__________________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
__________________________________________________________________________

    Czwartek, 5.12.1991                                             Nr 4
__________________________________________________________________________

W numerze:     Zbigniew J. Pasek -    Historia Polski - dzien po dniu
                       Eric Behr -    Z Oddali
                      Jan Glinka -    Czy Polonia powinna glosowac
                                         w Wyborach w Polsce?
                 Slawomir Mrozek -    Partner
                                 -    Handel Zagraniczny
                                 -    Kinoman
            Wywiad z Janem Sawka -    Jestem drogi, bo robie swoje
                         (Wywiad Anny Bonieckiej z Gazety Wyborczej)
                                 -    Listy do Redakcji
                                 -    List od Redakcji
__________________________________________________________________________

Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu)

                 Historia Polski - dzien po dniu
                 ===============================

GRUDZIEN
========

 1. 1830 Pierwsze publiczne odtworzenie Mazurka Dabrowskiego
    1943 Konferencja w Teheranie

 2. 1805 Bitwa pod Austerlitz

 3. 1959 J. Iwaszkiewicz zostaje prezesem ZLP (w miejsce A. Slonimskiego)

 4. 1950 Instytut Ksztalcenia Kadr przy KC PZPR organizuje sesje
         na temat znaczenia prac Stalina o jezykoznawstwie

 5. 1953 Ucieczka wicedyrektora X Departamentu MBP, Jozefa Swiatly
    1954 Pierwsze wybory do Rad Narodowych (poprzednio z mianowania)
    1975 Oddanie do uzytku Dworca Centralnego w Warszawie
    1980 Rozwiazanie CRZZ
    1981 poczatek strajkow okupacyjnych w 70 uczelniach
    1983 Uchwalenie przez Sejm ustawy o stanie wyjatkowym

 6. 1945 I zjazd PPR
    1971 VI Zjazd PZPR ("Aby Polska rosla w sile, z ludzie zyli dostatniej")

 7. 1954 Rozwiazanie X Departamentu Min. Bezpieczenstwa Publicznego,
         powolanie MSW
    1970 Uklad Polska-RFN o nawiazaniu stosunkow dyplomatycznych
         i wzajemnym respektowaniu granic

 8. 1956 Przywrocenie nazwy ZHP harcerstwu

 9. 1990 Lech Walesa wybrany prezydentem w II turze wyborow

10. 1279 Zmarl Boleslaw Wstydliwy, krol Polski
    1956 Zajscia uliczne w Szczecinie

11. 1981 Rozpoczecie Kongresu Kultury Polskiej (przerwanego przez stan
         wojenny)

12. 1586 Zmarl Stefan Batory, krol Polski i ksiaze Siedmiogrodu

13. 1954 Zwolnienie Wl. Gomulki z aresztu
    1957 Powolanie NIK
    1981 Ogloszenie stanu wojennego, przejecie wladzy przez WRON,
         internowania dzialaczy "S" i innych

14. 1947 XXVII Kongres PPS
    1964 Mieczyslaw Moczar zostaje Ministrem Spraw Wewnetrznych
    1970 Protesty robotnicze w Gdansku

15. 1948 Kongres zjednoczeniowy PPS i PPR, utworzenie PZPR
    1952 Otwarcie w Arsenale wystawy problemowej "Oto Ameryka"

16. 1672 Zmarl Jan Kazimierz, krol Polski
    1918 Powstala Komunistyczna Partia Robotnikow Polskich (od 1925 KPP)
    1922 Zabojstwo Gabriela Narutowicza, prezydenta RP
    1980 Odsloniecie pomnika "Poleglych w grudniu 1970 r." w Gdansku

17. 1953 Slubowanie Episkopatu na wiernosc PRL
    1956 Podpisanie umowy o statusie prawnym wojsk radzieckich
         stacjonujacych w Polsce
    1982 Pierwsze posiedzenie Rady Krajowej PRON; J. Dobraczynski zostaje
         przewodniczacym

18. 1959 Podpisanie umowy miedzy Polska, ZSRR i NRD o budowie
         rurociagu "Przyjazn"
    1988 Powstanie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Walesie

19. 1980 E. Gierek, E. Babiuch, P. Jaroszewicz i inni zrzekaja sie
         mandatow poselskich

20. 1951 Oddanie do uzytku trasy WZ w Warszawie
    1970 E. Gierek zostaje I sekretarzem PZPR

23. 1981 Prezydent Reagan wprowadza sankcje w handlu z Polska
    1982 Likwidacja osrodkow inernowania
    1988 Likwidacja Komisji Planowania przy Radzie Ministrow;
         utworzenie Centralnego Urzedu Planowania

26. 1918 Wybuch Powstania Wielkopolskiego

27. 1655 Po 50 dniach Szwedzi odstepuja od oblezenia Czestochowy
    1941 Ladowanie grupy inicjatywnej (Nowotko, Finder i inni)
    1979 Inwazja Afganistanu
    1984 Rozpoczecie procesu zabojcow ks. Popieluszki

28. 1956 Uchylenie wyroku w sprawie biskupa Kaczmarka
    1981 Zakonczenie strajku w kopalni "Piast" w Tychach, trwajacego od
         14 grudnia (pod ziemia)
    1963 Oddanie do uzytku polnocnej czesci rurociagu "Przyjazn"

29. 1948 Zniesienie systemu kartkowego; likwidacja Ministerstwa Ziem
         Odzyskanych
    1977 Wizyta prezydenta Cartera w Polsce

30. 1943 B. Bierut zostaje przewodniczacym KRN
    1982 Zawieszenie stanu wojennego

