__________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| __________________________________________________________________________ Piatek, 24.01.1992. nr. 9 __________________________________________________________________________ W numerze: Zbigniew J. Pasek - Z czym do Europy czyli garb po PRLu Tomek Sendyka - Poludniowa Afryka Jurek Karczmarczuk - Zagadka logiczna Andrzej M. Kobos - Spojrzenie na "Spojrzenia" w "Spojrzeniach" Adach Smiarowski - Piesn dziadkowa ... (wierszem) __________________________________________________________________________ Od red. dyz. Dzis jak zwykle mieszanka roznych tematow, od calkiem powaznych (tekst Zbyszka Paska), do mniej powaznych (tekst Druha Adacha, tym razem nie proza a wierszem). Posrodku mamy travelogue z Republiki Poludniowej Afryki, kraju niezbyt czesto odwiedzanego, ktory ciagle jednak figuruje w czolowkach gazet, oraz nowosc na naszych lamach, czyli lamiglowke logiczna podobna do tych, ktore kiedys ukazywaly sie w "Zyciu i Nowoczesnosci" w rubryce "Rozkosze lamania glowy". Autor, czyli Jurek Karczmarczuk zarecza, ze lamiglowka jest calkowicie logiczna i ma tylko jedno rozwiazanie. Wierze mu na slowo, bo sam nie rozwiazalem. Starcza mi lamanie glowy przy innych zajeciach. Zamieszczamy rowniez glos krytyczny Andrzeja Kobosa dotyczacy "Spojrzen", tym razem z pozycji czytelnika tychze. Na krytyke te postaram sie odpowiedziec w tekscie. W kazdym razie takie glosy sa zawsze dobrze widziane. J. K-ek __________________________________________________________________________ Z CZYM DO EUROPY, CZYLI GARB PO PRL-u ===================================== Zbigniew J. Pasek Opracowane na podstawie artykulu Iwony Bartczak "W drodze do ziemi obiecanej" z Zycia Warszawy (19.11.1991) oraz Kazimierza Obuchowskiego "O mentalnosci Polakow. Informacje z pierwszej reki" z Tygodnika Powszechnego (20.11.1991). ----------------------------- Ostatnio w prasie polskiej natknac sie mozna dosyc czesto na wyniki roznorodnych ankiet, badajacych stosunek polskiego spoleczenstwa do wielu, czasem krancowo roznych problemow. Taka mnogosc ankiet oprocz tego, ze wskazuje na zupelnie dorywcze probkowanie postaw polskiej populacji, jest tez dowodem na to, ze obecnie juz nikt nie wydaje sie posiadac niezachwianej wiedzy na temat tego co polskie spoleczenstwo mysli i jakie prezentuje postawy. To, ze Polacy A.D. 1991 sa wielka niewiadoma, wykazaly zarowno wyniki ostatnich wyborow jak i na codzien wykazuja pewne charakterystyczne sprzecznosci pomiedzy popularnymi, obiegowymi opiniami a praktyka dnia codziennego. Z pewnoscia do takich naleza opinia o polskiej religijnosci, nie wyjasniajaca np. poziomu alkoholizmu i liczby aborcji, czy tez 'tradycyjna' polska tolerancja - nie potwierdzana przez fakty. Wydaje sie, ze w nowa polska rzeczywistosc i w nowy ustroj Polacy wchodza nie tylko z duzym balastem roznych patologii spolecznych i gospodarczych, ale rowniez z bogactwem wyobrazen o swoich zdolnosciach, przeznaczeniach i naleznosciach. Stad tez chyba biora sie te ostre zgrzyty, bo nowy ustroj, w przeciwienstwie do realnego socjalizmu, wymaga harmonii pomiedzy wyznawanymi pogladami a postawa zyciowa w zakresie spraw publicznych czy gospodarki. Teraz nie daje sie juz pracowac i wypowiadac 'na niby', czy 'dla idei', a wszystko trzeba jak najbardziej traktowac 'na serio'. W prasie ostatnio ukazalo sie kilka omowien wynikow dlugotrwalych badan socjologicznych, przeprowadzanych przez socjologow i psychologow z PAN na przestrzeni ostatniego dziesieciolecia. Wyniki te z pewnoscia serwuja prawdy niepopularne, ale zasadnicze dla przyszlych losow Polski. Przelom ustrojowy nie zmienil praktycznie rozmiarow postrzegania grup niezasluzenie uprzywilejowanych. W spolecznej percepcji prawowitosc obecnego systemu niewiele rozni sie od prawowitosci systemu poprzedniego. W zasadzie nie ulegla zmianie wiara w nierzetelnosc prawa, jak i proporcja tych, ktorzy sadza, ze bieda jest wynikiem niesprawiedliwosci. Zaobserwowano rosnaca bezradnosc ludzi w osiaganiu waznych celow zyciowych. Narasta frustracja z powodu ograniczenia mozliwosci realizacji interesow ekonomicznych, i nie kompensuje jej zwiekszona wolnosc. Nowe reguly gry gospodarczej nie sa dostrzegane jako szansa dla kazdego: nieufna asekuracja goruje nad checia podejmowania ryzyka. Taka sytuacja jest z pewnoscia pochodna kultury i mentalnosci Polakow, wychowanych w realnym socjalizmie. O ile w 1984 roku 80% respondentow podpisywalo sie obiema rekami pod haslem 'rynek', z chwila gdy kapitalizm stal sie rzeczywistoscia, stosunek do niego jest bardziej wieloznaczny. Rolnicy, najdawniejsi praktycy wolnego rynku, stanowczo odzegnuja sie dzisiaj od rynkowych rozwiazan. Jeszcze kilka lat temu sektor prywatny byl postrzegany jako ucieczka i ochrona przed niesprawiedliwoscia. Dzis z kolei sektor panstwowy stanowi dla wielu osob symbol bezpieczenstwa. W wielu zakladach pracownicy ostatecznie godza sie na prywatyzacje, ale asekuruja sie przywiazaniem do samorzadow oraz warunkiem spolecznej kontroli prywatnego kapitalu. Czwarta czesc ogolu badanych jest absolutnie przeciwna jakiejkolwiek prywatyzacji wielkich zakladow przemyslowych. Sam fakt zmiany ustrojowej w Polsce