu programista i ateista z przekonania, po tym
jak komputerowe obliczenia grubosci lodu doprowadzily do tragedii,
idzie do kosciola, aby wygrazac nieistniejacemu w jego przekonaniu
Bogu, ze zabral mu jedynego syna. Patrzy na to Matka Boska z obrazu,
placzac stearynowymi lzami, poniewaz zrozpaczony ojciec w gniewie
przeciwko Stworcy poprzewracal swieczniki. Ta scena nafaszerowana
symbolika nie jest w najlepszym stylu, ani nie wnosi wiele nowego do
znanego i dosc popularnego w sztuce tematu sporow z Panem Bogiem.
Jakby tego jeszcze bylo malo, na koniec filmu Opatrznosc filuternie
do nas mruga z ekranu komputera, ktory nagle wlacza sie sam z
siebie, gdy nasz bohater po awanturze w kosciele dociera do domu.
Moze to nasuwac wniosek, ze w komputerze zagniezdzil sie szatan, co
nie jest najszczesliwszym zakonczeniem filmu w sytuacji, gdy w
Polsce zle dzialaja telefony, banki nie maja ze soba lacznosci, a
domowe PC sluza glownie dzieciom do zabawy.

Najnowszy film Kieslowskiego, "Podwojne zycie Weroniki", ktory
oglada sie z przyjemnoscia, glownie ze wzgledu na sliczna Weronike,
[gra ja Irene Jacob, przyp. red.] jest dosc dobrze zrobionym, ale
jakby niedokonczonym dzielem. Potwierdza to znana teze, ze znacznie
latwiej jest cos zaczac, niz sensownie zakonczyc. Film sklada sie z
dwoch czesci, z ktorych jedna rozgrywa sie w Polsce, a druga we
Francji i pokazuje dzieje dwoch Weronik, ktorych los scisle jest
zwiazany z miejscem zamieszkania. "Polska" Weronika zyje intensywnym
zyciem, podzielonym miedzy uczuciem do swojego chlopaka i pasja do
spiewu, podczas gdy w tle rozgrywaja sie sceny "zadymy" z milicja,
tak dobrze znane nam z autopsji. Takie zycie pelne emocji nie moze
sie dobrze zakonczyc, co tez staje sie udzialem bohaterki.

Jej francuska odpowiedniczke poznajemy na Rynku Krakowskim, gdzie z
okien autobusu turystycznego fotografuje potyczke demonstrantow z
milicja i jest to jedyna realna scena, ktora laczy obie postacie.
Reszta rozgrywa sie na plaszczyznie duchowej, chociaz w Paryzu ducha
znacznie mniej niz w Krakowie. Weronice robi sie nagle smutno, mimo,
ze chlopak, z ktorym znajduje sie w lozku, jest zupelnie w porzadku.
Pozniej bez konkretnego powodu nagle porzuca lekcje spiewu oraz
probuje sie czegos dopytac u swojego ojca, choc z filmu nie wynika
jasno, o co jej chodzi. Wszystko to rozgrywa sie na tle rozwodu
kolezanki, ktorej obiecala zeznac w sadzie, ze byla kochanka jej
meza, co nie jest zgodne z prawda.

Pierwsza czesc filmu ma dosc dobre tempo, bardzo dobra muzyke i
trzyma widza w napieciu. Stan taki utrzymuje sie na poczatku drugiej
czesci, zwolna jednak napiecie opada i w koncu wlasciwie nie
wiadomo, co scenarzysta i rezyser chcieli powiedziec o losie
francuskiej dziewczyny lat 80. Po zakonczeniu projekcji w kinie w
Sztokholmie, gdzie ogladalem film (zainteresowanie bylo umiarkowane,
okolo 30 osob na seansie), widzowie jeszcze przez jakis czas
siedzieli w fotelach, podczas gdy na ekranie ukazaly sie juz napisy.
Moze spowodowane to bylo muzyka, ktora obok pierwszoplanowej roli,
byla drugim dobrym punktem w filmie, a moze po prostu zostali
zaskoczeni nijakim zakonczeniem i nie bardzo wiedzieli co ze soba
zrobic, gdy film nagle sie urwal.

[Muzyke skomponowal Zbigniew Preisner. Gdyby ktos z P.T. Czytelnikow
slyszal o nim, prosze mi dac znac. Na razie jego nazwisko zaczyna
byc znane w USA, n.p. z filmu "At play in the fields of God" - przyp.
red. J.K-ek]

"Podwojne zycie Weroniki" ociera sie o banal, podobnie jak
wspomniane filmy z serii "Dekalog". Z tresci filmu mozna by wyczytac
posrednie udowadnianie marksistowskiej tezy, ze byt okresla
swiadomosc, ale glowny zamysl autorow nie jest latwy do
odcyfrowania. Kieslowski zestawia polska wspolczesnosc z francuska,
uzywajac starych schematow, ktorych powielenie prowadzi do wnioskow,
ze Polska jest w dalszym ciagu wzniosla, romantyczna i tragiczna,
podczas gdy Francje nurtuja glownie problemy lozkowe. Nie bede
udowadnial, ze takie przeslanie nie jest prawdziwe, chcialbym
zwrocic tylko uwage, ze umacnia ono w nas poczucie wyzszosci, gdyz
sugeruje, ze u nas zycie jest pelniejsze i bardziej uduchowione.
Jednoczesnie karmi nasze frustracje, pokazujac prawie bezproblemowe
zycie we Francji, w scenerii wielkich mieszkan pelnych antykow.
Pozostaje sie tylko zastanowic o ile ciekawszy bylby film, gdyby
odwrocic role: Weronika prowadzi spokojne zycie w Polsce,
interesujac sie glownie problemem partnerow do lozka, podczas gdy
jej francuskiej odpowiedniczce przytrafia sie cos zlego. Moze z tak
skonstruowanej akcji dowiedzielibysmy sie cos ciekawszego na temat
problemow dziewczyn w naszych czasach.

Sadze, ze film nie ma zbyt wielkiego powodzenia, ale warty jest
obejrzenia, szczegolnie dla ludzi, ktorzy pochodza z Polski, lub sa
Polski ciekawi. Nie polecalbym go nikomu, kto spodziewa sie znalezc
w filmie inspiracje do przemyslen nad sensem zycia. Pomimo
wymienionych wad, film oglada sie z przyjemnoscia i
zainteresowaniem, slabnacym jednak wraz z uplywem czasu trwania
projekcji.