31. 1943 Powolanie KRN
    1944 KRN powoluje Rzad Tymczasowy RP (w miejsce PKWN)
    1960 Podpisanie umowy miedzy rzadem prowincjonalym Quebecu, muzeum
         na Wawelu i Kosciolem katolickim w Kanadzie o zwrocie skarbow
         kultury zdeponowanych w Kanadzie w czasie II wojny swiatowej


Zbigniew J. Pasek
________________________________________________________________________

Eric Behr, (ejbehr@rs6000.cmp.ilstu.edu)

                          Z   O D D A L I
                          ===============


Minelo niedawno dokladnie 10 lat od mojego wyjazdu z Polski.
Wydarzenie to jest juz dla mnie tak dalekie, ze po prostu te
rocznice przegapilem. Przy tej okazji uswiadomilem sobie z
zaskoczeniem, ze nie mam *zadnych* zapiskow z fascynujacego okresu
pieciu przed-wyjazdowych lat! Ponizszy fragment jest nieudolna i
spozniona proba walki z wlasna skleroza.

                                * * *

Sposrod wielu "przelomowych" lat w moim zyciu, najbardziej istotny
byl 1976. Po pierwszym roku studiow licealna "paczka" trzymala sie
nadal bardzo mocno. Toczyly sie wciaz te same dyskusje polityczne.
Nie obchodzily nas kariery, zawody, zony, dzieci (bo z nielicznymi
wyjatkami ich nie posiadalismy). Wypijanie jak najwiekszej ilosci
wodki w jak najkrotszym czasie nadal bralo gore nad refleksjami o
Bycie (moze slusznie?) Studia byly wciaz - jak sie mawialo -
"trywialne".


Nagle kawaly o Gierku ustapily miejsca rzeczowym rozmowom. Do tej
pory wszystko bylo teoretyczne; odtad wszystko stalo sie bardzo
realne. Nawet namaszczone artykuly w Ekspresie, czytane miedzy
linijkami, potwierdzaly wiesci z Radomia. "Bibuly", do tej pory
widywane z rzadka w rekach rodzicow, teraz znalazly sie w naszych
teczkach. Tak, wszyscy pamietalismy Marzec i Grudzien, ale tym razem
nie moglismy juz polegac na ocenach i opiniach doroslych. Musielismy
cala rzecz przezyc na wlasnej skorze.


Pamietam jak dzis dyskusje z kilkoma przyjaciolmi, w ktorej padl po
raz pierwszy skrot "KOR". Zaskoczylo mnie najbardziej to, ze moi
rozmowcy byli - jak na swoj wiek - nieslychanie sceptyczni i
zblazowani. "Ooo, to zwykla prowokacja; przeciez wiesz, kim byl
Michnik!" "A po co im ksiadz?". Po mlodosci w kraju budujacym
Zaawansowany Socjalizm, moje kolezanki i koledzy nie byli w stanie
dopuscic mozliwosci, ze grupa dosc znanych osob usiluje zmienic los
kraju, narazajac przy tym swoje wygodne status quo. Za tym musi cos
stac! Podejrzana historia!


Poczatkowa negacja zostala szybko pokonana przez adrenaline. Niedlugo
juz chwalono sie znajomoscia z cioteczna kuzynka Mirka Chojeckiego,
pokazywano z duma plik poszarpanych Komunikatow, szeptano z wypiekami
o aresztowaniach i konfiskatach maszyn do pisania. Z perspektywy
czasu patos tych chwil wydaje sie smieszny, ale nie nalezy sie az tak
bardzo nabijac: mimo wszystko majac pecha mozna bylo sobie w ten
sposob zepsuc przyszlosc - wyleciec ze studiow, narazic rodzine na
szykany, nie dostac paszportu. Fakt, ze powazne problemy zdarzaly sie
dosc rzadko i ze cena "wpadki" byla nieporownywalnie mniejsza, niz w
innych czasach, wcale nie ulatwial decyzji.


Do tego dochodzi kwestia nadziei, czy tez jej braku. Mysle, ze nikt
tak naprawde nie wierzyl w mozliwosc rychlej zmiany. Dlatego wlasnie
powiedzenie mistrza Antoniego ("wszystko jest w Polsce mozliwe, nawet
zmiana na lepsze") bylo takie smieszne: nikt nie sadzil, ze okaze sie
tez prorocze.

                                * * *

Zostalem zwerbowany do pomocy przez czlowieka, po ktorym najmniej bym
sie tego spodziewal, bo w codziennych kontaktach czasem sprawial
wrazenie osoby stojacej po drugiej stronie barykady. Teraz wiem, ze
bylo to umyslne testowanie. Moje kwalifikacje polegaly czesciowo na
"prawidlowych" reakcjach na takie uklucia, ale przede wszystkim na
tym, ze jako jeden z nielicznych dysponowalem malym mieszkankiem w
Warszawie i w miare dobrze funkcjonujacym malym Fiatem. Zanim
podziemne wydawnictwa zapewnily sobie bardziej niezawodne metody
dostaw i etatowych pracownikow, przez mniej wiecej dwa lata mialem
wiec sporadyczny kontakt z praca "podziemia". Ogromnie zaluje
jednego: ze nie pomoglem bardziej. Czasem odmawialem roznych uslug z
przyczyn niezaleznych ode mnie, ale zdarzal sie tez zwykly strach,
albo wygodnictwo (czy wazniejsza jest dostawa papieru, czy od dawna
oczekiwana randka??? - znow te odcienie szarosci...)