z pewnoscia nie spowodowal, ze swiat stal sie nieco bardziej przyjazny. Trzeba by byc nad wyraz naiwnym, by sadzic, ze sama zmiana ustroju, eliminacja PZPR i jej aparatu oraz pojawienie sie nowych szans stworza nowego czlowieka. Dlatego tez jestesmy skazani na siebie, na wlasne wzory i dzialania. Warunki do przyszlych zmian sa dopiero w fazie tworzenia. Nie sa one jeszcze wsparte ani odpowiednia praktyka edukacyjna, ani ozywieniem kultury, ani w ogole koncepcja czlowieka - Polaka XXI wieku. W tym celu niezbedna jest wiedza z jakiej pozycji naprawde startujemy. W konkluzji swoich badan psycholodzy opracowali typologie polskich metalnosci, obejmujaca wiele typow posrednich. Trzy podstawowe typy sa nastepujace: A. Bierno-produktywno-antyindywidualistyczny B. Obronno-zachowawczo-roszczeniowy C. Przedsiebiorczo-podmiotowo-prospoleczny. Jak sie okazuje, typ A najbardziej odpowiada oczekiwaniom "realnego socjalizmu"; jest to typ "bohatera pracy socjalistycznej - jest skrzyzowaniem prospolecznej produktywnosci z biernoscia i rutyna, ciezko pracujacy i posluszny wykonawca". Typ B mozna nazwac inaczej "zlodziejsko-zebraczym", wykorzystujacy zastany stan rzeczy w swoim interesie (pamietacie "rozbiegane oczka"? [dyskusja na Poland-L ok. rok temu - przyp.red.]). Natomiast typ C "laczy podmiotowosc i aktywna przedsiebiorczosc z nastawieniem dla interesu wlasnego, ale i przez to dla interesu spolecznego". Ludzie typu C sa za wolna konkurencja w zyciu gospodarczym, przeciwko centralnemu zarzadzaniu gospodarka, takze przeciwko pelnemu zatrudnieniu i opowiadaja sie za "pelna swoboda (w granicach moralnosci) zachowania, ubioru, wygladu, uczesania, zachowania sie na ulicy". Typy A i B sa odwrotnoscia typu C. Wedlug nich wynagradzanie za prace w PRL bylo sprawiedliwe i realizowano tam demokracje i praworzadnosc. Istotne jest pytanie kto do jakiego typu nalezal. Okazuje sie, ze typ C to glownie mezczyzni, a w ogole ludzie mlodsi. Kobiety i osoby starsze identyfikowano najczesciej w typie A. Natomiast typ B to glownie ... najstarsi i najmlodsi. Bezposrednie zwiazki istnieja pomiedzy przynaleznoscia do konkretnego typu a poziomem wyksztalcenia. Typy A i B sa najczestsze wsrod osob o podstawowym wyksztalceniu, natomiast typ C - wsrod osob wyksztalconych. Istotnym czynnikiem, ktory interweniowal w typ mentalnosci, byl udzial we wladzy. I tak u czlonkow PZPR i kadry kierowniczej wystepowaly czesto wlasciwosci mieszane typu B i C. Typ A wystepowal najczesciej wsrod wyzszych kadr, pracownikow fizyczno-umyslowych, wojskowych i robotnikow niewykwalifikowanych. Typ B - wsrod rolnikow i robotnikow, zarowno wykwalifikowanych jak i niewykwalifikowanych. Typ C byl najczestszy wsrod rzemieslnikow, specjalistow, wyzszych kadr, pracownikow umyslowych, technikow. Stwierdzona zaleznosc pomiedzy pomiedzy typami mentalnosci a wyksztalceniem pozwala na blizsze okreslenie rozkladu tych mentalnosci w populacji naszego kraju. Wedlug danych oswiaty w 1984 r. 63.3% populacji powyzej 15 lat to byly osoby z podstawowym i zasadniczo-zawodowym wyksztalceniem, a stad pochodza typy A i B. Tylko 5.6% Polakow posiadalo wyksztalcenie wyzsze, a 23% - srednie. Dla porownania we Francji, RFN, Austrii, Grecji wyksztalcenie srednie posiadalo ponad 80%. A wiec statystycznie jedynie okolo 20% naszej populacji to baza dla typu C. Stan ten na dodatek pogarsza sie: w 1987 r. bylo 1221 studentow na 100 tys. mieszkancow, podczas gdy w Hiszpanii, Danii, RFN, Finlandii - 2 razy tyle, w Korei Pld. - 3 razy tyle, a w Kanadzie i USA - 5 razy tyle. Jest to wiec proporcja dokladnie odwrotna w stosunku do zaawansowanych krajow Europy Zachodniej. A wlasnie ten uklad bedzie decydowac o ksztalcie zarowno demokratycznie wybieranych struktur, jak i o rozwoju owego 'high tech' society, stanowiacych warunek uformowania sie struktur odpowiadajacyh warunkom swiata, do ktorego Polska chcialaby sie przylaczyc. Jakie sa prognozy? Otoz rozpoczynajacy szkole podstawowa w 1991 r. uzyskaja srednie wyksztalcenie okolo 2003 r., a wyzsze okolo 2008. Gdyby wiec chciec uzyskac dla najbardziej produktywnych rocznikow wyksztalcenie porownywalne ze standardem europejskim, juz od przyszlego roku nalezaloby czterokrotnie zwiekszyc liczbe miejsc w szkolach srednich, i piecio- szesciokrotnie w szkolach wyzszych. Szanse na to sa zerowe. Zreszta nawet ci, ktorzy maja dostep do edukacji, nie zawsze sa w stanie zrobic z niej wlasciwy uzytek. Otoz, 75% pojec uznanych przez ekspertow za elementarne dla rozumienia wspolczesnej rzeczywistosci kulturalnej, spolecznej, przyrodniczej (opisywanej jezykiem na poziomie szkoly podstawowej) nie jest poprawnie rozumianych, lub nie sa one znane mlodziezy. Nie ma wiec co liczyc na adekwatne rozumienie gazet, ksiazek, czy TV, a ustawiczne uczenie sie pozostaje poza sfera marzen. Okolo 30% badanej populacji jest na poziomie analfabetyzmu funkcjonalnego. Taki stan edukacji mlodziezy wywoluje dodatkowo negatywne zjawisko zaniku "napiecia aksjologicznego", czyli spadku motywacji do realizacji wlasnych ambicji zyciowych i okreslonego systemu wartosci - im gorsza sytuacja ksztalcenia tym wiekszy brak krytycyzmu i wyzsza 'adaptacyjnosc'. Oznacza to praktyce silny relatywny spadek