Wlodek Kaplan

____________________________________________________________________

                             BEZWSTYDNY GLOS
                             ===============

Michal Getman
[przedruk z Tygodnika Polskiego, 21.09.1991, Z.J.P.]

- "Ma pan bezwstydny glos" - powiedzial do 24-letniego Kiepury Franz
Schalk, owczesny dyrektor naczelny wiedenskiej Stadtsoper,
zachlysniety jego skala glosu i mlodzienczym entuzjazmem. Byly to
poczatki miedzynarodowej kariery "chlopca z Sosnowca". Kilka dni
wczesniej mlody tenor podpisal pierwszy 3-letni kontrakt z
niemiecko-austriackim koncernem Salter (Berlin) - Gutman (Wieden).

Oszalamiajaca kariera syna piekarza z Zaglebia Dabrowskiego brzmi
jak bajka o Kopciuszku czy Brzydkim Kaczatku. Takich karier bylo
wiele, np. Lotte Lenia, Greta Garbo, czy Marilyn Monroe.

Jego start nie byl latwy. Spiewal od dziecinstwa, ale ciagle
chorowal na gardlo. Cierpial na chroniczny niezyt drog oddechowych.
Przyczynil sie do tego piec piekarski w domu rodzicow, ktory
spowodowal u niego - jak to zwykl mawiac: "suchosc gardla".

W 1919 roku, jako 17-letni wyrostek, chcac zaciagnac sie do armii
Hallera, wstapil ochotniczo do wojska. Gdy po podpisaniu Traktatu
Wersalskiego wybuchlo I Powstanie Slaskie, Kiepura wstapil wraz z
mlodszym bratem, Wladyslawem, w powstancze szeregi.

Rok 1921 byl przelomowy w jego zyciu. Ojciec postanowil, ze
pierworodny syn zostanie prawnikiem. Wyslal go na studia do
Warszawy. W stolicy mlodego, pelnego wiary w siebie Kiepure
interesowal glownie spiew. Reszte traktowal jako zlo konieczne.

Juz wowczas posiadal silny, o duzej rozpietosci glos, spiewal jednak
nierytmicznie, ze zla emisja, podwyzszajac gorne tony.

Dbal o gardlo. Przebywal jakis czas w Ciechocinku, ale inhalacje
niewiele pomogly. "Suchosci gardla" pozostaly. Powodowaly forsowanie
dzwiekow i nieczysta intonacje. Slynny w Warszawie laryngolog, dr
Grocholski, radzil mu zmiane planow zyciowych i rezygnacje z kariery
spiewaczej.

Kiepura byl uparty. Nie rezygnowal z marzen o swiatowej karierze.
Wierzyl w siebie. Byl w tym okresie nie tylko pewny siebie, ale
wrecz arogancki i agresywny we wszystkim, co dotyczylo jego spiewu.

W 1924 roku, po zdanym egzaminie, zostal przyjety jako adept do
Opery Warszawskiej. Spiew pochlonal go do tego stopnia, ze na
uczelni nie zdal w terminie egzaminow. Gdy dowiedzial sie o tym
ojciec - spuscil mu solidne lanie.

W operze powierzono mu zaspiewanie w III akcie "Halki" minimalnej
partii przewodnika gorali. Ostatni dzwiek przeciagnal tak dlugo,
ze... wybil z tempa dyrygenta orkiestry. Wyrzucono go z opery.

Prawdziwy jego debiut operowy przypada na styczen 1925 roku: glowna
rola w "Fauscie" Gounoda w Operze Lwowskiej. Nastepnie ta sama
partia w Poznaniu i wreszcie z powrotem Warszawa. Stal sie
bozyszczem stolicy. W zakulisowym zyciu artystycznym - jak zawsze -
roilo sie od intryg skierowanych przeciwko niemu. Nie poddawal sie.
Byl uparty, pracowity i wierzyl w swoja gwiazde.

Wieden byl punktem zwrotnym w jego karierze. Rozpetala sie wokol
niego kampania reklamowa. We wrzesniu 1926 roku odniosl sukces w
roli Cavaradossiego w "Tosce", spiewajac obok Marii Jaritzy.
Nastepny rok: Opera Berlinska, wiodace partie w "Tosce",
"Rigoletcie", "Turandot", pasmo sukcesow w Czechoslowacji, w Operze
Krolewskiej w Budapeszcie. I wreszcie Londyn: Royal Albert Hall.
Ukoronowaniem jego europejskiej kariery byla mediolanska La Scala
(1928), partie w "Tosce" i "Turandot", "Fauscie" i "Cyganerii".
Najwiekszy sukces odniosl tam w 1931 roku w partii Kawalera des
Grieux w "Manon" Masseneta.

Podrozowal po Europie, wystepowal na scenach Buenos Aires i Rio de
Janeiro. Odwiedzal rodzicow, rozpoczal budowe pensjonatu "Patria" w
Krynicy, i mial dluzszy flirt z pozniejsza Miss Polonia - Zofia
Batycka.

Rok 1930 to nowy rozdzial w jego karierze - film. W latach 1930-52
nakrecil 12 filmow, ktore przyniosly mu najwiecej rozglosu. Podczas
produkcji czwartego z kolei, "Mein Herz ruft nach Dir" poznal
urodzona na Wegrzech corke Niemca mieszkajacego w Austrii, Marte
Eggerth. 1 pazdziernika 1936 roku odbyl sie w Katowicach ich slub.
Swiezo upieczona pani Kiepurowa - legitymujaca sie dotychczas
paszportem niemieckim - nastepnego dnia wyjechala wraz z mezem do
Niemiec z polskim paszportem. Byli do konca razem, czesto wspolnie
wystepowali zarowno na scenie, estradzie jak i w filmach.

Od tej pory zmienil sie jego repertuar. Na koncertach spiewal badz
tylko slynne arie, ktore dawniej przyniosly mu slawe, albo utwory
napisane dla jego rol filmowych. Jedna z najpopularniejszych byla
piesn z filmu "Ein Lied fur Dich", ktora spiewal niemalze caly
swiat: "Ninon, ach usmiechnij sie...". Z kolei film "Ich liebe alle
Frauen" przyniosl mu kolejny szlagier. Spiewano go na ulicach:
"Brunetki, blondynki...". Krytycy zarzucali mu, ze poszedl na
latwizne. Kiepura z opera byl nadal zwiazany. Jego marzenia
wystapienia w nowojorskiej Metropolitan Opera House zrealizowaly sie
w 1938 roku (partia Rudolfa w "Cyganerii").