Nie moge ocenic, kto wniosl najwieksze zaslugi do polskiej "cichej
rewolucji" konca lat 70-tych. Zalozyciele KOR-u niewatpliwie
przelamali kolosalna bariere psychologiczna. Chcialbym jednak oddac
swoj glos na te troche niedoceniane oficyny podziemne. Ich rola
polegala na przekroczeniu masy krytycznej ponizej ktorej informacja
dociera tylko do ludzi, ktorych informowac i tak nie trzeba (bo sami
sobie informacje wyszukaja), a powyzej ktorej zaczyna sie werbowanie
nowych dusz i ksztaltowanie swiadomosci wsrod skadinad apatycznych
obywateli. To zdanie brzmi jak cytat z Marksa, moze nawet nim jest,
ale nie zmienia to faktu, ze bez samizdatow i calej infrastruktury im
sluzacej lata 80-te potoczylyby sie inaczej.

                                * * *

Ryzy papieru kupowane byly z narazeniem zdrowia umyslowego przez
tuziny poslancow, ktorych "prostym" zadaniem bylo (a) znalezienie
sklepu papierniczego gdzie wlasnie "rzucili" papier - najchetniej
sredniej jakosci, bo inaczej farba sie mazala; (b) kupienie jednej
albo najwyzej dwoch ryz strugajac wariata - czyli np. przekonujac
pania sklepowa, ze to dla pobliskiego ministerstwa, w ktorym zabraklo
(!), (c) przejechanie tramwajem do sklepu w sasiedniej dzielnicy,
gdzie proces sie powtarzal. Kupiec cumowal wreszcie w czyims
mieszkaniu, z plecakiem zawierajacym kilka ryz - moze 2000 arkuszy.
Po przezwyciezeniu nieprzyjemnej niepewnosci ("na zlodzieju czapka
gore") kupiec stawal sie bezczelny, i prosil z usmiechem pania
sklepowa o 10 ryz, albo szedl do tego samego sklepu dwa dni pod rzad;
najczesciej uchodzilo to na sucho, ale opowiadano mi o wypadkach,
kiedy sprzedawczyni w patriotycznym zrywie dzwonila natychmiast na
milicje.


Po zebraniu odpowiedniej ilosci papieru, nadchodzil czas na transport
do "magazynu", ktorym zazwyczaj byl czyjs garaz na przedmiesciach.
Wieksze dostawy odbywaly sie wieczorem; samochod kluczyl wg.
najlepszych nauk wyniesionych z filmow o Bondzie, co oczywiscie nie
mialo zadnego wplywu na to, czy UB sie tej nocy pojawi, czy nie: oni
albo wiedzieli o operacji z gory, albo nie. Fiacik zostawal uwolniony
od ciezaru przez kilku chlopa, ktorzy po ciemku ukladali szybciutko
paczki na czubku setek innych, otaczajacych scislym murem samochod
wlasciciela garazu. Byl to surrealistyczny widok godny uwiecznienia
na fotografii.


Po upewnieniu (?) sie, ze UB nie trzyma skladu na oku, nieco lepiej
zorganizowana operacja przemieszczala papier do drukarni. "Drukarnia"
jest slowem pasujacym do lokali z lat pozniejszych; na poczatku
jednak wygladalo to bardziej jak "poligon". Pamietam takie miejsce,
gdzie drukowane byly ulotki, i bodajze pierwszy naklad "Animal Farm".
Duzy, prawie pusty pokoj w zapuszczonym parterowym domu/baraku na
szczerym polu. Prowadzone tam byly proby z sitodrukiem. Matryca z
materialu rozpieta byla na drewnianej ramie, pod nia byl papier; na
material wylewalo sie farbe przyrzadzona wg. aktualnie zalecanej
receptury, i doswiadczony operator przeciagal po calym ustrojstwie
gumowy noz, ktory przepychal farbe przez oczka w sicie. Rezultatem
bylo czesto cos, co ponownie w zyciu zobaczylem dopiero wtedy, gdy
moi dwaj synowie osiagneli wiek 3 lat i zaczeli "malowac".


Prawdziwe farby drukarskie, kupowane na zachodzie, byly bezlitosnie
wykrywane i konfiskowane na granicy. Krajowi chemicy wymyslili
metode laczenia rodzimej farby pigmentowej ("plakatowki") ze
specjalnym skladnikiem przemycanym w malych puszeczkach spoza
Polski, ale to tez bylo delikatnie mowiac niedoskonale. Poza tym
nabywanie w sklepach setek tubek farby pigmentowej wiazalo sie z
takimi samymi niebezpieczenstwami, jak opisane wyzej kupowanie
papieru.


Pozniejsze drukarnie wyposazone byly w maszyny magicznie
wypuszczajace 60 ladnych stron na minute. Co pewien czas czytalo sie
doniesienia o zatrzymaniu jakiegos Szweda wiozacego w ciezarowce
mimeograf, ale duza czesc tych narzedzi dywersji docierala do miejsca
przeznaczenia. Na zawsze pozostal mi w oczach obraz jednej z tych
maszyn, pracujacej cala noc w piwnicy jednego ze starych domow w
poblizu Centrum, i wypluwajacej z wielkim loskotem kolejne stronice
"Kompleksu Polskiego" Konwickiego. Nikt jakos nie robil sobie wiele z
halasu. Jak sie okazalo, w domu tym mieszkal wyzszy funkcjonariusz
partyjny, ktoremu dozorca zawsze przed drukowaniem szeptal w ucho
jakies niewinne wytlumaczenie; milicja zostawiala dom w spokoju...