aspiracji do ukonczenia nawet pelnej szkoly sredniej i relatywny wzrost liczby mlodziezy pragnacej zakonczyc wyksztalcenie na szkole zasadniczej. A wlasnie w tych ostatnich wyrasta nie tylko typ bierny, ale i calkowicie niewymagajacy (typ A). W badaniach stwierdzono tez niski poziom refleksji i werbalizacji waznych problemow zyciowych jako wynik nauczania zorientowanego na opis, a nie na wnioskowanie oraz wynik wplywu tradycji wychowawczej srodowiska rodzinnego, w ktorym nie jest kultywowane wyrazanie pogladow osobistych i uczuc. Wszystkie badania dlugotrwale, wykonane na przestrzeni ostatniego dwudziestolecia, wskazuja na to, ze ponad 2/3 populacji Polski ksztaltowane jest do bycia w kategorii typu A lub B. Bardzo mozliwe, ze to wlasnie te wlasciwosci psychiczne, wiedza, zakres sprawnosci w rozumieniu swiata, poziomu kulturalnej inicjacji stana sie bariera trudniejsza do pokonania niz bariery polityczne i ekonomiczne. ------------------ Zbigniew J. Pasek __________________________________________________________________________ POLUDNIOWA AFRYKA ================= Tomek Sendyka (sendyka@pdfvax.lrsm.upenn.edu) W styczniu zeszlego roku odwiedzilem Republike Poludniowej Afryki. Mysle, ze jest to kraj dosc egzotyczny i na tyle daleko, ze moze nie kazdy dokladnie wie, jak tam sytuacja wyglada. Tak naprawde jak sytuacja tam wyglada to na prawde nikt nie, wiec moze najpierw napisze, jak wyglada ow kraj. Ale moze na poczatek pare danych: Ludnosc: -------- Republika Poludniowej Afryki ma okolo 1.2 mln kilometrow kwadratowych, na ktorych zyje okolo trzydziestu trzech milionow ludzi. Z tego okolo pieciu milionow bialych, w tym 2.9 mln Burow (Afrykanerow), i 1.9 mln Anglofonow. 0.9 miliona Hindusow i 2.8 mln kolorowych. Reszta, to - jak mozna sie latwo domyslic - Murzyni. Jezeli ktos mysli, ze kolorowy to ot taki mulat, to jest w wielkim bledzie. Kolorowi to potomkowie pierwszych osadnikow kolenderskich i miejscowych kobiet. Jest to klasa z wlasna kultura i tradycjami, ich ojczystym jezykiem jest Afrikaans. Maja swoja izbe w parlamencie podobnie jak Hindusi. Lepszym tlumaczeniem "coloured" byloby "podkolorowany", ale chyba nie przejdzie :-) Kto to sa Hindusi mam nadzieje, ze wszyscy wiedza, Burowie pewnie tez, ale przypomne - przyjechali oni dawno dawno temu (pierwsi ledwie kilka lat po tym jak je Pan Zagloba Krolowi Szwedzkiemu podarowal) z Niderlandow. Zagospodarowali teren, wykarczowali, zaorali no i maja. No i chyba latwo nie popuszcza. Kto to sa Murzyni tez wszyscy - a zwlaszcza czytelnicy z Ameryki wiedza. Stolica: ------- Ha!, i tu mamy problem; chyba jest to rekord, godny Ksiegi Guinessa. Stolice sa trzy, a moze nawet wiecej, Pretoria (od Andreasa Pretoriusa a nie od Rzymskich Pretorian) jest siedziba rzadu, Kapsztad jest siedziba parlamentu, a wtajemniczeni Poludniowi Afrykanie mowia ze jest jeszcze trzecia, nikt nie wie co tam wlasciwie ma siedzibe, niewielu wie gdzie to jest, a sa tacy, ktorzy nie wiedza nawet ze owa stolica istnieje. Jest szansa, ze tych stolic jest jeszcze wiecej, ale nie udalo mi sie spotkac nikogo, kto by o nich wiedzial. Udalo mi sie wreszcie ustalic, ze owa trzecia stolica jest Bloomfontein, i jest ona siedziba centralnych wladz sadowniczych. Czyzby tworcy Republiki przedawkowali Monteskiusza? :-) Podzial: ------- Poludniowa Afryka dzieli sie na cztery prowincje: Kraj Przyladkowy - Cape Province (Kapsztad) najwieksza z tego zbiorku. Nazwa pochodzi od Przyladka Dobrej Nadziei. Transvaal (Johanesburg, Pretoria) to polnocna - polozona w wiekszosci na wyzynach - czesc kraju. Przywedrowali Burowie i zobaczyli rzeke. A, ze w rzece woda byla metna wiec nazwali rzeke Vaal, co znaczy w ich narzeczu "brudny" (poeci, nie ma co). No a kraj za owa rzeka nazwany zostal TRANSvaalem. Historie te opowiadal mi poludniowoafrykanski Anglofon, jak widac do Afrykanerow szacunkiem ani sympatia nie palajacy. Historie ta powtarzam dlatego, ze jest smieszna, a nie dlatego ze prawdziwa. W Holandii plynie tez spokojnym nurtem rzeka Vaal, i chyba jednak od niej tak na prawde nazwa pochodzi. Orania (Bloomfontein) centralna czesc kraju. Anglofona ciezko uswiadczyc. Nazwa nie ma nic wspolnego z pomaranczami, pochodzi od Dynastii Oranskiej (tej od Wilhelma Oranskiego). I wreszcie Natal (Durban), najmniejsza z prowincji. Okolice w ktorych zyl i tworzyl (lepiej to brzmi niz "zyl i psul" albo "zyl i destruowal" Zulus Shaka (po polsku pisal sie Czaka). Polozona na wschodnim wybrzezu, wilgotny klimat w polnocnej czesci nawet malaryczny. Bajecznie zielono. Ale Kraj nie konczy sie na czterech prowincjach. Spod jurysdykcji Poludniowej Afryki wylaczono "homelandy" (bantustany). Skoro Murzyni nie glosuja w Republice, to wydzielono im kilka obszarow do glosowania. Tam maja pelna wladze. Te kraje to Transkei, Ciskei, Boputhaswana, Venda, i cos moze jeszcze. Nie sa one uznawane przez ONZ, ale potrzeba osobnej wizy do kazdego z nich. Po ostatnich zamieszkach i zamachach stanu nawet obywatele poludniowoafrykanscy potrzebuja wiz. Zreszta ostatno malo sie tam kto zapuszcza, bo o ile Poludniowa Afryka jest wciaz jeszcze sympatycznym i wzglednie bezpiecznym krajem, to na przyklad w Transkeiu po przewrocie w 1990 naprawde mozna