Pomimo swiatowej slawy pozostal do konca "chlopcem z Sosnowca" -
Polakiem. W ostatnich miesiacach prze wybuchem wojny spiewal ze
swoja zona w calej Polsce. 29 czerwca Kiepurowie wystapili na Rynku
Starego Miasta w Warszawie. Dochod z koncertu przeznaczono na
Fundusz Obrony Narodowej. Podobnie bylo w Gdyni. jego koncerty
dobroczynne mialy juz wtedy kilkuletnia tradycje. W 1939 roku, z
okazji Dnia Morza, spiewal na Placu Pilsudskiego na Fundusz Rozwoju
Floty Polskiej, na dzieci-ofiary wojny domowej w Hiszpanii itp. W
czasie wojny ojciec Kiepury, na zadanie slynnego syna, wycofal
pieniadze z banku krakowskiego, ktore podczas okupacji przekazywal
Radzie Glownej Opiekunczej na opieke na najbardziej potrzebujacych.

Wojna zastala ich w Paryzu. W 1940 roku zamieszkali w Nowym Jorku,
niedaleko stamtad nabyli posiadlosc. Wystawili na Broadwayu "Wesola
wdowke" Lehara. Zacheceni sukcesem zaprezentowali nastepny musical
"Polonez", o Tadeuszu Kosciuszce.

Kiepura spiewal chetnie i wszedzie - w salach koncertowych, na
zjazdach polonijnych, na stadionach, na dworcach kolejowych, w
halach fabrycznych i na balkonach. Byl wlasnoscia publicznosci,
ktora go uwielbiala.

7 wrzesnia 1958 roku przyjechal po raz pierwszy po wojnie do Polski.
Zostal entuzjastycznie przyjety przez swoich wielbicieli, ozieble
przez prase. Potem jeszcze kilkakrotnie odwiedzal Polske prywatnie.
Zmarl na atak serca 15 sierpnia [roku ??? - niestety rok nam uciekl,
przyp. red. J.K-ek] w miescie Harrison, pod Nowym
Jorkiem, w swej posiadlosci, Tye. Trzy tygodnie pozniej jego zwloki
przewiezione zostaly do Warszawy i zlozone na Powazkach w Alei
Zasluzonych. Oprocz zony i dwoch synow w jego pogrzebie wzielo
udzial ponad 200 tysiecy ludzi.

Na czym polegala magia i urok Kiepury? Byl daleki od typu amanta:
sredniego wzrostu, z wysokimi zakolami na czole (wczesna lysina).
Porywal publicznosc swoim szerokim usmiechem, bystroscia umyslu i
poczuciem humoru. Jako tenor mial bardzo efektowne wyzsze rejestry z
uszczerbkiem dla nizszych, ktore szczegolnie w 'piano' - brzmialy
plasko. Byl raczej typem tenora bohaterskiego, niz lirycznego.

Jego 'bezwstydny glos' na szczescie pozostal na szeregu plyt, ktore
nagral w Europie i w Ameryce.

____________________________________________________________________

                      O Moralnosci bez Boga
                      =====================

Andrzej Niemierko (niemierko@hadron.mpg.harvard.edu)


Andrzeja Pindora bardzo sobie cenie za jego rzeczowe i madre teksty
pod ktorymi czesto chetnie bym sie podpisal. Ostatni tekst Andrzeja
w "Spojrzeniach" nr 6 tez czytalem z przyjemnoscia i chcialbym
podzielic sie z czytelnikami "Spojrzen" uwagami jakie nasunely mi
sie w trakcie czytania artykulu Andrzeja jak i artykulu Jurka
Karczmarczuka (ktorego tez bardzo cenie) odnoszacego sie do tekstu
Andrzeja.

Zgadzam sie z teza powiedzenia przywolanego przez Andrzeja ze "gdy
trwoga to do Boga" ktora, w olbrzymim skrocie i zrozumialym
uproszczeniu, odzwierciedla moje przekonania zarowno na temat
powstania religii (choc nie wszystkich) jak i przyczyn odchodzenia
od nich (co jest niepodwazalnym faktem w tzw. spoleczenstwach
zachodnich). Andrzej zdaje sie jednak takze sugerowac, ze
"odchodzenie od Boga" implikuje takze odchodzenie od norm i
wskazowek - nazwijmy je w skrocie - moralnych, ktorymi kieruje sie
(czy tez, powiedzmy sobie szczerze, powinien) czlowiek wierzacy.
Andrzej sugeruje tez, ze rosnaca atrakcyjnosc i latwosc zycia
"doczesnego" ulatwia czy nawet powoduje lamanie owych, wynikajacych
z religii, norm moralnych.

Zostawiam na inna dyskusje problem, wydawaloby sie oczywisty, czy
rzeczywiscie zycie jest coraz atrakcyjniejsze i latwiejsze (glosy
np. emerytow z Polski czy tez biednych i bezdomnych z calego swiata
tez bierzmy pod uwage). Nie zgadzam sie z sugestia Andrzeja (byc
moze celowo prowokacyjna) ze czlowiek odchodzacy od Boga bedzie
czesciej lamal normy i wskazowki moralne, ergo, bedzie wiecej
"grzeszyl". Sugestia taka zawiera wiele elementow z ktorymi nie moge
sie zgodzic. Po pierwsze, zaklada ona, ze zrodlem moralnosci (tej
slusznej) jest Bog (czy to w wersji doslownej dla "maluczkich" - 10
przykazan danych Mojzeszowi osobiscie przez Stworce, czy w wersji
dla "swiatlych" - w formie praw naturalnych). Byc moze jest to
prawda. Zalozmy jednak, ze ktos nie wierzy w Boga a mimo to
postepuje nie mniej zgodnie z normami moralnymi Kosciola niz biskup
w naszej diecezji. Uogolniajac, o ile wiem, zadne badania nie
wykazaly ze wierzacy rzadziej klamia, kradna, morduja, gwalca, pisza
donosy, sa mniej msciwi, bardziej wyrozumiali, rzadziej uzywaja
lokci w tlumie i na drabinie kariery zawodowej, czy wreszcie ze
mniej lubia atrakcje zycia doczesnego. Po drugie, sugestia Andrzeja
implikuje, ze czlowiek z definicji jest niedoskonaly i bez religii
musi bladzic. Oczywista "niedoskonalosc" czlowieka jest wspanialym
slowem-wytrychem koszmarnie naduzywanym przez Kosciol. (W pewnym
filozoficznym sensie, jest to takze uzasadnienie istnienia Boga -
bytu doskonalego.) Sugestia Andrzeja ma swoje odbicie takze w jezyku
uzywanym przez Kosciol do opisu niewierzacych - to ci co bladza.
Jesli uznamy prawo Kosciola do takiego okreslenia (slusznego na
gruncie doktryny Kosciola) to rownie dobrze nalezaloby uznac prawo
niewierzacych do uzywania tego samego okreslenia w stosunku do
wierzacych. Jesli niewierzacy nie uzywaja tego, badz co badz,
pejoratywnie zabarwionego okreslenia, to nie jest to z ich strony
przyznanie sie do bladzenia tylko, wg. mnie, ich wieksza tolerancja
dla myslacych/wierzacych inaczej. No wiec ja, jako niewierzacy, nie
zgadzam sie z sugestia Andrzeja i nie widze zwiazku przyczynowego
pomiedzy rezygnacja z wiary w Boga a upadkiem moralnym.