Cale przedsiewziecie przynosilo z pozoru malo wazny produkt uboczny:
tysiace wadliwych stron zadrukowanych fragmentami Mysli
Antypanstwowych; wykrzywionych, z kleksami, ale niewatpliwie, na
pierwszy rzut oka, Anty. Coz z nimi robic? A wiec znow wieczorne
wojaze po zakatkach Warszawy. Prosze wytlumaczyc komus, kto wyrosl w
normalnym kraju, ze *wyrzucanie smieci* moze byc ryzykowne! Zimno...
ciemno, latarnie nie dzialaja, swiatla wylaczone... bloto na drodze
dojazdowej na Ursynowskiej pustyni... na przednim siedzeniu nieznana
ci niewiasta przydzielona jako "czujka" na dzisiejsza akcje... aha!!!
jest pojemnik! Stirlitz sie z zawisci przewraca w grobie.


Paka takich odrzutow wyladowala w rodzinnym domu na strychu; przed
wyjazdem mialem tyle bieganiny, ze o niej zapomnialem. W grudniu 81
moj "mentor" byl poszukiwany przez UB; znaleziono jego notatnik z
telefonami, dzieki czemu moja chora matka najadla sie troche strachu
podczas kilkakrotnych Ubeckich wizyt. Na szczescie nie wiedziala o
tym pakunku na strychu, bo balaby sie bardziej. Moral: wbrew pozorom,
kazda konspiracja powinna byc prawdziwa konspiracja. Co by nie mowic,
to jednak nie byla zabawa.

                                * * *

Do tej pory po ulozeniu egzaminu dla 40 studentow nie moge sie oprzec
pokusie. Koledzy radza mi: "zostaw sekretarkom! nie trac czasu!"; a
ja ide sobie do pokoju na zapleczu, robie ksero, sporzadzam stencil
na termografie, zakladam na beben, przerzucam wajche, i wsluchuje sie
w znajomy dzwiek...

Eric Behr
___________________________________________________________________

Jan Glinka
Profesor nienadzwyczajny
z Zambrowa

        Czy Polonia powinna glosowac w Wyborach w Polsce?
        =================================================

-    Lech Janczewski (lech@aukuni.ac.nz) wprowadza:
-
-  
-
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

W artykule pt DLACZEGO POLSKA EMIGRACJA NIE GLOSOWALA przygotowanym
dla Kuriera Zachodniego, polskiego miesiecznika ukazujacego sie w
Perth, Krzysztof Cena napisal: [tekst ten ukazal sie rowniez w
"Spojrzeniach" nr. 1 - przyp. red.]

"...jak glosowali Polacy za granica? ... Wiadomo, ze np. w Australii
glosowaly 1764 osoby. W samym Melbourne, bedacym najwiekszym
skupiskiem Polonii liczacej co najmniej kilkadziesiat tysiecy osob,
przy urnie zjawilo sie tylko 493 wyborcow. Podobnie bylo w osrodkach
polonijnych w USA i Kanadzie. ... Oblicza sie, ze Polonia na swiecie
liczy miliony osob. Czego wiec mozna bylo oczekiwac od Polakow
zamieszkalych za granica? Nalezalo przyjsc i glosowac..."

Wlasnie, czy nalezalo przyjsc i glosowac?

Krzysztof Cena pisze: "...Od Polonii nie oczekiwano identyfikowania
sie z ktoras z partii, ani dokladnego rozeznania w nazwiskach
kandydatow. Oczekiwano natomiast ogolnego poparcia dla sprawy
polskiej, kiedy to wazy sie los Panstwa Polskiego na najblizsze lata
i dekady. Emigracja, choc z natury rzeczy nie zyje na codzien, bo
nie moze, szczegolami wydarzen politycznych kraju, ma jednak
imperatywny obowiazek wspierania Ojczyzny w chwilach
przelomowych..."

Wniosek z tego jest prosty: Udzial w glosowaniu jest wyrazem
wspierania Ojczyzny.

Wlasnie na ten temat chce sie dzisiaj z panstwem zastanowic: czy
rzeczywiscie udzial w glosowaniu jest wyrazem wspierania Ojczyzny?

Zacznijmy od spraw podstawowych: kto i gdzie ma prawo do glosowania?
Polska ordynacja wyborcza jest w tej sprawie typowa: kazda osoba
posiadajaca obywatelstwo polskie ma prawo glosowania bez wzgledu na
miejsce stalego badz czasowego przebywania. Nie zawsze wszak takie
glosowanie jest mozliwe, gdyz sa kraje zabraniajace odbywania obcych
glosowan na swoim terytorium (Szwajcaria). Z drugiej strony, wiele
krajow zezwala na udzial w wyborach nie tylko swoim obywatelom lecz
rowniez rezydentom i to w bardzo szerokim zakresie tego slowa: np: W
wyborach w Nowej Zelandii moze uczestniczyc kazdy kto mieszka w tym
kraju conajmniej trzy lata i nie jest przedstawicielem obcego
panstwa. Moze nawet nie miec statusu rezydenta.

Nie jest istotnym fakt posiadania tego czy innego obywatelstwa i akt
glosowania nie oznacza aktu lojalnosci wobec tego czy innego
panstwa. Udzial w wyborach jest zwykle dobrowolny. Oczywiscie w tym
momencie trzeba wspomniec kraje o systemach dyktatorskich, gdzie
glosowanie zawsze okreslane jako doborowolne laczy sie najczesciej z
bardzo przykrymi konsekwencjami dla tych, ktorzy uwierzyli w ta
dobrowolnosc. Sa kraje, gdzie np istnieje przymus rejestracji
wyborczej (np. wspomniana Nowa Zelandia), chociaz nie ma przymusu
glosowania na jakakolwiek partie. Z tego obowiazku sa zwolnieni
tylko czlonkowie korpusu dyplomatycznego.