oberwac. Z "homelandami" bynajmniej prosze nie mylic Lesotho, panstewka w Gorach Smoczych. Jest to jak najbardziej powazny, samodzielny, niezalezny i powszechnie uznany kraj. Nawet snieg w nim czasami pada! Jak ten kraj wyglada: -------------------- Wyglada bardzo sympatycznie; zupelnie jak Europa. Czysty schludny, w miare dla turysty bezpieczny. Wciaz mialem wrazenie, ze jakby kawalek Europy ni stad ni z owad nagle od Macierzy odfrunal. Siec hoteli, o roznych cenach i standarcie, stacji benzynowych; dobrze utrzymanych drog. Troche gorzej z autostradami. Autostrada jako zjawisko co prawda istnieje, podobnie jak (zaznaczona na mapie Europy!) Krakow - Chrzanow Expressway. Jezeli ma sie do dyspozycji samochod, to spokojnie jezdzi sie od campingu do campingu, jak po Europie. Sklepy, supermarkety, informacja turystyczna. Wszystkie osiagniecia zachodniej cywilizacji. Podkreslam tutaj, ze kraj wyglada jak kawalek Europy, nie jak kawalek Ameryki Polnocnej. Tych stacji benzynowych nie jest az tak duzo; drogi i drozki maja po jednym pasie w kazda strone. Ciezko powiedziec na czym to dokladnie polega, wygladalo mi to na Europe i juz. Natomiast w miastach mieszanka iscie jak w wiekszym miescie na Wschodnim Wybrzezu (Stanow). Policja, parkingowi, straz i obsluga bankow, sklepow reprezentuje wszystkie mozliwe masci spoleczenstwa. Wies: ------ Afrykanska "wies" wyglada niesamowicie, olbrzymie zagrodzone polacie wyschnietej ziemi, na ktorej cos rosnie, pasa sie krowy, owce, strusie. Pelno wiatrakow pompujacych wode, wokol wiatraka zielono. Na kazdej farmie znajduje sie dom farmera. Schludny dom, czasem wiekszy czasem mniejszy otoczony zielenia. Zawsze prezentujacy sie niezwylkle dostojnie. Do domu prowadzi odboczka z szosy, z reguly po drodze stoi malownicza murowana brama. Nazwiska farmerow to zwykle Bootha albo Van der Merwe. Opodal domu farmera znajduje sie kilka domkow, gdzie mieszkaja robotnicy folwarczni - Murzyni. Sytuacja i stosunki tam panujace wygladaja na typowe folwarczne stosunki, jest pan i parobkowie. Pan ma na glowie caly raban, a parobkowie wikt i dach nad glowa. Od razu zaznaczam, ze nie prowadzilem szeroko zakrojonych badan socjologicznych, ale wygladalo na to, ze pan szanowal swoich parobkow, a i parobkowie respektowali swojego pana. Uklad stabilny. Dwie zupelnie nie mieszajace sie ze soba warstwy wspolzyjace w symbiozie. Burowie to narod naprawde ciezkiej pracy. Taki urodzony gatunek farmera. Dopiero jak sie wjedzie do jakiegos rezerwatu, to widac jak ten lad przed nimi wygladal, jak niesamowity busz trzeba bylo wykarczowac i w pole lub pastwisko przemienic. Ziemie tam maja zyzne, ale i duzo pracy i rozumnej gospodarki wymagajace. Jest tez i wies murzynska. Przejezdzalem w Natalu przez wioski, tradycyjne chatki troche pola obok domu, czasem jakas koza albo inny strus. Duzo ludzi dojezdza do miast do pracy. Biednie ale schludnie, czysto i sympatycznie, w odroznieniu do slumsow i brudu osiedli przemyslowych, zwiedzanie ktorych sobie odpuscilem. Tam moze byc niebezpiecznie. Krajobrazy: ---------- Kraj ladny, nawet bardzo ladny. Pewnie duzo ludzi powiedzialoby nawet piekny. Slowo "piekny" jest zarezerwowane w moim slowniku dla Skandynawii, a konkretnie dla Lofotow, i kilku miejsc w zachodniej Norwegii. Kraj niesamowicie "zagospodarowany" turystycznie, wiele parkow, rezerwatow; szlaki gorskie oznakowane, przygotowane i ... PLATNE. niektore szlaki maja limit dzienny i trzeba robic rezerwacje. Na najslynniejszy szlak, czterodniowa wedrowka wzdluz poludniowgo wybrzeza jest tak oblezony, ze rezerwacje nalezy robic z okolo ... rocznym wyprzedzeniem. Puszczaja tylko dwanascie osob na dobe, zeby sie przyroda przypadkiem nie zniszczyla. Przy moim wagabundzkim sposobie podrozowania (jezeli rano wiem, gdzie bede spal wieczorem, to wycieczka staje sie nudna) nie dane mi chyba tych cudow zobaczyc. Inne szlaki sa znacznie mniej oblezone, zwlaszcza te prawdziwe gorskie. Gory maja niesamowite. Gory Smocze (Drakensberg) to stare faldowanie. Zielone, dostojne, pelne dziwnych form i ksztaltow; ciezko mi z czymkolwiek porownac, bo chyba nic podobnego nie widzialem. Momentami tak moze troche, jakby kanion Kolorado trawa porosl. Inne lancuchy, nizsze przypominaly juz troche bardziej "konwencjonalne" gory. Stalo kilka gorek w srodku kraju, zaplacilem przepisowego randa i wylazlem, cos badzo podobnego do naszych Tatr Zachodnich. Nawet podobnie zimno na szczytach, choc bylem w srodku lata. Z tym randem, to bylo tak: mieli dwa szlaki po randzie za szlak, kazdy obliczony na jeden dzien, ale ze mnie sie spieszylo, to przespacerowalem oba za jednym zamachem i w ten sposob wypsnalem sie surowym i niezwyciezalnym mechanizmom poludniowoafrykanskiej biurokracji. Duza czesc kraju to polpustynie przypominajace Utah, albo ugory jak z Polnocnej Dakoty. Kraj jest w sumie niewielki, ale niesamowicie zroznicowany krajobrazowo i klimatycznie. W okolicach Przyladka Dobrej Nadziei wieje tak silny wicher, ze mozna odfrunac. A jak sie juz pofrunie to potem sa klopoty z ladowaniem, widzialem jak ptaszyska kilka razy do ladowania podchodzily, zanim im sie to wreszcie udawalo. Roslinnosc i pejzaz, jak z Norwegii czy Szkocji. Skaly, dziki morza