____________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
____________________________________________________________________

Piatek, 10.01.1992                                             Nr 7
____________________________________________________________________

W numerze:
                   Eric Behr - Osobista reakcja na 74 lata nonsensu
           Wywiad z Marcinem Wolskim (Polskie Zoo)
                             + komentarz od redakcji
     Wlodzimierz Holsztynski - Wiersze
           George Ozetkowski - Amerykanskie marzenia Polakow
           Adach Smiarowski  - Krotki wstep do polemik
               Jacek Walicki - Dlaczego (jeszcze) nie wracam
             Slawomir Mrozek - Nobel
____________________________________________________________________


               OSOBISTA REAKCJA NA 74 LATA NONSENSU
               ====================================


Eric Behr (ejbehr@rs6000.cmp.ilstu.edu)


Po raz pierwszy w zyciu slucham Czajkowskiego tak, jak Griega. Dla
samej muzyki. Bez podswiadomych podtekstow. Bez doszukiwania sie w
tej muzyce odpowiedzi na koszmarna zagadke, dominujaca cale
dotychczasowe zycie: po co i dlaczego istnial Carcinoma Sovieticus?

CNN pokazuje czerwona flage znizajaca sie nad Kremlem - oby na
zawsze. NPR nadaje polityczne nekrologi Gorbaczowa. Zaraz po tym,
reportaz z Gruzji. Gdzie znajduje sie "guzik atomowy"? Details at
eleven.

A ja, patrzac na choinke obok telewizora, nie moge zapomniec obrazow
z ksiazek i filmow. Dr. Zywago. Lubianka i Kolyma. Nawet Szolochow.
Tyle tragedii, calkiem bez sensu. Trupy w sniegu. Dzieci bez
rodzicow. Smierc glodowa. Platni mordercy w Paryzu, Nowym Jorku i
Meksyku. Zniewolone i przekupione kraje. Miny w pluszowych misiach.
Brak nadziei na cokolwiek. Odmozdzenie kolejkami i stempelkami.
Radioaktywne polacie. Kaganiec na mozgach naukowcow i artystow. Nie
tylko Sacharow i Solzenicyn: MILIONY innych, rownie waznych.

Przeraza skala: trzy cwiercwiecza, cztery pokolenia; bezposrednio
dotknietych ok. 1.5 mld. ludzi. Posrednio, caly swiat. Trzecia
Rzesza sie nie umywa.

Mocniej przeraza mechanizm. System zniewolenia, zwykle bardziej
subtelny, ale tez bardziej niezawodny i demoniczny, niz hitleryzm.
Skuteczne rozmycie odpowiedzialnosci, brak wyraznych prowodyrow.
Niewielki zwiazek z "cechami narodowymi", jesli takie w ogole
istnieja. Co wiecej, Hitler skonczyl pod masywnym ostrzalem
artylerii; Zwiazek Radziecki dokonal zywota z powodu wycienczenia,
bledow taktycznych i braku silnej woli ze strony "starej gwardii" --
moglby bowiem teoretycznie istniec kolejne 50 lat.

Na temat przyczyn na pewno powstanie niedlugo tuzin madrych ksiazek,
kazda bardziej definitywna niz druga. Tymczasem chcialbym obwiescic
prywatna minute pamieci poswiecona wszystkim tym, ktorych zycie bylo
uszczuplone, zrujnowane, albo przerwane w wyniku istnienia
Sowieckiego Imperium.

Requiescat in pace!                                       25/XII/91

Eric Behr
____________________________________________________________________


      WYWIAD Z MARCINEM WOLSKIM, WSPOLTWORCA "POLSKIEGO ZOO"
      ======================================================

[Zycie Warszawy, 23.10.1991]
[rozmawial Jan Zabieglik]


- Za kogo siebie uwazasz?

- Nie lubie okreslenia satyryk w "Szpilkowym" znaczeniu. Jestem
autorem opowiadan, powiesci, sluchowisk radiowych, ktory uprawia
takze satyre, ale w swej tworczosci uwazam ja za przyprawe, a nie za
danie zasadnicze.

- Publicznosc kojarzy cie jednak przede wszystkim z byla radiowa
"60-ka" i kabaretem. Kto czyta twoje powiesci science-fiction?

- Ci, ktorzy powinni - czytaja. A jesli chodzi o "60-ke" to kabaret
pod ta nazwa ciagle istnieje. Wystepujemy w Warszawie w kawiarni
wiezowca Intraco-II, jezdzimy po kraju z "Caloroczna polska szopka
satyryczna" i doslownie dajemy z siebie wszystko, zeby co tydzien
ludzie mogli zobaczyc w telewizji "Polskie zoo".

- Byles przez lata mistrzem subtelnych aluzji i kalamburow. Jak sie
odnalazles w nowej rzeczywistosci, gdy nie ma juz cenzury, gdy mozna
mowic prosto z mostu?

- Mialem moment leku, moze to bylo przed "wojna na gorze", ze
wygramy rzeczywiscie szybko z komunizmem i z kim nam wtedy przyjdzie
walczyc - ze swoimi? Ale jak sie okazalo - lek byl przedwczesny.
Komunizm wcale u nas nie umarl 4 czerwca 1989 roku.