Wynika stad, ze Polonia w swojej wiekszosci miala prawo do
glosowania lecz z niego nie skorzystala.

Teraz druga sprawa:

Co to jest udzial w glosowaniu: Jest to podjecie swiadomej decyzji
wyboru z przedstawionej listy kandydatow osoby badz osob
reprezentujacych okreslone poglady polityczne i prawdopodobnie
posiadajacych umiejetnosci do kierowania losem danego narodu w
imieniu wyborcow na nastepny okres trzech, czterech czy pieciu lat.
Prosze zwrocic uwage, ze wyborca jest z mocy definicji postawiony
przed WYBOREM z ograniczonego zbioru. Wiekszosc znanych mi ordynacji
wyborczych nie przewiduje oddania glosu na osobe nie bedaca na
liscie wyborczej. Ba, wiele ordynacji uwaza glos w ten sposob oddany
(tj z dopisanym nazwiskiem) za niewazny.

Co ma wiec zrobic osoba, ktora nie aprobuje zadnej z osob bedacych
na liscie? Oddac glos niewazny?

Sprawa trzecia:

Wszystkie ordynacje wyborcze w sposob zdecydowany wspieraja partyjny
system wyborczy. Wyniki wyborow zawsze sa omawiane pod katem
pozycji poszczegolnych partii. I tu niestety troche delikatna
sprawa. Bardzo czesto popularnosc poszczegolnych partii nie ma nic
wspolnego z ich programem natomiast ma bardzo duzo zwiazkow z
efektywoscia kampanii wyborczej. Im lepsi psycholodzy sa zatrudnieni
przez sztab wyborczy, co bardziej znane osobistosci wciagniete w
popieranie danej partii i im wiecej pieniedzy na akcje wyborcza
poszlo, tym wieksze szanse na sukces wyborczy. Wlasciwie programy
wyborcze nie sa istotne, liczy sie tyko ulokowanie maksymalnej
ilosci wlasnych czlonkow w parlamencie. Z czasow mojego dziecinstwa
utkwil mi w pamieci rysunek zamieszczony w tygodniku PRZEKROJ,
komentujacy wyniki kolejnych wyborow w USA. Na rysunku byl
przedstawiony wrazy kapitalista, oczywiscie z cygarem w zebach,
dracy na kawalki jakis paper i mowiacy te slowa: "Wybory skonczone,
mozemy podrzec nasz program". Niestety jest to smutna prawda i
teraz. Sledzac kampanie wyborcza w Polsce bylem przerazony
programami niektorych partii politycznych. Przeciez elementarny
zdrowy rozsadek pozwalal na stwierdzenie, ze dane obietnice wyborcze
nie maja zadnych szans praktycznej realizacji, a jezeli by je
probowano wdrozyc to skonczylo by sie to jeszcze wiekszym kryzysem.

Krzysztof Cena dalej pisze: ".. Jakkolwiek by szacowac liczbe
obywateli polskich mieszkajacych za granica i uprawnionych do
glosowania, to tak nieliczny ich udzial moze wskazywac niemal na
bojkot wyborow. Dlaczego tak sie stalo ? ..."

Mysle, ze odpowiedz jest prosta przy uwzglednieniu tego co
powiedzalem przed chwila: Polonia wykazala po prostu duzo zdrowego
rozsadku. Przez tak znaczace nie wziecie udzialu w wyborach dowiodla
prawdy tak prostej ze az bolesnej: ze nie wierzy by udzial w
glosowaniu mial jakies merytoryczne znaczenie dla sprawy Polskiej.
Popieranie istotnych interesow Polski jest obowiazkiem kazdego, kto
czuje sie Polakiem, bez wzgledu na posiadane obywatelstwo. Natomiast
glosowanie na partie polityczne majace pragnienie kierowania
narodem, moim przekonaniu, nie jest. Skonczmy z mitologizowaniem
wyborow. W wolnej Polsce wybory powinny byc tym, czym sa gdzie
indziej na swiecie: obrazem walki o wplywy polityczne i gospodarcze.

Na marginesie tej wypowiedzi chcialbym panstwu przypomniec, ze gdy
Jan Paderewski w czasie Drugiej Wojny Swiatowej, jako wielki Polak
i premier rzadu Polskiego, w obliczu realnego zniszczenia narodu
Polskiego, zwrocil sie z apelem do Polonii amerykanskiej, w
odpowiedzi dostal setki tysiecy zgloszen do polskich formacji na
Zachodzie. Czyli nie jest tak zle z naszym narodem, gdy naprawde
ojczyzna jest w niebezpieczenstwie.

Jan Glinka


___________________________________________________________________

Slawomir Mrozek

                              PARTNER
                              =======

[Tygodnik Powszechny, 30 czerwiec, 1991]


Postanowilem sprzedac moja dusze diablu. Dusza, to najcenniejsze co
posiada czlowiek, spodziewalem sie wiec, ze zrobie kolosalny
interes.

Diabel, ktory stawil sie na spotkanie, rozczarowal mnie. Kopyta z
plastiku, ogon urwany i podwiazany sznurkiem, futerko wyszarzale i
jakby wyjedzone przez mole, rozki malutkie, niedorozwiniete. Ile
moze dac taki bidok za moja nieoceniona dusze?

    - Czy pan na pewno jest diablem?
    - Tak, dlaczego pan watpi?
    - Spodziewalem sie Ksiecia Ciemnosci, a pan jest jakis taki...
Tandetny, powiedzialbym.