brzeg, chmury, mzawka, obfita zielona roslinnosc. Zapomnialem przez chwile o pawianach placzacych sie na parkingu miedzy turystami i wydlubujacych smieci z koszy i wpatrzony w krajobraz myslalem, ze jestem w Skandynawii. Nagle, tuz przed maske samochodu wyskoczyla zebra. Zawsze myslalem, ze zebra to taki kon. Tak to taki kon tylko duuuuuzy! A jak skacze! (Sa jeszcze male zebry, mozna je spotkac na spacerze. Pogapia sie na czlowieka, po czym ida w swoja strone). Na uwage zasluguje jeszcze Kapsztad, polozony malowniczo nad brzegiem oceanu, o podnoza ponad tysiacmetrowej Gory Stolowej. Kazdy widzial zdjecie. Ladne to, malownicze ale troche moim zdaniem przereklamowane. Nie zrobilo az takiego piorunujacego wrazenia, moze dlatego, ze nie lubie gor stolowych. Jako goral po kadzieli uwazam, ze jak gora, to niech ze bedzie do szpica, a nie jakis taki ni pies ni wydra. Ale to sa moje prywatne preferencje. Moze inni lubia przytepione gory, ja nie. Dla cepra przytepiona gora moze akurat byc rzecza ciekawa. Kraj naprawde warty ogladniecia, i nie taki straszny jak go maluja. Jezeli ktos sie wybiera, to chetnie sluze dalszymi informacjami. -------------------------- Tomek Sendyka _________________________________________________________________________ ZAGADKA LOGICZNA ================ Jurek Karczmarczuk Ponizszy tekst jest calkowicie rzetelna zagadka logiczna posiadajaca JEDYNE rozwiazanie. Autor przewiduje rozlosowac wsrod osob, ktore nadesla poprawne rozwiazanie, wykwintna kolacje z szampanem brut, pasujacym do dania jedzonego w Normandii zazwyczaj przed deserem. *** Dawno temu, w zamorskim mocarstwie zwanym Brie (a to dlatego, ze ksztalt mialo regularny, a jego sasiedzi od wiekow specjalizowali sie w sztuce eleganckiego odkrawania zen kawalkow) nastapila dramatyczna zmiana ustrojowa i na tron wstapil samodzierzawca przez lud ukochany, krol Gorgonzol Pikantny. Wsrod wielu przewrotow, ktore nastapily w panstwie, byly i zmiany formalne, np. przemianowanie krainy Brie na Brie Narodowa, Demokratyczna, Zjednoczona i Antybolszewicka (w skrocie Brie-NDZA), ale przede wszystkim szereg zmian w sposobie uprawiania Rzadu i innych rozrywek erotycznych. Krol Gorgonzol panujacy niepodzielnie w swoim wielkim zamku Camembert (zwanym tak, gdyz byl okragly i wszystko tam bylo okragle, a zwlaszcza stoly oraz sumy lozone na wydatki reprezentacyjne) postanowil kiedys w ramach uspole-gliwienia wladzy powolac przyboczna rade starszych, tzw. Gabinet Odwieczny, ktory mial reprezentowac wszystkie Kregi, Plastry i Sektory spoleczenstwa i ktory mial przetrwac ewentualne kryzysy polityczne. Dlatego ten Gabinet mial sie zwac Od-wieczny (ze staro-angielskiego: From-Ages). Ludnosc Brie, ktora (niezaleznie od tego, ze przez mieszkancow niektorych zaprzyjaznionych mocarstw byla nazywana brija) byla wielosmakowa i miala zroznicowana konsystencje, miala sie wypowiedziec w sprawie kryteriow powolania tego gabinetu. W koncu ustalono co nastepuje: A.Bedzie pieciu ministrow stanu. B. Kazdy bedzie nalezal do jednej z pieciu glownych ORIENTACJI POLITYCZNYCH, ktore w celu zmylenia przeciwnika posluguja sie nazwami: skrajna lewica, umiarkowana lewica, centrum, umiarkowana prawica, oraz skrajna prawica. Taka kolejnosc bedzie dalej istotna, gdyz determinuje tzw. sasiedztwo polityczne. C. Poniewaz byly trudnosci z ustaleniem kierunkow dzialania ministrow, uzgodniono, ze kazdy wybierze sobie element, ktorego zdecydowanie nie lubi i z ktorym zamierza walczyc w ramach ZADANIA SLUZBOWEGO! D. Sluzba sluzba, ale z czegos trzeba zyc. Kazdy minister reprezentowal swoisty sposob godziwego i skutecznego ZARABIANIA na zycie, aby dostarczyc ludowi godnego nasladowania przykladu. E. Trzeba bylo mianowac do tego gabinetu ludzi z krwi i kosci, a nie anonimowych urzednikow. Kazdy minister mial wiec swoisty NALOG, slabostke, czy przyware, ktora pozwalala patrzyc na niego jak na normalnego, godnego sympatii blizniego. F. Kazdy minister mial swoje lata i wychowal dorosle juz DZIECI. Poniewaz wlasciwe wychowanie i dojrzewanie we wlasciwej temperaturze stalo sie jednym z kanonow nowego ustroju, wiec przynajmniej jedna latorosl kazdego ministra byla znana z tego, ze idealy nowego Brie wciela w zycie za granica, w jednym z zaprzyjaznionych mocarstw, gdzie dba o popularyzacje pradu reprezentowanego przez swojego ojca. Nasi historycy dotarli wreszcie do dokumentow z owej prehistorii, ale te byly mocno podziurawione przez myszy, ktore nie wiedziec czemu jakos bardzo sobie ulubily zerowanie na dokumentach i innych pamiatkach tego minionego okresu. Czego sie dowiedzielismy? 1. Ksiaze Gruyere zdecydowanie nie lubil serka czosnkowego i w ogole walczyl z tzw. Czosnkowymi, czyli osobami, znanymi ze swej predylekcji do tej jarzyny. Takie mial zadanie sluzbowe, ot, co. 2. Niewinnym nalogiem Markiza Roquefort byly polowania na grubego zwierza. Nalog byl to niewinny, gdyz grubego zwierza w ogole w Brie nie bylo, ale niektorzy kmiotkowie z gorskich okolic mieli pretensje do ministra za przylatywanie duzym i strasznie burczacym pojazdem powietrznym do okolic zwanych dla niepoznaki rezerwatem i za palenie z flinty do wszystkiego co sie rusza, przez co dramatycznie spadala wydajnosc produkcji bundzu oraz oscypek. 