Nie widze tez zwiazku przyczynowego pomiedzy upadkiem moralnosci a
rozwojem przemyslowym czy technologicznym naszej cywilizacji i
zwiazanymi z tym, jak pisze Andrzej (a ja filozoficznie
powatpiewam), wiekszymi przyjemnosciami doczesnego zycia
codziennego. Czy my jestesmy mniej moralni niz np. Paryz w czasach
Balzaca, Wenecja w czasach Borgii czy Rzym za Kaliguli? Watpie. A
przypomina mi to bezsens stwierdzen typu "...za naszych czasow to
mlodziez byla inna..." (w domysle - lepsza), czy tez "...przed
wojna, panie, to bylo nie do pomyslenia..." (znaczy te bezecenstwa
ktore teraz sie wyprawia), czy tez jeszcze "...jak ja bylem w twoim
wieku..." (no wiec bierz ze mnie jedynie sluszny wzor).

Andrzej pyta takze (sklaniajac sie do odpowiedzi przeczacej) czy
mozliwe jest kultywowanie wiary w Boga i zycie moralne jesli zyc
jest nam coraz latwiej (zakladajac ze to prawda). Co do prowadzenia
moralnego zycia to wypowiedzialem sie powyzej. Jesli chodzi o
kultywowanie wiary to uwazam, ze procent ludzi wierzacych i
praktykujacych istotnie bedzie malal az zostana tylko ci prawdziwi i
godni szacunku wierzacy dla ktorych wiara jest naturalna potrzeba
ich czlowieczenstwa, jest ich filozofia zycia, jest takze ich
drogowskazem wskazujacym jak zyc madrze i dobrze. Odpadna (bo
powinni) wszyscy ci ktorzy nie kradna i nie cudzoloza bo sa takie
przykazania, odpadna ci ktorzy chrzcza dzieci i posylaja je na
religie bo tak robili ich rodzice i tak robia znajomi i sasiedzi,
odpadna takze ci dla ktorych kosciol byl glownie miejscem gdzie
mogli spiskowac przeciwko komunie jak i ci ktorzy uwazaja ze
prawdziwi Polacy sa tylko w WAK. Taki proces oczyszczania sie
Kosciola pogorszy niewatpliwie statystyke ale moze tylko wzmocnic
jego sile moralnego oddzialywania na cala ludzkosc. W przeci-
wienstwie do Andrzeja nie widze w tym powodu do upadku naszej
cywilizacji.

Andrzej wierzy (agnostycznie :-) ze prawo (ja bym dodal takze normy
moralne) jest bezuzyteczne jesli ludzie nie maja WEWNETRZNEJ
motywacji do jego przestrzegania a taka motywacje, wg. Andrzeja,
wierzacy czerpia z wiary w Boga. Zgadzam sie co do potrzeby
wewnetrznej motywacji, chcialbym natomiast poruszyc watek roli wiary
w Boga. Otoz wedlug mojej koncepcji religii, czlowiek wierzy w Boga
gdyz (dla wielu) jest to naturalna potrzeba umyslu ludzkiego.
Pojecie Boga odgrywa kapitalna role w budowaniu filozofii zycia dla
wielu osob. Zycie bez Boga jest puste i bez sensu - dlatego Bog
istnieje. Bog istnieje tez dlatego, ze nie umiemy wytlumaczyc sobie
wielu spraw i zjawisk poczawszy od powstania swiata a skonczywszy na
sensie istnienia tegoz swiata. (Nb. jest interesujace ze dla
niektorych ludzi akty okrutne takie np. jak miliony niewinnie
pomordowanych w obozach koncentracyjnych, niewinne dzieci umierajace
w meczarniach na rozne choroby, miliony umierajacych z glodu itd,
itp, sa dowodem ze Boga nie ma (jesli by byl nie dopuscilby do
tego), dla innych wrecz przeciwnie, sa to dowody ze Bog istnieje i
daje nam wszystkim sygnal abysmy sie opamietali i upokorzyli.) Zatem
wg. mojego rozumienia (dla wielu zapewne niezrozumienia) wiary, Bog,
prawa naturalne czy normy moralne sa niejako uzewnetrznieniem
naturalnej, wewnetrzej potrzeby czlowieka. My sami jestesmy ich
tworcami (nic na to zreszta nie mozemy poradzic, to jest taki
wewnetrzny imperatyw) i w momencie uswiadomienia sobie (czyli w
momencie zaistnienia potrzeby ich istnienia) staja sie one bytami
niejako zewnetrznymi, istniejacymi niezaleznie od nas.
Uzewnetrzniamy i usamodzielniamy te byty gdyz daje to nam poczucie
komfortu, ze oto sa jakies prawdy, normy i byty doskonale i
absolutne do ktorych mozemy sie odniesc w chwilach niepewnosci czy
slabosci. Wracajac do roli Boga i motywacji do zycia moralnego. Na
gruncie powyzszych rozwazan, nie ma roznicy czy postepujemy moralnie
dlatego, ze wierzymy w Boga, czy dlatego, ze mamy taka wewnetrzna
potrzebe a nie mamy intelektualnej potrzeby odnoszenia tego do bytu
Boga. W oby wypadkach my sami decydujemy o naszym postepowaniu i
sami oceniamy moralne skutki naszego postepowania wedlug norm
moralnosci ktorej sami jestesmy autorem. I prosze zauwazyc, ze
stwierdzenie, ze zrodlem moralnosci jest Bog, jest najzupelniej
zgodne z powyzej zaprezentowanym moim subiektywnym rozumieniem wiary
i Boga.