    - Jaka dusza, taki diabel - odpowiedzial - Przystapmy do interesu.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

                          HANDEL ZAGRANICZNY
                          ==================

[Slawomir Mrozek, TP, 4 sierpien, 1991]


Aby podbic rynki swiatowe, uruchomilismy produkcje gumy do zucia.
Gumy mielismy pod dostatkiem: wycofujacy sie garnizon Armii
Czerwonej zostawil nam stare opony samochodowe. Wystarczylo je tylko
pokrajac i zapakowac.

Krajania podjelismy sie we wlasnym zakresie, a co do opakowania -
zamowilismy w drukarni efektowne etykietki po angielsku: "SOLIDARITY
- Chewing Gum - Made in Poland".

Liczylismy na to, ze produkt pod nazwa "SOLIDARNOSC" znajdzie popyt
za granica, zwlaszcza w USA.

Wkrotce wyslalismy pierwsza partie towaru. Niestety, okazalo sie, ze
w etykiecie byl blad drukarski. Zamiast "SOLIDARITY - Chewing Gum"
wydrukowali "SALADERITY - Gumming Chum". Niz dziwnego, ze w Ameryce
nikt nie kupowal naszej "Zumy do Gucia".

Na szczescie pozostaja nam rynki wschodnie.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

                                  KINOMAN
                                  =======

[Slawomir Mrozek, TP, 13 pazdziernik, 1991]


Poszedlem do kina na film historyczny. W zasadzie nie lubie filmow
historycznych, chyba, ze o starozytnych Rzymianach, bo tam gole baby
lataja, ale na afiszu byla gilotyna, a ja lubie ostre narzedzia w
akcji. Najbardziej mi sie podoba przecinanie ludzi pila, zwlaszcza
mechaniczna, ale gilotyna tez moze byc.

Tytul byl "Ludwik XVI". Ludwik, normalne imie, moj kuzyn ma na imie
Ludwik, ale jakie nazwisko? Nie wiadomo. Ten Ludwik byl pewnie
analfabeta i tak sie podpisywal.

Film zaczal sie nie najgorzej. Duzo dzid, bagnety, szable, ale
czekalem na gilotyne. Juz mieli uciac glowe jakiemus krolowi, kiedy
jakis typ usiadl przede mna i zaslonil mi ekran.

Przesun pan glowe w prawo albo w lewo, bo nic nie widze -
powiedzialem do niego.

Zamiast przesunac, typ wzial sie za uszy, pociagnal do gory, zdjal
glowe z szyi i polozyl ja sobie na kolanach. Znowu mialem dobra
widocznosc, ale co z tego, kiedy juz bylo po scenie z gilotyna.
Stracilem najlepszy moment w filmie, a wszystko przez tego chama.

Takich to ja bym nie wpuszczal do kina.

___________________________________________________________________

           JESTEM DROGI, BO ROBIE SWOJE - Rozmowa z Janem Sawka
           ============================

[Gazeta Wyborcza, 23.10.1991]


- Co sie zmienilo od Pana wyjazdu z Polski 15 lat temu?

- Przede wszystkim nie ma komunistow! Mozna sie tez zdenerwowac i
czlowieka nie aresztuja.

- Co zastal Pan na polskim rynku sztuki?

- Niestety, nie ma profesjonalnych galerii. A pol roku temu, proszac
bym wystawil tu swoje prace, mowiono mi cos zupelnie innego. Mimo,
ze postanowilem wczesniej wspolpracowac jedynie z muzeami, zgodzilem
sie. Zamiast profesjonalizmu znalazlem nieuzasadnione pretensje
zaledwie pretendentow do zawodu dealera. Zarzuca mi sie np., ze nic
nie zrobilem, by rozreklamowac ich galerie!

- A mogl Pan?

- To nie jest moja rola. Nigdy nie sprzedalem obrazu bezposredno
odbiorcy. Na tym polega moja wysoka cena, ze robie swoje, a
profesjonalni sprzedawcy dziel sztuki - swoje. Zarabiamy po rowno.
Bo to jest czysty biznes, w ktorym nie wystepuje juz jako artysta,
ale biznesmen. Ja z tego zyje. Dlatego wycofuje sie z polskiego
rynku sztuki.

- Dlaczego z Polakami tak trudno jest prowadzic biznes?

- Gubi nas chytrosc. Jesli my nienawidzimy Zydow, to dlatego, ze
jestesmy jeszcze bardziej niz oni wyrachowani. Dla nas 50 procent
nigdy nie rowna sie 100, ale 200 procent. Np. czlowiek proponuje mi,
ze wydrukuje plakat do mojej wystawy podczas sympozjum KBWE w
Krakowie i dostaje ode mnie projekt wartosci 3 tys. dolarow. A
nastepnie zwraca sie do ambasady amerykanskiej o 2 tys. dolarow na
druk plakatow, ktore po sprzedaniu przyniosa mu zysk 10 tys. Ale
niestety, Amerykanie znajduja wydawce wiedenskiego, ktory kupuje
ozalid i drukuje za darmo. Bo ten sam plakat, jedynie ze zmieniona
nazwa miasta, bedzie towarzyszyl wystawom Sawki w Warszawie,
Helsinkach, Sztokholmie, Kopenhadze, Paryzu, Essen...

- Czy czuje sie pan czlowiekiem sukcesu?

- Nie w Polsce... Tutaj jestem zerem, bo jezdze tylko toyota.
Oceniaja mnie po tym, ile czasu potrzebowalem na zarobienie
pierwszego miliona! W dodatku jeden z artystow bioracy udzial w
wystawie "Jestesmy", zmywajacy gary w USA, powiedzial, ze "na
warunki amerykanskie Sawka jest slaby". Na pytanie w rodzaju "kto
pana zdaniem jest lepszy, pan czy Czeczot?", odpowiadam, ze
oczywiscie Czeczot!