- Przed kilkoma latu pytales retorycznie w jednym z tekstow: czy to
sa czasy na kabaret? Czy obecne sa?

- Kazde czasy sa dobre dla satyry, kazde wymagaja jednak innych
srodkow wyrazu. Mysmy przez ostatnie 20 lat uwazali, ze mocno
uderzamy w cos, cenzura udawala, ze tego nie dostrzega, a
publicznosc czesto odczytywala wiecej niz bylo w naszych tekstach.
Fakt, ze byl ladny styl, kalambur, ale to nie zmienia mej oceny, iz
poruszalismy sie w basenie 5 na 10. Ujadalismy na tyle, na ile
starczalo lancucha.

- Uwazam, ze niepotrzebnie dezawuujesz swa poprzednia tworczosc.
Wszak trafila do ludzi, podtrzymywala ich na duchu.

- Pewnie tez mialem swoj wklad w rozkruszaniu dawnego systemu, Ale
wtedy bylo chyba latwiej uprawiac satyre, bo kazde wazne slowo,
ktore sie przedzieralo przez cenzure, mialo duza moc oddzialywania.
Czasy wolnosci powoduja, ze juz sama moc slowa nie wystarcza, dzis
juz tak latwo nikt sie nie obrazi. Trzeba szukac innych srodkow
dotarcia do widza i robimy to wspolnie z Andrzejem Zaorskim i Jerzym
Kryszakiem w "Polskim zoo".

- Pozwolisz, ze ci zadam pytanie w dawnym stylu: za kim stoisz i
czemu to (co robisz) sluzy)?

- Znow moze zabrzmi to zbyt gornolotnie, ale sadze, ze sluze Polsce
na swoim odcinku higieny psychicznej. Opowiadam sie za zdrowym
rozsadkiem i za przywiazaniem do tradycyjnych wartosci, ale nie
jestem krancowy. Moge tez wyznac, ze blizszy jest mi Walesa niz
Mazowiecki i Jaroslaw Kaczynski niz Michnik, ale to nie przeszkadza
mi cenic ich z osobna, oczywiscie kazdego za co innego. Satyryk
powinien starac sie byc obiektywny, lecz nie moze udawac, ze jest
taki naprawde, bo sprzeniewierzylby sie sobie.

Jestem troche zaskoczony rezonansem. Niektorzy politycy odnosza
sie serio do naszej menazerii i mnie to dziwi, bo mnie by nie
przyszlo do glowy, zeby polemizowac z Kaczorem Donaldem. O ile wiem,
sa tez tacy ludzie, ktorzy wylaza ze skory, zeby sie w "Polskim zoo"
znalezc. Zdumiewa mnie rowniez tak totalna akceptacja spoleczna,
przy tak zroznicowanych ocenach krytyki. Ta krytyka przypomina
czesto ocene baletu od strony wystroju sali koncertowej.

- Co ci jest najbardziej potrzebne do tworczosci?

- Potrzebuje akceptacji bez warunkow wstepnych, bez patrzenia na
rece. Sa ludzie, ktorzy lubia boksowac pod wiatr - ja do nich nie
naleze.

- Czy uwazasz siebie za czlowieka znanego?

- Ludzie znani dziela sie na dwie kategorie: na "gebowcow" i
"nazwiskowcow". Ci pierwsi maja swiat u swych stop, drudzy moga miec
odrobine satysfakcji dopiero, kiedy sie przedstawia. Ja naleze do
tych drugich.

[przytoczyl Zbigniew J. Pasek]

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

[od red. dyzurnego]:

        Wszystkie losie maja w nosie,
        Zubr poplakal sie jak bobr,
        Z dzika wyszlo zwykle prosie
        Chor padalcow w roli kobr...

To jest poczatek piosenki wiodacej tego kabaretu. Los (L/os') to
Chrzanowski, zubr to Skubiszewski. Dzikiem jest ktos z Sojuszu
Lewicy Demokratycznej, ale ja nie jestem w stanie odroznic tych tam
panie, Kwasniewskich od innych Millerow. Bielecki to Rys, a
Olszewski cos w rodzaju Koali, ktory bardziej mi przypomina Tadeusza
Breze.

Dotarla tutaj tasma z wieloma odcinkami "Zoo", patrzylem, az mnie
znuzylo. Bo niezaleznie od wielu walorow i publicystycznych i
artystycznych to Polskie Zoo w nadmiarze jest nuzace i slabo sie
nadaje do ogladania w seriach po 10 odcinkow...
(A wyobrazcie sobie Polskie Zoo 24 godziny na dobe!!!)

Wolski nic na ten temat nie mowi, ale pomysl wydaje mi sie pozyczka
z francuskiego "Bebete show" Jeana Roucasa, programu, w ktorym
wystepuja "muppety": Mitterand jako zaba Kermit (albo na odwrot),
Chirac jako kruk, Marchais (szef PC Francji) jako czerwona swinia,
Le Pen jako cos w rodzaju wampira, a premier Edith Cresson jako
pantera.

Jakie sa zasadnicze roznice miedzy francuska a polska wersja? Ano,
bardzo zasadnicze. Program Roucasa jest krotki, zwarty, jest czystym
dialogiem i dotyczy zagadnien biezacych. Jest potwornie zlosliwy i
nie oszczedza nikogo.