Mam nadzieje, ze powyzszy tekst nie jest obrazliwy dla ludzi
wierzacych. Jesli ktos uwaza inaczej z gory prosze o wybaczenie
niezamierzonego efektu.
__________________________

Andrzej Niemierko


[przyp. red. W nastepnym numerze zamieszczamy tekst Wojtka
 Krupinskiego broniacy tezy, ze etyka moze byc wylacznie religijna.]
____________________________________________________________________

                      POETA PRZESTAJE MILCZEC
                      =======================

Tadeusz Drewnowski
[przedruk z Zycia Warszawy, pazdziernik 1991, Z.J.P.]


Teraz ksiazka bywa u nas czesto fantomem. Nowy zbior poezji Tadeusza
Rozewicza mignal mi, niczym przywidzenie, jeszcze wiosna. Dopiero
obecnie zmaterializowal sie w warszawskich ksiegarniach. [...]

"Plaskorzezba" nie jest kolejnym tomem poezji wybranych czy
zebranych, nieco odswiezonym nowosciami, do jakich przywyklismy od
czasu "Opowiadania traumatycznego. Duszyczki" (1979), czyli od lat
kilkunastu. To, co dzialo sie dookola, nie moglo ominac nawet tak
wyprobowanego klerka, nawet poety tak odrebnego i plodnego jak
Rozewicz. Pisal rozmaite nowe rzeczy, ale jako poeta odzywal sie
niezmiernie rzadko. W ostatnim zdaniu mojej ksiazki, napisanym w
1987 r., stwierdzilem: "Poeta milczy". Rozewicz nalezy do tych
poetow, ktorych milczenie glosno sie slyszy. I oto po 12 latach
ukazal sie tom calkowicie nowy, pomijajacy wszelkie nowosci z
poprzednich wydan zebranych i wybranych (nawet te, ktore by moze sie
tutaj przydaly, jak wiersz o Holderlinie czy Przybosiu), tom zlozony
z 26 utworow, przewaznie poematow, z ostatnich paru lat.

Poeta, nieskory do intymnych wynurzen, uchyla tu nieco rabka swojej
osobistej zapasci, swego milczenia z osobnych lat. Niczego sie nie
wypierajac pisze o tym z powaga i dyskrecja, ktora przy tylu latwych
i krzykliwych deklaracjach budzi szacunek.

    W drodze do Nowego Czlowieka
    do Nowej Jerozolimy
    do Utopii
    ...
    odarty przez czarnego aniola
    z wiary nadziei milosci
    znalazlem sie na drodze
    pustej ciemnej wyziebionej
    ...
    zostawilem przed soba slady stop
    i odszedlem w kraine bez swiatla

Obok dramatu historii i idei nie tai i innej strony swego zalamania.
Przejmujace sa jego wiersze o starzeniu sie poezji i starzeniu sie
poety. O slabnieciu obrazow i gotowosci poetyckiej ("teraz"). W
wierszu pt. "wiec jednak zyje sie piszac wiersze za dlugo" mowi
sarkastycznie o wierszach przygotowanych. Pisze: "Droga Powrotna do
bycia poeta... jakaz to beznadziejna wedrowka".

Najefektowniejszym chyba motywem "Plaskorzezby" sa "plamy". Rozewicz
wychodzi od obiegowego pojecia "bialych plam". Najmniej jednak pisze
o tym, czego pojecie to obiegowo dotyczy - o bialych plamach
historii najnowszej (nieraz pisal o tym kiedy to bylo zakazane,
chocby w "Pomnikach"). T. Rozewicz rozszerza to pojecie, przedstawia
cale nasze zycie w plamach: biale plamy sa czarne, czarne plamy sa
czerwone, zolte, biale... Motyw plam jest wielokolorowy i
wielofunkcyjny, dotyczy historii i dnia dzisiejszego, atomistyki i
ekologii, przefarbowujacych sie ludzi i bielejacych wlosow...

Od owej kolorowej plaskorzezby schodzi jednak w glab. Od dawna
kryzys naszych czasow laczyl poeta - w mysl poetyckiej diagnozy
Holderlina - ze smiercia Boga czy smiercia bogow (jak zauwazyl
Heidegger, nie jest to krytyka chrzescijansstwa czy innych religii,
lecz stwierdzenie faktu, ze wiara przestala odgrywac integracyjna
role w nowszych dziejach ludzkosci i narodow). Nastepstwa tego faktu
zarysowal swego czasu Rozewicz w glosnym poemacie "Spadanie", gdzie
znikniecie Nieba i Piekla stalo sie rownoznaczne ze zniknieciem
wektorow moralnych. Jak dowodzi najnowsza historia, proces ten
postapil dalej: zniknelo dno, otwarla sie otchlan. Na tym tle
Rozewicz pisze historie swojego zagubienia wiary, opuszczenia przez
Boga, konczaca sie dwoista sprzeczna puenta:

    zycie bez boga jest mozliwe
    zycie bez boga jest niemozliwe.

Dotkliwosc braku Boga nawet u bezboznikow czy niedowiarkow przeradza
sie dzis w tesknote niemal religijna, jakby prywatna "teologie
smierci boga".

Od podobnej tezy filozoficznej: "Wygasniecie Absolutu niszczy sfere
jego przejawiania sie" - wychodzi wiersz bez tytulu o marnieniu
wspolczesnych plodow ducha: religii, filozofii, sztuki. A takze
poezji. Niegdys w klasycznym wierszu "Drzewo" ogolocenie poezji z
jej blaskow ("Byli szczesliwi/ dawniejsi poeci/ swiat byl jak
drzewo/ a oni jak dzieci") Rozewicz wiazal z wojna. Dzis ujmuje to
szerzej - na tle "smierci Boga", wyniszczenia natury, takze
naturalnych zasobow jezyka:

    wymierajac pewne gatunki
    motyli ptakow
    poetow
    o imionach dziwnych i pieknych
    Miriam Staff Lesmian
    Tuwim Lechon Jastrun
    Norwid
    nasze sieci sa puste

W ogole zmianie ulegla u Rozewicza poezja autotematyczna, poezja o
poezji, o sztuce. Od dosc dawna trudno o nich pisac w kategoriach
koncepcji, pradow, stylow. Sztuka i estetyka staly sie zjawiskiem
zanikajacym, rzadkim, niemal poufnym - osobistym wynalazkiem. W
naszych czasach poeta, artysta, mysliciel sa sami dzielami sztuki i
obiektami analiz. Piszac o sztuce Rozewicz od lat interesuje sie
przede wszystkim losami artystow i myslicieli.