- Jak sie robi sukces po amerykansku?

- Podczas gdy w Polsce chce sie go zrobic "na lewo", w Ameryce jest
on ciezko wypracowany. Tam nie ma SPATIF-u i dlatego Polacy
nienawidza Ameryki. Moglbym dlugo opowiadac o mojej przyjazni z
Makowiczem, niewatpliwie czlowiekiem sukcesu, ale bylaby to glownie
opowiesc o tym, jak czesto sie mijamy. On - w drodze na koncert,
tournee, nagranie, ja - na kolejna wystawe. A gdy sie juz spotykamy,
nie pijemy wodki, ale ... gramy w maly bilard.

- Ktore z dotychczasowych osiagniec ceni Pan sobie najbardziej?

- To, ze nie zachowalem w sobie polskiej paranoi. Wyjezdzajac do
Francji w 1976 wierzylem, ze mi sie uda. Nigdy nie myslalem, ze mi
sie cos nalezy dlatego, ze w Polsce jestem wielki, znany...

- Mial Pan juz wowczas na swym koncie powazne nagrody, m.in. Oscara
Malarstwa Miedzynarodowego Festiwalu w Cagnes-sur-Mer. Z Paryza,
gdzie przebywal Pan na zaproszenie Centrum Pompidou, przeniosl sie
Pan do Nowego Jorku...

- A Ameryce pociagala mnie ogromna skala zjawisk. Tylko tam moglem
zrealizowac swoje marzenia, czyli projekty i plany. Bez ogladania
sie na ograniczenia techniczne. Fantastycznie wspominam prace nad
scenografia zespolu rockowego Grateful Dead, koncertujacego na
stutysiecznych stadionach amerykanskich. Poza tym, Amerykanie nie
maja zadnych uprzedzen. Bez wzgledu na to, skad kto pochodzi. Wazne
jest tylko to, by byl dobry w swojej dziedzinie. Potwierdzilem to
ciezko pracujac przez 15 lat. Dzisiaj jestem lansowany przez
ambasade amerykanska...

- Mimo, ze nie jest Pan w obrazach bezkrytycznym piewca tamtego
stylu zycia...

- Czolowy krytyk "New York Timesa" - John Russel - napisal kiedys
karcaco, ze moje obrazy sa totalnym studium samotnosci. Zycie jest
walka, a ja chce utrzymac sie na jego powierzchni.

- Czy dostrzega Pan niebezpieczenstwo w postepujacej amerykanizacji
naszej kultury?

- Oczywiscie. Ale nasza tragedia polega na tym, ze Ameryka daje nam
to, co my chcemy, czyli Madonne, Michaela Jacksona, seriale "Dallas"
i "Dynastia", a nie wartosciowe programy kulturalne z telewizji.
Jestem przykladem na to, ze Ameryka produkuje takze dobra kulture.
Ja nigdy nie robilem zadnej chaltury. Ani wtedy, gdy rysowalem do
"New York Timesa", ani ilustrujac poezje Moczulskiego czy Stachury,
ani robiac scenografie do Kafki, Becketta, Witkacego i jeszcze wiele
innych rzeczy. Z drugiej strony, polska kulture - mysle o tej
kulturze na codzien - postrzegam jako bardzo niska. W Ameryce
wiekszosc ludzi przestrzega zasad kodeksu obyczajowego, ktory chroni
prywatnosc zycia. To daje poczucie wolnosci.

- Jak jest Pan przyjmowany w Polsce?

- Tak dobrze, ze z przyjemnoscia wyjzdzam do Paryza, ktorego
szczerze nie lubie. W Polsce panuje mitomania. Nie licza sie realne
osiagniecia. Np. tenisista jest autorytetem w sprawach sztuki i
polityki. Albo mowi sie, ze w przeciwienstwie do Ameryki kochamy
Becketta i... wystawiamy go dwa razy w ciagu 15 lat, podczas gdy tam
w ciagu 6 lat - 12 razy. I to za 1/8 tutejszych kosztow. Bo tlumacz,
ktory juz raz sztuke przetlumaczyl, wzial nastepne 12 mln. A ja
jestem frajer, poniewaz nie robie 12 obrazow z jednego...

- Wiec co tak naprawde zmienilo sie w naszym kraju, odkad nie ma
komunistow?

- Wazne jest to, co sie nie zmienilo. Ze tu, w Krakowie, sa moi
przyjaciele, z ktorymi pracowalem w tetrze STU, a potem w Klubie
Studenckim "Pod Jaszczurami". Fedorowicz, Moczulski, Jasinski tworza
nadal te atmosfere, dla ktorej warto tu mimo wszystko przyjezdzac.

[Rozmawiala Joanna Boniecka]

___________________________________________________________________

                           LISTY DO REDAKCJI:
                           ==================

Pawel Dobrowolski (dobrowol@husc8.harvard.edu)

                         "SZKODA INTELEKTU"
                          ================

Dziekuje za "S". Taka drobna moja wlasna opinia: Panowie, co bylo to sie
juz stalo, szkoda o tym mowic i nad tym sie trudzic. Zamiast patrzyc w
przeszlosc zajmijmy sie przyszloscia. Nie mozemy przeciez juz na zawsze
zyc tym co bylo za 'komuny'. Jest tyle nowych problemow do rozwiazania,
(chocby niekorzystny image Polski w porownaniu do innych bylych KS, mimo
faktu ze Polska poczynila o wiele wiecej w kierunku reform niz te
panstwa), ze szkoda Panow intelektu i czasu na rozpamietywanie
przeszlosci.

(...)