3. Minister, ktorego skromne apanaze byly wspomagane przez prowadzenie kramiku doradczego i ktory np. doradzal rajcom miejskim czyjemu szwagrowi wynajac plac targowy, albo doradzal kuzynom swojej malzonki do jakiego wielmozy zapukac grzecznie aby byc zwolnionym od placenia slonego myta, mial nastepujace zadanie sluzbowe: walczyc z, oraz unieszkodliwiac tzw. Entelektualistow, ktorzy byli zmora publiczna i z reguly wypowiadali sie wbrew. 4. Dla odmiany, minister, ktorego zwano Hrabia Appenzell zarabial na zycie inaczej: zalozyl byl firme majaca produkowac i zakladac urzadzenia do rozmawiania i pisania na odleglosc. Urzadzen zadnych nie bylo i nikt nie wiedzial kiedy beda, ale dzieki szczodrosci kiesy krola Gorgonzola, i zaufaniu wielu dostojnikow, ktorym obiecano w pierwszej kolejnosci owe urzadzenia, Hrabia A. sobie jakos radzil. 5. Minister - przeciwnik Entelektualistow nalezal do partii tuz na prawo od ugrupowania, ktore matkowalo ministrowi sluzbowo walczacemu z inwazja Kupcow Wschodnich, ktorzy to Kupcy przyjezdzali masami w swych niewielkich wozach drabiniastych, rozkladali swe dywaniki w kazdej wsi i swym melodyjnym wschodnim dialektem zachwalali rozne dziwne towary i uslugi wypierajac rodzima konkurencje, ktora nie umiala tak doskonale poslugiwac sie spiewnymi dialektami ale za to lepiej rurkami od gazu owinietymi w miekkie szmatki. 6. Minister, ktorego dorosla corka swiadczyla o nalezytym wyksztalceniu prowadzac znakomity, prosperujacy domek nieopodal stacji dylizansow w Lasku Nad Pieknym i Modrym Dunajem, w ktorym to domku kazdego wieczoru pelno bylo przybyszow roznego koloru skory, a perlisty smiech dziewczat rozlegal sie do poznej nocy, mial drobna przyware, czy ulomnosc charakteru, mianowicie bardzo nie lubil (ze skromnosci pewnie) podpisywac listow, w ktorych informowal krola Gorgonzola o dzialalnosci pozostalych ministrow. 7.Minister, ktorego zadaniem sluzbowym bylo unieszkodliwienie i wyplenienie bardzo szkodliwej dla gospodarki kraju warstwy tzw. Malorolnych Chlopow mial juz doroslego, wyksztalconego syna, ktory idealy wyniesione z domu wcielal w czyn pod sztandarami, a jakze, i w mundurze, a jakzeby nie, byl mianowicie dowodca doborowego regimentu strazy w Ksiestwie Poludniowej Afryki, ktory to regiment byl wysylany do roznych Bantustanow w celu zwrocenia uwagi na niestosownosc rzucania kamieniami tylko dlatego, ze ktos jest bialy. 8. Przedstawicielem partii centralnej w Gabinecie Fromages byl minister, ktoremu budzet domowy polepszalo prowadzenie kantoru, ktory zyczliwie i na stosunkowo nieznaczny procent pozyczal wszystkim znajomym dukaty na rozkrecenie wlasnego interesu, a nawet jesli dukatow w kantorze nie stalo, to zalatwial, ze podskarbi krolewski wyplacal nalezna sumke zadowalajac sie wekslem, czesto przysylanym zreszta z jakiegos odleglego, zamorskiego kraju. 9. Baron Mozzarella nalezal do skrajnej lewicy. Bardzo wszystkich przepraszal za to, ale przeciez ktos w koncu musial, nawet jesli nie chcial. 10. Dwoch ministrow opisanych ponizej nalezalo do partii sasiadujacych politycznie ze soba. Pierwszy z nich mial drobny przykry nawyk polegajacy na publicznej i nieumiarkowanej konsumpcji egzotycznego napoju, o ktorym mowiono, ze byl "destylowany", niestety historycy nie moga do dzisiejszego dnia przetlumaczyc tego slowa, tak jak i nie sa w stanie odcyfrowac protokolu z obdukcji owego ministra, na ktorym jakas tajna sekta magow wypisala magiczne zaklecia jak np. "fuzel", czy "zacier". Drugi z wyzej wymienionych politycznych sasiadow mial syna zajmujacego zaszczytne stanowisku w odleglym cesarstwie zwanym Zjednoczona Bratwurstia z Sauerkrautia. Ow syn, ambitny uczony i technolog pasjami chlonal wiedze, dagerotypowal wszystkie interesujace nowinki cywilizacyjne oraz ich plany w manufakturach, ktore odwiedzal, a ze sobkiem nie byl, natychmiast wszystkim sie dzielil ze swymi przyjaciolmi z Krain Poludniowo-Wschodnich, gdzie wiekszosc wielmozow nosila wyraziste i sumiaste wasy. 11. W gabinecie byla i inna charakterystyczna para politycznych sasiadow. Otoz, ow minister, ktorego syn wskazywal niegrzecznym czarnoskorym z Afryki, ze kula z muszkietu jest szybsza od kamienia, sasiadowal politycznie z ministrem, ktorego niewinne hobby polegalo na lubowaniu sie w ogladaniu ruchomych malunkow przedstawiajacych oble, okragle i podluzne przedmioty w kolorach cielistych, ktore wykonywaly przerozne ewolucje posuwisto zwrotne w takt frywolnej muzyki. To hobby zostalo niestety uznane za przyware, gdy ow minister zaczal to czynic w towarzystwie dworek krolewskich w godzinach pracy. 12. Minister, ktory zarabial na zycie prowadzac Towarzystwo Charytatywne, ktore sprowadzalo do Brie w celach dobroczynnych rozne pojazdy samojezdne, przyrzady do wyswietlania ruchomych malunkow, tudziez wonne ziele dymne pakowane w papirowe tutki wychowal swoja latorosl nader preznie: syn jego mial wlasna instytucje finansowa w odleglej Helwecji i tam to jego przedsiebiorstwo, choc wlasciwie nic konkretnego nie robilo, bylo bardzo pozyteczne, gdyz przekladajac z szuflady do szuflady dukaty i talary przynoszone o zmierzchu przez niezbyt higienicznych osobnikow syn naszego ministra szorowal i chlorowal te dukaty pracowicie, aby zmyc z nich rozne bakcyle i miazmaty, i aby swieze zloto i srebro moglo nadal sluzyc ludom swiata. 