Wolski/Zaorski/Kryszak poszli na calosc. W Polskim Zoo sa sceny
muzyczne z tancami Kryszaka z Zaorskim albo na odwrot, wyglaszane sa
dluzsze przemowienia i to wszystko wierszem. Postacie zajmuja sie w
klasyczny polski sposob tzw. caloksztaltem. Szczegoly czasami gina,
zwlaszcza jak oglada je ktos - tak jak ja - kto nie potrafi juz
skojarzyc ostatnich powiedzonek Lwa (Walesy), czy rozpoznac jakas
drugoplanowa postac. Oglada sie to z przyjemnoscia, ale mnie troche
razi pompatycznosc i niepotrzebna plytkosc niektorych postaci,
nierownosc wykonania i polityczne pojscie na latwizne.

Niektore typy sa po prostu znakomite! Kuron jako hipopotam, ktory
mowi jak Kuron i wyglada jak hipoKuron. Jaruzelski jako gawron (z
krzywym dziobem), ktorego glos jest tez bardzo udany. Karykatura
Mazowieckiego (zolw) jest tez dobra, choc glos slaby. Ale lew Walesa
jest po prostu beznadziejny, to w ogole nie jest Walesa. Wolski mu
wstawil bardzo zla polszczyzne, ale tak go wyszlachetnil w
tresciach, ze sie robi mdlo. A tubalny glos tego lwa jest juz
ponizej krytyki. Gorsza jest jedynie pani Walesowa.

Chrzanowski-L/os' czesto wznosi oczy do nieba i mowi, ze wszystko w
rekach Opatrznosci, ale autorzy Zoo staraja sie raczej unikac tzw.
drazliwych tematow np. narodowych. Natomiast odwaznie przejezdzaja
sie po exkomunistach. O ile u Roucasa swinia-Marchais mowi jak
Marchais, klasycznym "drewnianym jezykiem" francuskich aparatczykow,
w dodatku poludniowym dialektem, tak swinia w Zoo mowi jak swinia z
chrumkokwikami. Szkoda, bo to bardzo oslabia realistycznosc postaci.
Chomiki-blizniaki (Kaczynscy), ktorzy zawsze wystepuja razem tez sa
slabo realistyczni i glownie plota od rzeczy, mimo, ze Wolski ponoc
ich lubi.

Wiec tyle. Dla mnie tam jest za duzo tzw. obrachunkow z przeszloscia
(caly program poswiecony rocznicy grudnia), i za duzo krecenia sie w
kolko: wszyscy mowia, ze jest zle i ze inni sa winni, ale jakos nic
z tego nie wynika. Czyli program jest taki jak trzeba, bo w koncu na
tym polega to nasze polskie Zoo. Program Wolskiego, Zaorskiego i
Kryszaka czesciowo odbija tez sam siebie...

[J.K-uk]
___________________________________________________________________

Wlodzimierz Holsztynski (wiltel!wlodek@uunet.uu.net)

                *       *       *

        dlaczego twoje stroje, obyczaje,
        sa lepsze niz twoich sasiadow,
        ktorych dzieci chodza do tej samej szkoly za rogiem,
        do tej samej klasy co twoje?

        czy
        nauczysz swoje dzieci
        "Wyzszosci"
             ?


                        Zygzakiem w skron
                        -----------------

                Wiosna i lato przeszly, a moja glowa
                w sniegu, sypnijcie dobre slowa.

                   Sluchawki przylgnely do uszu
                   Powieki oklaply na oczy
                   Plasa, hula, dmie
                   Chopin w mojej glowie --
                   Pivka gra, Schmallfuss i naraz
                   Ida Czernecka, skad to znam?

                Inne nacje wznosza/ gromkie Hurra!
                Nasz wodz wielki, nasza armia zwyciezy!
                Wroga pobije itd.

                A Polacy popiskuja/ Jasienku,
                zginiesz ty mi na wojence, plakac
                mi sie/ chce ...

                Smiejemy sie/ z Toskiem, ze Jasieniek
                Wrogom odda megafony, ani drgnie
                Blysnie chwila, nozem pchnie ...

                Wszak i orkiestra z Chmielnej
                O ciemnych nocach w podlym padole
                Spiewa bidnym glosem przesyconym
                Zaplakana/ mgla/

                Zamkniete powieki, poltora wieku,
                Czemu, temu
                Hulal Chopin po polach i salonach
                By dzis polski chlopak
                - emigrant w Zachodnim Berlinie -
                Bronil sie/:
                   to nie ja, to wodka placze.

                Co pianista to Chopin:
                Chopin - matematyk,  Chopin - hiszpanski don
                A Ida w ciemnym mozgu
                Brzytewka/ blysnela po szkle.

H.Texas
1991-12-08
Niedziela

[Uwaga.  Mniej wiecej te slowa:
     to wodka przeze mnie placze, to nie ja

 autentycznie padly i byly uchwycone w dokumentalnym filmie
 Pawla Lozinskiego (syna znanego filmowca, Marcela Lozinskiego).