Jezeli mozna by zaproponowac nowy temat, do ktoregos kolejnego numeru
"S": image Polski za granica, ostatnio nie najlepsza mimo faktu iz ze
wszystkich bylych KS-ow Polska poczynila najwiecej na drodze do
gospodarki rynkowej, jest najblizsza przelomu w zmianach gospodarczych i
jak na razie politycznie stabilna. Tak, politycznie stabilna, mimo wielu
kampanii nienawisci w Polsce nie doszlo do rozliczen politycznych,
polowan na czarownice, czy tez krwawych wasni narodowosciowych.

Temat ten jest o tyle ciekawy iz jako Polacy za granica mamy jakas
mozliwosc wplyniecia na ten niekorzystny image...


_____________________________________________________________________

                           ANTYFEMINIZM?
                           =============

Anna Romanowska (anna@uottawa.bitnet)

[list skierowany do Jurka Krzystka]

(...)

     Poza tym mam okazje, powiedziec Tobie jako naczelnemu Spojrzen
     ze nie podobal mi sie artykul? lub opowiadanie? Mial w tytule
     przyrode, za szybko wymazalam, niestety. Zdanie, ze kobieta tez
     czlowiek i ....czasami mysli ( to mi utkwilo w pamieci, ma sie
     ta wybiorcza pamiec :-), :-) ). Nie lubie i juz. Odebralam to
     w calosci jako antyfeministyczne. Mysle, ze mimo wszystko nie
     jestem przewrazliwiona ?

___________________________________________________________________

                         LIST OD REDAKCJI  [J.Karczmarczuk]
                         ================

Jednym z momentow przelomowych i dla mlodego ojca i dla nauczyciela,
a takze dla dziennikarza (zwlaszcza amatora) jest POCZATEK DIALOGU.
Gdy nastepuje sprzezenie zwrotne z dzieckiem, uczniami, czy
czytelnikami i gdy mozna na samego siebie popatrzec niejako z
zewnatrz i sprobowac sie poprawic.

Dziekujemy Pawlowi Dobrowolskiemu, ktoremu nie podobala sie (nie
jemu jednemu) polemika miedzy Andrzejem Kobosem a mna na temat
jezdzenia do i zapraszania ludzi z krajow pod totalitarnym butem,
dziekujemy Ani Romanowskiej, ktora nawrzucala Adachowi Smiarowskiemu
od antyfeministow za jego felieton pt. "Na tropach przyrody" i
natychmiast prosze o dodanie w paragrafie powyzej mlodej matki do
mlodego ojca.

I mamy nieustajaca prosbe: piszcie. Najprostszym sposobem
zagwarantowania sobie wlasciego ujecia wlasciwych tematow jest
wlasny wklad pracy. Dzieki szybkosci poczty elektronicznej zawsze
bedziecie sie mogli wycofac, jesli dojdziecie do wniosku, ze tekst
byl za malo przemyslany. Jesli redakcja zdecyduje sie skrocic tekst,
nie zostanie on opublikowany bez zgody autora, chyba, ze nie jest to
artykul oryginalny tylko przedruk.

Bedziemy sie starali promowac materialy wspolczesne, ale gdziez
bysmy mogli zrezygnowac ze wspomnien Erica Behra, ktory po prostu
wtedy kiedy trzeba bylo to cos robil, a nie tylko narzekal na
ustroj, albo zastanawial sie czy go ubecja fotografuje z profilu
czy en face!

Chcemy zamieszczac artykuly polemiczne, jednak, w miare mozliwosci
bez powtarzania wyswiechtanych argumentow. Miedzy innymi dlatego w
niniejszym numerze znalazl sie artykul, trzeci juz z kolei dotyczacy
glosowania przez Polakow przebywajacych za granica. Nie zamierzam z
nim polemizowac, tym bardziej, ze mialem juz okazje wypowiadac sie
sam. Mam jednak dwie krotkie uwagi:

Sens pojscia do urn jest rozny dla roznych osob. Jesli zgodzimy
sie, ze ogolnie rzecz biorac dla rozwoju i stabilizacji demokracji
jest lepiej jesli ludzie glosuja, niz jesli nie glosuja, to wiekszy
udzial Polonii moglby miec pewien zachecajacy wplyw na PRZYSZLE
wybory w Polsce. Byc moze do rodakow w kraju trafilaby nastepujaca
argumentacja: za granica, tam gdzie demokracja jako tako
funkcjonuje, ludzie Z ZASADY GLOSUJA, nawet jesli maja w ogole za
zle. (I nawet jesli teza, ze z zasady glosuja jest naciagana...)

Po drugie, cieszmy sie razem z p. Janem Glinka, ze jak wrog stanie u
bram, to i Polonia ruszy z bagnetami. Ale moze rowniez troche
pomagac ciagnac ten wozek jak wroga nie ma? Niekoniecznie sutymi
darowiznami, ale po prostu zyczliwym i AKTYWNYM zainteresowaniem
biezaca polityka. To tez moze stanowic o image polskiej spolecznosci
za granica, o ktore zabiega Pawel Dobrowolski.

(To niby, ze ludzie maja glosowac. Ale ci, ktorzy mnie znaja od razu
wyczuli, ze naprawde, to chodzi, zeby ludzie sie wypowiadali, zeby
pisali do Spojrzen i zeby nas zasypali taka iloscia tekstu, ze w
koncu zaniedbamy prace zawodowa i zycie rodzinne, ze nas wyrzuca i
stad i stamtad i bedzie spokoj...)
J.K-uk

___________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek     (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek  (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Andrzej M. Kobos   (kobos@krdc.int.alcan.ca)

       (Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka)

____________________________koniec numeru 4_________________________