13. Zas dla odmiany Lord Cheddar byl ojcem znanego podroznika i milosnika dzieci, ktory podczas swych licznych wojazy nigdy nie omieszkiwal obdarowywac lokalnej dziatwy wspanialymi zabawkami, solidnie oksydowanymi, szbkostrzelnymi, prostymi w montazu, ladowaniu i celowaniu, tudziez kolorowymi fajerwerkami, ktorymi mozna bylo robic nie lada psikusy kolezkom, gdyz byly niezauwazalne przez zlosliwych halabardnikow strzegacych wejsc do aeroplanow. 14. Pzekonania polityczne Barona Mozzarelli, aczkolwiek nie identyczne, sasiadowaly z pogladami ministra, ktorego zadaniem bylo wykrywanie i tracenie Urzedasow Bylego Oligarchy KomuToSluzacemu (w skrocie tzw. Ubokow), ktorzy zreszta byli dosc latwi do rozpoznania, gdyz nie potrafili odpowiedziec na pytanie: co robili 19 sierpnia 1971 roku przed nasza era i komu to sluzylo. **** No i teraz nasi historykowie byli w kropce. Tak zagubili sie w tej masie mniej lub bardziej przypadkowych szczegolow, ze zapomnieli jakiz to historyczny problem mieli rozwiazac, za co im obiecano szampanski wyszynk w towarzystwie rozebranych ostryg. Wiec przypomnijmy. Nalezy odpowiedziec na dwa naukowe pytania: Q1. Kim byl minister, ktorego nalogiem bylo intensywne uzytkowanie sluzbowych karoc, (ktore niestety przy nadmiernej predkosci ulegaly dosc czesto nieodwracalnym uszkodzeniom dyszla, przez co szwagier owego ministra mial okropnie duzo pracy w swoim kramiku naprawczo- handlowym)?, Q2. Ktory minister dorabial na zycie w ten sposob, ze sprowadzal zza dalekich morz produkowane przez skosnookich chalupnikow paciorki do liczydelek, montowal te liczydelka, nadawal im pieknie brzmiace nazwy i sprzedawal dosc tanio, a wstydzac sie nieco, gdyz wiedzial, ze liczydelka rozleca sie po trzech miesiacach likwidowal swoja manufakturke, a nastepnie zakladal inna, w innym miescie i pod inna sliczna nazwa? --------------------- Jurek Karczmarczuk ___________________________________________________________________ SPOJRZENIE NA "SPOJRZENIA" W "SPOJRZENIACH" ========================================= Andrzej M. Kobos (kobos@krdc.int.alcan.ca) W kilku ostatnich numerach "Spojrzen" Redaktor Jerzy Karczmarczuk zacheca czytelnikow do pisania listow do redakcji. Jak wiadomo, "ludzie listy pisza", wiec i ja osmielam sie skorzystac z tego zaproszenia. W "Spojrzeniach" nr 7, Eric Behr napisal bardzo trafny i bardzo "ludzki", skondensowany nekrolog imperium sowieckiego. Rzeczywiscie, przyczyny, skutki i same okolicznosci anihilacji tegoz, dostarcza zapewne historykom, socjologom, pisarzom, poetom, etc. materialu do ich tworczosci na nastepne kilka dekad. Do tych najistotniejszych aspektow tego tragicznego sowieckiego eksperymentu w "inzynierii dusz", ktore wypunktowal Eric, dodac pragne jeszcze jeden: zmarnowane potencjalne szanse Rosjan i ujarzmionych przez sowiecki komunizm narodow na wniesienie jakichs istotnych i trwalych przyczynkow do dorobku intelektualnego (w szerokim sensie) ludzkosci. Jezeli nawet mozemy wymienic garstke wyjatkow, to prawda jest to, co napisal kiedys Zbigniew Brzezinski - Sowieci nie wniesli nieomal nic. Nie wniesli dlatego, ze tyranski system "odmozdzyl" ich, aby uzyc okreslenia Erica, pozbawil ich tworczych wyzwan, zastepujac je strachem. I to jest ta wielka strata nie tylko narodow bylego CCCP, to jest strata ogolnoludzka. * * * Moje czytelnicze doznania sa jednak ostatnio mieszane. Na przeciwnym biegunie tych doznan, wydaje mi sie, ze "Spojrzenia" staja sie "festiwalem" jednego redaktora i jego dosyc jednostronnych pogladow. Wyraznie dryfuja w strone "linii" publicystycznej dalekiej np. od takiej, jakiej ja oczekiwalem. Moze jest to wynik niewielkiej ingerencji Naczelnego, moze tego, ze inni pisza niewiele, a moze po prostu moje subiektywne odczucie. Aby jednak nie byc goloslownym, spojrzalem na swiateczne "Spojrzenia" (nr. 6), "Spojrzenia" wydane w okresie Swiat Bozego Narodzenia, a nie, bo ja wiem, Swiat Pierwszo-Majowych, czy Wschodzacego Slonca i Kwitnacej Wisni. Chodzi mi o artykul Andrzeja Pindora "Is Modern Society Doomed?" i reakcje na niego Jerzego Karczmarczuka pt. "Czy kazdy uczciwy musi miec dozorce". Podczas gdy Andrzej stawia tylko zrozumiale pytania i stwierdza, ze wierzy, ze "Supernatural" nie jest nieodzowny do stworzenia kodeksu moralnego, Karczmarczuk twierdzi i podaje rzekome tego przyklady, ze jest to mozliwe w ramach pewnych pogladow filozoficznych oraz konczy atakiem na "grozenie ogniem piekielnym z ambon", dosyc typowym dla jego wczesniejszej publicystyki. Stwierdze tutaj tylko krotko, ze uznawanie "strachu przed pieklem" i "smierci jako kary" za pierwszoplanowy motor moralnosci zbudowanej na takiej czy innej ingerencji "Supernartural" jest wielkim strywializowaniem zagadnienia. To jest nie tylko "strach przed pieklem", tutaj dziala takze, a nawet przede wszystkim, sila przyciagajaca wskazan od "Supernatural". Nawet jezeli te wskazania zostaly stworzone przez "naturals", a tylko ubrane w szaty "Supernatural", to dla nadania im wiekszego autorytetu. Dobrym, chociaz moze prostym, przykladem moze byc zakaz spozywania wieprzowiny przez