Wlodek H.]
___________________________________________________________________

                 AMERYKANSKIE MARZENIE POLAKOW
                 =============================

George Ozetkowski

[Rzeczpospolita, 16.10.1991]

[przyp. red.: troche stare, ale czy uwazacie, ze nieaktualne?
 A moze w ogole falszywe lub/i niekompletne?
 A moze tu brak np. tzw. perspektywy Europejskiej?]


Obserwujac Polakow i ich stosunek do Ameryki dostrzegam uczucia,
jakie mozna zywic chyba tylko wobec pieknej kobiety odrzucajacej
nasza goraca milosc: naiwna wiara i nadzieja przemieszane z gorzka
uraza. Wzgardliwa Pani jest bowiem nie tylko piekna, ale nade
wszystko bogata. I jakze nieosiagalna... Dlaczego ci przekleci i
wymarzeni zarazem Jankesi sa tak obojetnie chlodni wobec naszej
wyrtwalej walki o wolnosc, wobec Kosciuszki, Pulaskiego,
Paderewskiego, Lecha Walesy i kogo tam jeszcze? Czemu nie biegna ku
nam z workami pelnymi dolarow, aby choc w ten sposob uznac
przelomowa role "Solidarnosci" w obaleniu komunizmu? Skad ten brak
hojnosci tak w pozyczkach, jak w udzielaniu wiz wjazdowych
spragnionym dolarowych zarobkow sojusznikom? Jakze moga przedkladac
stosunki z wciaz niepewnymi Sowietami nad milosc z bezwarunkowo
oferujaca im swe serce, zawsze wierna Polska? Nic, tylko czarna
niewdziecznosc i kamienna nieczulosc naszego skadinad ukochanego
Wuja Sama!

Jest w wydanej i w Polsce ksiazce prof. Zbigniewa Brzezinskiego
"Plan gry" (moim zdaniem niezbyt odkrywczej i porywajacej)
rzeczywiscie znakomita mapa swiata udzielajaca bezlitosnej
odpowiedzi na te i inne polskie pytania wobec Ameryki. Sa to
wlasciwie dwie mapy: swiat widziany z Waszyngtonu i swiat widziany z
Moskwy. Z tej pierwszej, waszyngtonskiej perspektywy, Rosja wydaje
sie otaczac Ameryke zarowno od wschodu, polnocy, jak i czesciowo
zachodu, najwazniejszym krajem sasiedzkim jest dzielaca USA od
przestworow syberyjskich Kanada; Polska zas okazuje sie tylko
malenkim i nic nie znaczacym kraikiem polozonym gdzies daleko poza
bezmiarami rosyjskiej ziemi. Z tej drugiej zas, moskiewskiej
perspektywy, USA godza w Sowiety jak klin (zwlaszcza gdy dolaczyc do
nich Kanade) wbity poprzez biegun polnocny prosto w syberyjskie
zaplecze, oskrzydlajac jednoczesnie Moskwe od zachodu; tu jednak
Polska jest krajem stosunkowo bliskim, waznym elementem zachodniej
rubiezy ewentualnego frontu. To wlasnie dlatego polityka amerykanska
zawsze zafascynowana bedzie Rosja, a rosyjska Ameryka; obojetnie czy
bylaby to Rosja czerwona, czy najzupelniej biala. To dlatego Polska
moze na czas jakis zaskarbic sobie sympatie prostodusznych Jankesow,
ale nigdy nie stanie sie ich stalym obiektem zainteresowania - za
daleko lezy i zbyt marginesowa role spelnia. Co innego Polska wobec
Rosji - zwykle z fatalnym skutkiem dla Polski, niestety.

Warto sobie na takie mapy popatrzec i wyprowadzic z nich wnioski,
zanim sie zacznie uprawiac polityke jakakolwiek, a nawet nim sie
ulegnie politycznym marzeniom. Bo zderzenie marzen z realiami bywa
bolesne dla rozmarzonych - takze wtedy gdy snia swoj polski
"American dream". Czyzbysmy wiec nieodwolalnie byli skazani na
proamerykanskosc nieodwzajemniona? Mialoby nasze - od dawna
szukajace ujscia, a nareszcie dozwolone po zmianach politycznych
1989 roku - "amerykanskie marzenie" pozostac odrzuconym, ba -
nieziszczalnym?

A moze tylko po to odrzucilismy Wielkiego Brata z czerwonym
sztandarem, by natychmiast rzucic sie w objecia nowego Wielkiego
Brata z zielonymi pieniedzmi? Moze po prostu nie umiemy juz zyc bez
jakiegokolwiek Wielkiego Brata.

Tym niemniej Polska jest i pozostanie najbardziej i nieuleczalnie
proamerykanskim krajem na swiecie bez wzgledu na dalszy bieg tego
politycznego romansu bez wzajemnosci. Taki jest nasz amerykanski
sen, z ktorego nie mamy szansy otrzezwiec na podobienstwo
graniczacych ze Stanami Zjednoczonymi Kanady albo Meksyku. Bo nic
tak nie studzi milosci do Wielkiego Brata jak bliskie z nim
sasiedztwo, o czym akurat Polacy powinni wiedziec skadinad dotkliwie.

Ameryka potrzebna jest Polsce - to wiemy wszyscy. Ale czy choc
troche potrzebna jest Polska Ameryce?