Do jego wspanialego kanonu wierszy z tego zakresu "Plaskorzezba"
dorzuca niejedno: poemat o Winckelmannie, o Auguscie von Goethe, o
Kafce, wiersz o Klausie Mannie. Juz z tego wyliczenia widac, ze
coraz bardziej fascynuje Rozewicza krag kultury niemieckiej (czy
niemieckojezycznej). Wszystkie te utwory sa ciekawe, jednak niektore
z nich (jak o synach Goethego czy Manna) wbrew usilowaniom brna w
zawilosci biograficzne. Dochodza tez coraz obfitsze wiersze zalobne,
poswiecone przyjaciolom czy bliskim - tym razem Kornelowi
Filipowiczowi i Konstantemu Puzynie. Pozegnalny charakter ma tez
najwspanialszy z wymienionych utworow, a zamykajacy tom poemat o
Kafce pt. "Przerwana rozmowa". Sam pomysl jest najbardziej
Rozewiczowski. Jego osnowe stanowia "Gespraechsblaetter" (kartki z
rozmowami), za pomoca ktorych Kafka porozumiewal sie z ludzmi
podczas ostatniej swojej choroby, gdy lekarze nie pozwalali mu
mowic. Poemat ten daje niezwykly wglad w dramat czlowieka i dramat
wyobrazni. Pierwotnie mial on byc prologiem do sztuki o Kafce, do
"Pulapki". Powstaly w koncu poza sztuka, na pozegnanie, po
dlugoletnich dialogach z Kafka, wroci pewnie za sprawa rezyserow do
"Pulapki", ktorej jest poetyckim zwienczeniem.

"Plaskorzezba" zawiera wiec poezje "wysoka", metafizyczna i poezje
uczona, intelektualna. Taka jest logika rozwoju poezji wspolczesnej,
ktora skazana jest na to, by zywic sie tym, co w naszej przejrzalej
kulturze sie nagromadzilo. Ale wobec obydwu uprawianych odmian
wiersza poeta pozostaje nieufny. Widac jak sie pilnuje, by w jego
wysokiej poezji nie zagniezdzila sie "biala nuda". A w wierszach
intelektualnych, by nie ugrzeznac w slowach, w sofistyce. Glownym
jednak i wyprobowanym przeciw tym niebezpieczenstwom zawsze bylo w
poezji Rozewicza i pozostalo co innego: trzymanie sie ziemi.

I w "Plaskorzezbie" znajduje dowody na to, ze tej swojej niezawodnej
sztuki Rozewicz nie nie postradal. Poprzez wszystkie koncepcje,
problemy odwolania kulturowe potrafi przebic sie do zycia samego. Do
jego trzewi i zatargac nimi. Do nich nalezy w tym tomie przewrotna
"Myrmekologia (dalszy ciag bajki o Guciu zaczarowanym)". Poczciwa
powiesc dla dzieci Zofii Urbanowskiej z 1884 r owocuje w polskiej
literaturze drugim juz (obok Miloszowskiego) poematem. Ale u
Rozewicza sednem fantastycznego poematu jest zyciowa obserwacja,
bynajmniej nie sielankowa: okrucienstwo (a nawet zbrodniczosc)
dzieci. Poeta nie waha sie wiec przed przestroga, skierowana raczej
w lagodnych pozornie slowach do innych odbiorcow niz wprost
wymienieni:

    o! dzieci! dzieci!
    jedyni mieszkancy nieba
    co sie z wami stalo?
    Gucio zaczarowany
    zmienia sie na gorsze
    z koncem XX wieku

Drugi realistyczny poemat pt. "Swiniobicie" dotyczy sprawy
zajmujacej coraz wieksze miejsce w dzisiejszym zyciu i majacej
kolosalna przyszlosc: przeszczepy. Punktem wyjscia poematu jest
przypadek drastyczny: przeszczepienie mlodemu czlowiekowi serca
pobranego od odpowiedniego prosiaka. Problem ten zaiste rozpatrzony
zostaje wszechstronnie: i od strony "szlachtuza", i ewentualnej
wzajemnosci, i z punktu widzenia wspolczesnej charakterologii. W
utworze, zdawaloby sie, grozacym co krok trywialna karykatura, poeta
blyska wszelkimi zaletami piora: od wznioslej moralistyki po
zabojcza ironie i humor.

Wbrew tytulowi "Poemat autystyczny" nie jest tez tak oderwany od
zycia. Rozewicz, wciaz atakowany i szarpany z roznych stron, odgryza
sie tutaj ostro: nasze wzniosle zycie duchowe demaskuje jako
wyrachowanie. Pokazuje prawdziwe i niestepione kly.

We wspolczesnej poezji polskiej Rozewicz odznaczyl sie najwieksza
inwencja formotworcza. "Plaskorzezba" jest mniej pod tym wzgledem
wynalazcza. Chyba wlasnie ta forma sredniego rozmiaru, luznego
poematu, operujacego w bardzo roznych rejestrach i tonach, jest
najwieksza tutaj zdobycza. W ogromnym dorobku poety w tej dziedzinie
wyksztalca i doprowadza ona do perfekcji nowa odmiane poematu.

Przy wszystkich przewrotach i zmianach poezja Rozewicza w istocie od
poczatku do dzis w swym glownym dazeniu i pewnych wlasciwosciach
pozostaje ta sama. W "Plaskorzezbie" w wierszu-konfrontacji ze swym
rywalem, utrzymanej juz w tonacji wyciszonej i zlagodzonej, i w
optyce odpowiednio pomniejszonej, niemal sub specie aeternitatis
znajdziemy najlepsza jej autocharakterystyke:

    moj wierszyk
    zakopany
    w rodzinnej ziemi obumiera
    z wiosna sie budzi
    slepy wypuszcza biale pedy
    chce ciagle "do ludzi"
                                                                        []
________________________________
Tadeusz Rozewicz

    ***

    poezja nie zawsze
    przybiera forme
    wiersza

    po piecdziesieciu latach
    pisania
    poezja
    moze sie objawic
    poecie
    w ksztalcie drzewa
    odlatujacego
    ptaka
    swiatla

    przybiera ksztalt
    ust
    oka
    gniezdzi sie w milczeniu

    albo zyje w poecie
    pozbawiona formy i tresci

                               (13 pazdziernik 88 - 10 marzec 1989)


____________________________________________________________________

                Mala Konstytucja wg. Michala Ogorka
                ===================================

[Zerzniete z Nowego Dziennika. ktory nawet sie nie pofatygowal
 podac skad sam zerznal, Z.J.P.]