muzulmanow. W ich klimacie, wieprzowina nie wysycha, ale psuje sie, wytwarzajac smiercionosne substancje. Jestem przekonany, ze jest mozliwe wytworzenie systemu moralnego, bez obecnosci w nim "Supernatural", przez jednostki i na uzytek jednostek o specyficznych cechach, rzeklbym, osobowo-intelektualnych (vide Abelard, aby byc gornolotnym). Taka moralnosc zwykle nie odbiega od powszechnych wartosci, a moze byc przestrzegana przez owe jednostki nawet bardziej skrupulatnie niz moralnosc "supernatural" przestrzegana jest przez zbiorowiska ludzkie. Uwazam jednak, ze w zadnej wiekszej zbiorowosci spolecznej eksperyment taki nie powiodl sie nigdy - i tutaj podzielam zdanie Leszka Kolakowskiego. Eksperymenty w tej dziedzinie zawsze konczyly sie tragicznie dla olbrzymich spolecznosci. Siegajac do niedawnych przykladow: nazizm probowal stworzyc moralnosc "wyzszej rasy", oparta w koncu na pewnych teoriach filozoficznych, ktora rychlo rozpadla sie w ogniu armat, pociagajac w gruzach dymie krematoriow dziesiatki milionow ludzkich istnien i olbrzymi dorobek wytworzony wczesniej. Karczmarczuk przytacza kodeks Bushido sprzed tysiaca lat i stawia go jako przyklad kregoslupa systemu moralnego bez pojecia "Boga", implicite godny nasladowania. Pomija tylko, ze w imie tegoz kodeksu, w tysiac lat pozniej, tzw. "rycerze Bushido" wymordowali i zaglodzili miliony innych, zoltych i bialych. Zreszta, tysiac lat temu mordowali oni zapewne takze. Spodziewajac sie kontrargumentu "mordowania w imie chrzescijanstwa", powiem tylko, ze nie bylo takiego od dobrych kilku stuleci, a poza tym od dawna nikt nie podaje krwawego okresu chrzescijanstwa, jako wzoru. A juz na makabryczny zart zakrawa cytowanie przez Karczmarczuka systemu Hegla, nawet przy zastrzezeniu ze jest on "metny". Wszak, w ostatnich 75 latach, w imie systemu Hegla i jego pochodnych (prosze mi nie wmawiac, ze te pochodne byly degeneracja pierwowzoru) i opartej na nich "moralnosci socjalistycznej", setki milionow ludzi poddano najwymyslniejszym cierpieniom i ponizeniom, wielu z nich zadano okrutna smierc od glodowej, poprzez wyczerpanie w blaskach zorzy polarnej i na chinskich pustyniach, do strzalu w potylice (wspomina ich teraz np. Eric Behr). Rozbitkowie, ocaleni z tej "moralnosci", garna sie jakos teraz do moralnosci "supernatural", raczej niz do moralnosci laickich i racjonalnych. Lepiej wiec pozostanmy przy kodeksach moralnych, na ktorych zapleczu tkwi "supernatural" w najrozniejszych postaciach. Nie probujmy budowac na uzytek zbiorowy jeszcze jednego systemu ktory chcielibysmy nazwac "moralnym". Szanse powodzenia znikome, ryzyko olbrzymie. ---------------- Andrzej Kobos _________________________________________________________________________ Od Nadredaktora :-) Nie mam zamiaru zabierac glosu w materii sporu, chcialbym jednak odpowiedziec na zarzut jednostronnego profilu "Spojrzen". Otoz bardzo bym chcial, aby nasz magazyn nabyl jakiejs 'linii', ale na razie, obawiam sie, jeszcze mu do tego daleko. Profil taki, jesli kiedys powstanie, bedzie predzej dotyczyl poruszanych tematow, byc moze rowniez formy. Nie bedzie mial nic wspolnego z jednostronnoscia pogladow prezentowanych na naszych lamach. Aby uzyskac pozadana wielostronnosc trzeba jednak, aby pisaly do nas osoby, reprezentujace poglady odmienne od prezentowanych dotychczas. Jesli takowych nie ma, albo jest malo, to naprawde trudno sie dziwic, ze na lamach "Spojrzen" moze dominowac profil i poglady ich redaktorow. Powtarzam wiec apel Jurka Karczmarczuka: piszcie do nas. Jak dotad odmowa druku spotkala bodaj dwa teksty, i to wylacznie z powodow pozamerytorycznych. Autorzy odmowami, na szczescie, nie zrazili sie, czego dowodem obecnosc obydwu w niniejszym numerze "Spojrzen". Jurek K-ek _________________________________________________________________________ Adach Smiarowski (smiarowski@cua.bitnet) Patrzaj Wasze, czego to sie nie znajdzie przy wstrzasnieniu! Piesn dziadkowa o ekstraordynaryjnie goracym lecie i zgola cieplej jesieni ===================================== Strasne sie rzeczy prorobily latem Z tem niemozebnem rodzimem klimatem Bez sierpien, wrzesien rok po roku lalo A latos grzalo. Nad aury figlem lamali se glowy Te z centralnego i te z powiatowych, Az wymienili, by upaly wstrzymac Jeza na Grzyba. Ze sie nie bardzo udaly te czary Bo sie z nich obsmial i mlody i stary, Trza bylo walic, jak przycisla bida Do Leonida. Roznie sie ludzie strasza jak swiat swiatem, Czemu nie mieliby sie straszyc bratem? Choc to czasami moze podniesc w gore Temperature. Dziadka od wojny lupia tego stawy, Pazdziernik, grudzien - nijakiej poprawy, Przeto ruszylek ogrzac stare kosci W "Solidarnosci." Co sie tu dzieje! Jakies MKR-y, Prezesow, czlonkow od ciezkiej cholery, Kazden drze gebe, zada, protestuje I postuluje. Za mlodu mocnom nie byl w ciemie bity, Wiec moge przydac sie Rzeczpospolitej, Choc stary, gluchy i srodze slabuje, Tyz postuluje: Zadam we wszystkich dziadkow tu imieniu, Zeby nie bylo zmian w zaopatrzeniu, Bo jak nie bedzie w ojczyznie kolejek, Gdzie sie podziejem? [Chyba 1980] ___________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka ____________________________koniec numeru 9_________________________