Jesli Ameryka zamierza w XXI wieku pozostac wielkim mocarstwem
swiatowym to powinna interesowac ja przyszla europejska stabilnosc.
Slaba i wstrzasana wewnetrznymi niepokojami Polska pomiedzy silnymi
Niemcami i niobliczalna Rosja bedzie zawsze zrodlem europejskiego
zametu. Tymczasem silny i - z samej swej duchowej istoty -
proamerykanski sojusznik przydalby sie Stanom Zjednoczonym w tym
miejscu jak nigdy dotad. Polska moze byc potrzeba Ameryce nie tylko
jako proamerykanski czynnik przyszlej stabilizacji europejskiej, nie
tylko jako najlepszy na swiecie material na sojusznika, ale tez ze
wzgledu na ciekawe podobienstwo tradycji. O historycznie
zakorzenionej narodowej tradycji demokratycznej wspominac chyba nie
trzeba. Polska byla tez - az do ostatniej wojny - "wrzacym tyglem"
narodow, kultur, jezykow i tradycji. Nas takze laczy indywidualizm,
umilowanie wolnosci, osobista zaradnosc obywateli zawsze patrzacych
z ukosa na swoja centralna wladze. Jesli Ameryka mysli serio (a tego
tez nie jestem pewien...) o swej przyszlej pozycji godpodarczej w
swiecie, o wspolzawodnictwie z "mlodymi tygrysami" z Dalekiego
Wschodu, to Polska potrzebna jest jej jako kraj ludzi
wyksztalconych, inteligentnych, proamerykanskich i zaradnych, ktory
moglby stac sie dla amerykanskiej gospodarki i technologii wielka
odskocznia w swiat.

Czy Ameryka o tym wie? Jak ja przekonac? I czy jest w ogole zdolna
do podjecia takiego wyzwania? Bo nic a nic tu nie pomoze zwyczajowe
w takich razach powolywanie sie na Kosciuszke, Pulaskiego,
Paderewskiego i ostatecznie na Helene Modrzejewska albo i na Bobby
Wintona.

Czasem Waszyngton chce przeslac nad Wisle komunikat bardziej
czytelny niz ezopowa mowa ministrow i ambasadorow. Bywa to komunikat
potrzebny i trafny, jak przed kilku miesiacami redukcja zadluzenia.
Lecz tez bywa dysonansowy i rozmijajacy sie z celem, jak niedawne
wstrzymanie pomocy przez Miedzynarodowy Fundusz Walutowy. Jesli to
ostatnie ma byc wsparciem dla Balcerowicza i ostrzezeniem przed
polityczna lekkomyslnoscia przeroznych klotnikow, to wsparcie
okazalo sie akurat przeciwskuteczne, bo prowadzace nieuchronnie do
dalszego zmniejszenia inwestycji zagranicznych w Polsce. Wielki
biznes poczeka na klarowniejsze stanowisko, albo tez pojdzie sobie
chocby i do Czecho-Slowacji...

Cokolwiek jednak bedzie, to wynik wyborow pokazujacy postep na
drodze ku stabilnej demokracji (nawet z pusta jeszcze kasa),
zabezpieczajacy przed politycznym i gospodarczym awanturnictwem,
okazac sie musialby waznym argumentem za zwiekszona obecnoscia
amerykanska w Polsce, a wiec za czastkowym chocby ziszczeniem
nadwislanskiego "amerykanskiego snu". Wielki biznes - tak nam w
Polsce potrzebny - ma czas, wciaz sie bacznie rozglada...

[...]

Polacy wzdychajac do "amerykanskiego snu" zdaja sie zapominac o jego
marnych poczatkach. Emigranci, pielgrzymi i uciekinierzy osiedlali
sie w przestrzeni wprawdzie wielkiej i pustej, lecz biednej, nie
zagospodarowanej, malo przychylnej, pelnej zagrozen. XIX-wieczny
kapitalizm amerykanski pelen byl dranstw i wynaturzen, przy ktorych
dzisiejsze wyczyny naszych spolek nomenklaturowych wydaja sie
bajeczka dla przedszkolakow. Wszystkiego dokonaly bogactwa kraju
sensownie wykorzystane przez ludzi zaradnych. Polska dzisiejsza jest
tez (na podobienstwo starej Ameryki) krajem ludzi biednych,
skloconych, wewnetrznie rozbitych - lecz zaradnych, zadnych
nareszcie wzbogacenia sie.

W tym pewne podobienstwo, a wiec i nadzieja.

--------------------------------

[przytoczyl Zbigniew J. Pasek]

____________________________________________________________________

                      KROTKI WSTEP DO POLEMIK
                      =======================

Adach Smiarowski (smiarowski@cua.bitnet)


Polemika to rzecz mila, wysmienita rzecz. Obserwacje przyrody od
strony polemicznej to frajda nie lada. Niestety, malo tego, jak
wszystkiego co przyjemne. Malo jest bowiem charakterow posiadajacych
niezbedny do polemiki punkt widzenia.

Kiedys, jak wywodzi Profesor Andrzej Gutek, matematyk, wszyscy
ludzie posiadali horyzonty. U niektorych te horyzonty zawezaly sie i
zawezaly, az teraz niejeden moze powiedziec: oto moj punkt widzenia.
I jak znajdzie sie dwoch takich niejednych to mozna sie doczekac
polemiki.