Obserwujac, ile klopotow jest z ulozeniem nowej konstytucji,
opracowalem wlasny projekt, idealny dla kazdej partii i frakcji na
wszystkie sytuacje

PROJEKT NOWEJ KONSTYTUCJI

1. Jesli premierem zostaje ktos z naszej partii, najwazniejszy jest
   rzad. Premier nie musi sie wowczas liczyc z prezydentem ani z
   Sejmem. W przeciwnym wypadku rzad podlega wszystkim pozostalym.

2. Nasz premier nie jest odwolywany w ogole, w przeciwienstwie do
   nie naszego premiera, ktory jest odwolywany szczegolnie.

3. Jesli prezydent bedzie popieral nasza partie, wprowadza sie
   ustroj prezydencki.

4. Jesli prezydent bedzie popieral inna partie, wprowadza sie ustroj
   parlamentarny.

5. Na okres, kiedy nasza partia zdobedzie wiekszosc w Sejmie, Sejm
   jest najwazniejszy.

6. Kiedy naszej partii nie ma w Sejmie - rozwiazuje sie Sejm; kiedy
   nie ma jej w rzadzie - rozwiazuje sie rzad; na czas, kiedy
   prezydent nas nie lubi - likwiduje sie urzad prezydenta.

____________________________________________________________________

                              TRAMWAJ
                              =======

Michal Radgowski
[Rzeczpospolita, 21-22.12.1991, Z.J.P.]


Po Warszawie jezdzil tramwaj z napisem: "Nie masz klimatyzatora? -
Nie jestes Europejczykiem".

Pewna staruszka na przystanku zapytala mnie, co to jest klimatyzator
i jak mniej wiecej wyglada. Moja odpowiedz byla mglista i nie
zadowolila nikogo. Po powrocie do domu rzucilem sie do Encyklopedii
Popularnej PWN i pod haslem "klimatyzacja" przeczytalem:
"Utrzymywanie w pomieszczeniu zamknietym (np. pokoju, kabinie
pojazdu) lub zespole pomieszczen odpowiedniego cisn., temp.,
wilgotnosci, skladu chem. powietrza itp. niezaleznie od warunkow
zewnetrznych".

Jak to sie robi, encyklopedia nie precyzuje; mozna by sadzic, ze
sila woli.

Wzbogacony o te czastkowa wiedze udalem sie na miasto, zaczekalem na
tramwaj i przejechalem nim cztery przystanki. Byl tak samo brudny
jak inne, wyl na zakretach, hamowal jak ciezarowka z kartoflami, w
dodatku wszyscy oblewali sie potem, gdyz motorniczy z niewiadomych
wzgledow wlaczyl elektryczne piecyki. Co sie tyczy wilgotnosci,
odpowiedniego skladu chemicznego powietrza, mozna bylo miec pewne
zastrzezenia, natomiast cisnienie dawalo sie wyraznie we znaki.

Pasazerowie zamknieci w tym pudle nie wiedzieli chyba, ze jada
tramwajem, KTORY DAJE DO MYSLENIA.

Bo niewatpliwie na zewnatrz toczyly sie jakies dyskusje.
Niewykluczone, ze osoby szczegolnie podatne na propagande i reklame
pobiegly do sklepu po klimatyzatory. A zupelnie mozliwe, ze osobnicy
przekorni wypowiadali sie obelzywie o Europie i pozdrawiali ja
"gestem Kozakiewicza" (ale oczywiscie sportowca, nie bylego
marszalka Sejmu). Ci, ktorzy mieli wiecej czasu i ktorych numery
"jeszcze nie wyszly", rozpatrywali zapewne odwieczne polskie
zagadnienie "wyzszosci-nizszosci". Jestesmy wyzsi z powodu naszej
nizszosci, albo nizszosci z powodu wyzszosci i tak dalej. Do tego
bylby potrzebny Gombrowicz, a on, niestety, nie zdazyl sie juz
przejechac wolnym tramwajem.

Moim zdaniem ten napis na tramwaju daje dosc ciekawy obraz
kursowania idei w naszym spoleczenstwie. Dlatego dobrze go
umieszczono, bo to jest, w gruncie rzeczy, zagadnienie komunikacji.

W czasach socjalizmu nierealnego komunikacja polegala na tym, ze
jakies haslo, formule, czy nawet sofizmat wymyslano na gorze i potem
mechanicznie powielano "na wszystkich szczeblach". Zreszta slowo
"powielano" nie bardzo podobalo sie projektodawcom, wiec zastapiono
je innym, jeszcze bardziej potworkowatym: "naglosnienie". (Niestety,
"naglosnienie" nie zostalo zdekomunizowane ani nawet zweryfikowane i
sluzy nadal propagandystom nowego ustroju). W r. 1975 ktos wymyslil
haslo "O wyzsza jakosc zycia i pracy" i setki robotnikow trudzily
sie, by je umiescic na parkanach i murach fabrycznych. Albo wezmy
inne: "Tworcza mysl najpewniejsza waluta"; kazdy, kto jechal
pociagiem do Koluszek albo do Paryza, musial je zobaczyc na parkanie
pod Ursusem, ale czy zastanowil sie glebiej nad tym, co oznacza? Bo,
moim zdaniem, bylo to nader destrukcyjne haslo, zwlaszcza w czasach,
gdy braklo i tworczej mysli, i waluty. Ale jego forma byla sucha,
nudna, nie do przyjecia. Bo gdyby dzis takie haslo "naglasniano",
brzmialoby ono tak: "Chcesz miec szmal, wymysl cos".

I od razu gosc, ktory bezproduktywnie zaczynal zuc pod Ursusem
kielbase, uruchamialby komorki mozgowe. I moze wymyslilby
natychmiast jakis rewelacyjny podreczny stragan do obnosnej
sprzedazy.