Polemiki bywaja rozchelstane i scisle. W rozchelstanych dialektyka
zmienia sie co zdanie, a czasem czesciej. Innym slowem, nie
istnieje. (O Jezu, ale mam fajnych pare przykladow, nawet z pamieci!
Mowie sobie, milcz, psiakrew! Kto ich nie ma?) Co do scislych
polemik to cos tu nie klapuje. Bo jesli zalozy sie istnienie
transcendentej logiki to o co sie klocic? To moze lepiej nie
zakladac? Moze. Ale co robic, jesli istnieje? Najlepiej to samo -
polemizowac. Wlasnie! Scisle polemiki wynikaja z nieuzgodnienia
definicji lub wrecz ich braku.

Wezmy taki casus, jak z Ezopa. Bawol rozwalil plot i wlazl na
nieswoje. A tamuj, na tym nieswoim, zgodnie i bez polemik urzedowal
Baran z Gzem. Bez polemik, bowiem Giez sie do Barana nie przebije, a
co Baranowi do Gza?

Baran, zwyczajem baranow, ganil Bawola pryncypialnie. Zaparl sie,
przyjal postawe i byl niezlomny. Giez, zwyczajem gzow, zyl po
gziemu, latal ponad Bawolem, uchlal, jak mu sie udalo, a jak nie, to
chociaz obsral. Subtelnosci zmagan z Bawolem pomine. Dosc, ze poczal
Giez z Baranem polemizowac na temat wartosci wyzszych w dawaniu
odporu Bawolowi. Baran twierdzil, ze Giez sie zachowuje normalnie a
wiec nagannie, bowiem sytuacja wymaga nienormalnosci. A on, Baran,
zachowuje sie poprawnie, to znaczy nienormalnie, gdyz sie zapiera,
przyjmuje postawe i jest niezlomny. Giez na to, ze on sie
unienormalni jak Baran, jesli tylko Baran sie unormalni tak jak on.
I tak sobie polemizowali, a jakze, bez jakiegokolwiek uzgodnienia
definicji normalnosci i ilosciowego oznaczenia celow. Bawol kundowal
po cudzym jak po swoim z bloga nadzieja, ze polemizanci sie
dopolemizuja. Widzial oczyma swej bawolej duszy latajacego Barana i
niezlomnego a zapartego w sobie Gza i aze mu sie poczworny bawoli
zoladek radowal.

Co sie tam zreszta wplatywac w alegorie. Przykladow ludzkowych az
nadto. Ludzie to zwierzaki stadne przez co kazde ich drgnienie ma
odcien ambiwalentny. Jest li to Drgnienie Indywidualne, czy moze
jest to Drgnienie Spoleczne? Poza kilkoma typami, ktorych spotkalem
na Athos, u wiekszosci wspolnaczelnych ciezko mi bylo kiedykolwiek
napotkac drgnienia o zdecydowanym charakterze. Z przyjemnoscia wiec
czytam raporty bystrzejszych obserwatorow, ktorzy, na odwrot,
ambiwalencji nie napotykaja. Albo sie drga samemu w sobie, co moze
byc naganne, ale nie musi, albo sie drga w ramach Organizacji, gdzie
to jednostka niczym, jednostka zerem. To nam zalatwia recepte na
tega polemike polityczna: wez dwoch (lub wiecej) bystrych
obserwatorow i dodaj jakikolwiek temat. Dla pewnosci - wstrzasnij.

Glupia tendencja perfekcjonistow to rugowanie ambiwalencji. Glupia,
bo utrudnia zycie. Gdy mnie los miachnie o taka tendencje wysilam
sie w strone lagodnej afirmacji.

Zalozylem sobie kiedys taki kabaret, z nudow, bo z czego innego.
Mialem kilku muzykow, dobrych jazzmanow, pare swietnych dziewczat,
wiec hola. Pod reka byl pewien typ z Muranowa, niejaki Okon, i
posluzyl mi za front, kabaretow bowiem nie robi sie pod wlasnym
szyldem. Typ byl smetny i gamoniowaty, ale przejal sie rola. W
zamian za przysluge dostal dwa numery, w ktorych spiewal takie stare
farmazony w rodzaju "Malowana lala" (... Noworosyjsk zostal w dali,
itd.). Naklepalem kilka piosenek i skeczy, przypialem sobie nalepke
inspicjenta i ruszylismy.

Mielismy taki przerywnik figielny, z pania Jola. Jola byla sliczna
brunetka ze Szczecina z ogromnymi kasztanowymi oczami. Wychodzila na
scene, swiatlo gaslo, zostawala tylko punktowka na Joli. Jola miala
na sobie co tylko sie znalazlo, plaszcz, kufajke, pare swetrow,
walonki i co tam jeszcze. Zaczynala Striptis Cebule. Zrzucala te
ciuchy jeden po drugim, muzyka rzewnila, ciagnelo sie to jak flaki,
bo ciuchow bylo i bylo i nie ubywalo jakby. Az kiedy doszla blisko
neglizu, lups! punktowka gasla na momencik i zapalala sie by
oswietlic artystycznie namalowana naturalnych ksztaltow i kolorow
dupe w wiencu z napisem "Chlopom polskim - Szczesc Boze."

Zdarzylo sie kiedys, ze moj przyjaciel, stary zeglarz Radek,
obslugiwal punktowke a ze popil nieco, przysnal bestia w trakcie.
Pani Jola doszla juz daleko a tu nic. Ciagnie wiec pani Jola
spektakl sciagajac z siebie co tam jeszcze zostalo a ja tymczasem
wsciekam sie i staram przecisnac do tego osla Radka, bo mnie ten
zgrzyt organizacyjny cisnie w samo serce i wyje na mysl, ze tak
perfekcyjnie dograny numer spali.

I w tym momencie przychodzi refleksja. Organizacja, owszem, a gdzie
jednostka? Hej, przysiadlem sobie z boczku, nogi wyciagnalem,
afirmatywnie spogladam na scene. Przyjemnie sie zrobilo,
fatalistycznie. Pani Jola sie nieco pocila, a ja bylem dumny. Dumny
ze zwyciestwa Zywego Czlowieczenstwa nad Sucha Organizacja.

Tylko pozornie moze sie wydawac, ze polemiki to sprawy blahe. Otoz
nie, wymagaja one niepospolitej inteligencji i jeszcze
niepospolitszej pamieci. Przekonalem sie o tym sam, kiedy przyszedl
do mnie moj przyjaciel i zabral sie za przerabianie Spojrzen. Ow
dobry czlowiek spedzil wieksza czesc swego zycia na Wyspach
Bismarcka i w innych podejrzanych dziurach, gdzie ludzie sa zupelnie
powariowani. Nie kradna, bo nie ma czego, nie polemizuja, bo nie ma
o czym. To naprawde dzikusy, nikt tam niczego nie gromadzi, pod
siebie nie chowa. Juz niedlugo zreszta, mam nadzieje.

Ten moj kolega tez jakis niecywilizowany. Trzeba mu bylo tlumaczyc
wszystko po kolei, przez co okazalo sie, ile to ukrytych implikacji
ma najblahsza nawet polemika, jaka glebia wiedzy jest niezbedna dla
najogledniejszego pojecia walorow tejze. Na przyklad taka oczywista
sprawa jak ekonomia. Tlumacze jak komu dobremu, ze to jeden wyrabia,
drugi wyrabia, nawyrabiaja i potem od siebie kupuja. I im wiecej
tego wyrabiania, tym lepiej i ekonomia jest wspaniala. A ten wariat
mowi, ze to nikomu niepotrzebne do zycia i tylko sie swini wokol i
ze kto to posprzata. Duma troche i jeszcze bezczelnie dodaje, ze
recesja to w takim badz razie pozytywny objaw powrotu do stanu
naturalniejszego.

Glupie te konkluzje jakies. To ja mowie, ze ludzie sami nie wiedza,
co potrzebuja, i dopiero wiedza, jak dostana. I wtedy zyje im sie
lzej i robi sie ich wiecej i znow wiecej wyrabiaja i apiac ekonomia
idzie do przodu. To ten mi mowi, ze jak bedzie ich duzo to sie
zaczna mordowac, bo ludzie na kupie tak zyc nie moga. U niego na
wyspie to od dziesieciu tysiecy lat zadne plemie nie ma wiecej niz
40 ludzi. Takie dzikusy.

Znow tlumacze, jak dziecku, ze mordowanie to jest niecywilizowana
metoda, i ze jest niemoralne, i to sie przeciez wie. Ten dziwak mi
na to, ze to jest zupelnie normalne i moralne, bo tak to zostalo
stworzone. I jak tu takiemu furiatowi czytac polemiki? On potrzebuje
kilkuletniego kursu z cywilizacji.

Dalem sobie spokoj. A ow doczytal sie cos o emigracji i zdumial.
Kreci glowa, w zab nie rozumie. Moze dlatego, ze wloczykij a nie
zaden uczciwy emigrant. Polemiki go nie ciesza.

To na pocieszenie i jemu i sobie zakoncze kwestie bardzo
niepolemicznym fragmentem druha Krzycha Daukszewicza.


                Narkomani

  Pani chce, bym powiedzial, jak jest,
  gdy wysiadziesz na obcym lotnisku.
  Czy radosci w tym wiecej, czy lez,
  gdy za toba tych lat grzezawisko?

  Pan mnie pyta po prostu: Jak zyc,
  zeby miec cos lepszego od chleba?
  Tego nie wiem, prosze pana, bo ja
  bylem tam w kulturalnych potrzebach.

  Pan mi wmawia, ze nasi, co tam,
  wyrzekaja sie ojczystej strony.
  Takich przy mnie nie bylo, bo ja
  jestem dla nich obecnie czerwony.

  A ci inni, prosze pana, co tam,
  ktorzy byl przez caly czas ze mna,
  to gdy pan chleb nasz zwyczajnie cpa,
  dla nich jesc ten razowiec - to swieto.

      Bo to sa,
      prosze pana,
      prosze pani.
      narkomani.
      Tego chleba,
      prosze pani,
      narkomani.

  Pani mowi: - To kto ich tam gnal,
  jesli obcy bochenek niedobry?
  Wybierali sie po prostu w swiat,
  zyjac mysla, ze jada na odwyk.

      A oni dalej,
      prosze pana,
      ...