Rzecz w tym, ze odgorne koncepcje musza byc przerabiane,
przetwarzane, przymierzane itd. w praktycznym uzyciu. Dobrze jest,
jesli maja jakas wewnetrzna glebie, odwoluja sie do historii albo do
psychologii narodu. Bo przeciez w tym procesie schodzenia w dol duzo
sie traci, material sie wyciera jak stare spodnie itp.

Ilustruja to doskonale dzieje formuly o "powrocie do Europy". Byl to
naprawde kawal soczystego miesa, pachnacego jak w restauracji
"Belvedere". Najpierw gryzli go z przyjemnoscia politycy roznych
obozow zastanawiajac sie, jak i do czego wracac. Troche smakowitych
kaskow zostalo dla publicystow, ktory podlali je wlasnym powaznym
sosem. Bardziej smakowite kosci chwycili felietonisci obgryzajac je
na ostatnich stronach czasopism.

Mozna by sadzic, ze wszystko zostalo objedzone. Ale jednak nie: oto
zostalo cos dla reklamy klimatyzatorow. I nie tylko: moj przyjaciel,
ktory wpadl do przychodni przeciwgruzliczej (bo byla tam jedyna
toaleta w okolicy), przeczytal gustowny plakacik: "Zgas papierosa,
nim wejdziesz do Europy".

Po tym wszystkim ma sie ochote zostac w domu.
____________________________________________________________________

               Westchnienia introligatora dyzurnego
               ====================================

Jurek Karczmarczuk

Ponizsze reklamy (skrocone, ale bez zadnych poprawek) pochodza z
egzemplarza "Wprost" z 12 stycznia br. Przepraszam Czytelnikow, dla
ktorych nie zawsze musi byc oczywiste dlaczego wzdycham (albo sie
dusze), ale ewentualne uwagi prosze kierowac nie do mnie.

1. Witajcie w Krainie Delta Airlines!
   Najlepsi w USA, najlepsi na swiecie.

2. Czy dojrzales do nowego Peugeot 405?
   Czy dojrzales do nowego stylu zycia?
   P e l e n   p r z e p y c h

3. Horoskop telefoniczny.
   Wszystko co Cie czeka w przyszlym tygodniu na pewno Cie nie ominie.
   Ale o wszystkim mozesz wiedziec wczesniej. Zadzwon juz teraz.
     Serwis w jezyku polskim!
     Wrozenie z kart
   Chcesz miec powodzenie? Chcesz znac swoja przyszlosc? Po prostu
   zadzwon. Nasz numer telefonu: 00/1/609 490 78 00
   (Oplata telefoniczna do USA wynosi 18000 zl/min)

4. Pensjonat wczasowy Krynica-Zdroj centurm [Krynica Gorska]
   25 pokoi, dzialka 1270 m2
   SPRZEDAM

5. Firma Arnold Ehrenfeld GmbH, Grosse Mohrong 21/1/11,
   1020 Wieden AUSTRIA
   Polecamy uslugi w zakresie handlu zagranicznego
   (rozmawiamy po polsku)

6. USLYSZY TO CALA POLSKA
   ...jesli zleca nam Panstwo produkcje i emisje reklamy radiowej Agencja
   Reklamowa Radia Merkury wyemituje reklamy Panstwa w kazdej rozglosni
   radiowej w Polsce

7. Twoje oczy naprawde nie maja ceny...!!!
   Polecamy filtry ochronne z krystalicznego szkla olowiowego na monitory
   9-21"
   COPACT:  KOMFORT PEWNOSCI JUTRA!

8. ISOLAN
   Siec komputerowa to nie tylko polaczenie komputerow. To polaczenie
   wiedzy i perfekcji!

9. Handelsagentur Export-Import U. JES
   Towary z nadprodukcji rynku zachodnioeuropejskiego.
   - Mowimy po polsku

10. "KONSTANCIN" - to dobra inwestycja -
    posiadlosci, dworki, palace, wille, parki

11. To zdumiewajace jak szybko zapelnia sie kosz kazdego dnia! To
    niepokojace jak wiele sekretow firmy zawiera!!!
    COPACT oferuje urzadzenia do niszczenia dokumentow juz od 2,64
    mln zl

12. Renault 19 Chamade
    Samochod  z klasa dla ludzi z klasa
    Renault 19 Chamade. Jakosc, ktorej trudno sie oprzec.
    RENAULT to pelnia zycia

13. Technologia jutra w dzisiejszym biurze: drukarka laserowa Star LS-04
    TYLKO Star dostarcza drukarki laserowe z 1 MB pamieci RAM, czyli
    minimum niezbednym do kazdej niemal pracy!

14. WCT biuro podrozy
    - rewelacyjne taryfy do USA (bilety roczne)
    - grupy samolotowe - AZJA  NON STOP

15. Z pewnoscia juz nie raz odchudzales sie; bez powodzenia?
    REDUSAN
    Swiatowa sensacja Europejskiego Kongresu Otylosci w Sztokholmie.
    Redusan obnizy tez podwyzszony poziom choresterelu i to o 15-20%!
    REDUSAN utrwali efekt Twoich wyrzeczen!

16. OSTRE? OSTRE!
    SMACZNE? SMACZNE!
    Szukaj znaku firmowego Agraflor
                                 *****
Zanudzeni? Zanudzeni!
Przepraszam? Przepraszam!

Jest to ZNIKOMY PROCENT reklam zalewajacych moje ulubione Wprost i
wszystkie inne polskie czasopisma. Signum Temporis. Sa i inne
"style" reklamowania, np. "Chcesz sie szybko dorobic? Zadzwon
pod..."; albo (cokolwiek znieksztalcajac oryginal): "Buzdraczek i
Szwagier SA LTD, Tylmanowa: WYLACZNY przedstawiciel swiatowej firmy
Blaupunkt na Nowosadecki Obszar Europejski: zapraszamy do naszych
atelierow", czy tez (rowniez nieco znieksztalcone): "Perfekcyjna
znakomosc Angielskiego metodem korespondencyjnem w trzi tygodnie!
Muwili Ci, ze to niewozmozliwe, a jednak Nasza Firma..."

Na zakonczenie jeszcze jeden cytat, tym razem ze srodka jednego z
artykulow w wymienionym numerze Wprost, a to po to, by uspokoic
wzburzonych konsumentow:

   "Dwa lata temu pijani radzieccy zolnierze odpalili
    rakiete podgrzewajac w jej sasiedztwie konserwy"

____________________________________________________________________
Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek     (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek  (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)

Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy
wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod
warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zgodne z pogladami redakcji.

      Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka

____________________________koniec numeru 10_______________________