  Ta ironia: - Nie wyganial nikt!
  Co to ma, prosze pana do rzeczy?!
  Ja tlumacze, ze sa tu i tam
  ludzie, ktorych sie nie da wyleczyc.

     Bo to sa
     prosze pana,
     prosze pani
     narkomani.

----------------------

Adach Smiarowski
____________________________________________________________________


                 DLACZEGO (JESZCZE) NIE WRACAM
                 =============================


Jacek Walicki (jswhpfclk.sde.hp.com)


Bo zlewozmywak kosztuje w Polsce 60 dolarow a tutaj trzydziesci.
Pojechalbym tam, zeby uciec od kiczu i reklam. Ale w TVP piszcza
Barbie i mozna juz kupic ciezkie skorzane meble jakich by sie
robo-kowboj z Wyoming nie powstydzil.

Pojechalbym, zeby uciec od impotentnego rzadu i absurdalnej
polityki. Ale tam jeszcze gorzej, i nie zanosi sie na lepiej. Tu i
tam wymachuje sie polityczna etykietka prawicy, zeby sie odroznic od
tzw. zbankrutowanych idealow lewicy. Ale tak naprawde to tu i tam
tym pseudo-konserwatystom chodzi o zamordyzm (naukowo zwany
autokratyzmem). Pod oslona "slusznej woli narodu". Pod oslona 'praw
naturalnych'. Pojechalbym zeby odetchnac powietrzem tolerancji
politycznej i obyczajowej. Ale robi sie coraz duszniej.

Pojechalbym gdybym mogl utrzymac swoja rodzine z normalnej, nudnej
pracy - nauczyciela uniwersyteckiego albo inzyniera. Pojechalbym
gdybym czul sie bezpieczniej tam niz tutaj. Pojechalbym do znajomych
i przyjaciol z mojego pokolenia. Ale oni prawie wszyscy wyjechali...

cd (moze) n. JSW


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

[przyp. red. dyzurnego]:

Kilka miesiecy temu w Polityce ukazal sie artykul dokladnie na ten
temat. Autor zasygnalizowal jeszcze jeden, dosc uniwersalny powod,
ktory jest az tak uniwersalny, ze mozna go przykroic dla kazdego.
Otoz jesli ktos juz sie zdecyduje na uzycie terminu POWROT, co
dramatycznie zaburza symetrie miedzy Polska a miejscem emigracji, to
tenze powrot oznacza pewna psychiczna przegrana, pewne przyznanie
sie, ze popelnilo sie jakis tam drobny blad wyjezdzajac i ze teraz
musi sie wracac, bo cos nie wyszlo, wakacje skonczone, do lopaty!

Otoz NIKT tego nie lubi. Niezaleznie od naturalnej checi do
stabilizacji w zyciu nikt nie lubi odwolywac swoich decyzji.

Wiec ja mam lekarstwo (takze i dla samego siebie). Siedze na razie
TU. Patrze co TAM, w Polsce. Jezdze na wakacje, moze pojade na jakas
konferencje. Jak po przeliczeniu wyjdzie mi, ze mam powody, to
WYJADE stad do Polski. Bedzie to nowa decyzja, a nie odwolanie
poprzedniej. A moze potem WYJADE z Polski na Antarktyde.

[J.K-uk]

____________________________________________________________________

                              NOBEL
                              =====

Slawomir Mrozek
[Tygodnik Powszechny, 3.12.1991]


Przyjechal do nas poeta, laureat nagrody Nobla, na spotkanie z
publicznoscia. Wielki to byl zaszczyt, bo poeta wielki, a nasze
miasteczko male. Wiec przemowienia byly liczne i orkiestra na
powitanie, a potem bankiet w sali przybranej kwiatami.

Podczas bankietu laureat odczul potrzebe, zeby wyjsc do toalety i
wyszedl. Jakos dlugo nie wracal. Wreszcie burmistrz poszedl tam
osobiscie, zeby zobaczyc, czy przypadkiem nie zaslabl.

W przedsionku zastal babcie klozetowa i laureata.

- Ja go nie wpuszcze! - zawolala babcia klozetowa do burmistrza. -
On nie ma drobnych na wstep.

- Alez babciu, on ma Nobla.

- Wlasnie sam mi to powiedzial. Ja bym go wpuscila nawet bez oplaty,
starszy czlowiek to litosc mam. Ale kiedy sie przyznal, ze ma te
chorobe, nie wpuszcze go za nic! Po co, zeby mi klientow pozarazal?
Jak ma Nobla to niech sie leczy, a nie chodzi po przyzwoitych
toaletach.

Nie bylo rady na babcie i laureat musial pojsc w krzaki. Mowil, ze
to nic nie szkodzi, ale chyba byl obrazony.

Kiedy wyjechal, wymowiono babci posade. Teraz pracuje w toalecie
mlody czlowiek z uniwersyteckim wyksztalceniem, oczytany, wie co to
Nobel. Tylko nie wiadomo, czy jeszcze kiedy jakis Nobel do nas
przyjedzie.

[przytoczyl Z.J.P.]

____________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek     (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek  (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)

Copyright (C) Jerzy Karczmarczuk 1992. Dotyczy wylacznie tekstow
oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

       (Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka)

____________________________koniec numeru 7_________________________